Co może mnie skłonić do napisania notki? Cholernie mało piszę ostatnio. Zobojętniałem na wszystko niewyobrażalnie. Duchowych rozkminek brak to i pisać nie ma o czym. I chęci brak. Patrzę czasami w lustro i aż uwierzyć nie mogę, jak wiele tego kiedyś było. Czy jest z tego powodu lepiej? Chyba tak. Wyrobiłem w sobie tarczę ochronną nie wzruszania się niczym. Nie napiszę, że nic już nie boli ale zdecydowanie boli mniej. Nie ma we mnie wzruszeń. Nie ma magii wokół mnie.
O czym więc mogę napisać? Coś jednak musi być skoro piszę dzisiaj.
Dzisiaj, teraz jestem tak obolały i tak wypruty z życia, że aż musiałem o tym napisać. O matko – ależ mnie wszystko boli. Nawet leżenie boli. Poruszam się mało że nie na czworaka. Siedzę z mętnym wzrokiem, ziewam, przeciągam się i tak w kółko. To już jednak wiek nie na takie granie. Granie chodziło za mną od jakiś dwóch, trzech lat. I w końcu wychodziło się. Trzy tygodnie temu skleiłem się z jakąś paczką i sobie gramy. Generalnie pierwsze dwa razy raczej na nowo przyzwyczajałem się do bycia grajkiem. I brałem raczej wszystko oszczędnie. I co mnie dzisiaj podkusiło do latania – nie wiem. Wiem tylko jedno – tak wypruty z życia jak po dzisiejszym graniu nie byłem już dawno dawno dawno. Oczywiście prany od dłuższego czasu mózg zapodał w pewnym momencie myśl – korona – ale to nie to – węch i smak mam. O rany – ależ jestem wyrąbany. Jakież to szczęście, że jutro do pracy będę miał tylko przejść do drugiego pokoju.
Wczorajszym popołudniem, kiedy to udałem się na wiejski cmentarz zapalić lamki które stały pod szafą od 1 listopada usłyszałem żurawie. Nie mogłem uwierzyć początkowo ale to na pewno były żurawie. I nawet wiem które. Widziałem je kilkukrotnie w miejscu z którego dobiegał wczoraj ich głos – biegnąc w letnie ciepłe dni w tamtych rejonach. I niby to taka pierdoła – ale te żurawie tak jakoś mnie umocniły na duszy, że aż znowu zachciało się żyć. Ale jak te biedactwa przetrwają bestię która nadejść ma w połowie miesiąca ze wschodu?
Ależ ja chcę żeby znowu było słońce, żeby znowu był ciepło. Bardzo, naprawdę bardzo tęsknię za zachodami słońca. Już tylko to mi chyba w życiu zostało.
Jak zaczęłam czytać opis Twoich dolegliwości, to też na początku pomyślałam, że korona, więc w dobrze, że myliliśmy się oboje. A takie bieganie i granie, jak ktoś lubi, to chyba fajna sprawa :) Ja do gier zespołowych się nie nadawałam nigdy, chyba że gra w kenta się liczy :P
OdpowiedzUsuńNo i tak, słońce to by się przydało!
no to jesteś w lepszej sytuacji - wiesz dlaczego ledwo łaziłeś. a mnie ścina z nóg nie-wiadomo-dlaczego! padam na pyszczek!
OdpowiedzUsuń