sobota, 7 września 2024

Ścieżka 666 Do przodu

 Co za cyfra

Druga notka z tej plaży. Ciemno i patrzę w niebo. Gwiazd jakby mniej ale wystarczy i to. Nawet jedna spadła  - ejjj przecież czas spadających gwiazd już minął - moje życzenie: żeby Ania była zdrowa.

Jest dobrze. Plaża po alkoholu jest lepsza od plaży po paleniu. Po paleniu odrywam się od rzeczywistości, wpadam w inne rejony. Teraz jestem tu, normalnie tu. I jest fajnie. Rzeczywistość ciemnej plaży i gwiazd na niebie jest piękna. Patrzę na zegarek. Jest 21:23. Po co na niego patrzę? Przecież liczy się tylko tu i teraz. Jednak to ciągłe myślenie o konsekwencjach mnie przytłacza. Ciągłe martwienie się o przyszłość. 

Ale zaraz,  co to ja chciałem?

Aaa już wiem. No więc Druga notka - ważna  - trzeba mówić ludziom że są ważni. Bo co innego się liczy? Że ktoś mnie ignoruje? Że ktoś mnie nie docenia? Że ktoś wisi mi kasę? Te rzeczy zamykają mnie na mówienie ludziom że są ważni, te rzeczy odsuwają mnie od nich. Ja się od nich odsuwam. A w sumie co zabiorę ze sobą na tamten świat? Ważność? Kasę? A jakby tak zabrać te wszystkie powiedziane ludziom że są ważni? Te wszystkie powiedziane im dobre słowa? Nawet tym "niewartym" tego powiedzenia. Czyż to nie jest sens życia? Jeny, tylko jakie to jest trudne. Jak ciężko to powiedzieć. 

Znowu patrzę na zegarek - już 21:42. Zrobiło się chlodniej. Zaraz wstanę, rozprostuje kości, rozejrzę się w koło jak tu pusto i poczłapie do domu. Trzeba wracać, bo co ludzie powiedzą? Gdzie on łazi sam po nocy? Co za dziwadło?

Ścieżka 665 Do przodu

 A więc znowu tu jestem. Ludzie się dziwią, że ja ciągle w to samo miejsce ciągle tu. A mi to wystarcza. Tak po prostu wystarcza. Jestem minimalistą. Przyjechałem w środę i zjadłem na plaży bułkę z jogurtem. Jak za dawnych czasów na Starym Mieście - z tym, że tam był kefir. Ale zjadłem. Jak ja już dawno nie siedziałem z bułka i kefirem w ręku. Tak po prostu, żeby usiąść i delektować się takim niczym. A mi to wystarcza. Jestem minimalistą. Co chyba raczej dziwactwem jest w tych czasach.

Fajna plaża dzisiaj. Może spokojne, wiatru nie ma, niebo czyste, zaraz się rozświetli gwiazdami. Ludzi też się najechało na ten ostatni chyba weekend ale podoba mi się to. Plaża żyje. Tacy ludzie którzy przyjeżdżają na krótko są fajni. Oni przyjeżdżają i chcą się ta plażą nacieszyć jak najwięcej. Więc są na niej do oporu, tak zeby nasycić sie nią jak najwiecej. Tak jak ja. 

Refleksja mnie naszła na przedwczorajszym paleniu. W sumie dziwne było i aż mnie strach dopadł, że jakbym miał zostać z tym co mi dało to byłoby okropne. Na szczęście, dziwne to, ale ostatecznie po wszystkim nastrój miałem lepszy niż gorszy. No ale nie o tym. Apropo tej refleksji to zdałem sobie sprawę, tzn wiem o tym normalnie, ale zdałem sobie sprawę, że już na pewno przeżyłem połowę swojego życia. A tak naprawdę to nawet tą większą połowę. I nie mam żadnego planu. Nie wiem po co mi ta druga połowa. Wszystko już przeżyłem, nic nie oczekuję. Wspaniałe i smutne dziecinstwo, zwariowaną i niepewną młodość, szaloną i zawiedzioną miłość, radość rodziny i rozpacz jej upadku. Wszystko w moim życiu już było. Co więc mi robić z resztą czasu która mi tu pozostała? Pójdzie na zmarnowanie?

P.S. Martwi mnie, że mój niezaleczony bark boli mnie od wczoraj bardziej.