sobota, 23 października 2021

Ścieżka 639 Do przodu

 Coraz częściej odczuwam refleksję – jeny … ale się zmieniłem. Aż mi się momentami wierzyć nie chce jak bardzo. Nie wiem jak to nazwać. Czy wydoroślałem, czy stwardniałem, czy zobojętniałem, czy zdziwaczałem. Zapewne wszystkiego po trochu. Bo że zmądrzałem to powiedzieć nie mogę. Ale że jestem zupełnie innym człowiekiem niż jeszcze dwa, trzy lata temu to mówię z pełną świadomością. To moje pisanie, czy też jego brak też jest zapewne tego wyrazem. Nie wiem czy ta zmiana to coś dobrego czy coś złego. Na pewno lżej mi w życiu. Już tak się tym wszystkim nie przejmuję, już tak nie martwię. Płaczę mało, wręcz wcale. Nie wzruszam się. Nie lituję. Łatwiej przejść mi obojętnie. Gdzieś w głębi serca tęsknię za tym, gdzieś w głębi serca wiem, że to nie jest dobre. Jednak z każdym kolejnym dniem przekonuję się, że tak łatwiej jest żyć. Łatwiej być kamieniem. Nie odczuwać. To, że przy okazji tracę też wiele z piękna, z radości to tylko efekt uboczny wkalkulowany w całą tą sytuację. Strasznie się zmieniłem. Ale jakoś musiałem zacząć żyć. Jakoś musiałem się odnaleźć w tym całym pokręconym moim życiu. Życiu którego praktycznie nie ma. Tzn jest, jest jednak życiem oderwanym od życia. Oderwanym od ludzi. W tym moim życiu nie mam obecnie nikogo. Nie mam nikogo. Jestem sam, działam sam, na nikim nie polegam, nikogo nie oczekuję. Właśnie, najciekawsze jest to, że nikogo nie oczekuję. Tak jakbym się już pogodził ze świadomością, że do końca mojego świata pozostanę sam. Bez ciepła drugiej osoby, bez bliskości, bez zaufania. Na przekor całemu światu gdzie każdy dąży do kontaktu z drugim człowiekiem ja tego kontaktu unikam. Zamykam się w sowich sprawach, swoich myślach. Nikt, absolutnie nikt nie ma do mnie dostępu. I chyba nikomu tego dostępu już nie dam. Zresztą … nie ma takiego siłacza który byłby zdolny zburzyć mur jaki wokół siebie zbudowałem – po prostu nie ma.

Jakoś tak tydzień temu olśniło mnie że to już połowa października. Tak olśniło aż się zdumiałem – to to już połowa października. Jakoś tak niepostrzeżenie i bez bólowo zleciała mi połowa tego najgorszego miesiąca. Miesiąca w którym spotykało mnie zawsze to co najgorsze. Czy to też wynik zmian we mnie, to że nie zwracam uwagi na październik? Ale wszystko zaraz wróciło do normy. Wróciło do normy jak sobie przypomniałem o październiku. Nie dość powiedzieć, że w czwartek wróciłem do domu o 2 w nocy. A co widziałem, a co przeżyłem i jaką drogą jechałem tego notka ta nie opowie. Jedno jest pocieszające, już października został tylko tydzień. I tego roku który od początku przeznaczony był do zapomnienia zostało tylko dwa miesiące. Cieszę się, że się pomału kończy. Już tak jakoś mam, że wiem, a może sobie tylko wmawiam, nie ważne które, ważne że tak mam że jedne lata uważam za dobre i pełne dobrych doświadczeń i inne zaś za złe i takie do zapomnienia. I tan właśnie rok taki był w oczekiwaniach od początku. Ten rok, ten który właśnie się kończy miał być właśnie takim do zapomnienia. Ten rok miałem po prostu przetrwać, miałem dotrwać do następnego. Następnego który ma być lepszy. Ma być takim gdzie zwracane jest mi wszystko to co zabrane zostało w poprzednim.

A jeszcze w temacie zmiany. To że się zmieniłem nie oznacza wcale że przestałem kochać zachody słońca. Choć coraz mniej ich ostatnio. I nie oznacza wcale że już nie pojadę do Nadmorza. Pojadę. Jakie to wspaniałe uczucie po ostatnim powrocie z Nadmorza włożyć rękę do kieszeni i znaleźć tam bursztynek. Wracają wspomnienia, wraca uśmiech, zwykły codzienny dzień staje się od razu inny, jakiś lepszy. Problemy gdzieś odchodzą, zmienia się ich waga. Tak, wszystko to tylko kwestia głowy. Gdybym zawsze, w każdej chwili swojego codziennego życia pamiętał o Nadmorzu wszystko byłoby łatwiejsze. Żebym tylko pamiętał..............