poniedziałek, 14 września 2020
Ścieżka 611 Do przodu
Nie pisałem dawno. Milion myśli i przemyśleń – a jak się siądzie do pisania to pustka. Jednak nadrobię to. Cały tydzień biłem się z wątpliwościami. A może raczej ze strachem. Gorszy czas nastał w życiu mym. I stąd ten strach. Strach że jak pojadę, jak zostanę sam, sam ze sobą to wylezą demony. Wylezą w mojej głowie czarne sny. Wypełzną te wszystkie zapomniane, zakopane gdzieś głęboka smutki. Boję się tych demonów. Mogą doprowadzić do najgorszego. Mogą zabić w jednej chwili. Demony w mojej głowie, demony w moim sercu. Przerażają. Każdy je ma. Każdemu towarzyszą. Stąd też jak mniemam ten ciągły strach przed samotnością. Ludzie boją się jej bo samotność to demony. Demony. Gdy nie masz czym ich przysypać, gdy nie masz czym ich zagłuszyć wyłażą
jak robaki. Wypełzają. Bardzo się byłem tego wyjazdu. Już nawet chciałem nie jechać. Uciec, uciec przed demonami. Uciec przed bólem. Ale pojechałem, przyjechałem. Jestem. I staję, podnoszę głowę. I jak śpiewała Budka Suflera mówię - wizje chodźcie do mnie blisko najbliżej, zostańcie w mojej głowie najdziksze sny. To będzie z każdego dnia notka. Relacja ze spotkania z demonami. Z tym, że jestem tu już parę godzin i wszystko co spotkałem to … anioły. Muszę więcej pić. Muszę więcej pić. Może to pomoże. Może to otworzy bramę. Niech przyjdą demony. Może dzięki nim uda się zakończyć to moje coś życiem zwane. Ale i niech przyjdą anioły. Niech biją się o moją duszę. Niech toczą bój śmiertelny. Będę pisał przez dni cztery. Ciemność nastaje w życiu mym. Mrok – wszędzie mrok.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boję się o Ciebie w tym mroku Eru i z każdą nadrobioną notką mam nadzieje, że on jednak minie i Anioły zwyciężą. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuń