Na
plaży, tuż po wejściu, zaatakował mnie podstępny patyk.
Wyskoczył zagrzebany z piasku raniąc boleśnie w palec aż do krwi.
Takie to były początki. Nic to jednak skoro parę metrów dalej
mogłem odkazić ranę w morskiej wodzie. Takie były początki.
Generalnie to początkowo szczerze zaskoczony byłem faktem, że tak
sprawnie idzie mi spacer na boso. Może to z faktu, że jeszcze
wcześnie i aż tak wiele szyszek nie utrudniało drogi. Generalnie
to zaskoczony byłem do momentu dojścia do zejścia ze skarpy, gdzie
zaczęły się kamienie. Kamienie mnie pokonały. Pokonały gdy po
kilku, kilkunastu ał ała ał ałć poddałem się stwierdzając, że
te stopy to jednak za delikatne są. Za delikatne do momentu gdy siedząc
na ławeczce i zakładając obuwie minęła mnie drobna, drobniuka
dziewczynka która opowiadając coś zawzięcie rodzicom
pomaszerowała żwawo boso po tychże kamieniach. Dzieci są jednak
kapitalne – potrafią zmusić człowieka do refleksji.
Na
nie plaży było pusto. Pusto puściej niż w wrześniowe
zeszłoroczne moje zdziwienie – jak tu pusto. Wracając późno po
zachodzie słońca – tego pusto można się było wręcz wystraszyć.
Totalnie pusto, cicho, ciemno. Nigdy tak wcześnie nie byłem, nie
wiem czy to kwestia pory czy wirusa. Fakt, że spacerując tu i
ówdzie dostrzec można było, że miejsce dopiero się do
sezonu przygotowuje.
Wracając
późno po zachodzie słońca zaskoczyła
mnie długość dnia. Zaskoczyła ale tylko do momentu gdy z
rozmyślań jakiż ten dzień długi wyrwało mnie wspomnienie –
zaraz zaraz, przecież dwa lata temu byłem też o te pore tylko że dwa
tygodnie później - więc dzień siłą rzeczy był dłuższy. Jakaż
ta pamięć ulotna.
Zachody
słońca obserwowałem oczywiście sam. No może nie sam, bo było
parę osób, ale plażę opuszczałem raczej ostatni. Małym
usprawiedliwieniem dla nieobecnych może być fakt, że trochę
wiało, małym. Tak wiało, że raz nawet kitserfera podziwiałem
przy okazji zachodu słońca. I jakież było moje zdziwienie gdy
pewnego wieczoru, gdy przy zejściu ze skarpy gdzie dnia pierwszego
kamienie pokonały moje delikatne stopy, ujrzałem dwie dziewczyny.
Dziewczyny z ogromnym wilczurem i dwiema wielkimi torbami typu Ikea.
Niewątpliwie łapały oddech po wspinaczce na skarpę. Trochę mnie
zdziwiła ich obecność jednak minąłem je obojętnie nie zwracając
uwagi, zwłaszcza że od pewnego czasu mam silne postanowienie nie
zwracania uwagi na dziewczyny / kobiety. Jakby jednak nie zwracać
uwagi zauważyłem, że z tych ich toreb typu Ikea wystają śpiwory.
Zaintrygowało mnie to. Już miałem zacząć schodzić w dół gdy w
odruchu ciekawości odwróciłem się z pytaniem – Będziecie spać
na plaży? Zaskoczyło je to pytanie i dopiero po chwili jedna z
nich, ta od wielkiego wilczura odparła – Nie wiemy, na razie
idziemy zobaczyć zachód słońca. Uśmiechnąłem się pod nosem,
miło spotkać kogoś kto przyjeżdża nad morze zobaczyć zachód
słońca – Ale to już za późno – odparłem. Zobaczymy jak
będzie – rzuciła ta od wilczura. Nie wiem czy powinienem był
ciągnąć ten wątek – czy nie powinienem. Wyglądały na trochę
speszone, a pewnie i wystraszone ze spotkania dziwnego gościa w
lesie – generalnie uznałem, że nie będę się narzucał i
uszanuję ich prywatność. Podejrzewam, że obawiały się również
faktu, że dziwny gość spotkany w lesie pozna ich szalony plan. A
mi chodziło tylko o to by się upewnić czy jest jednak na tym świecie
ktoś szalony tak jak ja. Nieważne, zostanie to już na zawsze w sferze
moich domysłów.
I
generalnie tyle. Pobiegałem, pojadłem kiełbaski z ogniska na
plaży, połaziłem, poopalałem się, pogrzebałem w piasku,
wykapałem się... Właśnie, już pływałem. Nie byłem wprawdzie
pierwszy, bo zauważyłem wcześniej dwóch facetów w wodzie lecz
oni wyglądali tak jakby weszli tylko na chwilę się odlać. Ja
uczciwie pływałem i było cudownie. I generalnie było by cudowni i
było by super gdyby nie jeden fakt – jutro prawdopodobnie, po
przystanku w łorso, pojadę tam ponownie. Z tym, że już nie
koleją, a uczciwie motórem pod namiot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz