Druga notka. Po alko pisze mi się zdecydowanie lepiej. Ten wielki czerwony hipnozytujacy wariat jeszcze z morza nie wylazł.
czwartek, 11 września 2025
Ścieżka 681 Do przodu
Ścieżka 680 Do przodu
Kurde, znowu tu jestem. Tu czyli na pisaniu i tu czyli na plaży. Choć w sumie czemu sie dziwię, bo to drugie to przecież oczywiste, a i to pierwsze - zważywszy na ostatnie - też.
środa, 10 września 2025
Ścieżka 679 Do przodu
Ależ to było wczoraj, ta wieczorna plaża. Jeszcze takiej nie miałem. Była taka, że teraz, tu, zupełnie trzeźwy, czysty jak łza chcę ją opisać.Zaczęło sie przedwczoraj, przedwczoraj kiedy to poraz kolejny wróciłem w Nadmorze. Trzeci raz w tym roku i drugi raz w ciągu dwóch tygodni. Wróciłem, usiadłem na wydmie i zapadłem w zadumę, tą swoją niezrozumiałą i niewytłumaczalną zadumę. Zadumę z której wyrwał mnie strach. Patrzyłem na falę i dotarło do mnie, że sie boję. Czuję lęk, obawę. Sama myśl, że się boję już sama ta myśl wzbudzała niepokój. Ale czegóż mogłem sie tu bać, w tym cudownym, spokojnym miejscu? Spojrzałem na ten strach z boku. Z pozycji obserwatora. Tak jak to wyczytałam w mądrych księgach gdzie to radzą by tych myśli nie odrzucać, by je wziąć i sie im przyjrzeć. No więc, nie walczyłem z tym, wziąłem. Wziąłem i zobaczyłem, że boję się, że to wszystko może nie mieć znaczenia. Że ja żyję, że istnieję w jakieś grze, symulacji, jakimś śnie i wystarczy, że ktoś wyciągnie wtyczkę lub sie obudzi i wszystko się skończy. Skończy sie tak o po prostu. Bez zwycięstwa czy porażki, bez nagrody lub kary. Skończy się zwykłym końcem. I, że to całe moje staranie, całe moje uczciwe i dobre życie nie ma sensu. Że to wszystko nic nie znaczy i nic nie powoduje. Po prostu tylko jest. Moje życie czy uczciwe i dobre czy nieuczciwe i złe nie ma żadnego znaczenia. Jest jak jakieś coś co sie odbyło i tyle z tego, tylko tyle, że było.I potem przyszła do mnie druga myśl. Myśl, że przecież Nadmorze już mnie nie zachwyca, już nie cieszy. Jestem tu, przyjeżdżam ale sam nie wiem po co. Miałem znaleźć ukojenie, miałem znaleźć odpowiedzi jednak nic takiego nie nastąpiło. Przez tyle już lat. Już sie znudziłem. Czy mogę w to uwierzyć? Czy pomyślałbym kiedyś, że Nadmorze mi sie znudzi? Nie, nigdy bym tak nie pomyślał, nigdy bym w to nie uwierzył. A teraz jestem tu bo jestem, z przyzwyczajenia, z braku lepszej alternatywy, z nudy - jak stare małżeństwo. Już nawet zachód słońca nic nie znaczy. Nawet on.I wtedy wstałem. I wtedy go zobaczyłem. No tak, przecież miał być, przecież miałem go nawet zamiar obserwować. Zapomniałem. A on tam był. Kto widział wielki, czerwony księżyc wyłaniający się z morza wie o czym mówię - a kto nie widział, to choćbym wspiął sie na wyżyny swoich zdolności, choćbym użył najwspanialszych słów na jego opisanie i tak nie zrozumie. To trzeba zobaczyć. Był olśniewający. I wrócił zachwyt Nadmorzem.Wczoraj postanowiłem zapalić. Tradycyjnie w wieczornym Nadmorzu. Ostatnio z paleniem mam problem. Boję się. Boję sie, bo takie wizje mi zaczęły wchodzić, że strach. Rozpadałem sie. Nigdy nie wiedziałem kim jestem, czym jestem, po co jestem i dlaczego jestem. A ostatnie klika paleń tylko ten stan pogłębiło. Tylko wprowadziło jeszcze więcej problemów. Tylko praca, tylko znalezienie zajęcia dawało mi jako taki spokój. Tylko ciągłe stymulowanie głowy bodźcami z zewnątrz pozwalało zachować jako taką równowagę. Jednak gdy tylko trafiała sie chwila ciszy, chwila gdy wnętrze dochodziło do głosu to wszystko wracało. To było bardzo nieprzyjemne, wręcz przerażające. Długo by pisać do jak absurdalnych i do jak strasznych wersji siebie i świata dochodziłem. Dlatego też zacząłem się go bać. Bałem sie tego gdzie mnie dalej zaprowadzi. Bałem sie, że może mnie doprowadzić do ostateczności. No ale co jak co cały czas kusiło. Kusiło chęcią poznania tego co dalej. Ale i kusiło nadzieją na lepsze, nadzieją. I to wczorajsze było inne. Było lepsze. Było najlepsze. Nie wiem co sie w nim zmieniło. Nie wiem co sie zmieniło we mnie. Patrząc racjonalnie to nic. Wszystko było tak jak tych parę ostatnich nieprzyjemnych razów. A jednak. W ułamku chwili wszystkie obawy i strachy znikły. W ułamku sekundy poczułem jedność z samym sobą. Poczułem, że wszystko ma sens. Że nawet te ostatnie kilka razy też miały sens. To było jak walenie głową w mur. Nie wiedziałem wtedy, że to robię ale teraz wiem, że to robiłem. Robiłem to żeby go przebić. I teraz go przebiłem. Z uporem maniaka, już nawet bez wiary i nadzieji, bez sensu. Już nawet pogodzony z porażką. Ale robilem. Wczoraj się stało. Wczoraj połączyłem wszystkie swoje jestestwa, wczoraj stałem sie jednym sobą. I gdy sobie to uświadomiłem spojrzałem na świat. Z jednej strony zorza po zachodzącym słońcu i grające kolorowe światła Gdańska Sopotu i Gdyni, z drugiej strony wielki czerwony księżyc wyłaniający sie z morza, przede mną morza szumiące falami a nade mną morze gwiazd. Nie wiem czy można sobie wyobrazić bardziej bajkową scenerię. I ja, sam, sam jedwn na tej ciemnej plaży. To była moja nagroda. To było spełnienie tylu lat cierpień i oczekiwań. I coś mi mówiło, że oto masz, masz co chciałeś. Że oto nadszedł czas spełnienia. Że oto po latach wyrzeczeń nadszedł czas zbioru. Plon właśnie jest gotowy. Mur został przebity, odnalazłem się i mogę zbierać żniwo tego co zasiałem. A że siałem uczciwym sercem nie mam wątpliwości.
Ścieżka 678 Do przodu
Wiem, że wszystko wiem i wiem, że wiedzieć więcej nic już nie muszę. Tak wiem, że wszystko wiem, że mogę sobie pozwolić zapomnieć. Bo wiem że w chwili trudnej sobie przypomnę, że wiem, że wszystko wiem.
09.09.2025 Jantar powrót z plaży 21:41
wtorek, 26 sierpnia 2025
Ścieżka 677 Do przodu
Ścieżka 676 Do przodu
No i co?
Ścieżka 675 Do przodu
To siódmy dzień w Nadmorzu i dopiero druga notka, druga i ostatnia, jutro juz z Nadmorza wyjeżdżam.
piątek, 22 sierpnia 2025
Ścieżka 674 Do przodu
poniedziałek, 30 czerwca 2025
Ścieżka 673 Chyba do przodu
Wczoraj nie pisałem bo się zjarałem. Nie jakoś tragicznie ale w miarę mocno. I Amanita weszła potem. Takie jaranie rozkminianie. Mocne. Nawet fajne ale to rozkminianie nie jest przyjemne. Za dużo znaków zapytania, za dużo niepewności, za dużo strachu. Miałem nawet chwilę że już umieram, czy też co by było jakbym właśnie umarł. Co by ludzie powiedzieli? No właśnie - co by powiedzieli? Że umarłem siedząc w lesie, że umarłem po jaraniu, że bałagan mam w pokoju i w domu. Powinno być mi wszystko jedno po śmierci a jednak ta natrętna obawa co sobie pomyślą, co sobie pomyślą - i najgorsze że pomyślą sobie źle. Że źle mnie zapamiętają i że dowiedzą się prawdy na mój temat. Bo przecież tak dobrze się maskuję, tak dobrze udaję. Gdy przychodziły najfajniejsze momenty palenia, gdy las stawał się magiczny i tajemniczy, gdy czekałem na pojawienie się aniołów nagle dochodziły mnie odgłosy z zewnątrz, rozglądałem się zanipokojony, przywoływałem się do świadomości żeby tylko ktoś nie nazwał mnie leśnym dziwactwem. Albo żeby ktoś mi w tym stanie wyrwania z rzeczywistoaci nie wbił noża w plecy.
sobota, 28 czerwca 2025
Ścieżka 672 Do przodu
Ścieżka 671 Do przodu
Dzisiaj jest taki dzień jakiego generalnie oczekuję w Nadmorzu. Nie mam żadnych rozterek i nad niczym nie rozmyślam. Po prostu wstałem, po prostu zjadłem, po prostu poplażowałem, po prostu pobiegałem i po prostu siedzę tu teraz. Tylko siedzę i patrzę i tylko siedzę i słucham. A wszystko jest jakieś wyraźne. Pogoda którą przewidywałem gorszą jakaś taka odpowiednia, i wiatru nie ma i ciepło w miarę. Naprawdę dziwnie. Zaskoczony jestem jak spokojnie jest. I ten spokój jest dziwny. Znaczy sie spokój we mnie. Jakie to dziwne, że spokój może być dziwny. Chciałbym tak zawsze. I teraz najważniejsze - dlaczego? Dlaczego jedenego dnia nie potrafię żyć i krwiożercze mysli trują mnie, a dnia jak dzisiaj, jak teraz, siedzę w błogiej nirwanie.
czwartek, 26 czerwca 2025
Ścieżka 670 Do przodu choć początkowo miała być w miejscu
Od jakichś dwóch tygodni jestem w nieznośnym trybie rozterki czy dobrze wybrałem wybierając pigułkę czerwoną. Czy nie lepiej byłoby wziąć jednak niebieską i tak jak Cypher pozostać w błogiej nieświadomści. Po co mi było to szukanie odpowiedzi? Może to życie moje nie było jakieś rewelacyjne ale miało przynajmniej jakieś wartości. A w tym akurat momencie jestem w nieznośnym trybie, że nie ma żadnych. I ciężko, bardzo ciężko jest w takim trybie. Boję się każdego kolejnego dnia. Boję się każdej kolejnej myśli. Nie wiem co robić. Nie wiem nic.
środa, 25 czerwca 2025
Ścieżka 669 Do przodu
Za każdym razem jak tu siedzę, i za każdym razem jak patrzę na zegarek myślę co bym robił teraz normalnie w łorso. I za każdym razem jak tu siedzę myślę o tym co bym robił teraz w łorso jakie to bez sensu. Cała ta gonitwa, śledzenie wiadomości, bycie na bieżąco, orientowanie się w sytuacji. Ja pierdolę - w łorso jestem dramatem. I najgorsze że ja wtedy przeżywam to całym sobą. Dramat. Jest 22. To jest kontynuacja poprzedniej notki. Jest 22 a na plaży jasno jakby w dzień. I zostałem sam. I tej mikstury 500 ml już nie ma. I nikt tu nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. I nikt o mnie nie myśli. Ten statek co prawie się wpierdzielił w zachód słońca nawet nieźle zasuwa i daleko już jest. Znowu jestem sam. Morza szum i plaża jakby za zioła. Nawet to przyjemne jest. Wszystko wyraźne. Jednak sam. Sam sam sam. Gdzie mi lepiej? Czy w łorso gdzie gonitwa spraw nie daje chwili na refleksję czy tu gdzie chwila to jedna wieczna refleksja?
Ścieżka 668 Do przodu
40 minut do zachodu słońca. Połowa 500 ml mieszaniny Ballentainsa z pomarańczowym już za mną. Ten wiatr chyba zelżał. Nawet fajne te fale, morze szumi mocno. Przerwa. Przyszło rozluźnienie. Taki fajny stan w którym co chwila wzdycham. I w którym co chwila po każdej natrętnej myśli stwierdzam - jebać to wszystko. Przerwa. Za każdym razem jak siedzę taki schowany w wydmę uważam się za wariata. Tzn myślę że ludzie uważają mnie za wariata. I za każdym razem jak tak siedzę schowany w wydmę marzę żeby ktoś do mnie przyszedł. I za każdym razem myślę że dobrze by było jakby to była niewiasta. I za kazdym razem - choć wiem że to nie realne - ale ciekawi mnie jak bym się zachował. Przerwa. Do zachodu słońca 20 min. Dziwne - mam odczucie jakbym coś wyjarał. Krzaki które bujają się na wietrze jakby chciały mi coś powiedzieć a pobliska trawa mieni się w słońcu czystym złotem. Świat stał się soczysty. Przerwa. Tęsknię za młodością. Tęsknię za swoim sercem z tamtych lat pełnym energii. Tęsknię za tym że chciałbym to przeżyć jeszcze raz, nawet nie zmieniąc błędów. Ale jak to mówił Red: tego dzieciaka już nie ma, został tylko zmęczony starzec. Tak. Jestem zmęczony, jestem strasznie zmęczony. Przerwa. Zachód słońca za 5 min. Już się zrobiło to takie krwisto czerwone i wisi nad morzem. Przerwa. I zaszło. Tak sie w nie wpatrywałem jakbym chciał pożreć wzrokiem. Wiatr się wzmógł. Obraz i dźwięk cały czas soczyste. Kurde naprawdę jakbym coś zajarał. Jedna z ostatnich roślin mówiła mi że wszystko jest w mojej głowie. No jest. Przerwa. Jest 21:30 a na plaży jasno jakby w dzień. I tak tu do mnie nikt nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. Sam, będę sam. Do końca życia będę sam. Nikt się nie dowie, nikomu nie powiem co w sobie mam. A tak bardzo chciałbym. Tak bardzo chciałbym komuś powiedzieć o moim życiu. Jakie było ciężkie. Zrzucić to wszystko, dać upust, podzielić się. Tak móc się pożalić. Chociaż wiem że było takie jak miało być i nic zmienić w sumie bym nie chciał. Ale tak żeby komuś powiedzieć dlaczego, z jakiej przyczyny, dlaczego właśnie takie wybory podejmowałem. Dlaczego tak a nie inaczej się zachowywałem. Ja wiem, ja sam zdaję sobie sprawę że z tym zapasem informacji, z tą wiedzą jaką na ten czas miłem nie mogłem, nie umiałem inaczej i wiem że tak musiało być ale kurde jakbym chciał żeby ktoś to usłyszał i ktoś mnie zrozumiał. Ktoś to przytulił.
wtorek, 24 czerwca 2025
Ścieżka 667 Do przodu
Ile to rzeczy mam do napisania - już mam je nawet wszystkie w głowie ułożone.
ale,
ale przychodzi chwila i wszystkie one odchodzą na bok.
Niby miało padać, tak przynajmniej pokazywały prognozy, ale jak to ja - prognozy biorę przez palce i jak to ja mądrzejszy jestem - patrzę na niebo i ... padać nie będzie, a jeżeli już popada to ... przez chwilę.
Ludzi wywiało z plaży momentalnie - zostałem praktycznie teoretycznie sam. I się rozpadało. W przyplażowym gastronomiczno badziewiarsko upominkowym centrum znalazłem jakiś daszek, przycupnąłem na dupsku, zaciągnąłem kaptur na łepetynę i w spokoju czekam na koniec opadów.
Pod rybkę na przeciwko podjeżdża Audi, takie lepsze, chyba Q5. Wyskakuje kolunio, na pierwszy rzut oka w podonmym wieku co ja, w t-shircie i spodenkach i wali do tego baru. Szefu - przelatuje mi przez głowę - sprawdza co tam po całym dniu - kolunio musi mieć nieźle pod czupryną, że taki interes ogarnia i taką furą się buja - myślę z uznaniem. Ale kolunio wyskakuje po chwili z tego baru z rowerem i ładuje go na bagażnik, potem z drugim, potem jeszcze z trzecim i potem jeszcze z czwartym. I, w trakcie, jak te rowery w tym deszczu ładuje na ten bagżnik dochodzę do wniosku, że to jednak nie szefu od rybki, że to chyba jednak jakiś klient, który przed deszczem zostawił rowery w tym barze, a teraz je po prostu tylko odbiera - zwłaszcza, że z baru wychodzi z nim na koniec jakaś kobitka.
Ale mojej oceny to nie zmienia, a węcz ją umacnia. Bo ten kolunio, skoro buja się taką furą, musi kręcić jakiś inny, może nawet lepszy biznes. A co ważniejsze - ma na tyle ogarnięcia, że sam moknie, żeby tylko inni ( ta kobitka ) moknąć nie musieli.
Szacun dla tego kolunia.
Obseruję to wszystko z odleglości jakichś 20 metrów. Schowany pod jakimś daszkiem, z kapturem na łbie, siedząc na glebie.
- Ma pan z kim wracać?
- Słucham?
- Pytam czy ma pan z kim jechać.
Przez chwilę analizuję absurd tej sytuacji - czy ten kolunio mówi do mnie? No ale w sumie do kogóż innego? Ale do mnie? Siedziącego na glebie, z kapturem na łbie? Przecież w tym momencie to bliżej mi do bylejakiego żula mmenela dresiarza łobuza- no generalnie nie wyglądam na kogoś godnego zaufania, na kogoś komu można by zaproponować podwózkę. I jak on mnie w ogóle zauważył? No i przecież są te wszechobecne meleksy - wrócić z plaży do cywilizacji żaden problem. Więc skąd u niego taki pomysł absurdalny? Ja na jego miejscu, ja który uważam się za osobę przeogromnie miłosierną, dobroczynną, pomocną, ciepłą, ja na pewno bym w podobnej sytuacji nic takiego nie zaproponował. No i przecież wiem, że jak się ma takie np Audi Q5, ma się pieniądz, to się raczej nie ma współczucia dla bliźnich. A ten kolunio jednak. Czy on słyszał moje myśli? Czy w jakiś niepojęty sposób odebrał moje uznanie dla jego osoby i tego co teraz właśnie robi? Czy jesteśmy w stanie porozumiewać się na poziomie podświadomości?
- Nie, dziękuję, dam sobie radę - odpowiadam.