sobota, 26 marca 2022

Ścieżka 643 Do przodu

 Aleśmy czasów dożyli, czy też raczej ja dożyłem. I nie chodzi mi wcale o wojnę. Bo cóż wojna. Wojna i śmierć ludzka jest z nami czy też ze mną cały czas. Widziałem ją zawsze. Pewnie to z tego też powodu uważałem zawsze, że świat, czy też życie ludzkie na tej ziemi to jedno wielkie dziadostwo. Cierpiałem z tego powodu, z powodu wojen i lidzkich tragedii, i cierpiałem też z powodu tego że inni tego nie widzieli. Może z tego drugiego nawet bardziej. I za takiego trochę dziwaka mnie uważali, takiego pozbawionego radości życia. No niewątpliwie tak, byłem pozbawiony radości życia. I niewątpliwie nie czułem się dobrze słuchając tych wiecznych zarzutów że nie można się smucić, że trzeba żyć, korzystać z życia, cieszyć się … Nie, nie uważam że teraz triumfuję. Jestem w stanie poświęcić się i być dziwakiem do końca świata jeśli by tylko mogło nie być tego co teraz mamy. Ale jednak to mamy. Nagle wszyscy wokół zauważyli, że gdzieś tam cierpią ludzie. Co się zmieniło, że zauważyli? W czym te ofiary, te tragedie, te zniszczone ludzkie losy stały się ważniejsze niż tamte? Zauważyli … bo nagle dotknęło ich to bezpośrednio. Gdy ginęli gdzieś tam daleko, w Czeczenii na ten przykład, czy w Sarajewie to był to tylko kolejny news w tiwi. Dzisiaj news w tiwi widzą na własne oczy. I nagle są smutni. Jakoś tak jakoś trudniej cieszyć się im z tego życia, trudniej z niego korzystać. Gdzieś ta taka ich beztroska znikła. Czy się boją? – nie wiem. Czy ja się boję? – nie. Ja już od dawna żyję w przeświadczeniu, że życie ludzkie na tej ziemi to jedno wielkie dziadostwo i nie uważam by w takiej formie miało jakikolwiek sens. Pisałem już nie raz, i powtórzę po raz kolejny – jeżeli choć jedna istota na tej ziemi, chociażby najmniejsza, chociażby najnieważniejsza miała cierpieć to ja nie mam sensu istnieć, to cała reszta nie ma sensu istnieć. W czym ta chociażby najmniejsza, chociażby najnieważniejsza osoba jest inna ode mnie, inna od całej reszty że nie ma co jeść, nie ma co pić, nie ma dachu nad głową, że jest bita, że jest wykorzystywana, że jest jej zimno, że nigdy nie doznała miłości. No w czym?


To jakich czasów dożyliśmy, czy też ja dożyłem to czasy, że nie piszę notek. No – porobiło się. A kiedyś pisałem regularnie. W sumie to i tak trzymałem się najdłużej z tych co kiedyś pisali i tu wpadali. To nawet ciekawe jak nagle wszystko ucichło. Często się nad tym zastanawiałem. Dlaczego nie piszą? I doszedłem do wniosku, trochę też patrząc na siebie, że odnaleźli spokój. Że albo ułożyli swoje sprawy, albo się z nimi pogodzili. I już nie muszą przelewać na papier swoich wątpliwości, swoich niepewności, swoich tęsknot, swoich straconych nadziei. To dobrze. Choć tęsknię czasami za tym czy tamtym. Choć poczytałbym, zobaczył co słychać u „przyjaciół” to cieszę, że już ich nie ma. Że już nie świdruje ich serc żal i smutek.


A ja osobiści to już nawet miałem parę razy przysiąść. Ale o czym pisać? O tym jak to mi dobrze w pandemii, że dzięki pandemii łatwiej kierować mi swoim życiem? A może pisać o pogodzie, o tym że jest cieplej i że jest słońce? Tak, jestem dzieckiem słońca. Moje życie nabiera zupełnie innych barw gdy widzę słońce, a w szczególności jego zachody. A może o tym że moje sny stały się jakieś sensowniejsze? I że chyba nawet jakieś kolory się w nich pojawiają. Bo, że śni mi się ostatni ona jak nigdy wcześniej to pisał nie będę. I w sumie nawet jeśli śni mi się ona w sposób niemiły to i tak są to sny miłe i je lubię. No o czym więc pisać? O sporcie, o tym że tyle go w moim życiu, że nie mam już na nic innego czasu i siły? A może o tym, że już tyle lat jestem sam, że zapomniałem jak to jest być z kobietą? Jak to jest być blisko, jak to jest się przytulić? No o czym pisać? Pamiętam jak dziś. To było na dzień przed tym jak zdałem na hakamę i dwa dni przed tym jak ruska kurwa wjechała na Ukrainę. To było jeszcze w czasach gdy jak szedłem na poranny pociąg to było ciemno. Też wtedy myślałem o czym napisać. Myślałem do momentu gdy z tego zamyślenia wyrwał mnie śpiew kosa. To było coś wspaniałego. Ten śpiew w tej ciemności. W tej bez mała półrocznej ciszy. Pomyślałem wówczas – tak, to jest to o czym można napisać. O pierwszym kosie, o jego śpiewie. O tym jak ta drobna, nieważna istota potrafi upiększyć świat… A potem ruska kurwa wjechała na Ukrainę i nawet o śpiewie kosa o ciemnym poranku nie chciało mi się pisać.