piątek, 25 grudnia 2015

Ścieżka 370 Do przodu

Popadam w coraz większe odosobnienie. Coraz bardziej dostrzegam u siebie wyobcowanie. Coraz więcej we mnie przekonania że nie pasuję. Robię coraz więcej dziwnych rzeczy. I coraz częściej dochodzę do wniosku że już tak zostanie. Że zostanę sam ze sobą. Że zostanę z tymi dziwnymi rzeczami. Że tam, w tym nazwijmy to normalnym świecie, będę udawał nazwijmy to normalnego obywatela, ale tu, we mnie, będę coraz bardziej nienormalny. I coraz bardziej odosobniony. Z każdym dniem doświadczam mocniej i mocniej że nie ma na tym świecie obywatela z którym mógłbym dzielić swoje dziwne rzeczy. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd, przekonania, zamykają mi definitywnie dostęp do kobiet. Ten rozdział mam już zamknięty. Miało być inaczej. Niestety wyszło jak wyszło i tego już zmienić się nie da. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd plany i oczekiwania nie spełniły się tak jak się spełnić miały. I zmienić tych planów i oczekiwań nie potrafię. Tak jakbym pogodził się już z porażką. A znowu zmiana tych planów była by brakiem konsekwencji. Tak więc konsekwentnie trwam przy tym co kiedyś tam wymyśliłem, co zawiodło, i co z dnia na dzień pogrąża mnie w coraz większym odosobnieniu. Cały dzisiejszy dzień spędziłem samotnie. I gdyby nie liczyć tych paru rozmów telefonicznych to nie wypowiedziałbym nawet jednego słowa. I takie dni, kiedy nie wypowiadam nawet jednego słowa, zdarzają się coraz częściej. Najchętniej to usiadłbym na morskim brzegu i wpatrywał się w zachodzące słońce. Na szczęście słońce się ostatnio pojawia. Wczoraj świeciło cały dzień aż miło, a tak ciepłej Wigilii nie pamiętam jak żyję. I księżyc był. Wczoraj gdy po Wigilii u dziadka na wsi wracałem do domu biegnąc te dzielące nas 11 kilometrów księżyc świecił niesamowicie. I stworzyła się magiczna sceneria. Noc, gęsta jak mleko mgła, ten niesamowity jasny i wielki księżyc i ja, gdzieś tam samotny w lesie. I myślałem nawet że w tym dniu wyjątkowym, w tej niesamowitej scenerii weźmie i wydarzy się coś magicznego. Niestety. Nic magicznego się nie wydarzyło. Przybiegłem do domu, wziąłem kąpiel i najnormalniej w świecie poszedłem spać. Męczyło mnie wprawdzie coś całą noc, a o 2 nawet obudziłem się na godzinę, co nigdy się wcześniej nie wydarzyło, ale więcej w tym niestrawności pewnie niż magii. Pogapiłem się do 3 na księżyc i poszedłem dalej spać. Nic. Kompletnie nic. A tak czekam na jakieś wydarzenie. Na coś czego nie da się wytłumaczyć rozumem. Na coś, co udowodni mi, że oprócz tego normalnego świata, istnieje jeszcze ten inny świat. Świat duszy, świat magii, świat cudu. Tak bardzo tego chcę. I już zaczyna mnie męczyć to czekanie i czekanie. Nie chcę na razie o tym myśleć ale jeżeli okazać by się miało że świat ten nie istnieje to życie to tutaj straci dla mnie kompletnie sens. Podpuszczony ostatnio przez Bialutką tematami damsko-męskimi zapomniałem napisać jak to idąc 7 grudnia rano do pracy zobaczyłem na niebie coś, coś podobnego do tego co już tu raz opisywałem. Z tym że tamto coś poruszało się pionowo z góry na dół natomiast to coś spadało po skosie. Chciałbym żeby była to ta spadająca gwiazda która spełnia życzenia. Ale spadająca gwiazda o tej porze roku? Ale spadająca gwiazda o tej porze dnia/nocy? No i nie raz już widziałem spadające gwiazdy i wyglądały zupełnie inaczej. Były o wiele mniejsze, mniej jasne, zostawiały za sobą smugę, poruszały się szybciej a w miejscu gdzie znikały zostawiały na chwilę mały punkcik. To coś zaś było większe, było śnieżno białe, nie zostawiało za sobą żadnego śladu, poruszało się raczej wolno i znikło niespodziewanie jak się pojawiło. A może był to tylko refleks reflektorów samochodowych na moich okularach? Ech, tak bardzo chciałbym żeby była to ta spełniająca życzenia spadająca gwiazda. Minęło już trochę czasu a moje życzenia nadal zostają niespełnione. Czy czekać dalej? Nie wiem. Wiem jednak że bardzo czuję się samotny. I że bardzo czuję się oszukany i zawiedziony. Nie, nie czuję się gorszy, słabszy czy bardziej złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie. Czuję się dobrym człowiekiem. Dobrym i pełnym wszystkiego co najlepsze. A jednak czuję się taki zawiedziony. Ciężko z tym żyć. Każdego wieczoru gdy układam się do snu myślę, marzę, o tym by następnego ranka obudzić się takim jak obudziłem się tego szczególnego kwietniowego dnia. Kiedy to otworzyłem oczy i pierwszą myślą była myśl że jest cudownie. Następną myślą była myśl że jestem szczęśliwy. Tak bardzo szczęśliwy że z radością wstaję z łóżka. I nie jestem zmęczony, i jestem wypoczęty i się uśmiecham. I wyglądam przez okno na świat i mówię sobie że jest piękny. I pamiętam jak spacerując po mieście niczego się nie boję. Nie obawiam się tego co może stać się za chwilę na przejściu przez ulicę czy też spotkać mnie za rogiem w bramie. To było nie ważne. Ważne było tylko to że jestem szczęśliwy i że jest pięknie. To było wspaniałe uczucie. I teraz, każdego wieczoru proszę Boga by się powtórzyło. Całymi dniami rozmyślam, analizuję co też takiego wydarzyło się tamtego dnia, poprzedzającego ten szczęśliwy dzień, że ten następny tym szczęśliwym dniem się stał. Analizuję wydarzenia, przypominam słowa. Zastanawiam się i szukam odpowiedzi. I na moje utrapienie ani odpowiedzi ani drugiego takiego dnia nie znajduję. Kurde no. O co chodzi? Zostało mi pokazane, zostało mi udowodnione że można, że da się szczęśliwie żyć, że można się śmiać i nie martwić. I co? Tylko po to by rozbudzić moje pragnienia? Tylko po to by się ze mną podrażnić? Jeżeli tak, to dziękuję bardzo bo dzień ten był tak wyjątkowy jeżeli chodzi o pozytywne uczucia że nawet doświadczenie tylko jednego jest wspaniałe i warte przeżycia ale, na Boga, ja chcę więcej, ja chcę tak zawsze. Wiem. Wiem że jest możliwe takie życie. Wiem bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Ale tak bardzo chcę poznać tą tajemnicę jak to osiągnąć. Ale tak bardzo chcę tego więcej, chcę tego na zawsze.
I przy okazji świąt życzę wszystkim tu zaglądającym ( tym niezaglądającym zresztą też ) takich dni. Życzę szczęści i radości. Życzę spokoju i odwagi. Życzę zdrowia i pomyślności. Życzę bogactwa i dobrobytu. Może to i banalne życzenia ale czy nie tego nam właśnie trzeba.
Trochę smutny.
Er
P.S. Skubany księżyc znowu świeci na niebie jasny i wielki. Wyjrzyj przez okno, popatrz na ten blask i pomyśl że gdzieś tam siedzi w oknie er i też właśnie w tej chwili patrzy.

sobota, 19 grudnia 2015

Ścieżka 369 Do przodu


I już.
Po tym co napisałem tydzień temu zostało jeno wspomnienie. Czasem myślę sobie, patrząc wstecz, tak właśnie tydzień wstecz, czy nawet dzień wstecz, czy nawet patrząc wieczorem na ranek, jak wiele może się zmienić, jak bardzo może się różnić. Tydzień temu zwątpienie i bezsilność, dzisiaj, no może nie nadzieja i entuzjazm, ale przynajmniej – spokój. Dzisiaj jest spokój. Spokój czyli to takie zwykłe – a jebać to wszystko, a może raczej – co się będę przejmował. I zastanawiam się nad tym, zrozumieć próbuję, a dlaczego tak, a po co. Widocznie tak to już musi być. Musimy nieustannie doświadczać smutku i radości, zwątpienia i wiary, siły i bezsilności. Tydzień temu potrzebowałem pocieszenia dzisiaj mogę się nim dzielić. Tak na marginesie dziękuję za słowa otuchy. Dziękuję za słowa które są wsparciem. Za słowa przez które płynie przekaz że nie jesteś sam, nie jesteś taki obojętny, że ktoś tam gdzieś, ktoś kto cię nawet nie zna, łączy się z twoim bólem ( ciekawe czy było by tak nadal gdyby cię poznał - no ale to w tej chwili nie ważne ). Dziękuję więc, szczególnie Wielka Szu i Kania, za wasze wsparcie ( i dzięki Kaniu za Mobiego, też myślalem że gdzieś to musi być przecież napisane ale chyba jakaś gapa ze mnie albo po prostu nie miałem wtedy tego zobaczyć ) . A bo tak to już jest. Er to nieraz taki mały, chłopczyk. I gdy mu wszystko z rąk leci, gdy nic mu się nie udaje zaczyna płakać i wówczas potrzebuje by go ktoś przytulił, by go pogłaskał po główce i powiedział „nie płacz erku, wszystko będzie dobrze, a tak w ogóle erku to fajny z ciebie chłopczyk”. I wówczas erek ociera łezki, patrzy czerwonymi oczkami na tego kogoś, chwilkę łączy odpowiednie zwoje w swojej główce, drapie się w łepetynkę i stwierdza ze zdziwieniem - „no przecież!, no przecież że będzie dobrze, i no przecież że jestem fajny”. I wstaje z kolan, wychodzi na świat i wówczas klękajcie narody. Bo co by nie było, jak by człowiek nie był twardy czasem potrzebuje kogoś by mu przypomniał o tym że nie jest taki beznadziejny jak się mu właśnie wydaje. Potrzeba nam wsparcia, potrzeba nam bliskości. I tu mogę zwinnie przejść do tematu u Bialutkiej. Ale zanim przejdę to jeszcze raz ją opierdolę za takie tam u niej pisanie. Kobieto! Opamiętaj się. Walisz tyle w jednym poście że po przeczytaniu go, człowiek, przynajmniej ja, aż się trzęsie z emocji. I chęć człowiek ma, przynajmniej ja, komuś - najchętniej Bogu – przypierdolić. Ale. Wracając do tematu. Poprosiłaś mnie, jako rodzynka, do wyrażenia swojej opinii. Otóż taki ze mnie rodzynek jak z koziej dupy trąba. A poza tym to wiadomo wszem że temat ten to mój konik i tyle już o tym tu się rozpisywałem że jeżeli ktoś tylko uważnie czytał, zdanie moje zna doskonale. No ale skoro zostałem poproszony to postaram się je tu w kilku słowach streścić. Wracając więc do koziej dupy i trąby to taki ze mnie właśnie facet. Wiadomo, temu nie ma co zaprzeczać, potrzeby mam jak każdy. Teraz z racji wieku może już mniejsze. Ale zawsze, jak pamięcią sięgam, czy to za małolata czy w czasach bardziej współczesnych, przelecenie kobiety nie było sprawą pierwszorzędną. Pewnie że były chwile że chciałem zaliczyć je wszystkie, ale to były tylko chwile. Zawsze wracała ta myśl przewodnia że kobietę trzeba szanować, trzeba ją poznać zanim do czegoś ma dojść, i że kobieta to w sumie gatunek nadrzędny. Wyobrażasz więc sobie moje zaskoczenie gdy coraz to z różnych stron zaczęły docierać do mnie sygnały że kobieta to i sama się nie szanuje i tak w ogóle to żaden z niej gatunek nadrzędny a jedynie taki sam osobnik jak cała reszta populacji ( czytaj chłop ). I z czasem wezbrała w mnie złość na taki porządek. Prysły nadzieje i wierzenia. I zły byłem na kobiety, a może raczej na siebie że tak się oszukałem. To był długi okres w moim życiu. Długi i mroczny. Dałem sobie spokój z kobietami. A teraz? Teraz chyba już dojrzałem. I odpowiadając na twoje pytania. Jak się jakaś chce puszczać – niech się puszcza. Jej sprawa. Może to robić na ławce w parku a ja jedynie popatrzę chwilę, poanalizuję technikę i pójdę dalej. Ani nie potępiam ani nie pochwalam, jej sprawa. Każdy robi to ile razy chce, z kim chce i gdzie chce i chodzi tylko o to by na końcu gdzieś tam nie miał do siebie wyrzutów. Ja żyje sobie po swojemu a takie, jak ty to nazwałaś, zaraz zaraz muszę sprawdzić …lotną to nie mój świat. Ten świat istnieje sobie, ja istnieję sobie. I wówczas tylko gdy tamten świat wtargnąć chciał będzie do mojego mogę go zacząć analizować jak pasuje do moich zasad. I jeżeli różnił się będzie, a różni się w każdym doświadczonym przeze mnie do tej pory przypadku, ciężko będzie mu się przebić. Jeszcze raz powtarzam, nie potępiam tych tam, ale jeżeli spotykam kogoś kto w swoim życiu miał więcej niż jednego partnera to chciałbym przynajmniej znać powody dla jakich to się stało. Ciężko zrozumieć mi ładną, inteligentną dziewczynę która rozkłada nogi na lewo i prawo. No jeśli to lubi – ok. Ale czy się szanuje. Wg mnie nie. No może ma jakieś ku temu powody. Może ma jakieś trudne przeżycia, szuka akceptacji. Może dąży do osiągnięcia jakiegoś celu? A może po prostu jest za często pijana i jakoś tak samo, z wiatrem, wychodzi. No ale towarzystwo też trzeba sobie umieć dobrać. Ja osobiście nie przeleciałbym pijanej panienki za żadne skarby świata. Zresztą miałem w swojej karierze przypadki gdy nagie i pijane dziewczyny właziły pod kołdrę. No cóż przykrywałem je wówczas kołdrą i życzyłem spokojnych snów księżniczce. Ale miałem też kumpli co takie dziewczyny objeżdżali jeden po drugim. Dlatego widzisz jaki ze mnie rodzynek. Tak. U mnie liczy się głowa. No nie dam rady przespać się z kobietą z którą nie łączy mnie coś więcej niż samo pożądanie ciała. Takie coś to mogę porównać do obcowania z gumową lalą. Albo do zwykłego zwalenia sobie konia. Z zastrzeżeniem że to drugie może być o wiele bardziej przyjemne. Przecież sam wiem wówczas kiedy ma być wolno, kiedy delikatnie a kiedy ma być koniec. Zresztą. To ma polegać na tym by nie brać samemu a brać i dawać. To nie ma być zwykłe dymanie a doznanie. Doznanie na poziomie duchowym. Takie tam te numerki na boku to nie dla mnie. To takie płytkie i przyziemne że mnie nie pociąga. A jeżeli ma mieć to wymiar wyższy i jeżeli mam mieć poczucie bliskości to mam zarazem poczucie odpowiedzialności. Już tak mam że jak się w coś angażuję to z sercem. I przywiązuję się. Łączę się. Zresztą. Ileż razy to już czytałem a dopiero ostatnio u ciebie mnie olśniło. Bo to nieraz tak jest że niby coś znamy, niby coś wiemy a dopiero dostrzeżone to z innej perspektywy nabiera wyrazu i sensu. Wiesz o czym mówię. Oczywiście o „Małym Księciu”. Wspomniałaś kiedyś o lisie.
- Żegnaj – powiedział.
- Żegnaj – odpowiedział lis. A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu – powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu … - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie- rzekł lis – Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś.
I na tym mógłbym w sumie zakończyć te moje parę słów. Parę słów – dobre sobie. O tym akurat to mógłbym pisać i pisać. I jak tylko coś pociągnie mnie za język to się nakręcam jak jakieś perpetum mobile. Może to i masło maślane. Może i nie do końca takie jak miało być – noż za mało po porostu czasu i miejsca. Tyle. Może jeszcze, a tam, na pewno jeszcze wrócę do tego tematu.
Aaaa. I zapomniał bym. Oralny jest super.
P.S. W sprawie doprecyzowania odpowiedzi jestem do dyspozycji z tym że jak już wspomniałem taki ze mnie rodzynek jak z koziej dupy trąba więc moje zdanie nic Ci nie da.
A teraz idę oglądać mecz Górnika. Z tym większym zadowoleniem że znam już wynik i wiem że wygrali. I to też jest dowód na to że warto wierzyć, że warto trwać, że nie trzeba od razu porzucać, odchodzić. Jeszcze kilka tygodni temu pisałem jak bardzo dobija mnie to że mój klub dostaje w dupę z meczu na mecz. I co? Warto wierzyć, warto trwać. Wygrywa i to w jakim stylu 5:2, 3:2 a teraz 4:2. I tak trzymać.
A bilety na Ukrainę we Francji już mam.
A I jeszcze apropo pójścia i oglądania meczu. Przez ostatnie dwa tygodnie to tak. Dwa tygodnie temu w niedzielę obejrzałem mecz, choć nie do końca w spokoju bo ktoś mi w tym nieustannie przeszkadzał, tydzień temu obejrzałem mecz, w tygodniu to jakoś tak ze dwie godziny popatrzyłem w tiwi i to wszystko. Wiadomości nie słucham, newsów nie czytam. Nie wiem co się na świecie i w naszym pięknym kraju dzieje i wiecie co – dobrze mi z tym.
I JUŻ.

sobota, 12 grudnia 2015

Ścieżka 368 Do przodu

Oto dzisiaj był dzień z serii tych dni co to już po przebudzeniu wiesz że nic nie chcesz. Jeszcze dobrze nie otworzysz oczu, jeszcze nie zdążysz zerknąć przez okno a już widzisz tą szarą chujnię na zewnątrz. I jeszcze zanim ci zaiskrzy „to którego to dzisiaj mamy” wiesz że mógłby to być ten twój ostatni. I zanim się podniesiesz czujesz że lepiej było by się dzisiaj nie budzić. I jeszcze zanim na dobre się ockniesz szukasz z nadzieją na dobre wspomnienia strzępów nocnych marzeń. Ale nic jakoś się nie pojawia, i myślisz że może to i dobrze bo cóż to mogło ci się tej nocy śnić – nic. A jeżeli już to pewnie jak zwykle jakaś popieprzona historia bez składu i ładu, bez kolorów, bez radości. Tak. Co jak co ale sny to jest to coś na czym zawiodłem się bardziej niż na kobietach. Sny są największym rozczarowaniem mojego tu życia. Zawsze uważałem je za coś magicznego. Coś nie z tego świata. Coś czego najtęższe nasze umysły pojąć nie potrafią. Coś nad czym zapanować nie mogą najpotężniejsi z potężnych na tej ziemi. Ileż to razy szukałem w nich radości. Ileż to razy szukałem w nich odpowiedzi. Ileż razy. Tyle razy że policzyć nie zdoła największy z największych cyfrowych umysłów. I nigdy, ale to nigdy nie otrzymałem tego czegom oczekiwał. Tylko szarość i nieład. I straciłem z czasem wiarę w ich nadprzyrodzoną moc. Uwierzyłem że są tylko przypadkową plątaniną impulsów mózgowych. Ot taki błąd systemu. I gdy już się zwleczesz z wyra, i gdy już staniesz przed tym lustrem zmywając z twarzy ostatnie ślady nocy, i gdy spojrzysz w tą zmęczoną twarz myślisz „po co”. Po co masz wstawać. Po co masz ten dzisiejszy dzień. Po co ci ten dzień. Dzień bez niczego. No po co. Bo wiesz że ten nadchodzący dzień będzie dniem w którym będziesz doświadczał swojej niemocy. Będziesz się przekonywał jak słaby jesteś i jak mało ważny. Będziesz czuł że zawiodłeś wszystkich, a przede wszystkim siebie. I będziesz widział swój smutek, swój brak wszystkiego. I będzie ci brak wiary, i będzie ci brak nadziei, i będzie ci smutno. I będziesz patrzył na tych którym wesoło, i będziesz się do nich porównywał. I będziesz zazdrościł im sukcesu i powodzenia. A potem pobiegniesz na ten dziesięcio kilometrowy jogging i będąc na trzecim kilometrze dopadnie cię rozpacz jaki bezsilny jesteś. I pomyślisz że biegasz i biegasz i nic ale to nic nie posuwasz się do przodu. I porównasz się do tej z tej twojej pracy która też biega i która po dwóch latach biegania zaliczyła już kilka maratonów a w ostatni wtorek oznajmiała wszystkim w około jaka to szczęśliwa jest że udało jej się wylosować udział w Biegu Rzeźnika. A ty? Ty zdychasz na trzecim kilometrze. Nic ci się w tym życiu nie udaje. A potem rykoszetem wróci do ciebie wspomnienie piątku w pracy kiedy to szef twoją prośbę o lepsze docenienie olał moczem ciepłym. Pincet złoty, pincet złoty dla ciebie nie ma a sam forsą sra. I stanie ci przed oczami cała armia twoich współpracowników co może i lepiej nie działają ale z pewnością są lepiej docenieni. I co masz? Kim jesteś? Jakie perspektywy na przyszłość? Nic, kurna, ale to nic nie idzie zgodnie z twoją myślą. Nic nie idzie tak jak sobie marzysz. Nawet niespodzianka. Wiesz dobrze, bo masz z tym do czynienia na co dzień, że wysyłka paczki kurierem to wieczne ryzyko. Zawsze mogą nawalić. A już ten okres przedświąteczny to wieczne problemy. Ale wysyłasz tą paczkę, bo cóż innego możesz zrobić, z nadzieją że może nie nawalą i dostarczą ją planowo na poniedziałek. Bo taki masz plan. Bo poniedziałek jest dniem w którym ma być niespodzianka. I o czym dowiadujesz się na siódmym kilometrze swojego dzisiejszego joggingu. Otóż o tym że paczka jest już dostarczona. Już dzisiaj, w sobotę, choć wiesz że wysyłka na sobotę wymaga specjalnej usługi i dodatkowej opłaty. Dlaczego dotarła dzisiaj? Nie wiesz. Wiesz jednak jedno. Nic, ale to nic nie idzie zgodnie z twoimi oczekiwaniami. Nic z twoich planów nie będzie zrealizowane tak jakbyś chciał. Tak jakby jakaś siła czuwała nad tobą. Siła która nie daje ci poczuć że uda się, że może się udać. I siła ta, choć wiesz że zasługujesz na całe szczęście tego świata, choć wiesz że czynisz dobrze i spodziewasz się dobra w zamian, siła ta nie da, nie dopuści do tego byś to otrzymał. Ona nie da ci poczuć że coś od ciebie zależy. Ona ci pokarze to twoje miejsce gdzieś tam z tyłu, gdzieś tam na końcu stawki. Nie pozwoli by było tak jak TY chcesz. I nie da ci kolorowych snów.
Nieraz czuję się taki przegrany. Nieraz czuję się taki bezsilny. Nieraz czuję że nic nie mogę.
Dzisiaj mieszkam w wysokiej wierzy.




Kasiu. Wszystkiego Najlepszego. Zdrowia - bo z pewnością potrzebne Ci jest jak mało komu. Niech Ci Potfory rosną na pociechę. Niech Ci radość dają i wyrękę coraz większą. Księcia na białym koniu co Cię z wierzy uwolni i bronił Cię będzie i walczył za Ciebie byś już mogła skupić się na tym tylko by być wyłącznie Kobietą. Życzę Ci szczęścia i radości i innych takich banałów bez których żadne życzenia obyć się nie mogą. Życzę Ci spełnienia marzeń bo na to również zasługujesz jak mało kto. Sto lat! A może nie sto. Może mniej. Nie ważne ile, ważne by tylko tych samych radosnych.

Wielka Szu. Cały czas czekam na wyjaśnienie co to są te Biedronki.

Dor oto. Wróżka napisała o Tobie to samo bo to o Rybkach było a Ty jak kojarzę też nią jesteś. No ale co do Ciebie nie ma obaw bo im dłużej Cię znam tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu że albo kłamiesz co do dnia urodzenia albo nie wszystkie Ryby takie same na szczęście są.

Ognista. A Ty jakim znakiem jesteś? Pytam w celach czysto badawczych.

Edenlas. Witaj.
P.S.
Dzisiaj było losowanie Euro we Francji
Mecze Polski:
12 czerwca Irlandia Północna (Nicea) – 18:00 – chcę tam być, czy będę zobaczymy, przeciwnik idealny, oddamy im za Belfast 2009
16 czerwca Niemcy (Paryż) – 21:00 – nie muszę tam być, przeciwnik – kurna jak ja bardzo chciałem angoli, jak bardzo, wygrać z nimi wreszcie na wielkiej imprezie, ehhh
21 czerwca Ukraina (Marsylia) - 18:00 – tam jestem na pewno z moim ER na biało-czerwonej, tylko przeciwnik do dupy, najmniej atrakcyjny z atrakcyjnych, a mogła być Szwajcaria, jak ja nie cierpię Szwajcarów
Ale jeżeli chodzi o miasta meczów lepiej być nie mogło. Naprawdę jest tak jak być miało. Iiiii. I kurwa mać ma tak być. Ma być tak jak chcę. Jak ja chcę. I to jest to czego spodziewam się w przyszłym roku. Spodziewam się że wszystko się ułoży po mojej myśli. Spodziewam się że zła karta się odmieni. Że poznam co to szczęście i przeżyję przynajmniej rok tak jak przeżyć pragnę. A mecze naszych w Marsylii i Nicei to tylko tego zapowiedź. Los tak chciał – ja tak chciałem.

sobota, 5 grudnia 2015

Ścieżka 367. Do przodu.

Oto co wyczytałem na swój temat w ostatniej Wróżce:

Duchowość jest ich cechą charakterystyczną, może jednak przybrać ciemną stronę, jeśli połączona będzie z brakiem rozsądku i lekceważeniem świata materialnego. Często nie wiedzą, kim są i czego chcą. Bez tego nie potrafią sobie radzić ze sprawami codziennymi. Żeby jakoś przeżyć, uciekają w rolę ofiary, stają się bezradne. Są jak kameleon: fałszywe i zmienne. Z braku poczucia bezpieczeństawa wchodzą w dziwne relacje. Podatne na zranienia, mają słabą wolę, są depresyjne. Wykazują skłonności masochistyczne i podświadomie pragną śmierci. Życie nie bardzo je interesuje.                                           
I aż zamarłem z przerażenia. Jak to możliwe? Przecież to nie możliwe! Co to ma znaczy! Czytałem to i czytałem po raz kolejny a moje zdziwienie rosło z każdym kolejnym czytaniem. Jak to możliwe? Przecież to niemożliwe! To niedopuszczalne. Potem przyszło oburzenie. Przyszła złość. Przecież to niemożliwe, przecież to niemożliwe żeby tak dobrze mnie znali. Skąd oni to wszystko wiedzą. Jakaś niesamowita historia. Nadziwić się cały czas nie mogę jak to wszystko idealnie pasuje. No normalnie wypisz wymaluj – ja.
Tak więc Książę jest nagi.
Jest nagi i intensywnie rozmyśla o tym by, jak napisali w ostatniej Wróżce: … brakiem rozsądku i lekceważeniem świata materialnego, z nowym rokiem rzucić robotę. Lubi „te robote”, i ludzi z którymi robi też lubi ale pomału zaczyna mieć już dość. Zaczyna mieć już dość tego ciągłego pośpiechu, tych ciągłych wymagań, tych ciągłych oczekiwań. Zaczyna mieć dość tego wstawania przed piątą i powrotu o dwudziestej. Robota zabiera mu czas. Zabiera mu czas który przeznaczyć mógłby na różne inne sprawy. Mógłby patrzeć jak rośnie drzewo. Mógłby oczekiwać i nasłuchiwać śpiewu ptaków. Mógłby wypatrywać samoloty na niebie. Mógłby z poziomu swojej ławki śledzić przechadzające się dziewczęta. I mógłby robić miliard innych pasjonujących rzeczy ale ich nie robi ponieważ ma robotę i wstaje przed piątą i wraca o dwudziestej. I co jeszcze bardziej godne politowania za swoją robotę nie dostaje godziwego wynagrodzenia. Tzn godziwe dostaje, i owszem, jednak inni dostają godziwsze. Dużo godziwsze, nawet ci co dopiero zaczynają. Więc rośnie w nim frustracja. I czuje się frajerem. A tego nie lubi i dlatego zamiar ma rzucić „te robote” w cholerę.
I napisali we Wróżce: ...nie potrafi sobie radzić ze sprawami codziennymi. A jak sobie radzić gdy wokół tyle cierpienia. Ale pal licho te cierpienia. Jak zrozumieć fakt że pociąg którym jeździ wciąż się spóźnia. Taka pierdoła – spóźnienie. Wychodzi 10 minut wcześniej by zdążyć, jest przygotowany, a autobus na który czeka spóźnia się minut 15. Taka pierdoła – spóźnienie. Ale o co w tym chodzi? Kto lub co tym steruje. Taka pierdoła a rozwala kompletnie. I pierdół takich miliardy powoduję że życie takie, życie gdzie nic pewne nie jest, gdzie w każdym momencie spotkać możne rozczarowanie, jak napisali we Wróżce: ...nie bardzo go interesuje.
A co dalej?
Co dalej nie wie. Ale zbytnio się tym nie przejmuje. Nie przejmuje się tym ponieważ zaczyna mieć tego wszystkiego już dosyć. I podobnie jak to wyczytał na zaprzyjaźnionym blogu, nie to żeby się poddawał, nie to żeby składał broń, co to to nie. Nie czuje się też przegrany, nie ma do nikogo żalu. Tak po prostu – już wystarczy. To tak jakby z np. z jedzeniem. Siedzi się sobie przy stole i się sobie je. Trochę tego trochę tamtego, jedne smaczne, dobre i zdrowe inne mniej smaczne, mniej zdrowe czy po prostu nie lubiane. I tak się je i je i w pewnym momencie staje się już pełnym. Przychodzi moment że więcej się już nie zmieści. Przychodzi moment że spróbowało się już wszystkiego, poznało wszystkie smaki. Przychodzi moment że jest się już pełnym. Taki właśnie moment przyszedł. Jest już pełny. Już mu wystarczy. Przyszedł czas na odpoczynek. Przyszedł czas na pożegnanie tego istnienia. Bo przecież napisali w ostatniej Wróżce że: podświadomie pragnie śmierci. Bez żalu, bez urazy, ot tak po prostu, przyszedł czas. No może z odrobinką rozczarowania ale tylko odrobinką. I żeby tylko nie było płaczów czy smutków. Ma być wesoło. Nie wie tylko jak to zrobić. Sznur, trutka, żyletka, skok w przepaść czy pod pędzący pociąg wydają mu się zbyt banalne. No i bolą, a bólu nie lubi. Najchętniej to zasnąłby sobie, chodźby i dziś i już się nie obudził. I chciałby żeby zagrała mu orkiestra, żeby ludzie pili, tańczyli i się śmiali. Bo śmierć to nic złego. Śmierć to jedyna sprawiedliwa sprawa. A życie? Życie jak napisali we wróżce: Życie nie bardzo go interesuje.
Tak to ja. To ja: er.
A dzisiaj była śliczna pogoda. I było wreszcie słoneczko. I choć w tych ciemnych dniach księżyc stara mi się jak tylko może zastąpić na niebie brak słońca to nie ma jak słońce. I nie ma jak zachód słońca. Uwielbiam zachody słońca. A dzisiejszy był cudowny.
Powoli zrozumiałem, Mały Książę, twoje smutne życie. Od dawna jedyną rozrywką był dla ciebie urok zachodów słońca. Ten nowy szczegół twego życia poznałem czwartego dnia rano, gdyś mi powiedział:
- Bardzo lubię zachody słońca. Chodźmy zobaczyć zachód słońca.
- Ale trzeba poczekać.
- Poczekać na co?
- Poczekać, aż słońce zacznie zachodzić
Początkowo zrobiłeś zdziwioną minę, a później roześmiałeś się i rzekłeś:
- Ciągle mi się wydaje, że jestem u siebie.
Rzeczywiście, wszyscy wiedzą, że kiedy w Stanach Zjednoczonych jest godzina dwunasta, we Francji słońce zachodzi. Gdyby można się było w ciągu minuty przenieść ze Stanów do Francji, oglądałoby się zachód słońca. Niestety, Francja jest daleko. Ale na twojej planecie mogłeś przesunąć krzesełko o parę kroków i oglądać zachód słońca tyle razy, ile chciałeś...
- Pewnego dnia oglądałem zachód słońca czterdzieści trzy razy – powiedział Mały Książę, a w chwilę później dodał – Wiesz, gdy jest bardzo smutno, to kocha się zachody słońca.
- Więc wówczas, gdy oglądałeś je czterdzieści trzy razy, byłeś aż tak bardzo smutny? - zapytałem.
Ale Mały Książę nie odpowiedział.
Dzisiaj było tak ładnie i tak, jak na tę porę roku, ciepło że pojawiły się motóry. I zatęskniłem. I żeby nie było że smutno tu dziś, bo smutno nie jest:

Do Bialutkiej: tych fajek to Ci nie daruję. Powiedz - jak mam Ci dać buziaka na przywitanie?
Aaaa i z drugą Kasią nie trafiłaś. Ta którą podejrzewasz jakoś ostatnio zamilkła i jakoś tak odległą się stała.
Do Sza: ale jakoś tak mam chęć zwracać się do Ciebie: Szu. No więc droga Szu, a raczej droga Wielka Szu chodziło o coś takiego 53° 34′ 52″ N, xxxxxxxx tę część zaszyfrowałem, no ale tamto też się przyda.
Do Ferii: pewnie że pisz sobie, nawet wskazane, tylko wiesz, jak napisali w ostatniej Wróżce: Podatne na zranienia … więc sama rozumiesz. Jak tak sobie pojeździsz to wyłazi ze mnie. Ale pisz, pisz co Ci w serduchu gra, czy jak to tam ostatnio pisałaś bulgocze czy bulboni, to miejsce jest tu po to. Tak sobie ostatnio pomyślałem że może podświadomie odnajdujesz we mnie i w moich poglądach swojego ex i stąd ta potrzeba. Nie przejmuj się, moja podświadomość odnajduje w Tobie moją ex więc pewnie dlatego tak mnie nie to rusza.
I na koniec do Kani co to pojawia się i znika, tylko dlaczego znika częściej niż się pojawia. Specjalnie dla Ciebie posiedziałem, poklikałem i się udało. A czy warto było sama oceń. Jedno pewne – cieszę się że się dało. Mam w robocie takiego kolegę. Gość inteligentny niesłychanie. Każdy problem z systemem rozwiąże. I jak się go zapytać jak to zrobił zawsze odpowiada: Poklikałem i się dało. Więc i ja też, poklikałem i się dało, specjalnie dla Ciebie. Ale jakbyś jako znawca pomogła mi ustalić co jest w podkładzie tego tam powyżej to będę Ci zobowiązany niezmiernie.


sobota, 28 listopada 2015

Ścieżka 366. Do przodu.

Hej Feeria.
Pierwszą reakcją po przeczytaniu twojego komentarza była złość. Potem jednak przyszło rozczarowanie. Nie wiem dlaczego ale ostatnio – strasznie jesteś cięta. Nie będę się już rozczulał nad poprzednimi twoimi komentarzami w których powtarza się potrzeba dowalenia moim przemyśleniom, a zastanowię się nad twoim ostatnim. Co ci przyszło do głowy żeby wyciągać tych łysych w beemkach? Przecież to była tylko nic nieznacząca metafora. I gdzie ja tam uznałem ich za tępaków godnych jedynie pogardy? I że niby uogólniam. Wezmę to jeszcze raz przeczytam. A nawet jeśli? Czy wszystkie moherowe berety po wyjściu z kościoła plują na dziewczyny z dużym dekoltem. Czy wszyscy księża to pedofile i złodzieje. Czy każda patologia nad którą mieszkasz zabierze ci te pincet złoty. Czy każdy alkoholik których nie szanujesz to degenerat nie wart współczucia. Czy każdy uchodźca ma za pazuchą bombę. Co powiesz. Mam wielką ochotę założyć specjalny kącik tylko dla ciebie. Wiesz. Jak chcesz możemy sobie podyskutować. Po udowadniać kto ma rację i kto mądrzejszy i kto wie lepiej. Wiesz. Wcale nie uważam się za najmądrzejszego ale dla czystej złośliwości mogę spróbować. To może być nawet zabawne. Wiem że wiesz wszystko lepiej. Wiem że jesteś doświadczona życiem i znasz je i znasz ludzi. I wiem że ich nie lubisz. Kto jest tym robakiem w twojej ostatniej notce. Przeraziłaś mnie. Nawet ja, z całą swoją złością, nie wyobrażam sobie by tak zjechać na forum publicznym kogoś, nie mówiąc już o członku rodziny. Wiesz. Prawda leży zawsze pośrodku. Chętnie poznałbym zdanie tej twojej bratowej. I jak myślę, powinnaś bratu doradzić, wg tego co pisałaś u mnie wcześniej, jak najszybsze rozstanie, przecież trwanie w związku bez przyszłości... I - używanie do swoich gierek siostrzenicy... Bratowa jest zła – ty jesteś dobra. Er ma głupie poglądy i uogólnia – ty nie. I czekam na twoją ripostę bo wiem że będzie. Wiem że nie darujesz. Twoje musi być na wierzchu. Na wszystko jednak odpowiem ci tak jak powiedział mi ostatnio Bóg. (aha a sama przyznałaś że twój łysy jeździ Audi więc z tymi w beemkach jednak miałem rację):
Lecz powiadam ci: Jesteś godny. Tak jak każdy inny człowiek. Niegodziwość jest najcięższym oskarżeniem wytoczonym przeciwko ludzkiej rasie. Wy rozstrzygacie, czy jesteście godni, czy nie w oparciu o swoją przeszłość. Ja rozstrzygam to w oparciu o waszą przyszłość.
Przyszłość, przyszłość, przede wszystkim przyszłość! Tam jest twoje życie, nie w przeszłości. Przyszłość. Tam jest twoja prawda, nie w przeszłości. To co zrobiłeś, nie ma znaczenia wobec tego, co zamierzasz zrobić. To , jak zbłądziłeś, jest nieistotne przy tym, co zamierzasz urzeczywistnić.
Wybaczam wam błędy. Co do jednego. Wybaczam chybione namiętności. Co do jednej. Wybaczam zbłąkane idee, krzywdzące czyny, samolubne decyzje. Wszystkie. Inni mogą wam tego nie darować, ja daruje. Inni mogą was nie uwolnić od poczucia winy, ja tak. Inni mogą nie pozwolić wam zapomnieć, pójść dalej, odrodzić się, ja tak. Gdyż wiem, że ty nie jesteś sobą z przeszłości lecz zawsze jesteś i będziesz sobą w teraźniejszości.. Grzesznik może się przeistoczyć w świętego w jednej minucie. W jednej sekundzie. W jednym tchnieniu. Tak naprawdę, „grzesznicy” nie istnieją, albowiem nie ma przeciw komu zgrzeszyć. Boga nie można obrazić. Bóg nie wybacza. Nie potrzebuje. Nie ma nic do wybaczenia. Ale może cię wyzwolić.
Ponieważ nie potraficie uwierzyć w Boską dobroć. W takim razie zapomnijcie o o Boskiej dobroci. Przyjmijcie za to prostą logikę. Nie potrzebuje wam wybaczać dlatego że nie możecie Go urazić, tak jak nie sposób Go zranić czy zniszczyć. Ale wam się wydaje, że możecie Mu zaszkodzić. Co za urojenie! Co za śmiała obsesja! Nie możecie Boga zranić, Boga nie da się w żaden sposób skrzywdzić. Gdyż jest ponad wszelkie razy i urazy. Bóg nie potępia, nie karze, nie szuka zemsty. Nie ma takiej potrzeby, gdyż nijak nie można Mu zaszkodzić, obrazić czy zranić.
Tak samo jest z tobą. I wszystkimi innymi – chociaż wam się wydaje, że można was skrzywdzić, urazić czy zniszczyć. Ponieważ wyobrażacie sobie krzywdę, dążycie do odwetu. Ponieważ doznajecie bólu, sprawiacie ból innym. Lecz, jakie to usprawiedliwienie zadawanego gwałtu? Ponieważ ( jak wam się wydaje ) ktoś dopiekł wam do żywego, uważacie za słuszne i właściwe odpłacenie mu tym samym? To, co jest niedopuszczalne dla ludzi, tobie wolno robić, dopóki czujesz się rozgrzeszony. To obłęd. Zaślepieni nim, nie dostrzegacie, że każdy, kto krzywdzi innych, czuje się usprawiedliwiony. Cokolwiek zrobi, zakłada, że czyni słusznie, biorąc pod uwagę to, czego pragnie i poszukuje. W waszym mniemaniu, ich dążenia są złe. Ale w ich rozumieniu, wcale nie. Możesz nie zgadzać się z ich obrazem świata, z ich etycznymi czy moralnymi zasadami, z ich teologią, czy też z ich decyzjami, wyborami i czynami … ale oni się zgadzają, w ramach przyjętych przez siebie wartości. Uznasz ich wartości za „złe”. Ale skąd wiadomo, że twoje wartości są „dobre”? Są „dobre”, bo ty tak mówisz. Nawet to miałoby sens, gdybyś przy nich trwał, ale wciąż zmieniasz zdanie co do tego, co jest „dobre” a co „złe”. Postępują tak jednostki, postępują tak narody. To, co kilkadziesiąt lat temu społeczeństwo uważało z „dobre”, dziś nazywacie „złym”. I odwrotnie. Kto ma się w tym rozeznać?
Nie osądzaj pochopnie. Unikaj ferowania wyroków, gdyż czyjeś dzisiejsze „występki” są twoimi wczorajszymi „błędy” - twoimi wczorajszymi potknięciami, poprawionymi, a wybory tak „szkodliwe” i „krzywdzące”, tak „samolubne” i „niewybaczalne”, jak wiele niegdysiejszych twoich. Kiedy „nie mieści ci się w głowie”, jak ktoś mógł się „czegoś takiego dopuścić”, zapomniałeś po prostu, skąd sam przyszedłeś i dokąd ty i ta druga osoba zmierzacie.
Właśnie tak mi to powiedział.
I jeszcze coś dla Kasi i Kasi.
Nie wiem jak was odróżnić. Podpowiedzi oczekuję. Motór zaledwie dwa miesiące ( jeszcze nie całe ) w szopie stoi a mi już tęskno. I, jeżeli dożyję, i, jeżeli nic mi się nie odmieni to gdy przyjdzie pora motórowa postaram się was odwiedzić ( o ile mnie przyjmiecie ). Przyszedł czas zobaczyć kto to tam po tej drugiej stronie klika. Przyszedł czas usłyszeć głos, spojrzeć w oczy, dotknąć dłoni ( na przywitanie ). Przez te kilka miesięcy przekonałem się że dużo nas łączy. Że mogę z wami rozmawiać. Że może jest ktoś jak ja. Myślę że było by miło tak porozmawiać. Tak bezpośrednio. Tak słuchać, patrzeć, czuć. I wiecie jeszcze co. Historia odnalezienia tego utworu ( dzisiaj wreszcie go odnalazłem, kurna jak ja go kiedyś uwielbiałem ) jest dla mnie magiczna (pewnie to jeszcze opiszę) ale chciałbym z wami przy nim potańczyć. Tak potańczyć bez obaw, bez krępacji. Tak beztrosko jak dzieciak. Tak się bawić, skakać, śmiać, śpiewać. Skakać, skakać, skakać, kto wyżej skakać. I tylko dlaczego klipu do tego nie mogę tu wrzucić ( ale znajdziecie sobie na youtu )

A może lepiej nie? Może się lepiej nie wygłupiać? Może lepiej zostać tak jak jest? A Może się to skończy rozczarowaniem. Może lepiej zostać tym fajnym znajomym z sieci. Może lepiej zostać tym Księciem zza ekranu. Jeszcze to przemyślę.
Ooooo, za oknem biało.
Aaaa i dzisiaj pierwszy raz w życiu zrobiłem sobie maseczkę oczyszczającą na twarzy. O rany. Ale nie uogólniajmy, nie każdy facet co robi sobie maseczkę oczyszczającą na twarzy to gej.

niedziela, 22 listopada 2015

Ścieżka 365 Do przodu

Gdybym tylko umiał korzystać z życia i umiał brać co podaje. Gdybym tylko umiał...
Wczoraj po 21 wróciłem z Torunia. Z corocznej biby firmowej. Atrakcji było co niemiara. Hotel - ****. Zwiedzanie ( pierwszy raz byłem w Toruniu i muszę tam wrócić latem ), wypiekanie pierników, planetarium, uroczysta kolacja i tańce, hulanki, swawola do rana. Oczywiście w tych tańcach, hulankach, swawolach wiodłem prym. Bo co by nie powiedzieć w tańcach, hulankach, swawolach potrafię się odnaleźć. Co by nie powiedzieć mój styl, styl ubioru, to jest klasa. Bo co by nie powiedzieć swój styl - mam. To nie są ciuchy z matkami za parę czy kilkanaście stów. To są ciuchy zwykłe. Zresztą największą radochę to mam gdy trafię coś fajnego ale taniego. I z tego fajnego ale taniego tworzę swój obraz. Obraz który ma być nietuzinkowy, wyróżniający się, koniecznie kolorowy a często i ekstrawagancki. I taki też jest mój taniec. Nie jest to taniec ze szkoły tańca. Mój taniec jest jak mój ubiór: nietuzinkowy, wyróżniający się, koniecznie kolorowy a często i ekstrawagancki. Tym wyrażam swoją naturę. Tym wyrażam swoją duszę. I to jest naprawdę niezłe. I co z tego że zabrzmiało to nieskromnie? I co z tego że zabrzmiało to jak przechwałki? A dlaczego mam być skromny? Dlaczego nie miałbym się chwalić tym co i inni określają mianem – super, oryginalne, fajne, wyjątkowe. Takie właśnie jest i zdaję sobie z tego sprawę. I gdybym tylko umiał korzystać z tego co mi życie podaje. Gdy w piątek wieczorem siedzieliśmy sobie z kolegą M w holu hotelu po dłuższej chwili moją uwagę przykuł jakiś papier leżący obok. Wyglądał niepozornie, taki złożony w kwadrat. Miałem nawet myśl by go zignorować ale że nie lubię papierów na ziemi czy podłodze postanowiłem go podnieść. Wstałem, podszedłem, podniosłem, patrzę – pięć dych. Rozwijam – drugie pięć dych. Razem stówa. Fakt, forsę znajduję prawie co dzień, ale z reguły są to jednogroszówki, nieraz więcej. Ostatnio nawet zły trochę byłem że mógłbym znaleźć coś więcej. No więc – proszę bardzo. Ale fart. Ale co z tym zrobić. I tu mi pomógł kolega M. Ten sam kolega M który kiedyś często się pojawiał w moich notkach jeszcze za poprzedniej władzy. Ale któż to może pamiętać? No chyba tylko Feeria. No i kolega M wali – Oddaj do recepcji. W recepcji konsternacja, zaskoczenie ale przyjęli. Kolega M stwierdził – er, szacun. Może i szacun ale ja miałem trochę wątpliwości bo pierwsza myśl to było wziąć i dać jakiemuś biednemu na ulicy. Ale ostatecznie oddałem. I gdybym tylko umiał korzystać z życia i umiał brać co podaje. Potem była kolacja, a potem te wspomniane wcześniej tańce, hulanki, swawole. I gdy tak brylowalem na parkiecie na sali nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak pojawiły się dwie kurewki. Przyznaję – nawet niezłe. Nie pierwsza to nasza firmowa impreza, może i nie ostatnia ale takiego czegoś nie było nigdy. Zdziwko. Kurewki pogadały trochę z najbardziej pijanymi. Trochę się pośmiały zalotnie ale że impreza firmowa nie była z tych na których dzieje się wszystko, nie widząc szans na zarobek po jakimś czasie znikły. I wteeeedy mnie olśniło. Gdybym tylko umiał korzystać z życia i umiał brać co podaje. Kobiety nie miałem już od …. no długo. A wiadomo, jak jest u facetów ( u bab zresztą zauważam - to chyba też ). Czasem musi – inaczej się udusi. I często, ostatnio coraz częściej zacząłem zgłaszać zapotrzebowanie. A co właściwie mnie olśniło? Otóż wszystko ułożyło się w logiczną całość. Moje zapotrzebowanie + hotel **** z super wygodnym łóżkiem + stówa wieczorową porą podana jak na tacy + po kolacji niezłe kurewki nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak. No gdybym tylko umiał korzystać z życia i umiał brać co podaje. No gdybym tylko.
A tak to pozostaje mi nadal z miną smętną łazić i podziwiać piękne panie na ulicach z nadzieją że może któraś się przydarzy. A jest tego, oj jest co niemiara. Naprawdę co niemiara. I powiem że to podziwianie to nie jest takie złe w sumie. Lubię, bardzo lubię przyglądać się ( ukradkiem oczywiście ) detalom kobiecej urody. Ależ niektóre są piękne. Wręcz zjawiskowe. I podziwiam, bo cóż mi pozostaje. Nie czuję się na siłach by tak zaczepiać na ulicy. Mam i nieraz chęć rzec jednej czy drugiej że jest piękna czy zachwycająca ale zaraz się hamuję bo nie wiadomo jak na to zareaguje i nie weźmie mnie za jakiegoś namolnego oblesia. Podziwiam więc z ukrycia i skrycie. A że jak mniemam każda taka piękna pani ma już swojego księcia to i nie chcę się też wpieprzać. Taką mam zasadę. No inna sprawa że jak zauważyłem to po każdą piękną panią podjeżdża z reguły książę z łysą glacą i w czarnej beemce. To mnie trochę od nich odpycha ( tych pięknych pań ). Nie to żebym się bał łysej glacy w beemce, bo ja nikogo się nie boję, ale że sam glacy nie golę na łyso a beemką nie jeżdżę to i zdaję sobie sprawę że u pięknych pań szukać nie mam czego.
Tak apropo. Z ostatniego wyjazdu na mecz z chrześniakiem.
- Wujek muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć że wszystko jest w porządku, bo prosiła żebym zadzwonił żeby się nie martwiła.
- No mamy już tak mają, martwią się.
- A może zadzwonić i powiedzieć że zgubiłem legitymację szkolną i nie chcą mnie wpuścić na stadion? - złośliwy żart skubany jak ja:)
- To zadzwoń że się zgubiłeś, że ja nie odbieram telefonu i nie wiesz co robić - no jeszcze mu daleko do mnie i jeszcze dużo będzie musiał się małolat poduczyć by mi dorównać.
Chwila ciszy. Myśli.
- Nieeee. Nie wujek. Ja zawsze wiem co robić.
Tak więc chrześniak zawsze wie co robić a ja nikogo się nie boję. I nie boję się łysych glacy co beemkami przyjeżdżają po piękne panie. I nie boję się pięknych pań – choć ich nie zaczepiam. One oczekują czegoś innego niż ja. Oczekują tego co dają im łyse glace w beemkach. Oczekują prestiżu. Ja im prestiżu nie zapewnię. Niestety. Liczy się sława, liczy się konto, liczy się kogo się zna, liczy się kim się jest, liczy się gdzie się było, liczy się metka i liczy się jak głośno się potrafi mówić o swoich sukcesach. Ja tego nie mam. Ja mam tylko swój nietuzinkowy, wyróżniający się, koniecznie kolorowy a często i ekstrawagancki styl. A on nie jest trendi. Więc pozostaje mi tylko te piękne panie podziwiać z ukrycia i w ukryciu. Co wcale nie jest złe. I gwoli ścisłości pisząc że: „z nadzieją że może któraś się przydarzy”, mam na myśli – pogadać. I tak apropo to co to jest taki fajne czy to getry czy coś, takie czarne, za kolano, noszone do spódnic czy sukienek, takie czarne, długie jak ucięte rajstopy czy coś. No wygląda to świetnie.
A teraz idę w ciemność walnąć browara w samotności, do tego już „mojego” pabu, na noc i walę w samotności do wyra bo zmęczony jestem niemiłosiernie. I żeby tak pogadać z jakąś piękną panią o życiu, a może i popłakać. Nie wiem co się dzisiaj ze mną działo ale dwa razy się rozpłakałem. No nie wiem. Normalnie szok.
Mały Książę wspiął się na wysoką górę. Jedynymi górami, które dotychczas znał, były sięgające mu kolan trzy wulkany. Wygasły wulkan służył mu jako krzesło.
Z tak wysokiej góry jak ta – powiedział sobie – zobaczę od razu całą planetę i wszystkich ludzi ...”. Lecz nie zobaczył nic poza ostrymi skałami.
- Dzień dobry – powiedział na wszelki wypadek.
- Dzień dobry... Dzień dobry … Dzień dobry … - odpowiedziało echo.
- Kim jesteście? - spytał Mały Książę.
- Kim jesteście... Kim jesteście … Kim jesteście … - powtórzyło echo.
- Bądźcie mymi przyjaciółmi, jestem samotny – powiedział.
- Jestem samotny … Jestem samotny … Jestem samotny … - odpowiedziało echo.
Jakaż to zabawna planeta – pomyślał Mały Książę – zupełnie sucha, spiczasta i słona, a ludziom brak fantazji. Powtarzają to, co im się mówi...

niedziela, 15 listopada 2015

Ścieżka 364 Do przodu

Dzisiaj, a nie jak mam w zwyczaju, wczoraj. A i tak będę się oszczędzał bo mam zdarte gardło i nie za bardzo mogę mówić. Po meczu. Wczoraj obejrzałem powtórkę w tiwi i z rozczarowaniem stwierdziłem że jakoś nie za bardzo było mnie słychać. Jednak na stadionie inaczej odbiera się widowisko. I będąc tam na stadionie wydawało mi się że doping był lepszy. Relacja w tiwi trochę popsuła mi ważenia. No fakt. Sporo było podpitych pacanów co nie za bardzo pewnie wiedzieli gdzie są i co się śpiewa. Do tego od groma było rodzin z dziećmi. Po takich też nie należy się spodziewać by darli się jak ja. No ale tych akurat rozumiem. Chociaż sam byłem z małolatem i nie przeszkadzało mi to w darciu gardła a i małolata też do dopingu ciągnąłem. Z małolatem czyli z chrześniakiem. Tym samym z którym byłem na meczu w Gdańsku. Małolata postanowiłem sobie swego czasu trochę powozić po meczach. Pokazać mu trochę innego świata, trochę oswoić z różnymi relacjami ludzkimi no i najważniejsze zapewnić nieco rozrywki. Może i sam też na tym korzystam? Może małolata traktuję w tych chwilach jak swego własnego syna którego nie mam i mieć już raczej nie będę. Tak. Zdecydowanie na tym korzystam. A że małolat swojego biologicznego ojca nie widział chyba nigdy to takie wspólne wypady dają nam myślę radochę obu. Bo małolat ( tak w ogóle to już pierwsza gimnazjum ) to panieńska przygoda mojej siostry ciotecznej. Nie wiem jak to tam z nimi ( z nią znaczy i tym chłopakiem ) było, fakt że pogoniła go na cztery wiatry. I małolat dorastał z mamą. Teraz ma wprawdzie ojca, obecnego męża siostry z którym ma notabene drugiego syna, ale nie wiem czy małolata traktuje jak swojego biologicznego. Nie chcę skreślać gościa, bo jest w porządku i zarzucić nic mu nie mogę, ale myślę że ze świecą szukać faceta co pokocha nie swoje dziecko jak własne. Sam zresztą nie wiem jak bym się zachował w takiej sytuacji. Trudne. No ale wracając do meczu. W tiwi dopingu słychać było mało. Inna sprawa, o czym przekonałem się już nie raz, że lepiej wychodzi on pięciu tysiącom niż pięćdziesięciu pięciu. Podczas gdy jedna strona kończyła coś śpiewać druga dopiero zaczynała, a jak na dodatek obie strony zaczynały coś innego robił się pierdzielnik totalny. Co do samego meczu – super. Jestem podbudowany i pełen nadziei że wreszcie mamy ekipę która może coś zawojować. Już jak grali w Szkocji gdzie Lewy strzelił bramkę w 94 minucie pomyślałem sobie „o mają charakter”. Potem po Irlandii na narodowym mówię „kurna no tak grających Polaków dawno nie widziałem”. Ale dałem sobie też od razu na wstrzymanie. Hola, hola, zobaczymy dalej, nie ma co się tak podniecać. No ale po piątku już wątpliwości nie mam. Jest ekipa. Mamy swojego gwiazdora. Mamy kolektyw. Mamy charakter. Nareszcie mamy Drużynę. No i tu mógłbym nawiązać do życia. Do moich ostatnich notek które to wywołały tyle zamieszania. Chodzi mianowicie o to że zważywszy na ostatnie lata to już dawno powinienem był dać sobie z tą naszą kopaną spokój. Ileż to rozczarowań. Ileż to złości i nerwów. Ile forsy wydanej i czasu zmarnowanego. O sławetnej wyprawie do Gelsenkirchen za 1500 zeta nie wspomnę. Po co mi to było? Po co? Przecież mogłem być szczęśliwy i przerzucić się na ten przykład na Niemców albo jeszcze lepiej na Hiszpanów. Nie prościej? Jasne że prościej. I same sukcesy! I same zwycięstwa! Radość, pogoda i dostatek. Żyć nie umierać. Mogłem. Mogłem to zrobić zamiast wierzyć w naszych, zamiast dawać im kolejny i kolejny raz szansę. Zamiast w nich wierzyć i marzyć że kiedyś kiedyś i oni dadzą radę. I wiecie co? Teraz mam satysfakcję. Gdy teraz wspomnę puste miejsca na stadionach. Gdy wspomnę zdawkowe informacje w wiadomościach. Pytam. A gdzie byliście wy wszyscy którzy teraz wykupujecie 50 tysięcy biletów w trzy dni? Nie zachwycaliście się wspaniałymi wynikami Niemców czy Hiszpanów? No gdzie? Poszliście na łatwiznę. Straciliście wiarę. Nie było was gdy były łzy nerwy i smutek. Ja byłem. I dlatego będę obstawał przy swoim. Warto wierzyć. Warto płakać, gryźć paznokcie. Warto mieć nadzieję. Bo gdy się spełni - radość jest podwójna. I satysfakcja jest. I to przekonanie że nie poszedłeś na łatwiznę. W tych czasach, beznadziejnych czasach, w których idzie się na łatwiznę i w których myśli się tylko o tym że dawanie kolejnej szansy to starta czasu – ty czyli ja wytrwałeś. I czy nie łatwiej by mi było w poniedziałek wracać do pracy gdybym kibicował Legii a nie Górnikowi. 99% moich kolegów kibicuje Legii. Całe moje dzieciństwo i młodość przepełniona była kłopotami związanymi z moją sympatią go Górnika. A mogłem sobie spokojnie swego czasu przyłączyć się do 99% mich kolegów. I na stadion blisko, i stadion nowoczesny, i wyniki w większości to wygrane ( ostatnimi laty leją Górnika notorycznie ) no normalnie same plusy. Szczęście i radość. Ale ja nie zmienię klubu. I wówczas gdy spadali z ekstraklasy i teraz gdy już od kilku kolejek są czerwoną latarnią. Bo wierzę że kiedyś zdobędą mistrzostwo i zostaną mi wynagrodzone lata udręki. A choćby nie zdobyli to pozostanie mi ta satysfakcja że pozostałem wierny, że nie poszedłem na łatwiznę i że najważniejsze w życiu to być wiernym. Bo kto jest wierny, ten jest uczciwy. A kto jest uczciwy – na tym można polegać.
Zresztą jakie to ma znaczenie czy wygrywasz czy przegrywasz? Gdy tydzień temu w poniedziałek wracałem do pracy nic mnie tak nie drażniło jak świadomość że moje drużyny dają ciała. Górnik przegrał i nadal na ostatnim miejscu. Aston Villa ( tutaj też mógłbym się przerzucić na United, City, Arsenal czy Chelsea ) wprawdzie zremisowała ale też nadal na ostatnim miejscu. Tylko Pogoń nie siedzi na końcu tabeli ale znowu przegrywa i kwestia czasu jak się znajdzie w grupie spadkowej. No kurna! To się wszystko sprzysięgło przeciw mnie czy jak? Właśnie takie problemy miałem w poniedziałek rano. Ludzie to mają problemy. Co? Bialutka. Takie problemy miałem do poniedziałkowego wieczoru. I gdy zapoznałem się z tą notką u Bialutkiej jakoś te problemy stały się takie śmieszne. Czy to sprawa życia że Górnik przegrywa. Ważna sprawa. Ale czy najważniejsza? Takie pierdoły zaprzątają nam łeb a gdzieś obok ważą się losy życia i śmierci. To są dopiero problemy. Choć w moim przypadku problem śmierci jak wiadomo nie istnieje. Gdy w środę po dwudziestej pierwszej wyszedłem na pekap kupić bilet całą drogę rozmyślałem jakiż to ten bilet kupić. Czy miesięczny czy kwartalny? Bo niby jakbym kupił kwartalny to płacę dziewięć stów i w porównaniu do kupowania biletów miesięcznych które kosztują 360 po trzech miesiącach jestem zarobiony całe 180 zeta. To nie wkij pirdział. Ale! Ale myślałem też że jak gdybym walnął za miesiąc w kalendarz to jetem sześć dych w plecy. Kurwa! Taki miałem dylemat! Ja pierdolę. To już jest chore. To moje ciągłe myślenie o śmierci wybawicielce. I gdy wracałem do chaty pustą, wietrzną, deszczową i zimną ulicą, gdy czekałem na zielone światło na skrzyżowaniu minęło mnie dwóch typków. Mocni – przeszli na czerwonym. Jeden łysy wysoki, drugi niski w kapturze. Obaj w modnym ortalionie. I gdy jeden z nich będąc już po drugiej stronie sypnął na chodnik garść jakiś podartych papierzysk coś we zawołało: Oto jest ta chwila, oto moje przeznaczenie, niech się stanie. I ruszyłem ja szalony. Mocnym stanowczym krokiem – muszę ich dogonić. Ten niższy w kapturze szedł całym chodnikiem. Wiecie jak. Tak chodzą klowni. Macha łapami na boki, stopy stawia na zewnątrz, a kolano prostuje zanim dotchnie stopą ziemi. Wygląda jakby wsuwał stopy w klapki. I do tego zaśmiewa się tym chamskim rechotem i wydziera jakby ten łysy był nie tylko łysy ale i głuchy. Tak. To moje przeznaczenie. Jeszcze tylko myślę w duchu by coś ich zatrzymało. I. I nagle stanęli. Doszedłem do nich. Najpierw spojrzałem w oczy temu w kapturz. Zamilkł. Patrzył. Ale tak patrzył jakby zobaczył coś strasznego. Potem spojrzałem temu łysemu wysokiemu. Do dzisiaj to widzę. Stoją jak w ryci. Pełni oczekiwania. W ciszy. Nic nie zrobiłem. Przeszedłem. Ale to nie było zwykłe – przeszedłem. To było coś jakby tankowiec przepłynął obok dwóch małych łódeczek. Potęga. I wiecie co. Przeszli na drugą stronę ulicy. I już ich nie słyszałem. Jakby znikli. Ja naprawdę byłem wtedy gotowy na śmierć. Czy to było w moich oczach? A tak na marginesie jakby co to będę sześć stów w plecy.

https://youtu.be/sbvwPP-1560

środa, 11 listopada 2015

Ścieżka 363 Do przodu

Do Kasi.
Zacznę bez użalania, jak zaznaczałaś, bez biadolenia. Tak po prostu, życiowo. Bez jakiejś tam wzniosłości. Takie typowe życiowe. Ot plany. Choć nie zwykłem planować czegokolwiek gdy w tle czai się ostateczność. Jakoś dziwnie czuję się pisząc o planach, zwykłych życiowych planach mając w głowie świadomość że możesz ….......umrzeć?
Co się tyczy twoich punktów to są, mogą być pewne plany. Plany mam choć sam się waham. Waham się ponieważ. Po pierwsze to nie wiem czy mogę coś takiego planować. Wszak nie znamy się wcale. Kim właściwie jestem by coś takiego proponować? Jakiś tam er ze ścieżki. Po drugie i chyba najważniejsze nie chciałbym czegokolwiek obiecywać nie mając stuprocentowej pewności że dam radę to zrealizować. Bo gdybyś nawet, przypuśćmy, wyraziła chęć i gdybym no nie dotrzymał słowa to co? Sprawić Ci rozczarowanie – okrucieństwo niesamowite. Nie mogę do tego dopuścić. Więc lepiej może się wycofać zawczasu? Boję się więc cokolwiek wypowiadać. Lecz skoro już powiedziałem A powiem i Z.
Zacznę od punktu drugiego. Nie wiem tylko czy chodzi ci o Kościół jako instytucję czy raczej jako budowlę. Tak się składa że akurat na jednym jak i na drugiem znam się doskonale. Choć co do instytucji to ostatnio nasze drogi trochę się rozeszły. Natomiast budowle kocham nadal. Uwielbiam ten klimat. Ta zamknięta w murach tajemniczość. Cisza która zmusza do zadumy. Zmusza do refleksji. Spokój. I ta wielowiekowa historia. Czy to wielkie katedry czy też małe wiejskie kościółki w każdym działy się rzeczy wyjątkowe. Czy to dla narodu. Czy to dla społeczności. Czy też dla jednostki. Tu się życie zaczyna i kończy. Tu dzieją się chwile szczególne. I wszystkie te emocje, dobre, złe, zostają w tych murach, wypełniają nawy i zostają na świadectwo toczącego się życia. Dlatego lubię przebywać w kościołach, lubię je odwiedzać. Lubię patrzeć po murach. Lubię zastanawiać się jakich radości czy nieszczęść były świadkami. I lubię czerpać z nich ten spokój. Ten spokój trwania. Niewzruszonego trwania. To też mogłaby być moja propozycja. Propozycja odwiedzenia mojej ulubionej, surowej i zimnej Archikatedry św. Jana Chrzciciela. Potem mogłabyś zajrzeć do jezuitów Matki Bożej Łaskawej. Wpaść do sióstr franciszkanek służebnic Krzyża św. Marcina, i do ojców paulinów Świętego Ducha i do ojców franciszkanów św. Franciszka Serafickiego i do Braci Mniejszych Kapucynów Przemienienia Pańskiego. I do barokowej św. Anny gdzie ciężko się skupić tak wiele zdobień. I do wizytek św. Józefa Oblubieńca NMP gdzie rozbrzmiewają najcudowniejsze moim zdaniem dzwony. O uwielbiam dźwięk dzwonów. A na koniec mogłabyś zawitać do Świętego Krzyża na Trakcie Królewskim gdzie serce Fryderyka Szopena. No a gdybyś nie wiedziała, lub bała się sama to może, może mógłbym pomóc.
A co do punktu pierwszego. Piszesz o morzu, o molo. Piszesz że chcesz tam być, wczesnym rankiem, albo późnym wieczorem, bez tłumów, chcesz poczuć siłę tego czego się boisz. Wody. Zamknąć oczy słyszeć, czuć. Wiem o czym piszesz. To to jest akurat to co ery lubią robić najbardziej. I wiedzą najlepiej jak to się robi. Są specjalistami z wieloletnim doświadczeniem. I wiesz co? Chciałbym Ci to wszystko pokazać. Chciałbym Cię wziąć na motóra. Chciałbym byś zapomniała o wszystkim. Poczuła wiatr. Poczuła prędkość. Poczuła nieznane za zakrętem. Chciałbym zawieść Cię w jedno takie magiczne miejsce. I choć nie ma tam mola to myślę że by Ci się spodobało. Chciałbym Cię tam zabrać. Chciałbym żebyś zbierała rankiem bursztyny na pustej plaży. Chciałbym żebyś zobaczyła ujście Wisły. Chciałbym byś popatrzyła na ptaki na Mewiej Łasze. Chciałbym byś pospacerowała sobie w falach. A na koniec chciałbym byś przysiadła na jednym z wyrzuconych przez może pni, popatrzyła na zachodzące słońce, posłuchała tych fal, zamknęła oczy i otworzyła je dopiero pod rozgwieżdżonym niebem. A i jeszcze chciałbym byś sobie popływała nocą w morzu. Ja się wody nie boję, wręcz ją kocham. Ty też się nie bój.

Gdybym pisał to w poniedziałek wieczorem wyglądało by to całkiem inaczej. Zacząłbym wówczas o jednego dosadnego: kurwa.
Zacząłbym od tego dosadnego kurwa bo to co w poniedziałek wieczorem u Ciebie przeczytałem kompletnie mnie rozwaliło. Przeczytałem to kilka razy a potem jeszcze kilka razy i nadal nie mogłem uwierzyć w to co tam zawarte. Jak to? Czy ja dobrze rozumiem? Czy Ty umierasz? Przepatrzyłem cały net na temat twojej choroby. I im więcej informacji poznawałem bym bardziej nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Czy Ty naprawdę umierasz? Nie, to nie może być prawda. To jakieś kosmiczne nieporozumienie. To jakaś pomyłka. Ty nie możesz umierać. Nie teraz. Nie możesz! Słyszysz! Powiem jedno. Jeżeli ktoś tu ma umierać to niech to będę ja. I gdy tak czytałem te strony o twojej chorobie, i gdy tak poznawałem fakty zaczęło mnie ogarniać poczucie że dużo a może i wszystkie symptomy twojej choroby zauważam u siebie. Bo czuję się ostatnio dziwnie, rzekłbym że nawet bardzo dziwnie. I muszę się chyba przebadać. Tak tak wiem, jak się tak czyta i jak się tak zastanawia to wszystko można sobie wmówić, podpasować, nawet taką chorobę. Przebadam się. Chyba? Ale gdybym się nawet przebadał, choć raczej nie uczynię tego, i choćby okazało się że jestem zdrowy to powiem jedno. Wiesz co? Oddaj mi tą twoją chorobę. Po prostu weź i mi ją oddaj. I nie opowiadaj że się nie da, nie wierz w ludzkie bajanie że takie rzeczy są niemożliwe. Są możliwe. Wszystko jest możliwe. To też jest możliwe. Po prostu weź i tak po prostu mi ją oddaj. To nie dla Ciebie. Ty nie możesz jej mieć. Ty masz żyć, być zdrowa, cieszyć się życiem, wychowywać potfory na mega wspaniałe nietuzinkowe potfory. Ty masz zarażać świat swoją siłą, swoją wspaniałością, swoim entuzjazmem. Kto tu bywa ten wie. Er z życia już nie czerpie, a raczej zgodnie z odmianą to: eru z życia już nie czerpie. Kto tu bywa ten wie że tym czego er oczekuje najbardziej to ta wspaniała wybawicielka ostateczna. Tak naprawdę to eru to już nie biegnie do mety. Tak naprawdę to eru już doczłapuje do mety. Eru żyje by dożyć i mieć spokój. Ty to co innego. Ty masz energię, Ty masz zapał, Ty masz entuzjazm. I co najważniejsze – masz Potfory. Więc żyj dla nich. Bądź z nimi. A tą chorobę to oddaj mi bo mi się należy bardziej. Oddawaj.
Tak w życiu to zawsze chciałem wygrać w totolotka. Wiesz o tym dobrze bo jeszcze za poprzedniej „władzy” miałem u ciebie przydomek: prawie milioner. Pamiętasz?:) To marzenie to takie mistyczne oczekiwanie które w przypadku spełnienia miałoby mi udowodnić że wszystko naprawdę jest możliwe. Że proście a będzie wam dane to żaden kit. I że jak się czegoś chce, tak chce że podporządkowuje się temu wszystkie myśli to się to spełni. Jak na razie cały czas czekam. Jednak ostatnimi czasy to moje pragnienie poddane zostało nieznacznej korekcie. Mus wygrania pozostał. Pojawiła się zaś chęć rozdania tej wygranej wszystkim tym z którymi coś mnie łączyło lub łączy ( no poza jedną osobą ale to szczegół ). I moje pragnienie wygranej nabrało jeszcze większej chęci. Chcę wygrać i rozdać całą, co do grosza – wam. Sprawa oczywista – jesteś na początku listy. I wiesz, często jak już miałem tą kasę w kieszeni to wyobrażałem sobie że kupi Ci się mieszkanie. Tam na Placu Zamkowym powstaje, a prawdę mówiąc już powstał, taki nowy budynek. I wiesz, widziałem Cię w nim. Widziałem? WIDZĘ CIĘ W NIM. Widzę jak sobie siedzisz o piątej nad ranem i wpatrujesz w budzące się miasto. Widzę jak spoglądasz na wschodzące słońce. Widzę jak w spokoju korzystasz z tej tylko twojej chwili. I widzę jak budzisz potfory. Widzę jak z nimi „walczysz” i jak się dobrze bawisz prowadząc je do szkoły. I widzę jak po powrocie do domu schodzisz do swojej cukierni. Widzę jak roześmiana rozmawiasz z tą przemiłą starszą panią która co dzień przynosi Ci jagody. I widzę jak zapewniasz pchających się do Ciebie turystów: spokojnie, spokojnie dla wszystkich starczy. Bo starczy. U Ciebie nikt nie wyjdzie bez przepysznej jagodzianki. I wiesz co? Nawet teraz czuję ten wspaniały zapach który rozchodzi się z twojej cukierni na rozgrzany słońcem Plac Zamkowy. A wieczorem, gdy już słońce zachodzi, gdy potfory po odrobieniu lekcji ganiają się po uliczkach Starego Miasta z grubym strażnikiem miejskim który wydziera się jak zwykle: czekajcie, czekajcie łobuzy, kiedyś was dopadnę, siedzisz sobie na ławeczce szczęśliwa i spełniona i patrzysz na te zachodzące słońce. I mam taką nadzieję że wspominasz czasem że er, eru raczej uwielbiał te zachody słońca. I może wspomnisz, i może szepniesz: dzięki eru. A ja se tam będę siedział na chmurce i patrzył na to wszystko z góry zadowolony że choć to jedno zrobiłem kurwa w życiu dobrze. A dlaczego na chmurce? A dlategóż że główną korektą mojego marzenia o wygranej to nie jest to żeby ją całą rozdać ale to by po jej rozdaniu poczuć się jak … pofrunąć, choć przez te parę sekund pofrunąć, rozłożyć ręce, zamknąć oczy i zapomnieć o tym pieprzonym życiu.
Więc proszę żyj, wystarczy że ja umieram.
P.S. Nie wiem czy zostawiać jakąkolwiek możliwość komentarzy. Wszak to tylko sprawa między mną a Tobą. Jak myślisz? Pozwolimy innym wyrazić swoje zdanie?
                                                          dobra, skoro tak mówisz proszę bardzo, w sumie to Twoja notka                                                            rzutem na taśmę, tuż przed zaśnięciem właśnie odblokowuję

sobota, 7 listopada 2015

Ścieżka 362 Do przodu

Komentarzy zwykle nie komentuję lecz tym razem odstąpię od reguły gdyż świerzbi mnie pióro. Temat widzę wywołał lawinę. Tylu komentarzy i tak obszernych nie miałem jak pamięcią sięgnąć. Tak więc w porządku chronologicznym.
ad Dor ota
… a co gdy wychodząc z związku tylko ci się wydaje że nie kochasz?
… to teraz już nie żresz depresantów i jesteś zadowolona?, ooo przewspaniała wolności
… a czy patrzenie tylko na złe strony daje coś na dłuższą metę
na wszystko jest opowiastka, ja na ten przykład mogę Ci opowiedzieć takową:
O pewnym młodzieńcu. Młodzieniec ten żył w pewnym kraju. Ale życie w tym kraju nie dawało mu radości. Nie dawało mu radości ponieważ ludzie z którymi przyszło mu żyć byli źli. A on uważał się za dobrego. I nie mogąc już dłużej wytrzymać postanowił opuścić ten kraj pełny złych ludzi i poszukać kraju lepszego. Kraju gdzie ludzie będą tak dobrzy jak on sam. I gdzie będzie wreszcie żyć szczęśliwie i spokojnie. I gdy tak wędrował spotkał razu pewnego starca pracującego na polu. Starzec ten wykonywał swoją pracę spokojnie, cierpliwie i dokładnie. Podszedł do niego i patrząc na widoczną w oddali osadę zapytał czy żyją w niej ludzie dobrzy czy źli. Bo on szuka kraju gdzie żyją ludzie dobrzy. Starzec przerwał pracę i spojrzawszy na młodzieńca zapytał po chwili zadumy:
- A jacy ludzie żyją w kraju z którego przybywasz?
- Źli - odparł młodzieniec
- To tutaj też żyją źli ludzie – odparł starzec spoglądając w kierunku zabudowań – Szukaj dalej.

i co by Ci tu jeszcze dodać, piszesz o kamykach do worka aż worka się unieść nie da, pewnie że tak, jak się na tym worku skupić to pewne że rady nie damy, szklanka może być do połowy pusta lub do połowy pełna, wszystko zależy od tego na co patrzymy
nie lubisz Ty ludzi, oj nie lubisz, o alkoholikach masz wyrobione zdanie i pewnie już go nie zmienisz, twoja sprawa nic mi do tego, aczkolwiek jak wiesz jet to choroba, chorób mamy obecnie wiele, tyle się pisze ostatnio o depresji, o ludziach z depresją co powiesz?, też mogą zniszczyć komuś życie, mnie osobiście przeraziła wręcz informacja że około 5 tysięcy osób popełnia rocznie samobójstwo, każdy ma swego garba, jak Ci córcia zacznie chlać to też wzgardzisz ( co oczywiście nie nastąpi – piszę tylko hipotetycznie ), łatwiej kogoś przekląć, łatwiej nim wzgardzić, łatwiej zostawić, przecież to nie nasz problem, nasze życie ma być bez takich
a o ludziach co się nawracają nie słyszałaś, o kryminalistach czy osobach które wychodzą z uzależnienia, nierzadko stają się wspaniałymi jednostkami
co komu pisane, nie wiemy,
zdaje mi się jednak że w każdym trzeba widzieć człowieka,
a co do garnka i pokrywki to sama zapewne wiesz ze swoich ostatnich doświadczeń z patelnią że wszystko zdarzyć się może, nawet spalony garnek, co wówczas z nową pokrywką, szukamy garnka nowego, a co gdy z czasem i garnek się zdeformuje i pokrywka powygina, już nie pasują, ale czy nie da rady nic przy ich pomocy ugotować
dawno dawno temu nie zostawiało się żony czy męża ot tak, teraz nikt się z tym nie ceregieli,
wspomnicie moje słowa, matki zostawią dzieci, dzieci zostawią rodziców, brat wystąpi przeciw bratu, i co tam jeszcze napisali w świętym piśmie, koniec nasz jest bliski, nasz jako ludzkości
ale co bym nie pisał, powtarzam to tylko moje wytyczne do mojego życia, Ty możesz żyć jak Ci się żywnie podoba i wcale tego nie potępiam, moje postrzeganie ani nie jest gorsze ani lepsze od tojego
twoje jest Twoje

ad liiviia
no właśnie, tak długo się o tym pieprzy wokoło że stało się to wyznacznikiem, - życie to nie bajka -, a ja się pytam – dlaczego?, a dlaczego nie?, bo nie ma być bajką, bo ma być nieustanną walką, masz być silny, dążyć do celu, zapomnij o wartościach serca, jaki portfel takie życie, tu panie i panowie nie ma miejsca na sentymenty, rękę podaje się tylko mocnemu, a bajki?, bajki to historyjki dla słabych, my jesteśmy silni i patrzymy na sprawy realnie,
no i? a ja będę se żył bajką, i chociaż za oknem deszcz i ziąb, i chociaż sam wśród czterech ścian to w bajki wierzyć nie przestanę,
czy Ty wierzysz w bajki?

ad Bialutka
no nie do końca tak, ta notka to chodziła mi po głowie od dawna, a że zbiegła się w czasie z Twoją to czysty przypadek, a może magia?
no i niby jesteśmy tymi mono a jednak ładujemy się w kolejne przypadki i ładujemy, tak jakoś za łatwo przychodzi, i po czasie jest tych przypadków tyle że zapominamy o co właściwie nam chodziło na początku, bo skoro wszyscy tak żyją to chyba to jednak się sprawdza i tak być powinno i tylko my byliśmy w błędzie, i tak jak piszesz, szuka się ujścia, szuka się zemsty a tak naprawdę to przyznaje się do porażki

ad Dorota
ale nie może być tak, że fakt bycia razem jest ważniejszy niż moje poczucie szczęścia
a Ty znowu swoje,
facet i kobieta, świetnie się bawią, on dostaje dobrą pracę gdzieś tam i odchodzi – fakt bycia razem nie może być ważniejszy niż jego poczucie szczęścia
facet i kobieta, świetnie się bawią, pojawia się mała dzidzia, on nie jest jeszcze na dzidzię gotowy – fakt bycia razem nie może być ważniejszy niż jego poczucie szczęścia
i moglibyśmy się tak pingać do usranej śmierci, ja swoje Ty swoje

ad Dorota
ale nie może być tak, że fakt bycia razem jest ważniejszy niż moje poczucie szczęścia
a Ty znowu swoje,
facet i kobieta, świetnie się bawią, on dostaje dobrą pracę gdzieś tam i odchodzi – fakt bycia razem nie może być ważniejszy niż jego poczucie szczęścia
facet i kobieta, świetnie się bawią, pojawia się mała dzidzia, on nie jest jeszcze na dzidzię gotowy – fakt bycia razem nie może być ważniejszy niż jego poczucie szczęścia
i moglibyśmy się tak pingać do usranej śmierci, ja swoje Ty swoje

ad Sza
nie wiem skąd się dowiedziałaś ale tak właśnie powinno się prawidłowo odmieniać przez wszystkie przypadki
1. (M.) mianownik - Kto? Co? - eru
2. (D.) dopełniacz - Kogo? Czego? (Czyj?) - eru
3. (C.) celownik - Komu? Czemu? - eru
4. (B.) biernik - Kogo? Co? - eru
5. (N.) narzędnik - Kim? Czym? - eru
6. (Ms.) miejscownik - O kim? O czym? - eru
7. (W) wołacz - (O!) - eru
no kto nie ma historyji z porzuceniem w tle w życiorysie, kurna no, skąd się tyle tego bierze dlaczego ludzie nie mogą ze sobą byś na dobre i na złe, co to za sztuka być tylko na dobre, przecież to właśnie w chwilach na złe okazujemy się prawdziwymi ludźmi, to właśnie wówczas pokazujemy swoją siłę, nie, nie widzę przyszłości w różowych kolorach dla takiego świata, tak bardzo wypaczyliśmy miłość, to już nic nie znaczy, to tylko pluszowe serduszko, a co to tak naprawdę ta miłość, sam jej nie mam ale myślę sobie że jak cała Polska i ta katolicka i nie - podziwiała i oddawała pamięć Janowi Pawłowi II tak i cała Polska i ta katolicka i nie – nie słuchała co mówił, a mówił o Miłości, i potrafił kochać, i myślę że gdyby ludzie wiedzieli co to Miłość, ta prawdziwa, nie ta pluszowa to potrafili by kochać bez względu na wszystko, i nie pieprzyli by nudnych kawałków w stylu: to dla niego za dużo,że nie ma siły mnie wesprzeć, że on sobie z tym nie radzi.

ad Sza
nie nabijaj mi wyniku sztucznie,

ad Rrruda
no wolałbym nie trafiać takimi postami w czyjąkolwiek aktualną sytuację,
no ale Twój przypadek utwierdza mnie tylko w przekonaniu że gdyby było tak jak zakładam byłoby o wiele mniej tego co boli, kurna! Sobie nawet nie wyobrażam jak się poczułaś, normalnie nie wiem jak to wytrzymałaś, no pewnie ze względu na dzieci dałaś radę, ale kurna normalnie wzdycham i kręcę głową z niedowierzaniem jak strasznie musiałaś się czuć, współczuję,
i takie właśnie kutasy psują to życie, powodują że ludzie tracą wiarę w siebie, w innych i tracą wiarę w miłość
potworne,

ad Sza
mówiłem chyba żebyś mi nie nabijała wyniku sztucznie

ad Sza
ręce i nogi mi opadają, jak do Ciebie gadać?

I to tyle odnośnie komentarzy do komentarzy. Może niezbyt porywająco ale na tyle na ile starczyło mi siły to opisałem. A siły coś mi brak. Chyba coś mnie bierze bo się pocę za każdym krokiem i w głowie mi się kręci a jak przyjdzie mi gdzieś iść to chwilami idę – a jakbym płynął. Coś dziwnie się czuję. Czy to pierwsze oznaki że już odpływam w siną dal. No tak mocno przywoływałem tą śmierć wybawicielkę że chyba usłyszała. Czuję się bardzo ale to bardzo dziwnie. Jakbym dostał w łeb i nie mógł się otrząsnąć. I zmęczony jestem. Ostatni miesiąc pracuję po dziesięć godzin a ostatnie dwa tygodnie non stop. Nawet w święto cmentarne. Pogoda piękna była, ludzie spacerowali, nawet motóry wyległy na ulice, było naprawdę ciepło, a se – popracowałem. Jestem zmęczony. Dzisiaj też. Miałem odpoczywać - a to to a to tamto. Trzeba to załatwić, tam pójść, tu dziurę wywiercić, tamto naprawić. Zero wytchnienia. Jutro już nie daruję. Cały dzień będę leżał i pił mleko z miodem i czosnkiem – do zarzygania, I oglądał będę grad prix Valencii do czego też zachęcam bo sytuacja jest niezwykle pasjonująca.
Jak to mówi Bialutka.
Cya!
                    

środa, 4 listopada 2015

Ścieżka 361 Do przodu

Środa 21:45 W-wa Wschodnia mgła nie jest zimno dwie setki śliwowicy dwie piędziesiątki Chopina strawberry ciepło ciemno ludzie gadają pewnie koło północy będę doma milion powodów przeciw ale ten jeden za a pieprzyć to wszystko samotność nie boli nogi piękne nogi włosy cudne włosy zbędne W-wa Wola Grzybowska i tak do zajebania nie boli tylko śliwowicy mało ostra grzeje przełyk      ciepło mglisto tajemniczo magicznie przyjemnie zmienić swoje życie żyć pić spać płakać śmiać się gnać motórem słuchać morza wypatrywać księżyca nogi piękne nogi włosy cudne włosy i ta jedna pieprzyć to wszystko samotność nie boli odrzucenie boli pieprzyć to wszystko 22:12 Cisie strachy na lachy na śmierć czy na niewolę wdech wydech wdech wydech wdech. 22:21 Wrzosów aby do przodu musi być tak żeby było tak jak chcemy 22:22 gdzieś tam śmiech wdech wydech wdech wdech wdech główka się kiwa nóżka krzyczeć ryczeć wydech wdech unieść do góry dłonie uśmiech pocałuj rozum przytul tańczmy pamiętać dobre nie pal kochaj prosto w oczy