czwartek, 11 czerwca 2020

Ścieżka 601 Do przodu

Na plaży, tuż po wejściu, zaatakował mnie podstępny patyk. Wyskoczył zagrzebany z piasku raniąc boleśnie w palec aż do krwi. Takie to były początki. Nic to jednak skoro parę metrów dalej mogłem odkazić ranę w morskiej wodzie. Takie były początki. Generalnie to początkowo szczerze zaskoczony byłem faktem, że tak sprawnie idzie mi spacer na boso. Może to z faktu, że jeszcze wcześnie i aż tak wiele szyszek nie utrudniało drogi. Generalnie to zaskoczony byłem do momentu dojścia do zejścia ze skarpy, gdzie zaczęły się kamienie. Kamienie mnie pokonały. Pokonały gdy po kilku, kilkunastu ał ała ał ałć poddałem się stwierdzając, że te stopy to jednak za delikatne są. Za delikatne do momentu gdy siedząc na ławeczce i zakładając obuwie minęła mnie drobna, drobniuka dziewczynka która opowiadając coś zawzięcie rodzicom pomaszerowała żwawo boso po tychże kamieniach. Dzieci są jednak kapitalne – potrafią zmusić człowieka do refleksji.
Na nie plaży było pusto. Pusto puściej niż w wrześniowe zeszłoroczne moje zdziwienie – jak tu pusto. Wracając późno po zachodzie słońca – tego pusto można się było wręcz wystraszyć. Totalnie pusto, cicho, ciemno. Nigdy tak wcześnie nie byłem, nie wiem czy to kwestia pory czy wirusa. Fakt, że spacerując tu i ówdzie dostrzec można było, że miejsce dopiero się do sezonu przygotowuje.
Wracając późno po zachodzie słońca zaskoczyła mnie długość dnia. Zaskoczyła ale tylko do momentu gdy z rozmyślań jakiż ten dzień długi wyrwało mnie wspomnienie – zaraz zaraz, przecież dwa lata temu byłem też o te pore tylko że dwa tygodnie później - więc dzień siłą rzeczy był dłuższy. Jakaż ta pamięć ulotna.
Zachody słońca obserwowałem oczywiście sam. No może nie sam, bo było parę osób, ale plażę opuszczałem raczej ostatni. Małym usprawiedliwieniem dla nieobecnych może być fakt, że trochę wiało, małym. Tak wiało, że raz nawet kitserfera podziwiałem przy okazji zachodu słońca. I jakież było moje zdziwienie gdy pewnego wieczoru, gdy przy zejściu ze skarpy gdzie dnia pierwszego kamienie pokonały moje delikatne stopy, ujrzałem dwie dziewczyny. Dziewczyny z ogromnym wilczurem i dwiema wielkimi torbami typu Ikea. Niewątpliwie łapały oddech po wspinaczce na skarpę. Trochę mnie zdziwiła ich obecność jednak minąłem je obojętnie nie zwracając uwagi, zwłaszcza że od pewnego czasu mam silne postanowienie nie zwracania uwagi na dziewczyny / kobiety. Jakby jednak nie zwracać uwagi zauważyłem, że z tych ich toreb typu Ikea wystają śpiwory. Zaintrygowało mnie to. Już miałem zacząć schodzić w dół gdy w odruchu ciekawości odwróciłem się z pytaniem – Będziecie spać na plaży? Zaskoczyło je to pytanie i dopiero po chwili jedna z nich, ta od wielkiego wilczura odparła – Nie wiemy, na razie idziemy zobaczyć zachód słońca. Uśmiechnąłem się pod nosem, miło spotkać kogoś kto przyjeżdża nad morze zobaczyć zachód słońca – Ale to już za późno – odparłem. Zobaczymy jak będzie – rzuciła ta od wilczura. Nie wiem czy powinienem był ciągnąć ten wątek – czy nie powinienem. Wyglądały na trochę speszone, a pewnie i wystraszone ze spotkania dziwnego gościa w lesie – generalnie uznałem, że nie będę się narzucał i uszanuję ich prywatność. Podejrzewam, że obawiały się również faktu, że dziwny gość spotkany w lesie pozna ich szalony plan. A mi chodziło tylko o to by się upewnić czy jest jednak na tym świecie ktoś szalony tak jak ja. Nieważne, zostanie to już na zawsze w sferze moich domysłów.

I generalnie tyle. Pobiegałem, pojadłem kiełbaski z ogniska na plaży, połaziłem, poopalałem się, pogrzebałem w piasku, wykapałem się... Właśnie, już pływałem. Nie byłem wprawdzie pierwszy, bo zauważyłem wcześniej dwóch facetów w wodzie lecz oni wyglądali tak jakby weszli tylko na chwilę się odlać. Ja uczciwie pływałem i było cudownie. I generalnie było by cudowni i było by super gdyby nie jeden fakt – jutro prawdopodobnie, po przystanku w łorso, pojadę tam ponownie. Z tym, że już nie koleją, a uczciwie motórem pod namiot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz