sobota, 23 kwietnia 2016

Ścieżka 387 Do przodu

Od kiedy pamiętam zawsze o tej porze wypatrywałem bocianów. Nie wiem skąd się to wzięło, kto to we mnie zaszczepił i czy to jakiś szerszy wymiar ma czy tylko ja tak mam ale mam tak że jak pierwszym bocianem którego ujrzę jest bocian szybujący na niebie to rok ( czy też lato ) ma niby być pełne podróży, pełne przygód, pełne wrażeń. Natomiast jeżeli jest to bocian siedzący na gnieździe czy też na ziemi to rok ( czy też lato ) spędzone będzie bez żadnych atrakcji na przysłowiowym tyłku.
W ubiegłą niedzielę udałem się na odwiedziny do motóra by go po zimie trochę dopieścić, by go trochę odkurzyć. Cieszyłem się bardzo na te odwiedziny. Pogoda dopisywała, słonko pięknie przygrzewało ( dzięki szemrana panienko ), a we mnie gotowała się potrzeba wyciągnięcia wreszcie motóra z tej komórki na powietrze. Tyle czasu stał tam samotny, opuszczony, w ciemności, w chłodzie i wilgoci biedaczek. To taka trochę magiczna chwila gdy zdejmujesz ten pokrowiec, gdy strzepujesz ten półroczny kurz i brud. To tak jakby budziło się nowe, jakby powstawało z zapomnienia. Takie baśniowe. I jak jeszcze uda się odpalić, jak od nowa zagrają gary to w człowiekowi znowu bardziej chce się żyć, znowu chce się marzyć, znowu planować trasy do przejechania. To magiczna chwila. Jednak w ubiegłą niedzielę wydarzyło się coś magiczniejszego ( o ile istnieje takie słowo ). Może dla kogoś innego byłoby to nic szczególnego. Może uznałby to za zwykły zbieg okoliczności. A może nawet nie zwrócił by uwagi. Ale nie ja. Ja mam coś takiego że w każdym momencie życia szukam jakiejś magii, jakiejś wyjątkowości, jakiegoś znaku, jakiegoś cudu. W każdym małym nawet zdarzeniu dopatruję się tego znaku od sił nadprzyrodzonych. Tak mam. I wierzę. Bo jeżeli życie nie jest cudem nadprzyrodzonym, nie jest czymś więcej niż tylko białkiem, chemią i fizyką to jaka z niego ma być dla mnie radość. Życie jest cudem. I tylko te umysły wyedukowane starają się je ściągnąć z obłoków na ziemię. Tak by było czysto, wg równania. Ale mnie te równania nie przekonują. Śmiechem napawa mnie teoria wielkiego wybuchu. No przecież ta fizyka sama chyba w to nie wierzy że było sobie coś malutkiego, potem sobie wybuchło ( tak o po prostu??? a gdzie siła przyłożenia ??? ), potem się pokotłowało, pomieszało i jest ludź. No proszę, nie rozśmieszajcie mnie. To już teoria Boga Stwórcy broni się bardziej. Albo miłość. Twierdzą że to tylko chemia. Że jakieś tam związki białka się łączą i jest. Czy to ma oznaczać że jak już opracują tą tajemniczą miksturę to każdemu będą w stanie tak te białka połączyć że pokocha każdego kogo mu zadadzą? Eeee. To ja już wolę wierzyć w cuda, magiczne chwile, znaki na niebie i ziemi, Boga Stwórcę i przeznaczenie. Więc gdy w ubiegłą niedzielę już już miałem wejść do tej biednej komórki by motóra na słoneczko wyprowadzić jeszcze coś mi podpowiedziało by zadrzeć głowę do góry. I byłem już jedną nogą w środku gdy ostatnim spojrzeniem na niebo ujrzałem na nim bociana. Krążył dokładnie nade mną. Dokładnie. I gdy mu się tak ze zdumieniem przyglądałem po chwili dołączył do niego drugi. Dwa bociany krążące na niebie. Czy mogłem sobie to wyobrazić bardziej magicznie? Bo oto właśnie za chwilę blask słońca odbije się na motóra kształtach. Oto właśnie za chwilę przebudzi się po zimowym śnie na nowy sezon. A tu nad nim dwa bociany. Bociany zapowiadające rok ( czy raczej lato ) pełne podróży, pełne przygód, pełne wrażeń. Czy mogłem sobie to wyobrazić bardziej magicznie? Tak. Mógłem, a wręcz zobaczyłem na własne oczy bo po chwili pojawił się także trzeci. A trójka to liczba magiczna. W chrześcijaństwie nawet święta. I wiadomo też wszem że nawet kwiaty w bukiecie mają być nieparzyście, no chyba że na pogrzeb. Czy to mógł być zwykły zbieg okoliczności? Mógł? Oczywiście że mógł. Oczywiście. Z tym że nie dla mnie. Ja już wiedziałem że to znak. Wiedziałem że to znak że ten motór którego właśnie miałem zbudzić ze snu zimowego powiezie mnie w tym roku ( czy raczej tego lata ) daleko daleko. I że zobaczę nowe piękne krajobrazy. Że doznam nowych cudownych przeżyć. Że przeżyję magiczne i radosne chwile. I wierzę w to. Powie ktoś, er trzymaj się zdrowego rozsądku, myśl logicznie. A w dupie mam ten zdrowy rozsądek i to logiczne myślenie. Ja będę wierzył w magiczne chwile, w znaki na niebie, w znaki na ziemi, i wierzył będę w cuda. I wierzył będę w to że Smok wyzdrowieje. Wierzył w to będę i już. Wierzył w to będę że opiszą Smoczy przypadek w jakimś mądrym piśmie naukowym starając się wytłumaczyć na ichniejszy naukowy sposób to niewytłumaczalne coś. Wierzył będę że pójdzie sobie Smok kiedyś nieśpiesznie do Częstochowy i pod tamtejszym obrazem cudownym zostawi książeczkę pod, jakże tajemniczym, tytułem Mały Książę. A póki co, po skończeniu tego tu pisania, zgaszę światło, zapalę świeczkę, popatrzę w czarne niebo, i w czasie gdy Smok śpi zmęczony, pomodlę się do Boga jak tylko najpiękniej potrafię o to by Smok wyzdrowiał. 
I zdałem sobie dzisiaj sprawę z jeszcze jednej rzezy. Otóż nie przejmuję się śmiercią. Śmierć mnie nie martwi. Nie mówię tu o swojej śmierci, bo kto słucha mnie regularnie wie że śmierć to moje marzenie, ale o śmierci innych. I tych mi bliskich, i tych mi obcych. Dziwne to może. Ale nie przejmuję się tym dziwactwem. Moim zdaniem akurat ten kto umarł ma już wszystko po co żył. Wszystko. To tylko my, my którzy zostaliśmy mamy problem. Mamy problem z zapełnieniem pustki, odnalezieniem się we wspólnych wspomnieniach. O wiele większym problemem jest choroba, bieda, upokorzenie. To wyciska ze mnie łzy. Śmierć raczej chyba nie wyciśnie. Tzn uronię zapewne łezkę ale i tak więcej będzie we mnie przeświadczenia że oto żegnam kogoś kto w tej właśnie chwili doznaje szczęścia niepojętego.

sobota, 16 kwietnia 2016

Ścieżka 386 Do przodu

Przyszedł deszcz i zrujnował mi życie. Życie fizyczne jak i psychiczne. Motóra którego właśnie wyciągnąć miałem - znowu nie wyciągnę. A pośmigać na motórze już mi się tak chce, że jak nie pośmigam to chyba pęknę. Już mi się bardziej nawet chce pośmigać niż podymać a nie dymałem przecież dużo dłużej niż nie śmigałem. Zaczyna mnie ta szemrana panienka u tych szkopów drażnić. Siedzi tam kurna i tylko wysyła te deszcze tu do nas. Świeci se słonka w naszym pięknym kraju. Człowiek zadowolony spaceruje i śmiganie planuje. Ale jeszcze zajrzy tam do koleżanki z sympatii. A tam pada. No i co? Włączam na chwilę tiwi a w tiwi transmisja jakaś z Poznania i ludzie w płaszczach i pod parasolami. Wyglądam za okno – słońce. No słońce jest czyli jest gitara. Ale zaraz przychodzi refleksja. Aha, no tak, przecież szemrana panienka pisała: Za oknem niby słońce, a za chwilę szarość i pewnie za chwilę zacznie padać. To teraz wszystko jasne. To cholerstwo od niej wali do nas, do Poznania właśnie doszło i nie chybi lada chwila dotrze i tu. I dotarło. Pada. A moje baterie słoneczne padają i najchętniej to zasnąłbym snem wiecznym. I obudziłaby mnie może jakaś księżniczka, królewna lub inna Piękna pocałunkiem słodkim jak miód. Tak apropo dziękuję wszystkim Królewnom i Księżniczkom za wpisy pod poprzednią notką. Nie wiem czy to spisek jakiś był by erkowi powypisywać to co erek usłyszeć chce żeby lepiej mu się poczuło i by smutny już i zawiedziony nie był ale po tych komentarzach erek smutny nie jest i wiarę odzyskał. Prawdę mówię. Każdy jeden wpis zawierał to co po mojemu zawierać był powinien. Prawdę mówię. Okazały się zaprzeczeniem tego o czym tak zgorzkniale pisałem. I fajnie to słyszeć. Znaczy nie wszystko jeszcze stracone. Są jeszcze wartościowe jednostki na tym łez padole. I może warto wierzyć? I może szkoda że się nie spotkaliśmy wcześniej na ścieżkach życia? Może moje życie udało by się uratować? No cóż, było minęło. Tak miało widocznie być. Dziękuję jednakowoż za te komentarze. Wszystkie zawierały podnoszące mnie na duchu treści. A najbardziej dziękuję białej, Bialutkiej, najbielszej. Sam staram się, o ile jest to możliwe czasowo, czytać posty kilkukrotnie. Przeczytać, przetrawić, przeczytać ponownie, pomyśleć, poczekać i dopiero wówczas starać się zrozumieć co autor miał na myśli. Bo pośpiech to dobry jest przy łapaniu pcheł, rozmowa z innym człowiekiem, zrozumienie go - wymaga czasu. Dlatego dziękuję białej, Bialutkiej, najbielszej za: Niewiasty przede mną już wyraziły swoje ALE na temat poszukiwania dziewicy :) czytając pierwszy raz tak to odebralam. Czytając drugi raz już nieco inaczej a czytając po raz trzeci kiedy do żyły płynął mi dobrobyt- pomyślałam najprościej jak się da ze szukasz kobiety która się co znaczy szacunek do sanej siebie a nie życzy kyora miało pół miasta ( cytat oryginalny, z błędami, może się zawstydzi przy okazji trochę i zacznie, o co z nią walczę, więcej uwagi zwracać na pisownię ). Bo ideału nie szukam. Dziewic już nie ma. Każdy ma w sobie bagaż doświadczeń. Czyż można winić kogoś że mu w życiu nie wyszło nie z jego winy? Tak więc wiem że tych ideałów nie ma, dziewic nie ma ale to nie ich wina. To wina tego kogoś koga ideał, kogo dziewica spotkała na swej drodze wcześniej a kto w końcowym rozrachunku okazał się draniem.
Kończę. Zmęczony jestem. Może dlatego że to pierwsza sobota kiedy nie biegałem. Domęczają mnie te soboty. Tak się na nie czeka a gdy już przyjdą to okazuje się że jest tyle spraw zaległych, tyle do zrobienia nazbierane z całego tygodnia że nie ma czasu w dupę się podrapać. Może jutro odpocznę? Choć nie. Mimo deszczu zamiar mam motóra dopieścić przed pierwszą jazdą. Łańcuch posmarować, ciśnienie w oponkach sprawdzić, szybkę dopolerować. Trochę się tego znajdzie. Z tym że to to już czysta przyjemność.
Zmęczony jestem. Idę spać.
Jesteście super.
P.S. Szemrana panienko możesz wysłać trochę słonka?
Aha. I jeszcze jedno. Tak sobie ostatnio wymyśliłem słuchając pana Tomka Lipińskiego.
                   Przytul się
                        dlatego że ci dobrze
                                  dlatego że ci źle
                                       Przytul się nawet gdy nie chcę
                                                     Przytul mnie

sobota, 9 kwietnia 2016

Ścieżka 385 Do przodu

Po ostatniej mojej notce, i po pierwszych na nią reakcjach ręce mi
opadły. Kiedy jeszcze Bialutka dołożyła swoje u siebie i kiedy
popatrzyłem na tamtejsze komentarze to już kompletnie beznadziejnie
się poczułem. No niby zdawałem sobie sprawę ze złożoności
problemu. I miałem nawet zamiar poruszyć temat degrandolady facetów
u siebie. Miałem nawet zamiar napisać jak potwornie wkurzają mnie
te gogusie w rurkach. Nie mogę na nich patrz
eć. Nie mogę patrzeć
jak mężczyźni staczają się coraz niżej i niżej. I jak tracą
swoje męskie cechy. Nie pasuje mi to i rujnuje mi obraz świata.
Miałem to napisać jednak nie napisałem. Nie wiem, nie pamiętam
dlaczego ale chyba po prostu zabrakło miejsca. Ale czy to wszystko
co się dzieje z kobietami to tylko wina mężczyzn? Jak tak
poczytałem komentarze to zrobiło mi się przykro. To czym jest
współczesna kobieta? Wytworem beznadziejnego faceta? Jakąś taką
słabością mi zaleciało. To zamiast trwać, być, przeciwstawiać
się poddały się temu flakowi. Dostosowały się? Prawda że to
cecha gatunków inteligentnych odnaleźć się, dopasować w każdych
warunkach ale czy w tym przypadku o to chodzi? Ręce mi opadły.
Myślałem że kobiety, wierzyłem w to mocno, są płcią
silniejszą. Silniejszą w sensie psychicznym. Faceci, co zresztą
widać po menelach na ulicach, nie są w tym względzie odporni. Ale
kobiety! No przecież jeżeli dajesz radę żyć z comiesięcznym
wkurwieniem, jeżeli dajesz radę urodzić dziecko, jeżeli masz siłę
wychować je łącząc to wychowanie z utrzymaniem domu i pracą to
chyba nie jesteś byle jakim mięczakiem. Masz siłę, masz
odporność. A tu taka niespodzianka. Takie dla mnie zaskoczenie.
Czyli kobiety nie chcą być kobietami przez słabych mężczyzn.
Powiem szczerze rozczarowałem się i wierzyć mi się w to nie
chciało. Poddały się? Poddały? No nie mogłem w to uwierzyć.
Potem naszła mnie refleksja że to tak najłatwiej. Zwalić na
kogoś, szukać winnych wokół, nie w sobie. A może faceci też są
tacy jacy są bo kobiety się zmieniły? Może gdyby zostały
kobietami zmusiło by to ich do zmiany swojego postępowania? Może
ci prawdziwi wyszli by wówczas z cienia i zapomnienia. Może gdyby
było na nich zapotrzebowanie inni poszliby ich przykładem? Ale nie.
Kobiety rzucają się na tych w rurkach. Tyle się mówi że facet
myśli fiutem. Tak te nasze czasy obserwuję i dochodzę do wniosku
że tak, że racja, myśli fiutem, jednak kobieta w takim samym
stopniu, a może i większym, myśli cipą. Nie szanują się.
Wystarczyłoby by się szanowały. By wiedziały jak są wspaniałe.
I by znały swoją siłę. I by dawały wyraźny przekaz że byle
chłystek ich nie interesuje. Takie są prawa rynku: podaż rodzi
popyt czy jakoś tam tak, nie znam się na rynkowych prawach. No ale
czego się spodziewać gdy na pierwszej lepszej dyskotece dają dupy
w kiblu czy też obciągają tegoż fiuta pierwszemu lepszemu
pacanowi. Znałem kiedyś jedną taką fajną dziewczynę. Ładna i
inteligentna. Byliśmy razu pewnego na ognisku. I w trakcie tej
imprezy polazła, całkiem trzeźwa, z takim największym okolicznym
kutasem w krzaki. Pytam się jej kiedyś tam później: Dlaczego? A
bo tak prosił, smęcił.
No kurwa, nie mogłem uwierzyć. I wiecie
co? Ten kutas kiedyś tam jeszcze później, na jakieś tam kolejnej
podobnej imprezie, wziął ją i wydymał gdy się wzięła i upiła.
I jaki dumny z siebie był. Szlag mnie trafiał, krew się we mnie
gotowała i nawet się na niego zasadzałem. Ale czy to była moja
sprawa? W sumie nie, to był jej wybór, więc co mi do tego. Co
jednak, jaki przekaz poszedł w eter. Możesz, jesteś kompletnym
kutasem, nie szanujesz, nie starasz się a i tak masz najładniejsze
i najinteligętniejsze. No czy tak nie jest? To po co się starać?
Idziemy zatem na łatwiznę. Robimy się leniwi bo przecież to na
czym nam najbardziej zależy, małe dymanko, i tak samo do nas
przyjdzie. No po co się starać? Rycerze i bohaterowie wyginęli
honorowo na wojnach walcząc o wolność swych wybranek. Ich wybranki
wybrały natomiast w tym czasie stajennych. I taki to typ mężczyzn
został. Prości stajenni. Tych kilku rycerzy czy też bohaterów
którzy wrócili zostało zaszczutych, zepchniętych na margines,
zapomnianych. Kobie
ty już wolały stajennych. I wolą wychodzi na to,
nadal. Rozmieniają się na drobne, dają dupy na lewo i prawo, nie
szanują. Natknąłem się ostatnio w tiwi na taki reportaż.
Dotyczył tematu umierania i takich tam przy okazji emocji. Ale padło
tam pewne stwierdzenie. Opowiadał ksiądz o tym jak ludzie na łożu
śmierci się zmieniają, co mówią, co staje się dla nich
najważniejsze. I w trakcie tej opowieści opowiedział jak to jedna
pani w ostatnich chwilach wspominała intymne momenty ze swoim mężem.A ten ksiądz zapytał wówczas że może by wspomniała swojego
pierwszego chłopaka. A ta starsza pani, już umierająca jednak cały
czas świadoma i pogodna, zaczerwieniła się podobno, przymknęła
oczy, uśmiechnęła i powiedziała że jej pierwszy był zarazem
ostatnim. Wiecie co? Rozpłakałem się. No może nie rozpłakałem
tylko wzruszyłem, ale takim wzruszeniem z wilgotnymi oczyma. I nie
mówcie mi że głupia baba bo tyle straciła a ten mąż i tak dymał
na boku bo w to nie uwierzę. Bo nie dymał, a jak dymał to jest dla
mnie największym hujem na świecie. I czy któraś może
współcześnie powiedzieć to samo? Nie, nie może. Wiem o tym bo
się dymają na lewo i prawo ze stajennymi jak i gdzie popadnie. Może
robią to tylko dla czystej przyjemności? W sumie możliwe. Nie ma
przecież nic przyjemniejszego niż seks. Nie ma i basta. Ale czy do
tego trzeba tuzina ogierów? Moim zdaniem nie trzeba. Można mieć
super doznania z jednym. I możliwości jest tyle na uatrakcyjnanie
tego jednego że życia nie starczy by wszystkie wykorzystać. Trzeba
mieć tylko otwartą głowę i trochę fantazji. Tylko po co używać
głowy? Można przecież pójść na łatwiznę. Małe dymanko
przyjdzie samo. I do niego i do niej. Więc zmieniamy sobie zabawki.
Tylko potem dziwimy się że w sumie to na nikogo liczyć nie można,
wszyscy ciągle gdzieś pędzą, ciągle im czegoś mało, ciągle
szukają czegoś nowego. Ale w to bawcie się już sami, czy też
same. Skoro wybrałyście jak wybrałyście dla mnie miejsca już nie
ma. Ja się w to nie bawię. A chcę mieć jedną jedyną Piękną i
tyle. No a skoro już jej nie mogę mieć to trudno. Już to pisałem
nie raz. Dożyje sobie po swojemu. Samotność wcale nie boli i jak
tak ją poznać to jest nawet przyjemna. Bo czy mam się zdawać na
jakąś po przejściach ze stajennym czy też stajennymi. Byłem
kiedyś z jedną taką fajną panną na dyskotece. Podobała mi się
i ona i ta dyskoteka. Ale do czasu. Do czasu gdy poprosiła mnie
byśmy stamtąd poszli bo jest tam akurat jeden kutas co mu się raz
oddała na domówce. No dziękuję. Każdy wprawdzie żyje jak chce
robiąc różne rzeczy ale mi się jakoś nie uśmiecha perspektywa
usłyszenia: dymałem twoją kobietę. I pal licho że było to wieki
temu. Z drugiej reki to mogę mieć no … motóra, ale dziewczynę
to wolałbym bym mieć swoją jedyną. Taką która się będzie
uczyła mnie i mnie będzie uczyła siebie. Bez bagażu uprzedzeń i
przykrych doświadczeń. I taką która mi nie powie razu pewne go że
Zenek to całował lepiej, a Heniek to miał większego, bo rozmiar,
nie oszukujmy się, ma znaczenie. I nie musi być idealna. Wręcz
przeciwnie. Te jej niedoskonałości dodawały by tylko uroku. Coś
takiego co mógłbym określać: sama słodycz. To tyle w temacie.
Nie pierdolmy na świat że zły bo sami go tworzymy. I nie
opowiadajcie że jak by się faceci zmienili to i wy byłybyście
inne. To zaraz? Kiedy byłybyście sobą? Kiedy byłybyście prawdą?
Teraz czy w tej „nierealnej” przyszłości? Bo przecież któryś
wybór nie jest zgodny z waszym wewnętrznym przekonaniem? Więc
żyjmy prawdziwie, żyjmy tak jak czujemy, nie oglądając się na
innych. Ja mam zamiar tak żyć, nie zostawię swoich przekonań
choćby oznaczać to miało samotność do końca moich dni. I wiem
że warto a nadzieję przywróciły mi kolejne wpisy pod moją
ostatnią notką ( wracając w sumie do tematu ). Tak, tak Kaniu
sukienki się liczą. Jesteś wspaniała że je lubisz. Potem jeszcze
wpadła Na zakręcie po szczęściu i napisała coś czego
oczekiwałem. Właśnie na coś takiego czekałem. Pe to palanat,
mówię to z pełną stanowczością. A potem jeszcze wpadła Edenlas
i napisała wszystko o czym ja tu dzisiaj piszę, czy też chciałem
napisać a tylko wyszło trochę inaczej. W sumie mógłbym ten jej
wpis wziąć skopiować i już. Ale tą cześć zacytować muszę:

bo kobieta chciałaby byc księzniczka, ale tez móc poczuć się "w twych
ramionach taka mala" i poczuć opiekę, ale tez w pewnych
sytuacjach zobaczyc podziw w Jego oczach -nie tylko z powodu urody - ale za to,z e "coś potrafi"! czy toi skręcić szafę czy
ugotować najpyszniejszą na świecie pomidorową. Zresztą ty jako
mężczyzna, chciałbys pewnie by Piękna patrzyła na ciebie jak na
swojego bohatera, ale moze tez zaopiekowała się chocby przykrywając
kocem kiedy zaśniesz zmęczony po pracy?
Dzięki.
Już mi lepiej.


A
w życiu codziennym to odgrażałem się tydzień temu że wstanę
rano i pobiegnę 15 km ku słońcu. Niestety. Obudziłem się
wprawdzie o 6 ale to było tyle. To pisanie notek do północy mnie
wykończy. Pobiegłem zatem w południe i w ramach pokuty walnąłem
kolejną dwudziestkę ( to druga w moim życiu ). A że w stosunku do
tej pierwszej poprawiłem czas o całe 10 minut osiągnąłem
rezultat 2 godziny i 3 minuty. I wszystko było by super gdyby nie
zastrajkowało prawe kolano. Boli.


I
jeszcze ciekawostka. W czwartek stałem sobie czekając na pociąg.
Stałem na kładce na Ochocie. Było coś około 19:20. Słońce
zachodziło. Niebo było niebiesko, czerwono, szaro białe. Gdzieś
tam daleko na tym niebie samolot podchodził wolno, wolniutko,
wolniuteńko do lądowania na Okęciu. Po torach pod kładką
przejechało pendolino. Na kładce na przeciwko przetaczał się tłum
samochodów tworząc wielkomiejski szum. Gdzieś grał dzwonek
tramwaju. Obok na drzewie skrzeczała sroka. Ktoś jechał na
rowerze. Cała reszta ludzi gdzieś podążała na piechotę. A ja
sobie tam tak stałem. I wiecie co? Naszła mnie nieoczekiwanie myśl.
Dziwna myśl i niezwykle podejrzana. Naszła mnie bowiem myśl:
Ja
pierdolę, jakie to wszystko jest na miejscu!


I
na koniec z ogromnymi podziękowaniami dla Sza. Jako jedyna
udzieliłaś mi rozgrzeszenia. Wiesz że jak wracałem we wtorek
późnym wieczorem do domu to pod latarnią ustąpiłem pierwszeństwa
takiej jednej wielgachnej tarantuli która właśnie miała kierunek
kolizyjny do mojego?
I
dzięki tobie wiem już co to za kwiatki. To Ziarnopłon wiosenny,
Jaskier wiosenny, zwyczajowa nazwa pszonka (
Ficaria
verna

Huds.) – gatunek rośliny wieloletniej
z
rodziny jaskrowatych. I zobacz jak wszystko się zmienia bo czy dasz
wiarę że dawniej ludność wiejska wczesną wiosną (na tzw.
Przednówku ) z głodu spożywała młode liście ziarnopłonu,
uważając je za smaczne warzywo. A my teraz nawet nie wiemy co to za zielsko. Oj przewraca nam się w głowach od tego dobrobytu przewraca. W
ramach podziękowania i rewanżu wrzucam ci filmik o motórach. Mnie
tam wprawdzie nie ma ale będziesz mogła sobie popatrzyć na nasze
stoliczne żółto – czerwone autobusy, i korki i poczuć jak się
er tam przeciska ( to lubię najbardziej ). A jak się uważnie
przyjrzysz to zobaczysz nawet taki zielony most. To Most Gdański. To
mój ulubiony most. To tam er udaje się w chwilach samotności.
Popatrzeć na wodę, posłuchać pociągów ( bo obok jest też most
kolejowy ) i porozmyślać o życiu. Samotność nie jest zła.
Trzymaj się.
Aaaa!
Plac Zamkowy też tam jest ale o nim to już nie muszę wspominać.

sobota, 2 kwietnia 2016

Ścieżka 384 Do przodu

- Wiesz jak trudno myśleć że kobieta to też zwierzę. Takie samo jak … hmmm … córka psa.
Jeszcze tydzień, może dwa tygodnie, na pewno jednak na długi łykend majowy motór będzie już na szosie. I będę znowu, znowu jak co roku spoglądał sobie, oceniał, porównywał, a może i nawet zachwycę się. Z tym że w całym tym ambaransie brakować będzie tej jednej. Jednej jedynej Pięknej. Będzie jej brakować ponieważ jej nie ma. Tak. Doszedłem do wniosku że jej nie ma. I nigdy nie było. Istniała tylko i wyłącznie w mojej głowie. Śmieszny się teraz sobie wydaję i jakiś taki naiwny. Wprawdzie dalej uważam że warto mieć marzenia, z tym że ciężko znosi się fakt odkrycia ich nierealności. W chwili uświadomienia sobie takiego faktu człowiekowi robi się, najogólniej mówiąc – smutno. I traci sens. A jak traci sens to traci i chęć dalszej egzystencji. Bo po cóż żyć gdy to wszystko w co się wierzyło okazuje się iluzją. Tłumaczy mi jedna mądra taka, czy raczej wykształcona w kierunku, osoba bym zmienił swój sposób myślenia. Zaakceptował że świat nie jest niebieski, że nie jest dobry, że nie jest idealny. I że trzeba zrozumieć to, że zło, bieda, smutek i płacz są, są i będą. I że trzeba z tym żyć. Może i tak? Może i ma rację? Z tym że ja nie mam najmniejszego zamiaru zmienić swojego sposobu myślenia. Po prostu nie mam takiego zamiaru. Nie będę akceptował tego że jest to zło, że jest ta bieda, że jest i płacz. To tak jakbym się poddał i poszedł na łatwiznę. Bo najprościej jest pójść na łatwiznę. Nie dostrzegać pewnych spraw uważając że tak jest, tak ma być. Nic z tym zrobić się nie da - więc po prostu żyjmy dalej. Żyjmy. Ale mi się nie chce żyć w takim świecie. Po prostu mi się nie chce i już. Wypisuję się z tego. I nie będę zmieniał swojego myślenia. Więc też swojego marzenia o kobiecie idealnej, a może i kobietach ( liczba mnoga ) też nie będę zmieniał. Nawet mając świadomość że jej, czy raczej ich, nie ma. Trudno, pogodziłem się z tym. Zresztą, moje oczekiwania był zbyt duże. I zdałem sobie sprawę że nie można tak dużymi oczekiwaniami obarczać kogokolwiek. To może być nie do udźwignięcia. A że jak wspomniałem wcześniej zaczęliśmy – my ludzie - chodzić na łatwiznę to i kobietom nie ma co się dziwić. Też poszły na łatwiznę. I akceptuję to. Nie stwarza to dla mnie jakiegokolwiek problemu. Po co mają być kobietami skoro łatwiej i wygodniej jest być kobieto-facetem. Jeszcze tylko mnie, ostatniego Mohikanina, trzeba jakoś znieść a potem już będzie spokój. Mnie który uważa że nie po to stworzyła nas Matka Natura czy też Bóg różnymi byśmy dążyli do identyczności. Śmiać mi się chce jak patrzę na te wszystkie kobiety które tak bardzo i tak bardzo chcą być, robić to wszystko co faceci. I dziwi mnie stwierdzenie że bardziej naturalne dla płci pięknej było by znać się na wymianie koła niż rozróżnianiu kwiatków. No cóż wg mnie dla płci pięknej bardziej naturalna jest znajomość gatunków kwiatków niż wymiana koła. Wymiana koła to męska robota i dlatego też wyposażyła nas natura w większe łapy i mocniejsze ręce. Wg mnie płeć piękna ( tylko czy ja mogę używać sformułowania płeć piękna? coś takiego jeszcze funkcjonuje? czy to tylko moje stare, przestarzałe, dziadoskie? ) ma większe poczucie tego piękna właśnie. Więc oczywistym wydaje mi się że jednak te kwiatki, że firanki, że dobór kolorów w mieszkaniu, czy krawata do koszuli. I oczywistym również jest dla mnie kobieta w sukience czy spódnicy. Tak apropo tak kocham spódnice a tak nie mogę zaakceptować tego wyrazu. Określa tak cudowną rzecz a jest tak prostacki. Spód – nica, spód – nic – a. To od jakiegoś spodu się bierze czy jak? I jeszcze mi się nie wiem czemu kojarzy z miednicą. Wrrrr. Czy nie mogło by to być coś tak zwiewnego i przyjemnego jak sukienka. Sukienka to dobre słowo. W przeciwieństwie do spódnicy bardzo mi pasuje. I ja wiem, rozumiem że spodnie są wygodne i w ogóle ale dla mnie nie ma nic okazalszego niż dziewczyna w sukience czy też spódnicy ( oszz nawet jak piszę ten wyraz to mną telepie ). I do tego jeszcze jakieś kozaczki czy inne długie buty, czy też te zakolanówki czy jak to tam się nazywa ( Bialutka wie o czym mówię ) i er klęka. Mogłyby być też ewentualnie jakieś pantofle, szpilki ale fanem pantofli to wielkim nie jestem chyba że są jedynym pozostałym elementem garderoby ( no ale to to już historia na całkiem inną opowieść ). Ale. Wracając do tematu. Pogodziłem się więc z myślą że Pięknej nie ma i to tylko moje chore urojenia były. I ten smutek wynikający z utraty złudzeń też już chyba przetrawiłem. Już za tydzień, może za dwa, na pewno jednak na długi łykend majowy motór będzie już na szosie a ja pomknę sobie gdzieś i tyle. I pewne jest że będę z wysokości motóra spoglądał sobie, oceniał, porównywał, a może i nawet zachwycę się. Ale to wszystko. Zostanę sobie sam z moimi marzeniami. I nawet mi z tym dobrze chyba będzie. Bo czy miałbym się zadowalać jakimś substytutem, jakąś namiastką? Nie ma sensu. I nie chce mi się. I wiem że nie jest już to możliwe. Po prostu, najzwyklej w świecie, nie jest możliwe. Zresztą w moim wieku? ( tutaj się uśmiecham ). Tęsknota jest, nie wypieram się. I pragnienie dzielenia się z kimś smutkami i radościami też jest. Dzielenia się wschodami i zachodami słońca. Dzielenia się rozgwieżdżonym niebem i fazami księżyca. I pewnie że bym chciał być dla kogoś oparciem, chciałbym kogoś trzymać za rękę na spacerze. Chciałbym się przytulić w łyżeczkę na noc czy oddychać delikatnie czując czyjeś włosy na piersi. I chciałbym przygotować śniadanie w niedzielę czy mieć obiad podany w poniedziałek w samych pantoflach. Chciałbym. No pewnie że bym chciał. Ale skoro się nie da, to niech sobie to wszystko żyje w mojej głowie ( chorej ). I już nie będę, przynajmniej zamiar taki mam, płakał w sierpniowy zachód słońca na bałtyckiej plaży że każdy kogoś ma – tylko nie ja.





A z innej beczki to już dwa razy napisać miałem i za każdym razem brakowało miejsca. Jednak nie daje mi to spokoju i muszę to z siebie oczyścić. Otóż dwa tygodnie temu zabiłem pająka. Kurde no. Niby nic a jednak. Cały czas zastanawiam się po co to zrobiłem. No przecież ten pająk w niczym mi nie przeszkadzał. Przecież wlazłby sobie gdzieś i nie zdawałbym sobie nawet sprawy z jego obecności. No kurde no! A jeszcze jakoś cały czas mam świadomość że to była pani pająk. A może miała gdzieś małe pajączki? Nie no oczywiście tutaj przesadzam ale nie mogę cały czas przeboleć tego co zrobiłem. Nie wiem po co to zrobiłem Taki pająk, choć może to i robal, i może mało przyjemny, ale przecież to też stworzenie boże. A ja go tak o po prostu bach. Jedyne co mam na swoje wytłumaczenie to fakt że zrobiłem to odruchowo. Zakładałem właśnie obuwie na wieczorne bieganie gdy wybiegł zza szafki i walnąłem go kapciem. Tak bez zastanowienia. No cóż, stało się. I choć to tylko pająk to jednak żal mam do siebie że go tak bezmyślnie zabiłem. Niech ktoś mnie rozgrzeszy.

Na koniec poproszę o pomoc. Przysiadłem dzisiaj w południe na ławeczce w parku i ujrzałem pełno czegoś takiego. Co to za kwiatki?



I druga sprawa na koniec. Chciałbym poznać odczucia, pierwsze skojarzenia na widok tego obrazka ( zresztą jest to moja obecna tapeta na telefonie ).


Moje pierwsze skojarzenia? Ruda to on, biała to ona. On podsuwa jej miseczkę i szepcze czule: „jedz kochanie, na zdrowie”. Aaaa i jeszcze idealnie by było jakby sam był aktualnie głodny a pierwsza jeść miałaby ona. ;) No jak :)
Wiem też skąd i nąd że koś inny na widok tego obrazka stwierdził: „no nie jedz tyle, i tak masz już grubą dupę”.
Jutro rano zamiar mam skoro świt pobiec 15 km ku wschodzącemu słońcu.