Wczoraj nie pisałem bo się zjarałem. Nie jakoś tragicznie ale w miarę mocno. I Amanita weszła potem. Takie jaranie rozkminianie. Mocne. Nawet fajne ale to rozkminianie nie jest przyjemne. Za dużo znaków zapytania, za dużo niepewności, za dużo strachu. Miałem nawet chwilę że już umieram, czy też co by było jakbym właśnie umarł. Co by ludzie powiedzieli? No właśnie - co by powiedzieli? Że umarłem siedząc w lesie, że umarłem po jaraniu, że bałagan mam w pokoju i w domu. Powinno być mi wszystko jedno po śmierci a jednak ta natrętna obawa co sobie pomyślą, co sobie pomyślą - i najgorsze że pomyślą sobie źle. Że źle mnie zapamiętają i że dowiedzą się prawdy na mój temat. Bo przecież tak dobrze się maskuję, tak dobrze udaję. Gdy przychodziły najfajniejsze momenty palenia, gdy las stawał się magiczny i tajemniczy, gdy czekałem na pojawienie się aniołów nagle dochodziły mnie odgłosy z zewnątrz, rozglądałem się zanipokojony, przywoływałem się do świadomości żeby tylko ktoś nie nazwał mnie leśnym dziwactwem. Albo żeby ktoś mi w tym stanie wyrwania z rzeczywistoaci nie wbił noża w plecy.
Blog Wydeptywacza Ścieżki
poniedziałek, 30 czerwca 2025
Ścieżka 673 Chyba do przodu
sobota, 28 czerwca 2025
Ścieżka 672 Do przodu
Ścieżka 671 Do przodu
Dzisiaj jest taki dzień jakiego generalnie oczekuję w Nadmorzu. Nie mam żadnych rozterek i nad niczym nie rozmyślam. Po prostu wstałem, po prostu zjadłem, po prostu poplażowałem, po prostu pobiegałem i po prostu siedzę tu teraz. Tylko siedzę i patrzę i tylko siedzę i słucham. A wszystko jest jakieś wyraźne. Pogoda którą przewidywałem gorszą jakaś taka odpowiednia, i wiatru nie ma i ciepło w miarę. Naprawdę dziwnie. Zaskoczony jestem jak spokojnie jest. I ten spokój jest dziwny. Znaczy sie spokój we mnie. Jakie to dziwne, że spokój może być dziwny. Chciałbym tak zawsze. I teraz najważniejsze - dlaczego? Dlaczego jedenego dnia nie potrafię żyć i krwiożercze mysli trują mnie, a dnia jak dzisiaj, jak teraz, siedzę w błogiej nirwanie.
czwartek, 26 czerwca 2025
Ścieżka 670 Do przodu choć początkowo miała być w miejscu
Od jakichś dwóch tygodni jestem w nieznośnym trybie rozterki czy dobrze wybrałem wybierając pigułkę czerwoną. Czy nie lepiej byłoby wziąć jednak niebieską i tak jak Cypher pozostać w błogiej nieświadomści. Po co mi było to szukanie odpowiedzi? Może to życie moje nie było jakieś rewelacyjne ale miało przynajmniej jakieś wartości. A w tym akurat momencie jestem w nieznośnym trybie, że nie ma żadnych. I ciężko, bardzo ciężko jest w takim trybie. Boję się każdego kolejnego dnia. Boję się każdej kolejnej myśli. Nie wiem co robić. Nie wiem nic.
środa, 25 czerwca 2025
Ścieżka 669 Do przodu
Za każdym razem jak tu siedzę, i za każdym razem jak patrzę na zegarek myślę co bym robił teraz normalnie w łorso. I za każdym razem jak tu siedzę myślę o tym co bym robił teraz w łorso jakie to bez sensu. Cała ta gonitwa, śledzenie wiadomości, bycie na bieżąco, orientowanie się w sytuacji. Ja pierdolę - w łorso jestem dramatem. I najgorsze że ja wtedy przeżywam to całym sobą. Dramat. Jest 22. To jest kontynuacja poprzedniej notki. Jest 22 a na plaży jasno jakby w dzień. I zostałem sam. I tej mikstury 500 ml już nie ma. I nikt tu nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. I nikt o mnie nie myśli. Ten statek co prawie się wpierdzielił w zachód słońca nawet nieźle zasuwa i daleko już jest. Znowu jestem sam. Morza szum i plaża jakby za zioła. Nawet to przyjemne jest. Wszystko wyraźne. Jednak sam. Sam sam sam. Gdzie mi lepiej? Czy w łorso gdzie gonitwa spraw nie daje chwili na refleksję czy tu gdzie chwila to jedna wieczna refleksja?
Ścieżka 668 Do przodu
40 minut do zachodu słońca. Połowa 500 ml mieszaniny Ballentainsa z pomarańczowym już za mną. Ten wiatr chyba zelżał. Nawet fajne te fale, morze szumi mocno. Przerwa. Przyszło rozluźnienie. Taki fajny stan w którym co chwila wzdycham. I w którym co chwila po każdej natrętnej myśli stwierdzam - jebać to wszystko. Przerwa. Za każdym razem jak siedzę taki schowany w wydmę uważam się za wariata. Tzn myślę że ludzie uważają mnie za wariata. I za każdym razem jak tak siedzę schowany w wydmę marzę żeby ktoś do mnie przyszedł. I za każdym razem myślę że dobrze by było jakby to była niewiasta. I za kazdym razem - choć wiem że to nie realne - ale ciekawi mnie jak bym się zachował. Przerwa. Do zachodu słońca 20 min. Dziwne - mam odczucie jakbym coś wyjarał. Krzaki które bujają się na wietrze jakby chciały mi coś powiedzieć a pobliska trawa mieni się w słońcu czystym złotem. Świat stał się soczysty. Przerwa. Tęsknię za młodością. Tęsknię za swoim sercem z tamtych lat pełnym energii. Tęsknię za tym że chciałbym to przeżyć jeszcze raz, nawet nie zmieniąc błędów. Ale jak to mówił Red: tego dzieciaka już nie ma, został tylko zmęczony starzec. Tak. Jestem zmęczony, jestem strasznie zmęczony. Przerwa. Zachód słońca za 5 min. Już się zrobiło to takie krwisto czerwone i wisi nad morzem. Przerwa. I zaszło. Tak sie w nie wpatrywałem jakbym chciał pożreć wzrokiem. Wiatr się wzmógł. Obraz i dźwięk cały czas soczyste. Kurde naprawdę jakbym coś zajarał. Jedna z ostatnich roślin mówiła mi że wszystko jest w mojej głowie. No jest. Przerwa. Jest 21:30 a na plaży jasno jakby w dzień. I tak tu do mnie nikt nie przyjdzie w ten wydmowy zauek. Sam, będę sam. Do końca życia będę sam. Nikt się nie dowie, nikomu nie powiem co w sobie mam. A tak bardzo chciałbym. Tak bardzo chciałbym komuś powiedzieć o moim życiu. Jakie było ciężkie. Zrzucić to wszystko, dać upust, podzielić się. Tak móc się pożalić. Chociaż wiem że było takie jak miało być i nic zmienić w sumie bym nie chciał. Ale tak żeby komuś powiedzieć dlaczego, z jakiej przyczyny, dlaczego właśnie takie wybory podejmowałem. Dlaczego tak a nie inaczej się zachowywałem. Ja wiem, ja sam zdaję sobie sprawę że z tym zapasem informacji, z tą wiedzą jaką na ten czas miłem nie mogłem, nie umiałem inaczej i wiem że tak musiało być ale kurde jakbym chciał żeby ktoś to usłyszał i ktoś mnie zrozumiał. Ktoś to przytulił.
wtorek, 24 czerwca 2025
Ścieżka 667 Do przodu
Ile to rzeczy mam do napisania - już mam je nawet wszystkie w głowie ułożone.
ale,
ale przychodzi chwila i wszystkie one odchodzą na bok.
Niby miało padać, tak przynajmniej pokazywały prognozy, ale jak to ja - prognozy biorę przez palce i jak to ja mądrzejszy jestem - patrzę na niebo i ... padać nie będzie, a jeżeli już popada to ... przez chwilę.
Ludzi wywiało z plaży momentalnie - zostałem praktycznie teoretycznie sam. I się rozpadało. W przyplażowym gastronomiczno badziewiarsko upominkowym centrum znalazłem jakiś daszek, przycupnąłem na dupsku, zaciągnąłem kaptur na łepetynę i w spokoju czekam na koniec opadów.
Pod rybkę na przeciwko podjeżdża Audi, takie lepsze, chyba Q5. Wyskakuje kolunio, na pierwszy rzut oka w podonmym wieku co ja, w t-shircie i spodenkach i wali do tego baru. Szefu - przelatuje mi przez głowę - sprawdza co tam po całym dniu - kolunio musi mieć nieźle pod czupryną, że taki interes ogarnia i taką furą się buja - myślę z uznaniem. Ale kolunio wyskakuje po chwili z tego baru z rowerem i ładuje go na bagażnik, potem z drugim, potem jeszcze z trzecim i potem jeszcze z czwartym. I, w trakcie, jak te rowery w tym deszczu ładuje na ten bagżnik dochodzę do wniosku, że to jednak nie szefu od rybki, że to chyba jednak jakiś klient, który przed deszczem zostawił rowery w tym barze, a teraz je po prostu tylko odbiera - zwłaszcza, że z baru wychodzi z nim na koniec jakaś kobitka.
Ale mojej oceny to nie zmienia, a węcz ją umacnia. Bo ten kolunio, skoro buja się taką furą, musi kręcić jakiś inny, może nawet lepszy biznes. A co ważniejsze - ma na tyle ogarnięcia, że sam moknie, żeby tylko inni ( ta kobitka ) moknąć nie musieli.
Szacun dla tego kolunia.
Obseruję to wszystko z odleglości jakichś 20 metrów. Schowany pod jakimś daszkiem, z kapturem na łbie, siedząc na glebie.
- Ma pan z kim wracać?
- Słucham?
- Pytam czy ma pan z kim jechać.
Przez chwilę analizuję absurd tej sytuacji - czy ten kolunio mówi do mnie? No ale w sumie do kogóż innego? Ale do mnie? Siedziącego na glebie, z kapturem na łbie? Przecież w tym momencie to bliżej mi do bylejakiego żula mmenela dresiarza łobuza- no generalnie nie wyglądam na kogoś godnego zaufania, na kogoś komu można by zaproponować podwózkę. I jak on mnie w ogóle zauważył? No i przecież są te wszechobecne meleksy - wrócić z plaży do cywilizacji żaden problem. Więc skąd u niego taki pomysł absurdalny? Ja na jego miejscu, ja który uważam się za osobę przeogromnie miłosierną, dobroczynną, pomocną, ciepłą, ja na pewno bym w podobnej sytuacji nic takiego nie zaproponował. No i przecież wiem, że jak się ma takie np Audi Q5, ma się pieniądz, to się raczej nie ma współczucia dla bliźnich. A ten kolunio jednak. Czy on słyszał moje myśli? Czy w jakiś niepojęty sposób odebrał moje uznanie dla jego osoby i tego co teraz właśnie robi? Czy jesteśmy w stanie porozumiewać się na poziomie podświadomości?
- Nie, dziękuję, dam sobie radę - odpowiadam.