sobota, 27 sierpnia 2022

Ścieżka 658 Do przodu

 Notka z wczoraj tak w ogóle

Ale jest kurwa zajebiście - ileż ja już to razy wypowdziałem siedząc wieczorem na plaży... i nocą. Wypowiedziałem kurwa z takim przekonaniem jakbym chciał to wcisnąć w sam środek swojego serca. I wszystkich serc. Jest tak zajebiście że nie da się tego oddać inaczej jak tylko wziąć i przytulić. Ale tak mocno, tak z całych sił. Zachwyt aż do granicy wytrzymania. Piękno jakim chcesz się dzielić. I jake to jest zajebiste jak tak siedzisz, i siedzisz, i nagle orientujesz się że zostałeś na plaży sam. Jest tak zajebiście pięknie a ty jesteś sam. I jesteś wyjątkowy. I jesteś zajebiście inny. I może chciałbyś aby był ktoś kto też tak potrafi. Ale skoro nie, skoro nikogo takiego nie ma, zostaje ci cieszyć się i podziwiać samemu. I co? Za tydzień o tym wszystkim zapomnę. Ja pierdole - dramat. 

P.S. I są gwiazdy. Ależ piękne niebo. Ooo Wielki Wóz - zawsze wyrażam zdziwienie gdy pierwszy raz układam go z gwiazd. Czy to tylko moje wrażenie czy inni też mają takie odczucia że gwiazdy mrugają.

Gdybym tu nawet teraz w tych niesamowitych okolicznościach zasnął. Gdybym nawet zrobił to co podpowiada mi serce a czego zabrania umysł. Gdybym nawet to zrobił to wiem że jutro obudziłbym się zmęczony, i musiałby iść i coś zjeść i się umyć i w ogóle. Nie da się żyć marzeniami. Ej, ale gdy tak leżysz na piasku, gdy tak słuchasz fal i patrzysz w rozgwieżdżone niebo to myślisz że może być coś piękniejszego? Chcesz zostać tak na zawsze. P.S. Już miałem wychodzić gdy opodal usłyszałem jakieś głosy, potem dostrzegłem blask telefonu. Już nawet miałem podejść i wyrazić podziw ale myślę sobie co im będę przeszkadzał. To mnie zatrzymało przy wyjściu nr 82. Jakież było jednak moje zdziwienie gdy za chwilę ujrzałem kolejne nadchodzące światła. Jakiś facet, jakieś małe dzieci, jakaś pani z wózkiem. O tej porze, na plażę, brawo - rzekłem. Nic nie odpowiedzieli. I jeszcze później, już na końcu wydmy dwoje ludzi. Mieli latarki, mieli maty, byli chyba przygotowani na dłuższy pobyt. Na plażę? O tej porze?, zapytałem. Uhm - odpowiedziała ona z szelmowskim tonem co cię gościu tak dziwi ?  a jak.



Ścieżka 657 Do przodu

Wczoraj.

Ilość przekleństw i złorzeczeń jakie wczoraj wypowiedziałem i mnie samego przeraża. To miał być piękny dzień. Pierwszy dzień tego wyjazdu na plaży. Taki po jakie tu przyjeżdżam. Wg wszystkich prognoz i zapowiedzi miał być ciepły i słoneczny. Nawet na tą okoliczność wstałem wyjątkowo wcześnie. I to było na tyle. Jeszcze w południe miało się przejaśnić, potem około 13 miało, potem o 14 też miało i tak dalej. O 16 zebrałem manele i poszedłem. Poszedłem tak rozczarowany i tak zawiedziony jak chyba nigdy wcześniej na plaży. Na zachód słońca nawet się nie wybrałem. Jednak cóż to przy rozczarowaniu kibiców Rakowa.

Dzisiaj.
Ilość dzisiejszych zachwytów i podziękowań skierowanych ku niebu wcale mnie nie dziwi. Ależ to był cudowny dzień. Dzień na plaży jakich oczekuję. Słoneczny, bezwietrzny, woda w morzu ciepła - ideał. Pobiegałem, poskakałem na ogromnych falach, chyba nawet sobie pospałem. I tak naprawdę nie wiem co robiłem. Naprawdę - tak naprawdę to nie wiem co robiłem przez te 7 godzin. Ależ szybko zleciały. I gdy tak na koniec usiadłem na chwilę przed wyjściem i jak tak zadumałem się nad tym że w sumie nie wiem jak to tak szybko zleciało i że nie wiem w sumie co przez te 7 godzin robiłem i że muszę już niestety iść to dopadła mnie refleksja - nic mi więcej w życiu nie potrzeba. Nic mi naprawdę więcej w życiu nie potrzeba.
Jutro.
Jeżeli potwierdzą się jutrzejsze prognozy to mam zamiar wejść na plażę jak tylko wcześnie mi się uda i wyjść z niej w nocy.
P.S. Wczoraj w nocy poszfędalem się jak za dawnych lat po plaży. Wprawdzie gwiazd nie było ale morze w ciemnościach jest majestatyczne. Muszę jeszcze kiedyś ponownie wybrać się na nocleg na plaży.

środa, 24 sierpnia 2022

Ścieżka 656 Do przodu

 Wejście 82 Jantar. To wejście można by spokojnie ochrzcić moim imieniem. Wejście 82 Jantar. Pierdylion milionów razy już nim wchodziłem ... i wychodziłem. Ale jeszcze nigdy pięć dni pod rząd bez widoku zachodzącego słońca. Oszukali mnie, oszukali mnie cholerni przepowiadacze. Miało nie być chmur. A dzień był taki ładny. Wreszcie mogłem powiedzieć, tak to jest to, oto w tym wszystkim chodzi. Nawet jeśli brakuje żeby było idealnie. Ale po to tu przyjeżdżam, dla tych klimatów. I morze szumi inaczej, i piach jest przyjemniejszy i las pachnie lepiej. 

Pewnego dnia oglądałem zachód słońca czterdzieści trzy razy - powiedział Mały Książę, a w chwilę później dodał: - Wiesz, gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca.

wtorek, 23 sierpnia 2022

Ścieżka 655 Do przodu

 Najgorsze w tym wszystkim jest to że nikt nigdy nie dowie się dlaczego taki byłem. Skąd moja oschłość, skąd moja oziębłość, wrogość i złość. Dlaczego to wszystko zrobiłem. Nikt nigdy nie pozna tajemnic mojego serca. Będę musiał dźwigać ten ciężar sam do końca moich dni. Jak krzyż. To pokuta? Jeżeli tak to troszkę niesprawiedliwa, bo czy tak naprawdę byłem świadom swoich czynów? Ale kto powiedział że życie musi być sprawiedliwe? Nie musi i nie jest. Ale też to nie tylko mój problem. Każdy ma w swoim sercu wyjaśnia dla swoich minionych czynów. Dlatego też nigdy nikogo nie potępiam. Gdybyśmy mogli żyć tak jak marzyliśmy - świat byłby o wiele piękniejszy.

To już czwarty wieczór a ja jeszcze nie widziałem ani jednego zachodu słońca. To będzie mój tu najgorszy pobyt. I gwiazdy miały być i świerszcze, a póki co jest tylko deszcz.


poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Ścieżka 654 Do przodu

 Siedzi mi w głowie od wczoraj jedno zdanie. Aż dziw że zasłyszana w niezbyt poważnym filmie. Siedzę teraz na niezbyt pogodnej plaży i o nim myślę. Gdybyś się modlił o odwagę to czy Bóg dałby Ci odwagę czy może okazję do wykazania się odwagą. A czy gdybyś się modlił o cierpliwość to czy Bóg dałby Ci cierpliwość czy okazję do wykazania się cierpliwością. No właśnie. Siedzę teraz na niezbyt pogodnej plaży i modlę się o radość życia. Jest mokro, jest wietrznie, nie ma słońca, nie ma jego zachodów, jestem tu samotny. Czy mogę się cieszyć? Nie mogę, nie ma w mnie radości życia. Ja, pogubiony, zagubiony, zrezygnowany. Bez przyszłości, bez planów, bez nadziei, bez wiary. Odmieniec, odczepienieniec, dziwak wręcz. Tak inny że aż wstydzący się tej inności. Może wręcz śmieszny. Taki ktoś może mieć radość życia? Ale jest coś co mi mówi zobacz jakie piękne fale. Coś co mówi że słońce jeszcze wyjdzie. Coś co szepce że nie trzeba być jak wszyscy by być szczęśliwym. Można być samotnym, można nie gonić za popularnością, można nie robić kariery, można zaplatać kolorowe warkoczyki a mimo to mieć radość życia. Pewnie że można. Tylko bardzo ciężko jest ciągle samego siebie o tym przekonywać. P

P.S. Dzisiaj jak siedziałem na plaży tuż obok mnie, dosłownie na wprost wylądował na spienionych falach łabędź. Wielki biały dostojny łabędź. Tak, wiem ... - ale ja już się w tym doszukuję jakiejś magii, jakiegoś znaku, jakiejś dobrej wróżb

piątek, 19 sierpnia 2022

Ścieżka 653 Do przodu

 

Fajni są Ci ludzie którzy siedzą jeszcze na plaży. Siedzą całe rodziny. Fajna jest ta para która przyszła jakąś godzinę temu - wtedy kiedy ja miałem się zbierać zamiar. Zbierać się z obawy przed deszczem. Pamiętam co wówczas pomyślałem: ależ bezmyślna beztroska. I co? Z prognozowanego deszczu nic nie wyszło. Siedzę i ja, siedzą i oni. Fajni są Ci ludzie którzy siedzą jeszcze na plaży, są tacy beztroscy. Mają wywalone na prognozy. I może to oto właśnie chodzi - być beztroskim. Mieć na wszystko wywalone. Siedzę z nim lecz z dala, z boku. Tak żeby nie rzucać się w oczy. Nie za komfortowo się czuję spacerując samotnie po plaży. Czuję że wzbudzam mnóstwo komentarzy. Może jakieś szyderstwa?, może zdziwienie? a może współczucie? A może właśnie chodzi o to żebym miał na to wywalone? Nikim i niczym się nie przejmował? Żył sobie po swojemu i czuł się dobrze. W tym problem, że żyję po swojemu ale jakby na to nie patrzył za dobrze to się z tym nie czuję.
P.S.
A plaża jest teraz wspaniała. Niby są chmury, nawet wyglądają na burzowe ale takie z których wiadomo że nie popada. Ale przez te chmury jest jakoś tak niesamowicie spokojnie. Niebo ma kolor morza. Jest cicho i spokojnie. Podoba mi się.

 


niedziela, 26 czerwca 2022

Ścieżka 652 Do przodu

 

Apropo wczorajszej skrzypaczki na plaży. Taka myśl mnie naszła. A gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, ej er, czy nie chciałbyś żeby siedząc sobie na plaży, paląc i obserwując cudowny zachód słońca ktoś ci kiedyś zagrał na skrzypcach? Odpowiedziałbym: jasne, chciałby ale to raczej niemożliwe

No właśnie - co to znaczy niemożliwe? Jakie jest prawdopodobieństwo tego żeby ktoś mi zagrał na plaży na skrzypcach w zachodzącym słońcu? No kurde jakie?

I jeszcze apropo wczoraj to granda jednak jest. Wczoraj jak wychodziłem z plaży po 23 w zasięgu mojego wzorku było jeszcze sześć osób, znaczy się trzy pary - jedna nawet ze świeczką. Kto by pomyślał - nie ja.

I tak sobie pomyślałem, kurcze jaka to granda i jakie marnotrawstwo dobra że ja jestem tu sam. Taki dobry, taki uczciwy, taki szarmancki, taki pracowity, taki uczynny, taki spokojny a zarazem lubiący dobrą zabawę i taniec, taki przystojny, taki wysportowany, taki zadbany i aktualnie nieziemsko opalony - taki fajny. No jaka to granda.

I jakie emocje mną targają gdy spacerując plażą wieczorem mijam zgrabną, nienaganną blondynkę z dziesięcioletnią na pierwszy rzut oka dziewczynką i pięcioletnim na taki sam rzut oka chłopcem. Kim jest ten którego tu nie widać. 

I jeszcze z wczoraj. Tak z pół godziny przede mną wyszła z plaży grupa osób. W tej grupie była tak mniej więcej trzy cztero letnia dziewczynka. Prawie do 23 biegała po plaży, rzucała patyki, kopała w piasku. Powiem szczerze byłem zauroczony. Gdzieś obok stała jej babcia która ją przytulała jak tylko do niej podbiegła, a krok w krok chodził za nią jakiś gość. To nie był raczej tata, raczej brat. Ale ta dziewczynka jakby go nie zauważała, bawiła się beztrosko jakby go nie było. Czuła się bezpiecznie. A on krok w krok za nią. Wydał mi się czymś na podobieństwo Anioła Stróża. Tak jak my nie widzimy naszych w naszych codziennych zabawach. Kurcze dlaczego wszystkie dzieci świata nie mają takiego dzieciństwa.

A w rzeczywistości dziś moje stopy przegrały z żarem piasku. Nie dało się.

I to niesamowite że jest 22 ja siedzę w samych spodenkach na plaży jest widno i ... w ogóle.


Ścieżka 651 Do przodu

 

Jestem niezmiernie zaskoczony tym moim obecnym wyjazdem. Jest przezarąbisty. Odpoczywam. Naprawdę odpoczywam. Tak odpoczywam że jestem wręcz zmęczony. Już dzisiaj nawet piasek parzył w stopy. Tak - cały czas chodzę na bosaka. I chyba się wakacje zaczęły i chyba przyjechało trochę nowych ludzi - tych lepszych. Wczoraj już nie sam wychodziłem z plaży nocą, już nie sam siedziałem na niej do późna. I to jest dobre, i to mi się podoba. Przedwczoraj zaś udałem się do głównego wejścia i pogratulowałem wszystkim co chociaż do zachodu słońca zostali. Tak, byłem lekko wstawiony. Na trzeźwo bym tego nie zrobił. I mimo pierwotnego zadziwienia, może zażenowania wszystkich chyba to moje uznanie bardzo cieszyło ostatecznie.

Apropo - ktoś właśnie gra na plaży na skrzypcach - przebił nawet mnie, tzn przebiła, bo to ona.

Ale wracając do tematu. Jest już więcej ludzi, zwłaszcza tych lepszych. Tylko, że oni są zawsze parami, minimum parami. Kurczę, zazdroszczę im.

Apropo, to granie na skrzypcach to jakaś zorganizowana akcja. Ktoś to filmuje. Moja obserwacja - część spacerujących plażą omija ich nie wchodząc w plan, nawet nakładając drogi idąc piaskiem, ale są i tacy którzy nic nie widzą poza sobą, aby do przodu i włażą w kadr bez problemu. Ludzie to jednak są różni.

Ale wracając do tematu. Właśnie, o czym ja pisałem...

Korekta. Jest 20:48. Na przeciwko mnie, tuż przy samym morzu ( bo moja pozycja z tyłu, przy wydmach ) rozłożyła kocyk jakaś para z pieskiem. To nie jest normalne. Oni żeby tu dojść musieli naprawdę chcieć. Ciekawe jak długo po zachodzie słońca posiedzą, a do zachodu jeszcze prawie pół godziny. 


czwartek, 23 czerwca 2022

Ścieżka 650 Do przodu

 Ależ mi się ten obecny raz podoba. Jest wręcz perfekcyjny. I brakuje mi dnia - choć dni są teraz najdłuższe. Prawie do północy tłukę się po plaży i jednej rzeczy nie mogę się nadziwić. Nikogo nie spotykam. W sumie to jeszcze nie sezon, widać to po tłoku na "mieście" jednak parę osób jest. A jednak między tą 21 a północą nikogo nie spotykam. Ludzie tu przyjeżdżają i w te najdłuższe, wyjątkowe dni w roku siedzą w domach. Piją wódkę czy oglądają tiwi nie ważne - siedzą w domach. Wczoraj całą godzinę stałem czekając na kogoś. Wiem że niezłego stracha mógłbym napędzić, nawet sobie wyobrażałem jak ona mówi do niego - patrz, tam ktoś stoi, a on choć niepewny nic nie mówi tylko idzie śmiało na przód, bo przecież jej nie pokaże że się boi. Czekam na Was - rzekł bym. Czekam na Was by wam pogratulować wyjątkowości - rzekł bym zaskakująco. Ale nikt nie przyszedł, ani wczoraj ani przedwczoraj.  

A jak już palić to tylko nad morzem. Takiego palenia jakie było wczoraj nie miałem. Dość powiedzieć że prawie latałem jak ptak. Extra było. Dzisiaj jednak robię sobie przerwę. Trzy dni z rzędu to za dużo by było. Dziś skromnie tylko cytrynówka.
A z spraw powszednich spadła mi kiełbasa na dzisiejszym ognisku w piach. Nic to, obmyłen w morzu, dopaliłem  nad ogniskiem i zjadłem ze smakiem. Nie zamieniłbym tego na najlepsze danie z najlepszej restauracji świata.
Pisał er 23 Czerwca 2022 godzina 19:29 plaża Jantar między wejściem 80 a 81 Słonecznie temp 22 Wiatr 10 pn-ws

środa, 22 czerwca 2022

Ścieżka 649 Do przodu

 Siedzę sobie na plaży. Ogarnia mnie spokój. Taki spokój jakiego pragnę zawsze. A jeszcze nic nie palone. Dopijam wino. Obok namiot plażowy. Ktoś zostawił. Nie rozumiem ludzi którzy zostawiają śmieci na plaży. Chciałbym powiedzieć że ich nienawidzę ale jakoś to by nie było zgodne z prawdą. Po prostu ich nie rozumiem. Generalnie ogólnie nie rozumiem ludzi którzy śmiecą. Plaża raczej pustawa. O tej porze roku jeszcze nie ma tłumów. To był dobry dzień. Nie za gorący ale ciepły. Nie za wietrzny ale z przyjemną bryzą od morza. Pobiegałem, popływałem, poczytałem książkę, poopalałem się, pospałem. Porobiłem wszystko to co na plaży mam do roboty. To był dobry dzień. Nawet aswalt już trochę parzył w stopy. Teraz sobie siedzę i popalam. Za mną zostały ostatnie parawany. Kocham ich. Tych wszystkich którzy o tej porze jeszcze plażują. Jest ich niewielu. Na palcach jednej ręki. Kocham ich. Czuję z nimi jakąś taką niopisaną więź. Ostatni romantycy. Jak to dobrze że po drodze na plażę kupiłem chleb. Na jutro rano. Teraz siedzę na plaży i podjadam chleb. Urywam kolejne kęsy. Łapką, ręką. Podobne ludzie kiedyś nie kroili chleba tylko go ukrywali ręką. Z szacunku. To więc ja ta teraz urywam chleb. Z szacunku. Jakie to szczęście że go mam, naprawdę. Eh ci wszyscy którzy teraz siedzą w tych barach, restauracjach. Mam doznania smakowe o pierdylion razy lepsze niż oni. Jak to dobrze że mam chleb.

wtorek, 21 czerwca 2022

Ścieżka 648 Do przodu

 A huja tam. Huja stwardniałem. Wystarczy strzępek informacji zasłyszany z tamtej strony i już mi się włącza. Mój wewnętrzny krytykant. I już mnie poniża, już mnie oskarża, już dołuje. Chodzę i myślę. I taka jest prawda na dzień dzisiejszy. Gram wielkiego luzaka a tak naprawdę cały czas jestem spięty. Co mam powiedzieć spietemu ... żeeeby się rozpiął. No więc mu mówię. Jednak jakoś nie dociera. Taka jest prawda, że wystarczy mała iskra i wybucham. Prawda jest taka, że nawet tych iskier szukam. Wiem, że widać to w moich oczach. Stąd może tyle tych zaczepek których w sumie ostatnio już mniej. Może oni to widzą, tą moją prowokację, to moje rzucane im wyzwanie. 

W tej oto chwili siedzę sobie za wydmą. Schowany przed wiatrem który dzisiaj mocno wieje od morze. Słońce jeszcze daleko przed zachodem. Przede mną sosnowy las. I przede mną jeszcze resztka wina i palenie. Dzisiaj też potańczę na plaży. W duchu śmieję się sam z siebie. Macie to? Macie to w waszych wymuskanych wakacjach? Macie to w barach restauracjach hotelach? W duchu śmieję się sam z siebie. A może jednak jestem mega luzakiem którego tylko czasem życie wkurwia...

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Ścieżka 647 Do przodu

 Dziś był jest był jest pierwszy dzień alkoholowej rozpusty. I jak ja dziś rozumiem tych wszystkich którzy w alkoholowej rozpuście się zatracili. O błogie błogosławieństwo niemyślenia. O cudowna łasko niemartwienia. Nic nie czuć, nic nie wiedzieć, nic nie pamiętać. I przede wszystkim o nic się nie martwić. Życie w alkoholowej rozpuście jest łatwiejsze. Więcej powiem. Życie w alkoholowej rozpuście jest do przyjęcia.

niedziela, 19 czerwca 2022

Ścieżka 646 Do przodu

 Leżę sobie leniwie, deszcz stuka o okno, popijam browara i myślę o tym że miałem napisać notkę. Ale jest mi tak błogo, że mi się nie chce. Jak to wszystko się zmienia. Wczoraj o tej porze wchodziłem na plażę. Wczoraj o tej porze zaczynałem podziwiać zachodzące słońce. Wczoraj o tej porze zaciągałem pierwszego buha. Dzisiaj za jaką godzinę, i za jakie dwie ( o ile do tego czasu nie walne w kime ) będę dalej leżał leniwie, będę dalej popijał browara. I będzie mi dobrze. Wczoraj po godzinie od wejścia na plażę już tańczyłem. I taka myśl mnie nachodzi, myśl czy jest jeszcze gdzieś na tym świecie drugi, czy też bardziej druga, taka dziwna istota. Nie, nie stać mnie już jak kiedyś spędzić całą noc na plaży, nie stać mnie już jak kiedyś kąpać się nago po wieczornym bieganiu ale czy jest gdzieś na świecie druga taka istota która wchodzi wieczorem na plażę, wchodzi sama i tańczy? Szukam jej już od dawna. Nie przyznaję się do tego, udaję że nic z tych rzeczy - jednak prawda jest taka, że ciągle jej wypatruję gdzieś na horyzoncie. Nie mówię że w samotności jest mi źle. Jest mi w niej nawet wygodnie, doskonale się w niej odnajduję. Ale dobrze by było mieć z kim potańczyć na plaży, czy porozmawiać o rzeczach naprawdę ważnych. Tak mnie męczą te gadki o niczym. Męczą mnie tak że zaczynają mnie odbierać jak dziwaka - tak mi się przynajmniej wydaje. Nie umiem i nie chcę zaprzątać sobie głowy rozmowami co kto kupił, gdzie był, kogo zna, czego to nie umie. Ludzie już nie rozmawiają o rzeczach ważnych. Taki ten świat. I tacy ludzie. Albo inaczej mówiąc - taki ja. To ja jestem dziwny. I to nie ich wina.

Taki dziwny, że niby tańczy, niby wolny, a jednak jak tylko ktoś przechodził w oddali to jednak taniec przerywa. Przerywa żeby nie wyjść na dziwaka. Dlaczego? Przecież ci ludzie ani mnie znali, ani widzieli w ciemnościach, a jednak przystawałem. Jednak udawałem, że nic dziwnego się tu nie dzieje. To mówi o mnie bardzo dużo.

Ścieżka 645 Do przodu

 Powiedziałaś mi kiedyś żebym wziął się w garść i zaczął żyć. Tzn nie mi, a komuś, ten ktoś powiedział to mi. Nikt nigdy nie powiedział mi i nikt nigdy mi nie powie nic bardziej ohydnego, nic bardziej obrzydliwego, nic bardziej mnie bolącego. Te słowa siedzą w moim sercu od tamtej pory codziennie. Towarzyszą mi w każdym kolejnym dniu mojego życia. Te słowa są zmorą mojej duszy. Ale dzisiaj, ale teraz tu i teraz, mogę powiedzieć jedno. Nikt nigdy nie powiedział mi i nikt nigdy mi nie powie nic bardziej budującego. Każdy kolejny dzień życia z tymi słowami hartował mnie coraz bardziej. Każdy kolejny dzień życia z tymi słowami uczył mnie życia coraz bardziej. Każdy kolejny dzień życia z tymi słowami zabijał dawnego mnie mocniej i mocniej. I choć może nie wziąłem się w garść, choć może nie zacząłem żyć tak jak mówiłaś, to mogę śmiało powiedzieć: dzisiaj jestem dzięki tym słowom zupełnie innym człowiekiem. Już nie tak magicznym jak kiedyś, już nie tak romantycznym. Już nie tak wierzącym w miłość. Ale też dzisiaj wiem że nic mnie już w życiu nie zaboli, już nic mnie nie zrani, już nic mnie nie zdziwi. Tak jak się zahartowałem, tak jak skamieniałem to sam w to czasami nie wierzę. I mogę powiedzieć jedno, mogę powiedzieć z całą stanowczością - dziękuję. Jak ja ci dziękuję. Wdzięczny ci jestem niezmiernie. Jestem tak twardy, jestem tak silny, że dziś mogę zrobić coś czego tak bardzo się bałem. Tak bardzo się bałem przez ostatnie lata. Dziś spokojnie mogę stanąć przed tobą bez obawy o łzę w moim oku.

Miało być o czymś zupełnie innym. Miało być o czymś co miało być tym z wczoraj. Jednak tak jakoś wyszło

Dzisiaj słońce sobie ze mnie zadrwiło, dzisiaj słońce zaszło jak wszedłem na plażę i wyszło jak z niej wyszedłem. Ale i tak je kocham, i tak je uwielbiam. Za to wieczorem odwdzięczyło się wspaniałym zachodem

To przypalmy

...y.



piątek, 17 czerwca 2022

Ścieżka 644 Do przodu


Ja to jestem jednak osobą popołudniową. Przed południem nie umiem żyć. Przed południem mnie nie ma, czy też raczej jestem zupełnie innym człowiekiem. Zresztą - już tu o tym pisałem. Zresztą - już tu o wszystkim pisałem. Przez pierdylion lat pisania tu - napisałem już wszystko. 
Tak jak dzisiaj. Dzisiaj gdy się obudziłem i podniosłem się do jako takiego pionu mnie nie było. Czy też raczej byłem zupełnie inną osobą - inną niż teraz, inną niż w tej chwili. Dzisiaj rano zastanawiałem się po co mi to? Dzisiaj rano zastanawiałem się czy na pewno mi się chce. Chce mi się? Zwłaszcza że pogoda ma być hujowa. Tak w ogóle to po co ja sprawdzam tą tę pogodę? Przecież dziesięciodniowa zmienia się dziesięć razy w ciągu dnia? No ale sprawdzam. Rano, ta na najbliższy tydzień miała być hujowa - choć jeszcze trzy dni temu miała być ładna. Czy mi się na pewno chce? Te ostatnie dni jakieś takie nieudane. Tak - tak było rano. Teraz - teraz gdy siedzę na plaży popijając jakiś kohol, teraz gdy siedzę zapatrzony w bezkresną dał morskiego horyzontu, teraz gdy słucham szumu fal mogę powiedzieć - jest zajebiście. Jest kurw naprawdę zajebiście. Jest kurwa tak zajebiście że zajebiściej być nie może. I już zaliczyłem spacer na boso. To co uwielbiam. Te pierwsze kroki gdy nieobyte z drobnymi kamykami stopy wysyłają przyjemne mrowienie do jąder. Naprawdę, uwielbiam to mrowienie. Niby boli a chcesz więcej i więcej. Myślę że mam wówczas szelmowski uśmiech na mordzie. I ten pierwszy kontakt z wodą. Gdy pełen obaw - o jaka zimna - przekonujesz się że - kurde ciepła jest. Można by się nawet wykąpać. I Ci ludzie. Siedzę sobie teraz na plaży na klodzke, patrzę sobie na morski bezmiar, słucham fal i myślę sobie że, że ... ale to już temat na zupełnie inną notkę.

sobota, 26 marca 2022

Ścieżka 643 Do przodu

 Aleśmy czasów dożyli, czy też raczej ja dożyłem. I nie chodzi mi wcale o wojnę. Bo cóż wojna. Wojna i śmierć ludzka jest z nami czy też ze mną cały czas. Widziałem ją zawsze. Pewnie to z tego też powodu uważałem zawsze, że świat, czy też życie ludzkie na tej ziemi to jedno wielkie dziadostwo. Cierpiałem z tego powodu, z powodu wojen i lidzkich tragedii, i cierpiałem też z powodu tego że inni tego nie widzieli. Może z tego drugiego nawet bardziej. I za takiego trochę dziwaka mnie uważali, takiego pozbawionego radości życia. No niewątpliwie tak, byłem pozbawiony radości życia. I niewątpliwie nie czułem się dobrze słuchając tych wiecznych zarzutów że nie można się smucić, że trzeba żyć, korzystać z życia, cieszyć się … Nie, nie uważam że teraz triumfuję. Jestem w stanie poświęcić się i być dziwakiem do końca świata jeśli by tylko mogło nie być tego co teraz mamy. Ale jednak to mamy. Nagle wszyscy wokół zauważyli, że gdzieś tam cierpią ludzie. Co się zmieniło, że zauważyli? W czym te ofiary, te tragedie, te zniszczone ludzkie losy stały się ważniejsze niż tamte? Zauważyli … bo nagle dotknęło ich to bezpośrednio. Gdy ginęli gdzieś tam daleko, w Czeczenii na ten przykład, czy w Sarajewie to był to tylko kolejny news w tiwi. Dzisiaj news w tiwi widzą na własne oczy. I nagle są smutni. Jakoś tak jakoś trudniej cieszyć się im z tego życia, trudniej z niego korzystać. Gdzieś ta taka ich beztroska znikła. Czy się boją? – nie wiem. Czy ja się boję? – nie. Ja już od dawna żyję w przeświadczeniu, że życie ludzkie na tej ziemi to jedno wielkie dziadostwo i nie uważam by w takiej formie miało jakikolwiek sens. Pisałem już nie raz, i powtórzę po raz kolejny – jeżeli choć jedna istota na tej ziemi, chociażby najmniejsza, chociażby najnieważniejsza miała cierpieć to ja nie mam sensu istnieć, to cała reszta nie ma sensu istnieć. W czym ta chociażby najmniejsza, chociażby najnieważniejsza osoba jest inna ode mnie, inna od całej reszty że nie ma co jeść, nie ma co pić, nie ma dachu nad głową, że jest bita, że jest wykorzystywana, że jest jej zimno, że nigdy nie doznała miłości. No w czym?


To jakich czasów dożyliśmy, czy też ja dożyłem to czasy, że nie piszę notek. No – porobiło się. A kiedyś pisałem regularnie. W sumie to i tak trzymałem się najdłużej z tych co kiedyś pisali i tu wpadali. To nawet ciekawe jak nagle wszystko ucichło. Często się nad tym zastanawiałem. Dlaczego nie piszą? I doszedłem do wniosku, trochę też patrząc na siebie, że odnaleźli spokój. Że albo ułożyli swoje sprawy, albo się z nimi pogodzili. I już nie muszą przelewać na papier swoich wątpliwości, swoich niepewności, swoich tęsknot, swoich straconych nadziei. To dobrze. Choć tęsknię czasami za tym czy tamtym. Choć poczytałbym, zobaczył co słychać u „przyjaciół” to cieszę, że już ich nie ma. Że już nie świdruje ich serc żal i smutek.


A ja osobiści to już nawet miałem parę razy przysiąść. Ale o czym pisać? O tym jak to mi dobrze w pandemii, że dzięki pandemii łatwiej kierować mi swoim życiem? A może pisać o pogodzie, o tym że jest cieplej i że jest słońce? Tak, jestem dzieckiem słońca. Moje życie nabiera zupełnie innych barw gdy widzę słońce, a w szczególności jego zachody. A może o tym że moje sny stały się jakieś sensowniejsze? I że chyba nawet jakieś kolory się w nich pojawiają. Bo, że śni mi się ostatni ona jak nigdy wcześniej to pisał nie będę. I w sumie nawet jeśli śni mi się ona w sposób niemiły to i tak są to sny miłe i je lubię. No o czym więc pisać? O sporcie, o tym że tyle go w moim życiu, że nie mam już na nic innego czasu i siły? A może o tym, że już tyle lat jestem sam, że zapomniałem jak to jest być z kobietą? Jak to jest być blisko, jak to jest się przytulić? No o czym pisać? Pamiętam jak dziś. To było na dzień przed tym jak zdałem na hakamę i dwa dni przed tym jak ruska kurwa wjechała na Ukrainę. To było jeszcze w czasach gdy jak szedłem na poranny pociąg to było ciemno. Też wtedy myślałem o czym napisać. Myślałem do momentu gdy z tego zamyślenia wyrwał mnie śpiew kosa. To było coś wspaniałego. Ten śpiew w tej ciemności. W tej bez mała półrocznej ciszy. Pomyślałem wówczas – tak, to jest to o czym można napisać. O pierwszym kosie, o jego śpiewie. O tym jak ta drobna, nieważna istota potrafi upiększyć świat… A potem ruska kurwa wjechała na Ukrainę i nawet o śpiewie kosa o ciemnym poranku nie chciało mi się pisać.


niedziela, 23 stycznia 2022

Ścieżka 642 Do przodu

 No i miałem pisać. Ale o czym? O pogodzie? Słaba ta pogoda. Dużo wieje, dużo pada, mało słońca. Ten brak słońca. W święta które w sumie przeleżałem, było go trochę, może później z dwa trzy dni też było, no i dzisiaj. Poza tym nie ma słońca. Dni są szare, wilgotne i … smutne. Tak właśnie, smutne. Takie bez niczego. W życiu trzeba mieć coś. Nie wiem co. Jakiś cel, jakąś pasję, jakąś wiarę. Mi tego brakuje. Ja praktycznie nie mam już nic. Już nawet wiary w Boga nie mam. Jeszcze w niego chociaż odrobinę wierzyłem. Że może coś zrobi, jakiś cud, jakiś znak. Marna to była wiara. Jak sam nic nie zrobisz nikt za ciebie tego nie zrobi, zwłaszcza Bóg. Wszystko robisz sam, czy też - robi się samo. Żyjesz sobie żyjesz, dni lata upływają aż nagle uświadamiasz sobie, że jesteś zupełnie kimś innym niż chciałeś być. I nawet nie wiesz jak to się stało. Wszystko to co przeżyłeś, wszystkie wybory jakich dokonałeś zrobiły z ciebie zupełnie innego człowieka. Nagle stajesz przed lustrem, patrzysz i nie możesz uwierzyć: to naprawdę ty? Patrzysz i ogarnia cię smutek. Patrzysz i sobie współczujesz. Jakie to życie okrutne. Jak brutalnie odziera cię ze wszystkiego. Z ideałów, z marzeń, z wiary. I robi to tak perfidnie, że nawet nie zauważasz. Zauważasz dopiero wówczas gdy jest już za późno. Gdy jesteś już połamany, gdy jesteś już słaby, gdy jesteś już przegrany. A miało być tak pięknie. Wiedziałeś jak. Wiedziałeś co robić.

No ale żyć trzeba dalej, chciał nie chciał trzeba. Cieszyć się jakimś drobnostkami, czerpać z chwil spokoju i żyć. Dni są lepsze, są gorsze, jakoś wytrzymujesz. Zastanawiasz się dlaczego jedne są lepsze, jedne gorsze. Niby robisz wszystko tak samo. Tak samo śpisz, tak samo jesz, taka samo kopiesz piłkę a jednak raz wpada ona do bramki a raz nie wpada. Dlaczego raz nie wpada? Kto nią kieruje? Przecież kopnąłeś tak jak poprzednio. No i za którymś tam kolejnym razem gdy kopiesz a nie wpada odechciewa ci się grania. Odechciewa ci się gnania przez całe boisko, mijania przeciwników, odechciewa ci się walki. Odechciewa ci się tego co w sumie tak lubiłeś. Tego co robiłeś przez całe życie. Co w sumie było tego życia sensem. I zostajesz z tym pytaniem jak to jest, jak to jest że niby śpisz tak samo, tak samo jesz, tak samo kopiesz a nie wpada. Czy masz w taki razie jakiś wpływ na to kim się stałeś? Czy to jak żyłeś i jakich wyborów dokonywałeś miało jakieś znaczenie w tym kim jesteś dzisiaj?

Ja – er – erek – uważam że nie. Tak to już jest. Jednym się udaje innym nie. Jednym jest dane a innym nie – a na koniec i to co miał zabiorą mu do szczętu. Przecież nawet w Biblii napisali: "Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również i to, co ma, tak, że nie będzie mieć nic". Takie już to życie. I tylko cały myk polega na tym, by - jak już jesteś tym co nie ma i co mu zabierają również to co ma – nauczyć się z tym żyć. Po prostu takie życie.

Zdarza mi się raz na jakiś czas spotkać takich co mają. Kiedyś pisałem tu o takim jednym którego widziałem na Placu Zamkowym. Jeeeny jak ja dawno nie byłem na Placu Zamkowym. Jak ja dawno nie siedziałem na ławeczce, jeeeny. Ale nie o tym przecież. No więc kogoś takiego widziałem również ostatnio. Zupełnie inny typ faceta ale łączy ich jedno – mają. Ten widziany przedwczoraj. Wielki kark na siłowni – jednak wcale nie odpychający. Normalnie zachowujący się facet. Z nim fajna kobieta, a w bawialnym dwóch małych synów. I tak popatrzyłem na niego. Kurcze jak ten człowiek żyje. Generalnie ma wszystko. Wygląda tak że mało kto mu podskoczy, ma piękną kobietę, ma synów, ma kupę forsy ( widać to było ), jest wyluzowany i co najważniejsze to wszystko nie uderza mu do głowy. Czy to nie jest ktoś kim chciałby być przeciętny nastolatek? To jest ktoś aż nadto. Aż trudno uwierzyć. Aż do przesady. A jednak. Trudno uwierzyć ale tacy ludzie są. Mają nadmiar, a jeszcze im dodane będzie.

A ja? Ja ostatnio stwierdziłem, że nie mam wielu rzeczy. Nie mam na ten przykład kobiety. Smutne to, ale ja już nigdy nie będę z kobietą. Już nigdy. Szkoda. I to co miałem zostało mi zabrane. A może nie zabrane? Może sam to oddałem? Może za łatwo się poddałem? Nie wiem. Moje wybory, moje działania doprowadziły mnie tu gdzie nigdy nie chciałem być. Jestem w miejscu w jakim nigdy nie chciałem się znaleźć. W zupełnym przeciwieństwie marzeń z dzieciństwa. Miałem coś, coś małego ale i to zostało mi zabrane.

niedziela, 2 stycznia 2022

Ścieżka 641 Do przodu

Kiedyś pomyślałbym, że to magia. Dzisiaj myślę, że to zwykły zbieg okoliczności. Fakt, wyjątkowy zbieg okoliczności – jednak tylko zbieg okoliczności. Ta notka miała powstać wczoraj. Dziwne jakieś wrażenie odnoszę, że znowu chce mi się pisać, czy też zaczyna mi się chcieć pisać. Tak więc ta notka miała powstać wczoraj. I miła się całkiem inaczej zaczynać. No ale w związku z tym dziwnym zbiegiem okoliczności zaczyna się właśnie tak. Jakąś godzinę temu, gdy leżąc bez sił sięgnąłem po telefon, sięgnąłem zaprawdę nie wiem po co, dokładnie w chwili gdy po niego sięgnąłem na ekranie wyświetliła się wiadomość: Jak życie? Pomijając cały dziwny zbieg okoliczności to takie wiadomości wprawiają mnie w zakłopotanie. Wprowadzają zamieszanie w mojej głowie. Bo niby co czy też niby dlaczego się pojawiają. Zwłaszcza od nadawców z którymi kontaktu nie miałem już od dawna, dawien dawna. Od nadawców którzy żyją już życiem innym, zupełnie oderwanym od jako takiej wspólnej przeszłości, którzy jak mniemam żyją życiem szczęśliwym. Spaczone mam postrzeganie świata i z tego też powodu zawsze podejrzewam jakieś ukryte drugie dno w takich sytuacjach. A przecież może to być po prostu ludzki odruch troski, wspomnienia, ciekawości. A przecież mógłbym poczuć radość, że mimo wszystko ktoś tam gdzieś jeszcze wspomina starego era. Ktoś się tam o niego martwi. No właśnie. Ja jednak mam w sobie jakieś takie przekonanie, że nikt się o mnie nie martwi, nikt mnie nie wspomina. Że w sumie nie ma co wspominać. Życie gna do przodu, czasy się zmieniają, ludzie znajdują inne ścieżki i naprawdę nie warto sobie zaprzątać głowy kimś takim jak ja. Ja chyba mam naprawdę niską samoocenę … Ale pal licho moją samoocenę. Wracając do wiadomości. No jak? – no właśnie miałem wczoraj o tym pisać. Najkrócej rzecz ujmując – nijak. Najkrócej rzecz ujmując to żyję wbrew sobie, żyję – bo muszę żyć. Nie da się od tego uciec. Kiedyś napisałbym, że dobija mnie brak słońca. I że jak słońce wyjdzie zza chmur to wróci mi choć te resztki radości. Dzisiaj napiszę, że jestem cholernie zmęczony. Jestem tak zmęczony jak chyba nigdy nie byłem, a przynajmniej jak nie byłem dawno. Święta na ten przykład, całe dwa dni przeleżałem przed ekranem czy to telewizora czy to komputera. Dzisiaj na ten przykład, po powrocie z kopania piłki, nie mam nawet siły leżeć. Nie wspominając już o tym, że samo kopanie wychodziło mi dzisiaj tragicznie, dramatycznie wręcz. Tak więc jak życie – fizycznie jestem wyczerpany. Strasznie wyczerpany. I dziwne to bo w sumie pracy ostatnio nie mam dużo, często pracuję w domu więc i wyspany jestem i w ogóle. Skąd zatem to takie wyczerpanie? A psychicznie nie jest lepiej. Wiem, że normalny to nie jestem, zdaje sobie z tego sprawę. Zastanawiam się czasami czy mojego serca nie trawi od wieków jakaś depresja czy inna wredna cholera ale gdyby nawet tak było to nie przyznam się do tego. Będę grał, udawał, że wszystko jest dobrze i cierpiał w głębi swojej duszy. Cierpiał w samotności. Ostatnio jakaś taka myśl mnie zaczyna nachodzić coraz częściej, że przytuliłbym się go kogoś. Zwłaszcza wieczorem. Najzwyklej w świecie, najprościej po prostu przytulił. Od wieków nie przytulałem się do nikogo. I już na wieki nie przytulę. Pisałem o tym ostatnio i powtórzę i teraz – już na wieki zostanę sam. Ani ja się już przed nikim nie otworzę ani nie znajdzie się nikt kto by miał siłę tego spróbować. Jestem dziwny, bardzo dziwny. No bo czy można być normalnym gdy dotyka się lustra sprawdzając czy tam czegoś nie ma po drugiej stronie? Czy można być normalnym gdy dotyka się szafy sprawdzając czy ona naprawdę tu stoi, a nie jest wytworem chorej wyobraźni. Czy można być normalnym gdy wspomnienia zlewają się ze snami i nie wie się czy to zdarzyło się naprawdę czy to było tylko snem. Zastanawiam się coraz częściej co ja tu robię, w tym życiu znaczy się. Po co żyję. Po co mi to wszystko, jaki ma sens, do czego zmierza. I generalnie przy życiu trzyma mnie tylko świadomość, że nie ja je sobie dałem więc i nie mi je sobie odbierać. Nie mam na nic wpływu. Coraz częściej do mnie dociera ta refleksja – nie mam na nic wpływu. Nikt nie ma – ci którym się wydaje, że mają żyją w błogiej nieświadomości. Jak to rzekł mr Smith – „To ciekawe jak ludzkość zagłusza świadomość codziennością”. W sumie nie pamiętam dokładnie jak powiedział, coś w tym stylu powiedział. Ale to dziwne jak ludzkość zagłusza świadomość codziennością. Milionem spraw. I koniec końców przezywają życie załatwiając miliony spraw bez świadomości istnienia podstawowego pytania. Pytania skąd, po co, i dokąd. W moim przypadku przede wszystkim dokąd. Frapuje mnie to niezmiernie. I zastanawia czy w ogóle coś jest. Wierzyłem całe życie, że jest, że musi być. Jednak i ta wiara słabnie. Bo jeżeli jest dlaczego milczy. Tłumaczę to sobie, że to co tu jest takim niczym, że będąc już po tamtej stronie staje się nie wartym uwagi. Że tam rodzimy się do czegoś większego, cudowniejszego. Tego co tu nawet nie pamiętamy, tak jak nie pamiętamy miesięcy okresu prenatalnego. I nawet te ziemskie najsilniejsze więzi nie są w stanie nikogo stamtąd tu wrócić. Nawet syna który zginął tragicznie, zginął młodo. Dziwne myśli kłębią mi się w głowie na widok Oli, Oli która była najżywszą osobą mojej rodziny, osobą zawsze pełną energii, pełną uśmiechu, pełną chęci pomocy. Ola nie przeszła obojętnie obok żadnego biednego psa czy kota. I dziwne myśli kłębią mi się w głowie gdy widzę co się teraz z nią dzieje, dwa miesiące po tragicznej śmierci jej pierworodnego, gdy jeszcze w lipcu świętowała jego wejście w dorosłość. Czy mając przed oczami ten widok mogę przypuszczać, że mamy na coś wpływ? I co mogę sądzić o tym co dalej? Czy gdyby coś tam było, i gdyby to co tutaj miało jakieś znaczenie dla tego co tam, to czy ten syn, widząc tą rozpacz tej matki, widząc co się z nią dzieje, nie chciałby w jakiś sposób jej pocieszyć? Co więc nas, czy też mnie czeka? Co mnie czeka po śmierci, bo tego co mnie czeka za życia roztrząsać mi się nie chce.

Trochę rozruszało mnie to pisanie. Co nie zmienia faktu, że zmęczony jestem strasznie a oczy się kleją - czas walnąć w kimę. Szkoda tylko, że nie będzie się do kogo przytulić. Dobrze jednak, że cały tydzień w domu – jak dobrze.

Tak więc na pytanie Jak życie? – ano właśnie tak.