czwartek, 11 września 2025

Ścieżka 681 Do przodu

 Druga notka. Po alko pisze mi się zdecydowanie lepiej. Ten wielki czerwony hipnozytujacy wariat jeszcze z morza nie wylazł.

Leżę, juz czuć chłód i wilgoć ale nie przeszkadza mi to, grunt, że nie ma wiatru. Jest mi tak dobrze. Błogo. I chodzi mi po głowie ta notka, ta z przedwczoraj.
Wczoraj też było palone, ale wczoraj bez żadnych spektakularnych efektów. W sumie nie wymagaj cudu każdego dnia. I w sumie, grunt, że nie bylo bad tripa. Tak tu teraz leżę, tym razem po alko. I jest też błogo. I siedzi mi w głowie ta notka. Przedwczoraj na paleniu, jak też mi było tak błogo poczułem, że mogę wyjść z ciała. Wyjść i spojrzeć na siebie z boku. Wyjść i polecieć zobaczyć co u Księżniczki. I stanąć obok niej i szepnąć jej do ucha nie martw się, wszystko będzie dobrze, pomogę Ci. Kurde ileż to już razy myślałem o obe, ile to już razy myślałem o świadomych snach. Ale bałem się. Bałem sie ciemności. Coś jak mój eks szwagier, który ostatnio, po przeszczepie wątroby zapadł w śpiączkę i po przebudzeniu opowiadał o lataniu i o jakichś czarnych postaciach. I stał sie tak nieznośny, że musieli go przystopować farmokologicznie. Jednak ja przedwczoraj już sie nie bałem tych czarnych postaci. Nie bałem sie ich. A bałem sie ich nawet wstajac nocą do łazienki i patrząc w lustro, bałem sie, że coś czai się za plecami.  Irracjonalne. A przedwczoraj już się nie bałem. I naprawdę byłem bliski. I była jeszcze jedna myśl, wyjść i polecieć do wszystkich. Do wszystkich mi bliskich. Do wszystkich których w swoim życiu dotknąłem. Tych których dotknąłem pozytywnie i tych których dotknąłem negatywnie. Tych dla których moje słowo, mój czyn, stało sie czymś co coś w ich życiu ruszyło - i dobrego, i złego. Bo przecież, świadomie czy nie, stałem sie ich kreatorem, wpłynąłem na ich dalsze życie. W mierze większej czy mniejszej ale stałem się. I zapragnąłem udać sie do nich wszystkich. Stanąć obok, popatrzeć i szepnąć nie martw się, wszystko będzie dobrze, pomogę Ci. Chciałem ich wszystkich pocieszyć. Tak, żeby, nie wiedząc skąd i nie wiedząc jak i nie wiedząc dlaczego poczuli nadzieję. Ale zrozumiałem nagle, że nie dam rady. Nie mogę ja, ten który tu leży wyjść i polecieć do wszystkich, ja jeden. To jest niemożliwe. Ja jeden. I zrozumiałem, że jeżeli chcę to uczynić muszę umrzeć. Muszę umrzeć, stać się czymś na podobieństwo ducha, rozbić sie na wystarczającą ilość promieni światła i wówczas dotrzeć do Was wszystkich. Chcesz tego? Czy chcesz? To jest proste. Możesz w tej właśnie chwili umrzeć dajmy na to na zawał serca. Umierasz, i juz jesteś tą światłością. Chcesz? No Nie chciałem. To jeszcze za wcześnie stwierdziłem. Ale już wiem. Jak umrę to rozpierdzielę sie na nieskoczoną ilość promieni światła i stanę przy każdym którego kiedykolwiek i jakkolwiek doświadczyłem i szepnę mu do ucha nie martw sie, wszystko będzie dobrze.
Jest 20:46..Już zacząłem powątpiewać czy będzie. Jest, po prostu chmury były nad horyzontem na wschodzie. Jest, jak jakaś lampa, jest, oświeca drogę na tafli morza. Coraz zimniej coraz większe wilgotność, ciemno, ale jak tu iść jak taki księżyc, jak tu iść jak takie gwiazdy.
P.S.
Dlaczego tu nikogo ze mną nie ma? Nie, nie ma drugiego takiego człowieka co siedzi na plaży I pisze. Nie ma drugiego takiego człowieka co siedzi na plaży i patrzy na księżyc. Nie ma. Nie ma. Ale piękne gwiazdy. A ten wariat wielki tak świeci, że cień widzę.

Ścieżka 680 Do przodu

 Kurde, znowu tu jestem.  Tu czyli na pisaniu i tu czyli na plaży. Choć w sumie czemu sie dziwię, bo to drugie to przecież oczywiste, a i to pierwsze - zważywszy na ostatnie - też.

Człowiek wzdycha, rozgląda się wokół, i przy kolejnym głębokim wydechu na ustach pojawia sie mało oryginalne kuuurwa. Kurwa jak jest pięknie. Słońce zaszło, gdzieś tam na horyzoncie wielka chmura układa sie w obraz masywnego szczytu górskiego. Chmury nade mną mienią sie kolorami tęczy, morze spokojne, prawie bez fal. I przede wszystkim nie ma wiatru. Jest spokój. Jest kuuurwa taki spokój, że tylko sie położyć. I zasnąć. Zasnąć nawet na wieki. Jeszcze chwila i z morza wynurzy sie ten wariat wielki czerwony hipnozytujacy. Tak, odzyskałem moc zachwytu Nadmorzem. O jak dobrze, o jak dobrze. Jak dobrze, że wrócę do codzienności nie zblazowany i znudzony, a zachwycony i spełniony. Jak mi było trzeba się czymś zachwycić, jak mi bylo trzeba. Wszystko już bylo takie nijakie, takie nieważne, takie po prostu. Teraz, tutaj, w tej chwili mam reset. Nie ma wiatru więc nie muszę sie chować w wydmie, siedzę na kłodzie nie wiadomo kiedy wyrzuconej przez morze, popijam naprędce skleconą mieszaninę alko i już nic więcej mi nie trzeba. Jeżeli kiedyś miałbym umrzeć to chciałbym umrzeć w takich okolicznościach przyrody i ten tego niepowtarzalnej. Co nie znaczy, że chcę umrzeć. Chociaż kiedyś chciałem. To znaczy, że jakbym miał umrzeć to w takich okolicznościach. Ale też w takich okolicznościach mógłby żyć. Wstać rano, zjeść, pobiegać, wykąpać sie w morzu, zjeść, przyjść na plażę, zapalić lub wypić i coś napisać. I nie myśleć, najważniejsze - nie myśleć. Wiem, nie dorosłem do życia, wiem, uciekam przed problemami, ale nie chcę dorosnąć i nie chcę problemów mieć.
P.S.
Jest 19:46. W czerwcu o te pore to dopiero przychodzę. A teraz? Teraz o te pore to to co się dzieje na zachodzie to jest jakiś cud. Uwielbiam tą czerwono krwistą zorzę po zachodzie. A przecież lada chwila wynurzy sie jeszcze z morza ten wielki czerwony hipnozytujacy wariat. I jeszcze chwila i zostanę tu sam. Jest kurwa pięknie.

środa, 10 września 2025

Ścieżka 679 Do przodu


Ależ to było wczoraj, ta wieczorna plaża. Jeszcze takiej nie miałem. Była taka, że teraz, tu, zupełnie trzeźwy, czysty jak łza chcę ją opisać. 
Zaczęło sie przedwczoraj, przedwczoraj kiedy to poraz kolejny wróciłem w Nadmorze. Trzeci raz w tym roku i drugi raz w ciągu dwóch tygodni. Wróciłem, usiadłem na wydmie i zapadłem w zadumę, tą swoją niezrozumiałą i niewytłumaczalną zadumę. Zadumę z której wyrwał mnie strach. Patrzyłem na falę i dotarło do mnie, że sie boję. Czuję lęk, obawę. Sama myśl, że się boję już sama ta myśl wzbudzała niepokój. Ale czegóż mogłem sie tu bać, w tym cudownym, spokojnym miejscu? Spojrzałem na ten strach z boku. Z pozycji obserwatora. Tak jak to wyczytałam w mądrych księgach gdzie to radzą by tych myśli nie odrzucać, by je wziąć i sie im przyjrzeć. No więc, nie walczyłem z tym, wziąłem. Wziąłem i zobaczyłem, że boję się, że to wszystko może nie mieć znaczenia. Że ja żyję, że istnieję w jakieś grze, symulacji, jakimś śnie i wystarczy, że ktoś wyciągnie wtyczkę lub sie obudzi i wszystko się skończy. Skończy sie tak o po prostu. Bez zwycięstwa czy porażki, bez nagrody lub kary. Skończy się zwykłym końcem. I, że to całe moje staranie, całe moje uczciwe i dobre życie nie ma sensu. Że to wszystko nic nie znaczy i nic nie powoduje. Po prostu tylko jest. Moje życie czy uczciwe i dobre czy nieuczciwe i złe nie ma żadnego znaczenia. Jest jak jakieś coś co sie odbyło i tyle z tego, tylko tyle, że było.
I potem przyszła do mnie druga myśl. Myśl, że przecież Nadmorze już mnie nie zachwyca, już nie cieszy. Jestem tu, przyjeżdżam ale sam nie wiem po co. Miałem znaleźć ukojenie, miałem znaleźć odpowiedzi jednak nic takiego nie nastąpiło. Przez tyle już lat. Już sie znudziłem. Czy mogę w to uwierzyć? Czy pomyślałbym kiedyś, że Nadmorze mi sie znudzi? Nie, nigdy bym tak nie pomyślał, nigdy bym w to nie uwierzył. A teraz jestem tu bo jestem, z przyzwyczajenia, z braku lepszej alternatywy, z nudy - jak stare małżeństwo. Już nawet zachód słońca nic nie znaczy. Nawet on.
I wtedy wstałem. I wtedy go zobaczyłem. No tak, przecież miał być, przecież miałem go nawet zamiar obserwować. Zapomniałem. A on tam był. Kto widział wielki, czerwony księżyc wyłaniający się z morza wie o czym mówię - a kto nie widział, to choćbym wspiął sie na wyżyny swoich zdolności, choćbym użył najwspanialszych słów na jego opisanie i tak nie zrozumie. To trzeba zobaczyć. Był olśniewający. I wrócił zachwyt Nadmorzem.
Wczoraj postanowiłem zapalić. Tradycyjnie w wieczornym Nadmorzu. Ostatnio z paleniem mam problem. Boję się. Boję sie, bo takie wizje mi zaczęły wchodzić, że strach. Rozpadałem sie. Nigdy nie wiedziałem kim jestem, czym jestem, po co jestem i dlaczego jestem. A ostatnie klika paleń tylko ten stan pogłębiło. Tylko wprowadziło jeszcze więcej problemów. Tylko praca, tylko znalezienie zajęcia dawało mi jako taki spokój. Tylko ciągłe stymulowanie głowy bodźcami z zewnątrz pozwalało zachować jako taką równowagę. Jednak gdy tylko trafiała sie chwila ciszy, chwila gdy wnętrze dochodziło do głosu to wszystko wracało. To było bardzo nieprzyjemne, wręcz przerażające. Długo by pisać do jak absurdalnych i do jak strasznych wersji siebie i świata dochodziłem. Dlatego też zacząłem się go bać. Bałem sie tego gdzie mnie dalej zaprowadzi. Bałem sie, że może mnie doprowadzić do ostateczności. No ale co jak co cały czas kusiło. Kusiło chęcią poznania tego co dalej. Ale i kusiło nadzieją na lepsze, nadzieją. I to wczorajsze było inne. Było lepsze. Było najlepsze. Nie wiem co sie w nim zmieniło. Nie wiem co sie zmieniło we mnie. Patrząc racjonalnie to nic. Wszystko było tak jak tych parę ostatnich nieprzyjemnych razów. A jednak. W ułamku chwili wszystkie obawy i strachy znikły. W ułamku sekundy poczułem jedność z samym sobą. Poczułem, że wszystko ma sens. Że nawet te ostatnie kilka razy też miały sens. To było jak walenie głową w mur. Nie wiedziałem wtedy, że to robię ale teraz wiem, że to robiłem. Robiłem to żeby go przebić. I teraz go przebiłem. Z uporem maniaka, już nawet bez wiary i nadzieji, bez sensu. Już nawet pogodzony z porażką. Ale robilem. Wczoraj się stało. Wczoraj połączyłem wszystkie swoje jestestwa, wczoraj stałem sie jednym sobą. I gdy sobie to uświadomiłem spojrzałem na świat. Z jednej strony zorza po zachodzącym słońcu i grające kolorowe światła Gdańska Sopotu i Gdyni, z drugiej strony wielki czerwony księżyc wyłaniający sie z morza, przede mną morza szumiące falami a nade mną morze gwiazd. Nie wiem czy można sobie wyobrazić bardziej bajkową scenerię. I ja, sam, sam jedwn na tej ciemnej plaży. To była moja nagroda. To było spełnienie tylu lat cierpień i oczekiwań. I coś mi mówiło, że oto masz, masz co chciałeś. Że oto nadszedł czas spełnienia. Że oto po latach wyrzeczeń nadszedł czas zbioru. Plon właśnie jest gotowy. Mur został przebity, odnalazłem się i mogę zbierać żniwo tego co zasiałem. A że siałem uczciwym sercem nie mam wątpliwości. 
Dobra, tyle na teraz. Zakładam gacie, bo siedzę jak to ostatnio zacząłem, nago, idę sie wykąpać w morzu i pobiegać. Jednak teraz juz inaczej biegać. Do tej pory biegalem ciężko. Do tej pory biegalem dla kondycji, dla wyniku, dla zdrowia. Biegałem dla zabicia czasu, z braku innej alternatywy. Biegałem marudząc na wiatr, marudząc na nierówną plażę. A teraz bedę biegł wolny, zadowolony, że w ogóle biegnę. Jakie te fale są piękne jak się tak biegnie.
Wróciła mi chęć pisania.
Jantar plaża 10.09.2025 13:31 

Ścieżka 678 Do przodu

 Wiem, że wszystko wiem i wiem, że wiedzieć więcej nic już nie muszę. Tak wiem, że wszystko wiem, że mogę sobie pozwolić zapomnieć. Bo wiem że w chwili trudnej sobie przypomnę, że wiem, że wszystko wiem.

09.09.2025 Jantar powrót z plaży 21:41

wtorek, 26 sierpnia 2025

Ścieżka 677 Do przodu

Ja pierdzielę - nie chce mi się z tąd iść. Ja pierdzielę i pokaż mi drugiego takiego człowieka co o 21:41. 26.08. będzie na plaży przy 12st siedział i patrzył w niebo to biorę go w ciemno. Ja pierdzielę żeby o tej porze o tej temperaturze siedzieć tu i patrzeć w gwiazdy? Kurde nie mogę zlokalizować Małego Wozu. Ale o co generalnie mi chodziło? W sumie że tu leżę... Leżę... No i co? A w sumie od tego zależy wszystko. Tak bardzo chcę tu zostać, tak mi nie przeszkadza chłód... I teraz od tego co teraz tu zrobię. Czy zostanę i zamarznę w w stanie błogiego uniesienia czy wstanę i pójdę położyć się w cipiełku zależy mój los.
Wracam. W tzw porcie pani i dwie małe dziewczynki - szok  - no kogo jak kogo ale takich osób bym sie tu o tej porze o tej temperaturze nie spodziewał - nie wyglądają szczególnie - tym większy szacun. Poszedłem - ale po chwili mija mnie Land Cruise - to one, ta pani i dwie małe dziewczynki - i tak szacun. Dalej juz totalnie sam, osada jak wyludniona.

Ścieżka 676 Do przodu

 No i co?

Jutro kurna o tej porze będę dojeżdżał kurna do łorso. A pojutrze o tej porze będę siedział na wyrze w chacie. A po po jutrze o tej porze to nie wiem co ale nie będzie to nic przyjemnego. Popoojutrze o tej nie będę pamiętał nic z teraz.
Jest jakieś 15 min po zachodzie słońca. Właśnie przeparadowala przede mną jakaś grupa kolonijna. Dziewczęta i chłopcy - oni one kurde nic jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego z czym będą sie borykać za lat kilka, kilkanaście.
Jest 20:26. Wymieniłem parę SMS z Pati. Ludzie już uciekają z plaży i robi sie pomojemu. Wprawdzie chłodno, dłonie już chłodne, ale taka prawdziwa moja plaża. Prawie pusta, prawie ciemną, prawie świadoma. Taka moja. Zaraz pokażą się gwiazdy. Kurde no - żeby było deko ciepłej. Widok horyzontu jest niesamowity. Statek wojenny dalej się kręci z tym, że teraz rozpoznaję go tylko po światłach. I pojawiły się pierwsze niebieskie lampki poszukiwaczy bursztynu.
Kurde - ale mi się zrobiło błogo - nawet pomimo tego chłodu. Nic mnie nie obchodzi. Tylko pisanie tej notki i oddanie przez nią tego stanu. Sobie i innym. No tak, tylko gdzie są inni? Gdzie wszyscy którzy tu ze mną byli. Gdzie są, gdzie są wszyscy moji blogerzy? Czy żyją? Czy są zdrowi? Czy odnaleźli spokój? W Nadmorzu wracają do mnie i wraca zastanowienie co u nich. 
Jakie to w sumie dziwne, że jeszcze parę lat temu nie mogliśmy bez siebie żyć, a od kilku lat nic o sobie nie wiemy.
To utwierdza mnie w przekonaniu, że nic w tym życiu nie jest nic wieczne. Dzisiaj jest, jutro tego nie ma i w sumie na koniec nie wiesz dlaczego. Tak jakby w danej chwili miało być, było, nie zdajesz sobie tego.sprawy po co, a potem znikało, tak o już i nawet nie wiesz dlaczego.
Jantar plaża 26.08.2025 Wtorek 20:54 Jest naprawdę zimno... ale nie obchodzi mnie, siedzę, patrzę, piję, piszę, kocham.
P.S. Nie pamiętam czy kiedykolwiek mi wszystko zarosiało o te pore a mimo wszystko dobrze mi się siedzi i wracać musu nie odczuwam.
P.S drugie Bo tak teraz sobie pomyślałem patrząc na Wielki Wóz że może ktoś tam patrzy na Wielki Wóz - to jakby patrzył to ja też patrzę 

Ścieżka 675 Do przodu

 To siódmy dzień w Nadmorzu i dopiero druga notka, druga i ostatnia, jutro juz z Nadmorza wyjeżdżam.

Jeszcze nigdy tak wcześnie nie pisałem. I chyba nigdy tak mało w Nadmorzu. 
Szkoda, szkoda, że tak mało mogłem spędzić wieczorów na plaży. Szkoda, że tak mało słońca, szkoda.
Ale Nadmorze jest fajne. Fajne bo daje dużo przestrzeni do myślenia. Także tego dziwnego czy wręcz przerażającego - po trawie - i tego wspominkowego po alko. Ileż to wspomnień wraca do mnie tutaj, ogromy. Oczywiście tych dobrych i tych niedobrych. Takich z dzieciństwa, czy też, nawiązując do poprzedniej, takich z przed świadomości. Tutaj mam czas myśleć. Nie mam na to czasu tam w rzeczywistości.
Różnica między alko i trawą jest taka, że po alko myślę o tym tu i teraz, a po trawie rozpierdalam się na pierdylion wersji mnie i myślę o nich wszystkich. Aż strach pomyśleć co będzie jak dotknę czegoś głębszego. Boję się ale kusi bardzo.
Tak jak tu i teraz sprawa jest prosta - myślenie, nie rozmyślanie. Tu i teraz sprawa jest łatwa - po prostu żyć. Bez znaczenia jest po co, bez znaczenia jest dlaczego, bez znaczenia jest i co dalej. Po prostu skoro tu i teraz jestem po prostu żyj. Żyj i nie staraj sie zrozumieć, to nie jest ważne. Nie wiesz po co, nie wiesz dlaczego i nie wiesz co dalej więc po prostu żyj. Jeżeli masz się dowiedzieć to wcześniej czy później się dowiesz, a jeżeli masz sie nie dowiedzieć to nie dowiesz się i nic tego nie zmieni.
Jantar plaża 26.08.2025 19.08. Wtorek 16st C

piątek, 22 sierpnia 2025

Ścieżka 674 Do przodu

Czym sie różni mały człowiek czyli dziecko od dużego człowieka czyli dorosłego? Czy te dwa organizmy nie należą do stałocieplnych? Więc dlaczego mały człowiek siedzi w morzu z sinymi ustami i nie myśli o wyjściu z wody a duży człowiek nawet nie myśli o wejściu do wody? To sie właśnie ze mną porobiło. To jest właśnie klucz do życia. Ten mały człowiek widzi tylko radość morza, widzi radość fal, widzi wyjątkowość tego, że tu jest. A ja, duży człowiek? Ja widzę zimne fale, mnie już nie wzrusza wyjątkowość, że tu jestem. To jest właśnie klucz życia - co widzisz patrząc na daną chwilę. Ja widzę dyskomfort, ja widzę troskę, ja widzę obawę, ja widzę wycofanie.
Wczoraj sie upaliłem. Taka myśl - ja sam, tak wewnętrznie, tak podświadomie, tak nie zdając sobie z tego sprawy w świadomości, ja sam zabraniam sobie być szczęśliwym. Sam siebie ograniczam, sam siebie bojkotuję żeby szczęścia nie czuć. A dlaczego? Bo jestem przeświadczony, że na szczęście nie zasługuję, że nie należy mi się. Dlaczego? Tego jeszcze nie wiem. Ale samo odkrycie tego faktu to już niemały sukces. Całe życie sie zastanawiałem dlaczego nie mam szczęścia, dlaczego go nie mam. A dziś sprawa jest prosta - bo sam go do siebie nie dopuszczałem. Tak jakbym gdzieś kiedyś nie wiem dlaczego zdecydował, że muszę cierpieć, że mam być męczennikem. Czy też sam siebie karał za coś o czym nie wiem.
Kiedy stałem się dużym człowiekiem? Kiedy zdałem sobie sprawę, że woda jest zimna i nie można w niej siedzieć z radością? Kiedy zdałem sobie sprawę ze swojego jestestwa i zaczęło ono sterować moim życiem?
Alkohol jest w tym lepszy od trawy, że skupia mnie na tym mnie tu, i że to tu czyni znośniejszym, przyjemniejszym, akceptowalnym. Tak jakbym był małym człowiekiem i skakał w falach nie dbając o to że zimno a tylko widząc ich wyjątkowość. Trawa natomiast otwiera mnie na tego mnie na różnych poziomach. Bardzo mocno na mnie działa. Nie mam w tym aspekcie jakiegoś wielkiego doświadczenia czy rozeznania ale myślę sobie, że mam jakieś wyjątkowe skłonność. Jakoś wyjątkowo podatny na jej działanie. Było już jej trochę i boję sie jej. Daje dużo zachwytu i uniesienia ale wywołuje takie przemyślenia, że nie potrafię sobie z nimi radzić. A może to chodzi o to, że nie potrafię ich zrozumieć, zrozumieć rozumem? Hmmm. W sumie może to i racja, ja chcę zrozumieć rozumem coś czego rozumem zrozumieć nie można? A tego sie zrozumieć nie da.
Tęsknię za ciepłą nocą na plaży. Kiedy leżę, słucham fal i patrzę w niebo. Czy jest na tym świecie chociaż jedna osoba, chociaż jedna,  która siedzi wieczorami, nocami - sama - na plaży i pisze notki. Zastanawia sie nad dlaczego jak i po co? Nie ma. Naprawdę nie ma. Może właśnie dlatego jestem taki smutny. Bo, że samotny to nie powiem. No może czasami chciałbym kogoś trzymać tu za rękę - jednak generalnie to jestem smutny. I też nie wiem dlaczego.
To trzeci wieczór na plaży a dopiero pierwsza notka. Jest zimno ... ale ładnie ... o nie chce mi się z tąd iść tak prawdę mówiąc.
Jantar plaża 22.08.2025 20:50

 

poniedziałek, 30 czerwca 2025

Ścieżka 673 Chyba do przodu

 Wczoraj nie pisałem bo się zjarałem. Nie jakoś tragicznie ale w miarę mocno. I Amanita weszła potem. Takie jaranie rozkminianie. Mocne. Nawet fajne ale to rozkminianie nie jest przyjemne. Za dużo znaków zapytania, za dużo niepewności, za dużo strachu. Miałem nawet chwilę że już umieram, czy też co by było jakbym właśnie umarł. Co by ludzie powiedzieli? No właśnie - co by powiedzieli? Że umarłem siedząc w lesie, że umarłem po jaraniu, że bałagan mam w pokoju i w domu. Powinno być mi wszystko jedno po śmierci a jednak ta natrętna obawa co sobie pomyślą, co sobie pomyślą - i najgorsze że pomyślą sobie źle. Że źle mnie zapamiętają i że dowiedzą się prawdy na mój temat. Bo przecież tak dobrze się maskuję, tak dobrze udaję. Gdy przychodziły najfajniejsze momenty palenia, gdy las stawał się magiczny i tajemniczy, gdy czekałem na pojawienie się aniołów nagle dochodziły mnie odgłosy z zewnątrz, rozglądałem się zanipokojony, przywoływałem się do świadomości żeby tylko ktoś nie nazwał mnie leśnym dziwactwem. Albo żeby ktoś mi w tym stanie wyrwania z rzeczywistoaci nie wbił noża w plecy.

Dziwny jest ten towar. Straszne rozkminy mam po nim. Ciekawe i genialne ale za dużo niepewności zostawiają we mnie jak wracam do realu. Tylko co tu jest realem? Ostatnio w nic nie wierzę. Nie wiem kim nie wiem czym i nie wiem co to jest. Są chwilę jakbym rozpadał się na pierdyljąt części, albo znowóż zapadał się w siebie w nicości. I muszę na nowo się szukać na nowo definiować. I choć wracam do siebie, choć  w sumie nadal nie wiem czym jest to ja, to trudne i męczące jest to bardzo.
Mam tyle już w glowie że zaraz mi pęknie, tak wiele przemyśleń że sam się dziwię że aż tyle. Musiałby to opisać. Chociaż wiem, że jakbym zaczął pisać to tego pisania nie było by końca. To by było pisanie w nieskończoność. Bez konkretu na koniec. Pisanie z wiecznym znakiem zapytania.
Ale jedno muszę dzisiaj na koniec. Jestem wszystkim i niczym, znam sens istnienia i go nie znam, jestem początkiem i końcem, jestem dobrem i złem, choć na koniec jestem wszystkim.
Jantar plaża wejście 82 Poniedziałek 30.06
2025 godz 21:19 Zachód słońca za 2 minuty.

sobota, 28 czerwca 2025

Ścieżka 672 Do przodu

 

Sekret. Mam sekret. Sekret o którym muszę powiedzieć o którym zawsze powiedzieć chciałem. Cały czas czekałem na ten dzień. Nigdy nie wierzyłem że kiedyś nadejdzie ale zawsze widziałem że kiedyś będzie. Małe rzeczy które wyjaśnić muszę by były lepsze. Jest to bardzo straszne dla mnie. Ale to wszystko to wszystko co należy. Sekret. Sekret w którym robiłaś mnie radośniejszym, a ja ciebie smutną. A to wszystko nie powinno się było zdarzyć. I to była miłość. Miłość. Sekret o którym muszę powiedzieć. I to wszystko. Wszystko. Sekret o którym chciałem powiedzieć. Zawsze będziesz w mojej pamięci. Może nie szanowałem Cię tak jak powinienem był. Może nie kochałem Cię tak jak powinienem był. Małe rzeczy które powinienem był zrobić a nie zrobiłem. Nigdy nie zrobiłem ich na czas. Zawsze będziesz w mojej pamięci. Zawsze będziesz w mojej pamięci. Może za mało Ci mówiłem jak jesteś dla mnie ważna. Więc przepraszam. Zawsze będziesz w mojej pamięci. Każdy dzień z Tobą będzie uśmiechem. To wszystko sekret to wszystko. Nie mów nikomu.
Jantar 23.08.2022

Jantar 28.06.2025
Trzy lata czekało na opublikowanie. Trzy lata. Pamiętam jak płakałem jak to pisałem. Posłuchałem jeszcze teraz tych dwóch utworów. Iiii zapłakałem. Jeny jak ja dawno nie płakałem. Ależ się cieszę z tych łez.

Ścieżka 671 Do przodu

 Dzisiaj jest taki dzień jakiego generalnie oczekuję w Nadmorzu. Nie mam żadnych rozterek i nad niczym nie rozmyślam. Po prostu wstałem, po prostu zjadłem, po prostu poplażowałem, po prostu pobiegałem i po prostu siedzę tu teraz. Tylko siedzę i patrzę i tylko siedzę i słucham. A wszystko jest jakieś wyraźne. Pogoda którą przewidywałem gorszą jakaś taka odpowiednia, i wiatru nie ma i ciepło w miarę. Naprawdę dziwnie. Zaskoczony jestem jak spokojnie jest. I ten spokój jest dziwny.  Znaczy sie spokój we mnie. Jakie to dziwne, że spokój może być dziwny. Chciałbym tak zawsze. I teraz najważniejsze - dlaczego? Dlaczego jedenego dnia nie potrafię żyć i krwiożercze mysli trują mnie, a dnia jak dzisiaj, jak teraz, siedzę w błogiej nirwanie.

Siedzę zaszyty w wydmie. Nikt mnie tu nie widzi. Nawet jakieś państwo przyszło się odlać i pan zapewnia panią że nikogo tu nie ma - nieee ma, są 10 metrów ode mnie. W życiu nigdy nie mów nigdy.
A wracając do tematu. Dlaczego teraz jestem spokojny i pewny a jeszcze wczoraj, przedwczoraj i przed przedwczoraj bałem się swojej głowy? Czy to Amanita, święta Amanita. Wczoraj przyjąłem. Wprawdzie zmulila mnie na spacerze jednak gdy wróciłem do domu i gdy położyłem się spać mój mózg przeleciały jakby prądy. Czułem takie przyjemne masowanie pod czaszką. I spałem dzisiaj jak zabity. Nie wiem wprawdzie co mi się śniło i nic nie pamiętam ale całą noc przespałem bez wybudzenia i dziś jakoś dziwne dobrze się czuję.

czwartek, 26 czerwca 2025

Ścieżka 670 Do przodu choć początkowo miała być w miejscu

 Od jakichś dwóch tygodni jestem w nieznośnym trybie rozterki czy dobrze wybrałem wybierając pigułkę czerwoną. Czy nie lepiej byłoby wziąć jednak niebieską i tak jak Cypher pozostać w błogiej nieświadomści. Po co mi było to szukanie odpowiedzi? Może to życie moje nie było jakieś rewelacyjne ale miało przynajmniej jakieś wartości. A w tym akurat momencie jestem w nieznośnym trybie, że nie ma żadnych. I ciężko, bardzo ciężko jest w takim trybie. Boję się każdego kolejnego dnia. Boję się każdej kolejnej myśli. Nie wiem co robić. Nie wiem nic.

Obserwuj je. Nawet jeżeli są obrzydliwe straszne niepojęte - nie analizuj ich - tylko je obserwuj. Nie dociekaj skąd są, dlaczego są i nie potępiaj się za nie - tylko je obserwuj. Obserwuj z ciekawością ale bez oceny. Obserwuj bez wnikania. Tak - to jest lekarstwo na mój aktualny stan: obserwować. I może to prowadzi do tego by się stać tu i teraz - tu i teraz bez przyszłości bez przeszłości? Hmmm - czyżbym właśnie odkrył antidotum na moje nieznośne rozterki? Obserwacja tu i teraz. I uważność. Hmmm dotychczas moja głowa to był pociąg pędzących myśli, wieczna gonitwa za tym co było i za tym co będzie. I ciągle działanie - ileż to już razy zastanawiałem się po fakcie dlaczego to powiedziałem dlaczego tak się zachowałem. I kto to w ogóle powiedział i kto to w ogóle zrobił - bo przecież nie ja. Myśli słowa i czyny wychodziły ze mnie automatycznie. Jak oddech. Jeny, czy ja się w ogóle skupiałem kiedyś na oddechu, czy go w ogóle zauważałem? A tyle o tym czytałem tyle o tym słyszałem - skupieniu na oddechu - chyba to wreszcie zrozumiałem. Kurde cieszy mnie ta myśl, cieszy mnie to zrozumienie. Może właśnie coś odnalazłem? Coś czego szukałem od dawna. Coś o czym tyle czytałem tyle słyszałem - może właśnie mi się objawiło.
Plaża Janatar 26.06.2025 21:35 Słońce zaszło o 21:22 a widno jakby w dzień. 
P.S. Już z łóżka. Wróciłem na bosaka całą drogę - wchodzi Amanita.

środa, 25 czerwca 2025

Ścieżka 669 Do przodu

 Za każdym razem jak tu siedzę, i za każdym razem jak patrzę na zegarek myślę co bym robił teraz normalnie w łorso. I za każdym razem jak tu siedzę myślę o tym co bym robił teraz w łorso jakie to bez sensu. Cała ta gonitwa, śledzenie wiadomości, bycie na bieżąco, orientowanie się w sytuacji. Ja pierdolę - w łorso jestem dramatem. I najgorsze że ja wtedy przeżywam to całym sobą. Dramat. Jest 22. To jest kontynuacja poprzedniej notki. Jest 22 a na plaży jasno jakby w dzień. I zostałem sam. I tej mikstury 500 ml już nie ma. I nikt tu nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. I nikt o mnie nie myśli. Ten statek co prawie się wpierdzielił w zachód słońca nawet nieźle zasuwa i daleko już jest. Znowu jestem sam. Morza szum i plaża jakby za zioła. Nawet to przyjemne jest. Wszystko wyraźne. Jednak sam. Sam sam sam. Gdzie mi lepiej? Czy w łorso gdzie gonitwa spraw nie daje chwili na refleksję czy tu gdzie chwila to jedna wieczna refleksja?

Ścieżka 668 Do przodu

 40 minut do zachodu słońca. Połowa 500 ml mieszaniny Ballentainsa z pomarańczowym już za mną. Ten wiatr chyba zelżał. Nawet fajne te fale, morze szumi mocno. Przerwa. Przyszło rozluźnienie. Taki fajny stan w którym co chwila wzdycham. I w którym co chwila po każdej natrętnej myśli stwierdzam - jebać to wszystko. Przerwa. Za każdym razem jak siedzę taki schowany w wydmę uważam się za wariata. Tzn myślę że ludzie uważają mnie za wariata. I za każdym razem jak tak siedzę schowany w wydmę marzę żeby ktoś do mnie przyszedł. I za każdym razem myślę że dobrze by było jakby to była niewiasta. I za kazdym razem - choć wiem że to nie realne - ale ciekawi mnie jak bym się zachował. Przerwa. Do zachodu słońca 20 min. Dziwne - mam odczucie jakbym coś wyjarał. Krzaki które bujają się na wietrze jakby chciały mi coś powiedzieć a pobliska trawa mieni się w słońcu czystym złotem. Świat stał się soczysty. Przerwa. Tęsknię za młodością. Tęsknię za swoim sercem z tamtych lat pełnym energii.  Tęsknię za tym że chciałbym to przeżyć jeszcze raz, nawet nie zmieniąc błędów. Ale jak to mówił Red: tego dzieciaka już nie ma, został tylko zmęczony starzec. Tak. Jestem zmęczony, jestem strasznie zmęczony. Przerwa. Zachód słońca za 5 min. Już się zrobiło to takie krwisto czerwone i wisi nad morzem. Przerwa. I zaszło. Tak sie w nie wpatrywałem jakbym chciał pożreć wzrokiem. Wiatr się wzmógł. Obraz i dźwięk cały czas soczyste. Kurde naprawdę jakbym coś zajarał. Jedna z ostatnich roślin mówiła mi że wszystko jest w mojej głowie. No jest. Przerwa. Jest 21:30 a na plaży jasno jakby w dzień. I tak tu do mnie nikt nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. Sam, będę sam. Do końca życia będę sam. Nikt się nie dowie, nikomu nie powiem co w sobie mam. A tak bardzo chciałbym. Tak bardzo chciałbym komuś powiedzieć o moim życiu. Jakie było ciężkie. Zrzucić to wszystko, dać upust, podzielić się. Tak móc się pożalić. Chociaż wiem że było takie jak miało być i nic zmienić w sumie bym nie chciał. Ale tak żeby komuś powiedzieć dlaczego, z jakiej przyczyny, dlaczego właśnie takie wybory podejmowałem. Dlaczego tak a nie inaczej się zachowywałem. Ja wiem, ja sam zdaję sobie sprawę że z tym zapasem informacji, z tą wiedzą jaką na ten czas miłem nie mogłem, nie umiałem inaczej i wiem że tak musiało być ale kurde jakbym chciał żeby ktoś to usłyszał i ktoś mnie zrozumiał. Ktoś to przytulił.

wtorek, 24 czerwca 2025

Ścieżka 667 Do przodu

 

Ile to rzeczy mam do napisania - już mam je nawet wszystkie w głowie ułożone.

ale,

ale przychodzi chwila i wszystkie one odchodzą na bok.

Niby miało padać, tak przynajmniej pokazywały prognozy, ale jak to ja - prognozy biorę przez palce i jak to ja mądrzejszy jestem - patrzę na niebo i ... padać nie będzie, a jeżeli już popada to ... przez chwilę.

Ludzi wywiało z plaży momentalnie - zostałem praktycznie teoretycznie sam. I się rozpadało. W przyplażowym gastronomiczno badziewiarsko upominkowym centrum znalazłem jakiś daszek, przycupnąłem na dupsku, zaciągnąłem kaptur na łepetynę i w spokoju czekam na koniec opadów.

Pod rybkę na przeciwko podjeżdża Audi, takie lepsze, chyba Q5. Wyskakuje kolunio, na pierwszy rzut oka w podonmym wieku co ja, w t-shircie i spodenkach i wali do tego baru. Szefu - przelatuje mi przez głowę - sprawdza co tam po całym dniu - kolunio musi mieć nieźle pod czupryną, że taki interes ogarnia i taką furą się buja - myślę z uznaniem. Ale kolunio wyskakuje po chwili z tego baru z rowerem i ładuje go na bagażnik, potem z drugim, potem jeszcze z trzecim i potem jeszcze z czwartym. I, w trakcie, jak te rowery w tym deszczu ładuje na ten bagżnik dochodzę do wniosku, że to jednak nie szefu od rybki, że to chyba jednak jakiś klient, który przed deszczem zostawił rowery w tym barze, a teraz je po prostu tylko odbiera - zwłaszcza, że z baru wychodzi z nim na koniec jakaś kobitka.

Ale mojej oceny to nie zmienia, a węcz ją umacnia. Bo ten kolunio, skoro buja się taką furą, musi kręcić jakiś inny, może nawet lepszy biznes. A co ważniejsze - ma na tyle ogarnięcia, że sam moknie, żeby tylko inni ( ta kobitka ) moknąć nie musieli.

Szacun dla tego kolunia.

Obseruję to wszystko z odleglości jakichś 20 metrów. Schowany pod jakimś daszkiem, z kapturem na łbie, siedząc na glebie.

- Ma pan z kim wracać?

- Słucham?

- Pytam czy ma pan z kim jechać.

Przez chwilę analizuję absurd tej sytuacji - czy ten kolunio mówi do mnie? No ale w sumie do kogóż innego? Ale do mnie? Siedziącego na glebie, z kapturem na łbie? Przecież w tym momencie to bliżej mi do bylejakiego żula mmenela dresiarza łobuza- no generalnie nie wyglądam na kogoś godnego zaufania, na kogoś komu można by zaproponować podwózkę. I jak on mnie w ogóle zauważył? No i przecież są te wszechobecne meleksy - wrócić z plaży do cywilizacji żaden problem. Więc skąd u niego taki pomysł absurdalny? Ja na jego miejscu, ja który uważam się za osobę przeogromnie miłosierną, dobroczynną, pomocną, ciepłą, ja na pewno bym w podobnej sytuacji nic takiego nie zaproponował. No i przecież wiem, że jak się ma takie np Audi Q5, ma się pieniądz, to się raczej nie ma współczucia dla bliźnich. A ten kolunio jednak. Czy on słyszał moje myśli? Czy w jakiś niepojęty sposób odebrał moje uznanie dla jego osoby i tego co teraz właśnie robi? Czy jesteśmy w stanie porozumiewać się na poziomie podświadomości?

- Nie, dziękuję, dam sobie radę - odpowiadam.