niedziela, 2 stycznia 2022

Ścieżka 641 Do przodu

Kiedyś pomyślałbym, że to magia. Dzisiaj myślę, że to zwykły zbieg okoliczności. Fakt, wyjątkowy zbieg okoliczności – jednak tylko zbieg okoliczności. Ta notka miała powstać wczoraj. Dziwne jakieś wrażenie odnoszę, że znowu chce mi się pisać, czy też zaczyna mi się chcieć pisać. Tak więc ta notka miała powstać wczoraj. I miła się całkiem inaczej zaczynać. No ale w związku z tym dziwnym zbiegiem okoliczności zaczyna się właśnie tak. Jakąś godzinę temu, gdy leżąc bez sił sięgnąłem po telefon, sięgnąłem zaprawdę nie wiem po co, dokładnie w chwili gdy po niego sięgnąłem na ekranie wyświetliła się wiadomość: Jak życie? Pomijając cały dziwny zbieg okoliczności to takie wiadomości wprawiają mnie w zakłopotanie. Wprowadzają zamieszanie w mojej głowie. Bo niby co czy też niby dlaczego się pojawiają. Zwłaszcza od nadawców z którymi kontaktu nie miałem już od dawna, dawien dawna. Od nadawców którzy żyją już życiem innym, zupełnie oderwanym od jako takiej wspólnej przeszłości, którzy jak mniemam żyją życiem szczęśliwym. Spaczone mam postrzeganie świata i z tego też powodu zawsze podejrzewam jakieś ukryte drugie dno w takich sytuacjach. A przecież może to być po prostu ludzki odruch troski, wspomnienia, ciekawości. A przecież mógłbym poczuć radość, że mimo wszystko ktoś tam gdzieś jeszcze wspomina starego era. Ktoś się tam o niego martwi. No właśnie. Ja jednak mam w sobie jakieś takie przekonanie, że nikt się o mnie nie martwi, nikt mnie nie wspomina. Że w sumie nie ma co wspominać. Życie gna do przodu, czasy się zmieniają, ludzie znajdują inne ścieżki i naprawdę nie warto sobie zaprzątać głowy kimś takim jak ja. Ja chyba mam naprawdę niską samoocenę … Ale pal licho moją samoocenę. Wracając do wiadomości. No jak? – no właśnie miałem wczoraj o tym pisać. Najkrócej rzecz ujmując – nijak. Najkrócej rzecz ujmując to żyję wbrew sobie, żyję – bo muszę żyć. Nie da się od tego uciec. Kiedyś napisałbym, że dobija mnie brak słońca. I że jak słońce wyjdzie zza chmur to wróci mi choć te resztki radości. Dzisiaj napiszę, że jestem cholernie zmęczony. Jestem tak zmęczony jak chyba nigdy nie byłem, a przynajmniej jak nie byłem dawno. Święta na ten przykład, całe dwa dni przeleżałem przed ekranem czy to telewizora czy to komputera. Dzisiaj na ten przykład, po powrocie z kopania piłki, nie mam nawet siły leżeć. Nie wspominając już o tym, że samo kopanie wychodziło mi dzisiaj tragicznie, dramatycznie wręcz. Tak więc jak życie – fizycznie jestem wyczerpany. Strasznie wyczerpany. I dziwne to bo w sumie pracy ostatnio nie mam dużo, często pracuję w domu więc i wyspany jestem i w ogóle. Skąd zatem to takie wyczerpanie? A psychicznie nie jest lepiej. Wiem, że normalny to nie jestem, zdaje sobie z tego sprawę. Zastanawiam się czasami czy mojego serca nie trawi od wieków jakaś depresja czy inna wredna cholera ale gdyby nawet tak było to nie przyznam się do tego. Będę grał, udawał, że wszystko jest dobrze i cierpiał w głębi swojej duszy. Cierpiał w samotności. Ostatnio jakaś taka myśl mnie zaczyna nachodzić coraz częściej, że przytuliłbym się go kogoś. Zwłaszcza wieczorem. Najzwyklej w świecie, najprościej po prostu przytulił. Od wieków nie przytulałem się do nikogo. I już na wieki nie przytulę. Pisałem o tym ostatnio i powtórzę i teraz – już na wieki zostanę sam. Ani ja się już przed nikim nie otworzę ani nie znajdzie się nikt kto by miał siłę tego spróbować. Jestem dziwny, bardzo dziwny. No bo czy można być normalnym gdy dotyka się lustra sprawdzając czy tam czegoś nie ma po drugiej stronie? Czy można być normalnym gdy dotyka się szafy sprawdzając czy ona naprawdę tu stoi, a nie jest wytworem chorej wyobraźni. Czy można być normalnym gdy wspomnienia zlewają się ze snami i nie wie się czy to zdarzyło się naprawdę czy to było tylko snem. Zastanawiam się coraz częściej co ja tu robię, w tym życiu znaczy się. Po co żyję. Po co mi to wszystko, jaki ma sens, do czego zmierza. I generalnie przy życiu trzyma mnie tylko świadomość, że nie ja je sobie dałem więc i nie mi je sobie odbierać. Nie mam na nic wpływu. Coraz częściej do mnie dociera ta refleksja – nie mam na nic wpływu. Nikt nie ma – ci którym się wydaje, że mają żyją w błogiej nieświadomości. Jak to rzekł mr Smith – „To ciekawe jak ludzkość zagłusza świadomość codziennością”. W sumie nie pamiętam dokładnie jak powiedział, coś w tym stylu powiedział. Ale to dziwne jak ludzkość zagłusza świadomość codziennością. Milionem spraw. I koniec końców przezywają życie załatwiając miliony spraw bez świadomości istnienia podstawowego pytania. Pytania skąd, po co, i dokąd. W moim przypadku przede wszystkim dokąd. Frapuje mnie to niezmiernie. I zastanawia czy w ogóle coś jest. Wierzyłem całe życie, że jest, że musi być. Jednak i ta wiara słabnie. Bo jeżeli jest dlaczego milczy. Tłumaczę to sobie, że to co tu jest takim niczym, że będąc już po tamtej stronie staje się nie wartym uwagi. Że tam rodzimy się do czegoś większego, cudowniejszego. Tego co tu nawet nie pamiętamy, tak jak nie pamiętamy miesięcy okresu prenatalnego. I nawet te ziemskie najsilniejsze więzi nie są w stanie nikogo stamtąd tu wrócić. Nawet syna który zginął tragicznie, zginął młodo. Dziwne myśli kłębią mi się w głowie na widok Oli, Oli która była najżywszą osobą mojej rodziny, osobą zawsze pełną energii, pełną uśmiechu, pełną chęci pomocy. Ola nie przeszła obojętnie obok żadnego biednego psa czy kota. I dziwne myśli kłębią mi się w głowie gdy widzę co się teraz z nią dzieje, dwa miesiące po tragicznej śmierci jej pierworodnego, gdy jeszcze w lipcu świętowała jego wejście w dorosłość. Czy mając przed oczami ten widok mogę przypuszczać, że mamy na coś wpływ? I co mogę sądzić o tym co dalej? Czy gdyby coś tam było, i gdyby to co tutaj miało jakieś znaczenie dla tego co tam, to czy ten syn, widząc tą rozpacz tej matki, widząc co się z nią dzieje, nie chciałby w jakiś sposób jej pocieszyć? Co więc nas, czy też mnie czeka? Co mnie czeka po śmierci, bo tego co mnie czeka za życia roztrząsać mi się nie chce.

Trochę rozruszało mnie to pisanie. Co nie zmienia faktu, że zmęczony jestem strasznie a oczy się kleją - czas walnąć w kimę. Szkoda tylko, że nie będzie się do kogo przytulić. Dobrze jednak, że cały tydzień w domu – jak dobrze.

Tak więc na pytanie Jak życie? – ano właśnie tak.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz