sobota, 26 września 2020

Ścieżka 615 Do przodu


Dokładnie tydzień temu, dokładnie o tej porze, jak co roku, a w niektóre lata nawet dwa razy w roku, zasiadłem. Zasiadłem tak jak zawsze zasiadałem. Zawsze zasiadałem grzecznie i cichutko. Zasiadałem powstrzymując emocje by ich okazanie nie wywołało piekła. Ale i z szacunku dla kilku, czy też kilkunastu tysięcy, innych – wszak ja tu tylko gościnnie. Zasiadałem z nadzieją, z wiarą. Nadzieją i wiarą która zazwyczaj po jakichś trzydziestu minutach stawała się głupią naiwnością. I jedynym uczuciem jakie mi zostawało było rozczarowanie. Naiwny głupek czy głupi naiwniak. Z czasem bolało mniej. Stawało się jedną z wielu składowych mojego życiowego smutku z którym uczyłem się żyć. Ostatnie razy to już nawet i nadziei i wiary było mało, coraz mniej. Ostatnimi razy zasiadałem już raczej dla samej obecności, przyzwyczajenia czy nie wiem czego tam. Może w oczekiwaniu na cud. Bo chyba tylko cud mógł pomóc. Wiara i nadzieja ważne lecz oceniajmy sprawy realnie. No więc dokładnie tydzień temu,dokładnie o tej porze zasiadłem w oczekiwaniu na cud. I cud się stał. Po 28 latach, z których dobrych kilka ostatnich byłem świadkiem naocznym, stał się cud. I choć minęło od tego czasu już wiele dni, wiele się wydarzyło ja cały czas siedzę i myślę. Zastanawiam się. Bo cóż o tym myśleć? Przecież już straciłem nadzieję, straciłem wiarę. Przecież pogodziłem się ze smutkiem. Jest to dla mnie niezrozumiałe. Czy zatem wrócić do nadziei i wiary? Czy wrócić do tych zapomnianych uczuć i w innych sferach mojego smutnego żywota? Trochę strach. Może nawet nie trochę – bardzo. Bardzo strach. Boję się na nowo uwierzyć. Mieć plany, mieć marzenia. Więc siedzę i myślę. Nie wiem co z tym zrobić. Nie wiem tym bardziej, że cud stał się dokładnie 48 godzin po ostatniej notce. Notce pisanej ostatniej nocy pobytu w Nadmorzu.Na razie posiedzę i poobserwuję. 
Zobaczymy. Zobaczymy co się wydarzy jeszcze. I ma się to wydarzyć jak pisałem – migiem. Bo nie mam czasu czekać. Kiedyś, kiedy byłem jeszcze piękny i młody umiałem czekać. Jeeeny jaki ja byłem cierpliwy. Wprost cierpliwy nie do wytrzymania. Z czasem jednak mi przeszło. Z czasem gdy wszystko na co czekałem nie przyszło, nie udało się, gdy wręcz okazało się porażką cierpliwość mi przeszła. Teraz już nie umiem czekać. Nie umiem i nie chce mi się. Tak więc jak cuda mają się dziać inne – niech się dzieją już, teraz, od razu, dzisiaj.
Małym cudem można by nazwać ślad Smoka na ostatniej ścieżce. Ale o co w tym śladzie chodzi i co ma symbolizować nie wiem. Takie ślady zostawiała swego czasu Szemrząca – krótkie i niezrozumiałe.

czwartek, 17 września 2020

Ścieżka 614 Do przodu


 Pytanie padło, że to co niby miałoby by się stać by to lato nie było stracone. Nie wiem kurna co. Musiało by się stać coś. Takie kurna coś z pierdyknięciem. Takie, żeby mnie zatkało, żeby mnie zamurowało, żeby. To już czwarty raz i na pewno ostatni w to te lato jak tu jestem, lato się skończy definitywnie i tego kurna coś z pierdyknięciem nie ma. Były wprawdzie chwile. Chwile zachwycające. Ale to tylko chwile. Wynikające tylko i wyłącznie z mojej nadzwyczajnej wręcz wrażliwości na morze, plażę, słońce, gwiazdy, las. Nic więcej. Jestem zawiedziony i rozczarowany. W sumie nie wiem czego się spodziewałem po tych ciemnych nocnych spacerach po plaży czy lesie. I nie wiem skąd mi się to wzięło. Szukam jakiejś mocy, jakiejś wizji, olśnienia, czy wręcz cudu. Nic. Nie ma nic. Miał być płacz, lament, wściekłość i wykrzyczenie Bogu żali, a nie było nic z tych rzeczy. Znowu to koncertowo przyklepałem. Jest spokojnie, jest równo, jest tak jakby nigdy nic. Ale wcale nie jest spokojnie. Siedzi nadal we mnie żal. Siedzi złość na to wszystko co się stało. Siedzi bunt i niepogodzenie się z losem. Dlaczego mnie to spotkało pytanie. Nie wiem co dalej robić. Nie wiem jak dalej żyć. Nawet się i jakoś staram, i może nawet nieźle wiązać dzień z dniem, jednak za każdym kolejnym etapem pojawia się pytanie czy to naprawdę tak. Nie jestem niczego pewien, nie jestem przede wszystkim siebie pewien. I jedno co mi z tej niepewności przychodzi to stwierdzenie – a jebać to. Ale to nie jest rozwiązanie. To jest tylko chwilowe zamydlenie oczu. Jebać to – to wyraz bezsilności. Wyraz zagubienia. Sam już sobie nie poradzę. Nie wiem jak i nie mam siły. Teraz to niech to już naprawia Bóg. Niech naprawia co schrzanił. Niech zrobi tak żeby już było dobrze. Żeby druga połowa mojego życia była szczęśliwa. Żeby był wynagrodzeniem za całe lata smutku, słabości, łez i rozczarowań. I niech to robi migiem, bo już nie mam czasu czkać.


środa, 16 września 2020

Ścieżka 613 Do przodu

 Nawet ciemny, straszny las, w którym za każdym czarnym drzewem czai się demon, gdy w nim poleżysz patrząc się w gwiazdy, staje się ani ciemny ani straszny. A demony to tylko gałęzie poruszane wiatrem i odgłosy leśnej fauny. Coraz bardziej życie odziera moją duszę z magii. A może raczej odziera mnie zzzzz duszy. Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że cudowne spotkania to tylko zwykłe przypadki, a miłość tylko chemia. Gdzieś kiedyś czytałem, że człowiek zamknięty w ciemnym, cichym pomieszczeniu może zwariować, czy wręcz wariuje. Mózg nie znosi pustki, zaraz tworzy dźwięki, tworzy obrazy. Tak i demony i anioły to tylko wymysły naszych ciemnych umysłów. Naszych ciemnych umysłów. Tak jak i wiara. Wiara to tylko dogmat zakorzeniony w dzieciństwie, tylko tradycja, tylko kultura. Coraz bardziej staję się zwykłym ciałem. Zespołem nerwowo trawiennym gdzie w sumie gdyby nie żołądek, wątroba i jelita długo bym nie ociągnął.

Dzisiaj plażowałem od 11 do 19.



wtorek, 15 września 2020

Ścieżka 612 Do przodu

To nie tak miało być, nie tak. Miałem pęknąć. Miałem pęknąć i płakać. I wyrzucać żale, i przeklinać i pomstować. I być zły, i być smutny. I cierpieć. A tymczasem jest pusta, ciemna plaża, fale uderzają o brzeg, jest cicho, ja leżę a nade mną wielkie rozgwieżdżone niebo. Kurwa – specjalnie używam tego słowa. Specjalnie bo choć tu nie przeklinam to inaczej nie mam jak tego podkreślić. Kurwa – jest tak pięknie, jest tak niesamowicie, że aż nieprzyzwoicie. Leżał ktoś we wrześniową, ciepłą noc na plaży słuchając fal i patrząc w gwiazdy na niebie? Ja kurwa tak. A wracał ktoś potem ciemnym sosnowym lasem? Tak ciemnym, że umysł nie mając na czym skupić wzroku wymyśla demony? Demony czające się za każdym czarnym, czarniejszym niż ciemność, drzewem. Jutro też tam pójdę. I tylko wezmę coś więcej alkoholu i może coś do palenia. Albo wylezą te demony albo nie. Jutro jak pójdę na plażę rano to nie wracam aż słońce zajdzie. Tak tam mi dobrze. A dzisiaj widziałem fokę. 



poniedziałek, 14 września 2020

Ścieżka 611 Do przodu

Nie pisałem dawno. Milion myśli i przemyśleń – a jak się siądzie do pisania to pustka. Jednak nadrobię to. Cały tydzień biłem się z wątpliwościami. A może raczej ze strachem. Gorszy czas nastał w życiu mym. I stąd ten strach. Strach że jak pojadę, jak zostanę sam, sam ze sobą to wylezą demony. Wylezą w mojej głowie czarne sny. Wypełzną te wszystkie zapomniane, zakopane gdzieś głęboka smutki. Boję się tych demonów. Mogą doprowadzić do najgorszego. Mogą zabić w jednej chwili. Demony w mojej głowie, demony w moim sercu. Przerażają. Każdy je ma. Każdemu towarzyszą. Stąd też jak mniemam ten ciągły strach przed samotnością. Ludzie boją się jej bo samotność to demony. Demony. Gdy nie masz czym ich przysypać, gdy nie masz czym ich zagłuszyć wyłażą jak robaki. Wypełzają. Bardzo się byłem tego wyjazdu. Już nawet chciałem nie jechać. Uciec, uciec przed demonami. Uciec przed bólem. Ale pojechałem, przyjechałem. Jestem. I staję, podnoszę głowę. I jak śpiewała Budka Suflera mówię - wizje chodźcie do mnie blisko najbliżej, zostańcie w mojej głowie najdziksze sny. To będzie z każdego dnia notka. Relacja ze spotkania z demonami. Z tym, że jestem tu już parę godzin i wszystko co spotkałem to … anioły. Muszę więcej pić. Muszę więcej pić. Może to pomoże. Może to otworzy bramę. Niech przyjdą demony. Może dzięki nim uda się zakończyć to moje coś życiem zwane. Ale i niech przyjdą anioły. Niech biją się o moją duszę. Niech toczą bój śmiertelny. Będę pisał przez dni cztery. Ciemność nastaje w życiu mym. Mrok – wszędzie mrok.