sobota, 23 kwietnia 2016

Ścieżka 387 Do przodu

Od kiedy pamiętam zawsze o tej porze wypatrywałem bocianów. Nie wiem skąd się to wzięło, kto to we mnie zaszczepił i czy to jakiś szerszy wymiar ma czy tylko ja tak mam ale mam tak że jak pierwszym bocianem którego ujrzę jest bocian szybujący na niebie to rok ( czy też lato ) ma niby być pełne podróży, pełne przygód, pełne wrażeń. Natomiast jeżeli jest to bocian siedzący na gnieździe czy też na ziemi to rok ( czy też lato ) spędzone będzie bez żadnych atrakcji na przysłowiowym tyłku.
W ubiegłą niedzielę udałem się na odwiedziny do motóra by go po zimie trochę dopieścić, by go trochę odkurzyć. Cieszyłem się bardzo na te odwiedziny. Pogoda dopisywała, słonko pięknie przygrzewało ( dzięki szemrana panienko ), a we mnie gotowała się potrzeba wyciągnięcia wreszcie motóra z tej komórki na powietrze. Tyle czasu stał tam samotny, opuszczony, w ciemności, w chłodzie i wilgoci biedaczek. To taka trochę magiczna chwila gdy zdejmujesz ten pokrowiec, gdy strzepujesz ten półroczny kurz i brud. To tak jakby budziło się nowe, jakby powstawało z zapomnienia. Takie baśniowe. I jak jeszcze uda się odpalić, jak od nowa zagrają gary to w człowiekowi znowu bardziej chce się żyć, znowu chce się marzyć, znowu planować trasy do przejechania. To magiczna chwila. Jednak w ubiegłą niedzielę wydarzyło się coś magiczniejszego ( o ile istnieje takie słowo ). Może dla kogoś innego byłoby to nic szczególnego. Może uznałby to za zwykły zbieg okoliczności. A może nawet nie zwrócił by uwagi. Ale nie ja. Ja mam coś takiego że w każdym momencie życia szukam jakiejś magii, jakiejś wyjątkowości, jakiegoś znaku, jakiegoś cudu. W każdym małym nawet zdarzeniu dopatruję się tego znaku od sił nadprzyrodzonych. Tak mam. I wierzę. Bo jeżeli życie nie jest cudem nadprzyrodzonym, nie jest czymś więcej niż tylko białkiem, chemią i fizyką to jaka z niego ma być dla mnie radość. Życie jest cudem. I tylko te umysły wyedukowane starają się je ściągnąć z obłoków na ziemię. Tak by było czysto, wg równania. Ale mnie te równania nie przekonują. Śmiechem napawa mnie teoria wielkiego wybuchu. No przecież ta fizyka sama chyba w to nie wierzy że było sobie coś malutkiego, potem sobie wybuchło ( tak o po prostu??? a gdzie siła przyłożenia ??? ), potem się pokotłowało, pomieszało i jest ludź. No proszę, nie rozśmieszajcie mnie. To już teoria Boga Stwórcy broni się bardziej. Albo miłość. Twierdzą że to tylko chemia. Że jakieś tam związki białka się łączą i jest. Czy to ma oznaczać że jak już opracują tą tajemniczą miksturę to każdemu będą w stanie tak te białka połączyć że pokocha każdego kogo mu zadadzą? Eeee. To ja już wolę wierzyć w cuda, magiczne chwile, znaki na niebie i ziemi, Boga Stwórcę i przeznaczenie. Więc gdy w ubiegłą niedzielę już już miałem wejść do tej biednej komórki by motóra na słoneczko wyprowadzić jeszcze coś mi podpowiedziało by zadrzeć głowę do góry. I byłem już jedną nogą w środku gdy ostatnim spojrzeniem na niebo ujrzałem na nim bociana. Krążył dokładnie nade mną. Dokładnie. I gdy mu się tak ze zdumieniem przyglądałem po chwili dołączył do niego drugi. Dwa bociany krążące na niebie. Czy mogłem sobie to wyobrazić bardziej magicznie? Bo oto właśnie za chwilę blask słońca odbije się na motóra kształtach. Oto właśnie za chwilę przebudzi się po zimowym śnie na nowy sezon. A tu nad nim dwa bociany. Bociany zapowiadające rok ( czy raczej lato ) pełne podróży, pełne przygód, pełne wrażeń. Czy mogłem sobie to wyobrazić bardziej magicznie? Tak. Mógłem, a wręcz zobaczyłem na własne oczy bo po chwili pojawił się także trzeci. A trójka to liczba magiczna. W chrześcijaństwie nawet święta. I wiadomo też wszem że nawet kwiaty w bukiecie mają być nieparzyście, no chyba że na pogrzeb. Czy to mógł być zwykły zbieg okoliczności? Mógł? Oczywiście że mógł. Oczywiście. Z tym że nie dla mnie. Ja już wiedziałem że to znak. Wiedziałem że to znak że ten motór którego właśnie miałem zbudzić ze snu zimowego powiezie mnie w tym roku ( czy raczej tego lata ) daleko daleko. I że zobaczę nowe piękne krajobrazy. Że doznam nowych cudownych przeżyć. Że przeżyję magiczne i radosne chwile. I wierzę w to. Powie ktoś, er trzymaj się zdrowego rozsądku, myśl logicznie. A w dupie mam ten zdrowy rozsądek i to logiczne myślenie. Ja będę wierzył w magiczne chwile, w znaki na niebie, w znaki na ziemi, i wierzył będę w cuda. I wierzył będę w to że Smok wyzdrowieje. Wierzył w to będę i już. Wierzył w to będę że opiszą Smoczy przypadek w jakimś mądrym piśmie naukowym starając się wytłumaczyć na ichniejszy naukowy sposób to niewytłumaczalne coś. Wierzył będę że pójdzie sobie Smok kiedyś nieśpiesznie do Częstochowy i pod tamtejszym obrazem cudownym zostawi książeczkę pod, jakże tajemniczym, tytułem Mały Książę. A póki co, po skończeniu tego tu pisania, zgaszę światło, zapalę świeczkę, popatrzę w czarne niebo, i w czasie gdy Smok śpi zmęczony, pomodlę się do Boga jak tylko najpiękniej potrafię o to by Smok wyzdrowiał. 
I zdałem sobie dzisiaj sprawę z jeszcze jednej rzezy. Otóż nie przejmuję się śmiercią. Śmierć mnie nie martwi. Nie mówię tu o swojej śmierci, bo kto słucha mnie regularnie wie że śmierć to moje marzenie, ale o śmierci innych. I tych mi bliskich, i tych mi obcych. Dziwne to może. Ale nie przejmuję się tym dziwactwem. Moim zdaniem akurat ten kto umarł ma już wszystko po co żył. Wszystko. To tylko my, my którzy zostaliśmy mamy problem. Mamy problem z zapełnieniem pustki, odnalezieniem się we wspólnych wspomnieniach. O wiele większym problemem jest choroba, bieda, upokorzenie. To wyciska ze mnie łzy. Śmierć raczej chyba nie wyciśnie. Tzn uronię zapewne łezkę ale i tak więcej będzie we mnie przeświadczenia że oto żegnam kogoś kto w tej właśnie chwili doznaje szczęścia niepojętego.

9 komentarzy:

  1. A ja jak widzę bociany, szybujace, siedzace, stąpajace to usmiecham się bo idzie wiosna, a wiosna to słońce, a słońce to moje baterie. I kocham to słońce, chłone je bo musi mi wystarczeć na pozostałe miesiące. Kazdy ma pewnie inne znaki, moim znakiem jest tecza, kocham tęczę, bo po burzy wschodzi słońce i ta tęcza jest znakiem lepszego. Tak samo kocham słoneczniki, to moje ulubione kwiaty, takie własnie sloneczne. Podobno motór to wolność, ale ja się ich boję choć uwielbiam wolność, gnać samochodem, tak po prostu, bez celu i wiem, że w przyszlym tygodniu tak pognam, usiade na pomoście i będe patrzeć na jezioro i wsluchiwac się w ciszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. też wszędzie szukam tym magicznych chwil, we wszystkim, w uśmiechu, w deszczu nawet w tym że mnie czasem ptak obejsra;) bo tak wolę, wolę kochać tenświat za jego piękno...czy ja mam się rozpłakać że nie mam takiej magicznej chwili z motórem? bo ja to wiem, ja pamiętam, ja to niemal mam pod skórą, a w nosie ten zapach pierwszego po zimie odpalenia garów... i takiego lata ci życzę ( i mam w tym swój interes;) no bo się przyznam że w końcu te kartofelki to by już mogły być a nie latem... i ja ci powiem, że ja nawet nie przyjmuję do wiadomości, że Smok nie wyzdrowieje, tego pojęcia nie ma w moim słowniku... i też śwwieczkuję wieczorami, bo to tak jakoś jest wtedy cieplej, magiczniej, inaczej od razu na sercu... i masz rację to my mamy problem, my któzy zostaliśmy, bo płaczemy histerycznie tak na prawdę nad sobą, nad swoim opuszczeniem... bezradnością i niemocą, nieumiejętnością wspominania tego co dobre w takiej chwili, bo chyba ciągle śmierć to tabu, bo wypada zachować powagę, bo nie wypada wspominać radośnie, bo każą nam się umartwiać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz w życiu słyszę (a w sumie czytam) tę teorię o bocianach. To będzie dla mnie teraz taka Erowa teoria i od dzisiaj wypatruję bocianów na niebie. Spodobało mi się. A teraz czekam aż w pewnym momencie zaczniesz opisywać te podróże i przygody, które to bociany Ci przepowiedziały. I będzie jeszcze bardziej magicznie.

    I poważnie aż tak się zawiodłeś na K44? Bo dla mnie dupy nie urywa może, za przeproszeniem, ale jest całkiem fajny i przyjemny do posłuchania.

    OdpowiedzUsuń
  4. bociany zawsze ludziom się kojarzyły z nowym życiam ciążami i tymi sprawami.....



    ale ja jako skrajny realista twardo stąpający po ziemii nie będę ci pierdolić o trojaczkach.

    może spotkałeś trójcę świętą albo co.....



    dla mnie magiczna chwila jest kiedy pakuję ostatnią lampę przed końcem zmiany wylogowuję się z systemu i idę do domu.;))))))))


    śmierć - niee.....jeszcze nie teraz. nie w tym wypadku. jaj Boże trochęwięcej każda chwila na wagę złota.




    kiedy ja będę odchodzić - moment mojego przjeścia na tamten świat - to będzie apokalipsa dla tego świata;))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. i od tej małej czcionki to ja oślepnę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię trójkę. W sensie liczby. W każdym horoskopie piszą mi że to moja szczęśliwa liczba. 3 Potwory. 3 łyżeczki slodze kawę. 3 jest bardzo wporzadku. Od dawna wiem że się dopatrujesz we wszystkim tego co z pozoru nie ma najmniejszego znaczenia. Wice prezes (kiedy ta nominacja i premia słońcu??!!) Sobie chwali takie zachowania. -gadam jak Ty. No nie kurwa 😊 a te przygody to nie wiesz co ?? Serio ?? Jedziemy do Szemranej panienki lepić pierogi !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. OO.. to ja widziałam dwa w gnieździe, latającego ani jednego..
    tak po mojemu to sobie pomyślałam: "dobrze, że te boćki ERa jelitówki nie miały" Choć i ja wierzę w magiczne chwile..znaki.. hmm.. choć wiele razy w życiu okazywało się, że raczej odczytałam tak jak chciałam...Np.. tęcza nad miejscem randki, taka niespodziewana wręcz niemożliwa ..pamiętam choć to było daaawno!

    OdpowiedzUsuń
  8. ...i to dwa bociany. nie jeden. Dwa :)))

    OdpowiedzUsuń