-
Beeerni, Beeerni – zaczepiła go dwukrotnym zdrobnieniem dla
nadania delikatności gdy przechodził obok jej biurka.
Zatrzymał
się.
-
Nie pomieszkał byś u mnie przez tydzień? – dokończyła
okraszając uśmiechem numer trzydzieści trzy z przepastnego zbioru
jej uśmiechów widząc w jego oczach to dobrze znane „co też
znowu?”.
Przez
chwilę stał w ciszy. Zresztą to nie była żadna odmiana. On
często stawał w ciszy. Tym razem nie myślał jednak o zagadce
istnienia. Tym razem zamyślił się nad jej pytaniem. Cóż, niby i
by mógł ale przecież tyle już razy wtopił na dziwnych jej
pomysłach. Czy mu się chce?
-
To jak? - przerwała mu ciszę.
Nigdy
ich nie rozumiał, zawsze oczekiwały odpowiedzi natychmiastowych. To
być może był, czy też jest, jego błąd. One oczekiwały,
oczekują, odpowiedzi natychmiastowych – on – nigdy takich nie
udzielał.
-
Zastanowię się – odparł.
W
sumie to jej zależało, co więc miał się śpieszyć.
-
Beeerni, Beeerni. I co zastanowiłeś się – zaczepiła go dnia
następnego.
-
Dobra, może być.
W
sumie to może i byłoby ciekawie. Może i na stare Old Town jak za
starych czasów by pojechał wieczorem. Może i ze starymi, dawno nie
widzianymi kompanami od kopania szmacianki by pokopał jak za czasów
starych. To może być ciekawa odmiana. Zgodził się więc.
-
A psy? - dopytał.
-
Kadafiego ci zostawię, Husajn pojedzie do mojej cioci.
-
Jak chcesz możesz oba zostawić – rzucił pochopnie nie wiadomo po
co. Chyba chciał być znowu zbyt miły. Na tym zbyt miły przejechał
się już niejednokrotnie.
-
Nie, gryzą się, możesz sobie nie dać rady.
Ja
sobie nie dam rady? Ja nie dam rady? Dziewczyno! - przeleciało mu
przez myśl.
-
Dobra. Spoko – odparł szybko. Szybko bo jednak zrozumiał, że
błąd popełnił, że nie ma co się oferować. Już tyle razy
sparzył się oferując się za szybko.
Siedzi
więc teraz na Starym pięknym Mokotowie. Prowadza się z Kadim po
urokliwych uliczkach. I chyba nawet zabawnie wygląda z tą drobiną
na końcu smyczy. Przynajmniej tak się czuje dostrzegając uśmiech
na mijanych twarzach. Stary piękny Mokotów mu się podoba. Może
nie tak jak Stare piękne Bielany ale podoba. Zresztą starą
Warszawę kocha bez względu na dzielnicę. Nie wie dlaczego ale w
każdym z tych starych domów, kamienic, zaułków, ulic szuka śladów
powstania. Niby wie, że tamte domy, kamienice, zaułki, ulice już
nie istnieją ale jakiś taki duch tamtych czasów w nim bije.
W
codzienności zmarnowaną miałem wczoraj niedzielę. Tak słaby, tak
wykończony nie czułem się już dawno. Sobotnia jazda Rumakiem bez
chusty pod szyją, ze smagającym mokre plecy wiatrem odbiła się na
zdrowiu mym dobitnie. To już jednak nie ten organizm. Chyba starość
mnie dopada. Trzeba zrewidować swoje do siebie podejście. Dbać
bardziej. Do tego od piątku boli mnie brzuch, brzuch który boli nigdy. Strasznie szkoda mi
tej zmarnowanej niedzieli. Dodajmy niedzieli pięknej, niedzieli
słonecznej. Tej pierwszej w pełni słonecznej od początku wakacji.
A słaby byłem tak bardzo, że nawet nie biegałem. Może sobotni,
wieczorny, czy też nocny, bieg też dołożył swoje? Cholernie żal
mi tej niedzieli zmarnowanej. Tyle planów miałem. Pojechałem
wprawdzie na Starówkę, i nawet do kościoła na 18 poszedłem jak
za dawnych dobrych lat, ale to wszystko z atrakcji. Większą część
niedzieli spędziłem w domu, w łóżku ni to śpiąc, ni to nie
śpiąc.
Ale
wracam powoli do siebie. Aklimatyzuję się i myślę, że jeszcze
trochę skorzystam z tej w tym tygodniu odmiany. I ciągle gapię się na na kamerę live w Jantarze.
Dziś rano, w samym centrum tego kochanego miasta, zbudził mnie krzyk mew. Sen to czy jawa?
Czasem trzeba tak po prostu niedzielę spędzić leżąc. To nic złego. A tym bardziej jak pojawia się jakiś ból.
OdpowiedzUsuńAle wiesz co ból brzucha - może tego nie lekceważ.