piątek, 25 grudnia 2015

Ścieżka 370 Do przodu

Popadam w coraz większe odosobnienie. Coraz bardziej dostrzegam u siebie wyobcowanie. Coraz więcej we mnie przekonania że nie pasuję. Robię coraz więcej dziwnych rzeczy. I coraz częściej dochodzę do wniosku że już tak zostanie. Że zostanę sam ze sobą. Że zostanę z tymi dziwnymi rzeczami. Że tam, w tym nazwijmy to normalnym świecie, będę udawał nazwijmy to normalnego obywatela, ale tu, we mnie, będę coraz bardziej nienormalny. I coraz bardziej odosobniony. Z każdym dniem doświadczam mocniej i mocniej że nie ma na tym świecie obywatela z którym mógłbym dzielić swoje dziwne rzeczy. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd, przekonania, zamykają mi definitywnie dostęp do kobiet. Ten rozdział mam już zamknięty. Miało być inaczej. Niestety wyszło jak wyszło i tego już zmienić się nie da. Moje wyniesione, nawet nie wiem skąd plany i oczekiwania nie spełniły się tak jak się spełnić miały. I zmienić tych planów i oczekiwań nie potrafię. Tak jakbym pogodził się już z porażką. A znowu zmiana tych planów była by brakiem konsekwencji. Tak więc konsekwentnie trwam przy tym co kiedyś tam wymyśliłem, co zawiodło, i co z dnia na dzień pogrąża mnie w coraz większym odosobnieniu. Cały dzisiejszy dzień spędziłem samotnie. I gdyby nie liczyć tych paru rozmów telefonicznych to nie wypowiedziałbym nawet jednego słowa. I takie dni, kiedy nie wypowiadam nawet jednego słowa, zdarzają się coraz częściej. Najchętniej to usiadłbym na morskim brzegu i wpatrywał się w zachodzące słońce. Na szczęście słońce się ostatnio pojawia. Wczoraj świeciło cały dzień aż miło, a tak ciepłej Wigilii nie pamiętam jak żyję. I księżyc był. Wczoraj gdy po Wigilii u dziadka na wsi wracałem do domu biegnąc te dzielące nas 11 kilometrów księżyc świecił niesamowicie. I stworzyła się magiczna sceneria. Noc, gęsta jak mleko mgła, ten niesamowity jasny i wielki księżyc i ja, gdzieś tam samotny w lesie. I myślałem nawet że w tym dniu wyjątkowym, w tej niesamowitej scenerii weźmie i wydarzy się coś magicznego. Niestety. Nic magicznego się nie wydarzyło. Przybiegłem do domu, wziąłem kąpiel i najnormalniej w świecie poszedłem spać. Męczyło mnie wprawdzie coś całą noc, a o 2 nawet obudziłem się na godzinę, co nigdy się wcześniej nie wydarzyło, ale więcej w tym niestrawności pewnie niż magii. Pogapiłem się do 3 na księżyc i poszedłem dalej spać. Nic. Kompletnie nic. A tak czekam na jakieś wydarzenie. Na coś czego nie da się wytłumaczyć rozumem. Na coś, co udowodni mi, że oprócz tego normalnego świata, istnieje jeszcze ten inny świat. Świat duszy, świat magii, świat cudu. Tak bardzo tego chcę. I już zaczyna mnie męczyć to czekanie i czekanie. Nie chcę na razie o tym myśleć ale jeżeli okazać by się miało że świat ten nie istnieje to życie to tutaj straci dla mnie kompletnie sens. Podpuszczony ostatnio przez Bialutką tematami damsko-męskimi zapomniałem napisać jak to idąc 7 grudnia rano do pracy zobaczyłem na niebie coś, coś podobnego do tego co już tu raz opisywałem. Z tym że tamto coś poruszało się pionowo z góry na dół natomiast to coś spadało po skosie. Chciałbym żeby była to ta spadająca gwiazda która spełnia życzenia. Ale spadająca gwiazda o tej porze roku? Ale spadająca gwiazda o tej porze dnia/nocy? No i nie raz już widziałem spadające gwiazdy i wyglądały zupełnie inaczej. Były o wiele mniejsze, mniej jasne, zostawiały za sobą smugę, poruszały się szybciej a w miejscu gdzie znikały zostawiały na chwilę mały punkcik. To coś zaś było większe, było śnieżno białe, nie zostawiało za sobą żadnego śladu, poruszało się raczej wolno i znikło niespodziewanie jak się pojawiło. A może był to tylko refleks reflektorów samochodowych na moich okularach? Ech, tak bardzo chciałbym żeby była to ta spełniająca życzenia spadająca gwiazda. Minęło już trochę czasu a moje życzenia nadal zostają niespełnione. Czy czekać dalej? Nie wiem. Wiem jednak że bardzo czuję się samotny. I że bardzo czuję się oszukany i zawiedziony. Nie, nie czuję się gorszy, słabszy czy bardziej złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie. Czuję się dobrym człowiekiem. Dobrym i pełnym wszystkiego co najlepsze. A jednak czuję się taki zawiedziony. Ciężko z tym żyć. Każdego wieczoru gdy układam się do snu myślę, marzę, o tym by następnego ranka obudzić się takim jak obudziłem się tego szczególnego kwietniowego dnia. Kiedy to otworzyłem oczy i pierwszą myślą była myśl że jest cudownie. Następną myślą była myśl że jestem szczęśliwy. Tak bardzo szczęśliwy że z radością wstaję z łóżka. I nie jestem zmęczony, i jestem wypoczęty i się uśmiecham. I wyglądam przez okno na świat i mówię sobie że jest piękny. I pamiętam jak spacerując po mieście niczego się nie boję. Nie obawiam się tego co może stać się za chwilę na przejściu przez ulicę czy też spotkać mnie za rogiem w bramie. To było nie ważne. Ważne było tylko to że jestem szczęśliwy i że jest pięknie. To było wspaniałe uczucie. I teraz, każdego wieczoru proszę Boga by się powtórzyło. Całymi dniami rozmyślam, analizuję co też takiego wydarzyło się tamtego dnia, poprzedzającego ten szczęśliwy dzień, że ten następny tym szczęśliwym dniem się stał. Analizuję wydarzenia, przypominam słowa. Zastanawiam się i szukam odpowiedzi. I na moje utrapienie ani odpowiedzi ani drugiego takiego dnia nie znajduję. Kurde no. O co chodzi? Zostało mi pokazane, zostało mi udowodnione że można, że da się szczęśliwie żyć, że można się śmiać i nie martwić. I co? Tylko po to by rozbudzić moje pragnienia? Tylko po to by się ze mną podrażnić? Jeżeli tak, to dziękuję bardzo bo dzień ten był tak wyjątkowy jeżeli chodzi o pozytywne uczucia że nawet doświadczenie tylko jednego jest wspaniałe i warte przeżycia ale, na Boga, ja chcę więcej, ja chcę tak zawsze. Wiem. Wiem że jest możliwe takie życie. Wiem bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Ale tak bardzo chcę poznać tą tajemnicę jak to osiągnąć. Ale tak bardzo chcę tego więcej, chcę tego na zawsze.
I przy okazji świąt życzę wszystkim tu zaglądającym ( tym niezaglądającym zresztą też ) takich dni. Życzę szczęści i radości. Życzę spokoju i odwagi. Życzę zdrowia i pomyślności. Życzę bogactwa i dobrobytu. Może to i banalne życzenia ale czy nie tego nam właśnie trzeba.
Trochę smutny.
Er
P.S. Skubany księżyc znowu świeci na niebie jasny i wielki. Wyjrzyj przez okno, popatrz na ten blask i pomyśl że gdzieś tam siedzi w oknie er i też właśnie w tej chwili patrzy.

8 komentarzy:

  1. Odwazę się napisać parę słow po raz pierwszy.Zaglądam tu od paru dni.Trafiłam z bloga Sza. Przeczytałam kilka Twoich ostatnich wpisow i mam wrażenie,ze wiem o czym piszesz,chociaż to brzmi banalnie,bo wiedzieć nie mogę.Bo każdy czuje jednak inaczej i co innego przeżywa.Ale tez znam to uczucie,ze kiedyś byłam szczęśliwa i też wielokrotnie analizowałam co się takiego stało,co pękło i wciąż próbuję odnależć to odczucie radości życia pełnią życia i na chwile nawet udaje mi się je odnależć i znowu pryska i pytam ile jeszcze i już mi się nie chce.A jednak coraz częściej mam takich chwil tego wewnętrznego szczęścia i wierzę wciąż ,że można,że to możliwe,że w końcu przyjdzie.życzę Ci więc tego rownież i pozdrawiam.)

    OdpowiedzUsuń
  2. A i jeszcze wydaje mi się,ze jesteś na dobrej drodze i paradoksalnie wlaśnie przez to odosobnienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... Wydaje mi się, że powinnam Cię po raz kolejny opieprzyć, że taka trochę moja rola. Powiedzieć, że "tylko krowa nie zmienia poglądów", i żebyś Ty, Er, nie był taką krową. Bo czasem może warto zmienić pierwotny plan, może zmiany czasem mogą być na lepsze i jeśli coś tak bardzo Cię zawiodło, to weź to rzuć w cholerę.

    Ale dziś tego nie napiszę. Bo jakoś tak czuję się podobnie, jak Ty. Chociaż to cholernie irracjonalne i pozbawione sensu i nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Może to przez Święta.

    OdpowiedzUsuń
  4. wrociłam do domu... gapie sie w okno za ktorym chmury suną szare, tak szybko... i tak mi źle, i tak mi smutno... ale ja dalej się gapię... jakby mnie ktoś zawiesił... a wczoraj ten ksieżyc... taki ogromny... nie złowieszczy, ale taki... ech... dobrze by mi było teraz nad morzem... ale... wiesz... tak sobie myślę, że to wszystko trzeba przeżyć... tylko tyle i aż tyle... trzymaj się Eru, no bo kurde... no jak nie my to kto?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zirytowałam się. Osz kurwa, ale jak. No, ale dobra... Bo czym że ja jestem w tym wielkim wrzechświecie, Jakimś ziarnem. Jeśli nie masz ochoty rozmawiac, napisz chociaż ''WAL SIĘ'' ale żebym wiedziała że żyjesz. Taka była umowa, pamietasz ? Wiem, że chcesz, chcę i ja, i oboje wiemy jak ciężko zbudować zdrowe relacje bedąc tak innym i tak pokaleczonym. Rada taka, że pasowałby trafić na takiego samego popaprańca. Chciałabym żebyś czuł sie dobrze, chciałabym żebyś czuł się inaczej, chciałabym żebys wiedział że ja też siedziałam i na ten księżyc patrzyłam, baaa... tak się podjarałam, że mam nawet zdjęcie. No, ale nie gadałeś.. cisza, to nie wiesz.. C'ya !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. no to ja Ci nie powiem, jak to osiągnąć, bo sama nie wiem, skąd mi się to wzięło. i nie wiem jak długo jeszcze potrwa.
    jeszcze na wiosnę psyche mi się rozjechała totalnie i "dopalacza" aż brałam :/ ostatnio wzięłam trochę na początku wakacji... i teraz... dobry nastrój mam tak... tak sam z siebie.
    chciałabym dać Ci receptę...

    OdpowiedzUsuń
  7. grunt to nastawienie. może jak nastawisz się pozytywnie to jakoś lepiej się poczujesz...

    czytają twój post poczułam się podobnie. miliony ludzi są zaguybieie i chcieliby znaleźć jakąś bratnia duszę ale w dobie skomputeryzowanego konsumpcjonizmy gdzie nawet żony wymienia się co parę lat jak telewizor czy inny sprzęt trudno o fajne szczere relacje...tymbardziej damsko męskie

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz.. życie trzeba przeżyć, a nie przeczekać! ni pewne sprawy nie sa zamknięte póki sam im nie pozwolisz się zamknąć..tylko czy dla samej zasady, konsekwencji, czy dumy.. warto rezygnować?
    Tak się jeszcze pomądrzę: "szczęście to garść pełna wody" zatem trwać może chwilami. Chyba, ze znaleźć je w sobie?

    https://www.youtube.com/watch?v=1rA64IiPiuY

    loonei.blog.pl

    OdpowiedzUsuń