poniedziałek, 23 lipca 2018

Ścieżka 514 Do przodu

- Beeerni, Beeerni – zaczepiła go dwukrotnym zdrobnieniem dla nadania delikatności gdy przechodził obok jej biurka.
Zatrzymał się.
- Nie pomieszkał byś u mnie przez tydzień? – dokończyła okraszając uśmiechem numer trzydzieści trzy z przepastnego zbioru jej uśmiechów widząc w jego oczach to dobrze znane „co też znowu?”.
Przez chwilę stał w ciszy. Zresztą to nie była żadna odmiana. On często stawał w ciszy. Tym razem nie myślał jednak o zagadce istnienia. Tym razem zamyślił się nad jej pytaniem. Cóż, niby i by mógł ale przecież tyle już razy wtopił na dziwnych jej pomysłach. Czy mu się chce?
- To jak? - przerwała mu ciszę.
Nigdy ich nie rozumiał, zawsze oczekiwały odpowiedzi natychmiastowych. To być może był, czy też jest, jego błąd. One oczekiwały, oczekują, odpowiedzi natychmiastowych – on – nigdy takich nie udzielał.
- Zastanowię się – odparł.
W sumie to jej zależało, co więc miał się śpieszyć.
- Beeerni, Beeerni. I co zastanowiłeś się – zaczepiła go dnia następnego.
- Dobra, może być.
W sumie to może i byłoby ciekawie. Może i na stare Old Town jak za starych czasów by pojechał wieczorem. Może i ze starymi, dawno nie widzianymi kompanami od kopania szmacianki by pokopał jak za czasów starych. To może być ciekawa odmiana. Zgodził się więc.
- A psy? - dopytał.
- Kadafiego ci zostawię, Husajn pojedzie do mojej cioci.
- Jak chcesz możesz oba zostawić – rzucił pochopnie nie wiadomo po co. Chyba chciał być znowu zbyt miły. Na tym zbyt miły przejechał się już niejednokrotnie.
- Nie, gryzą się, możesz sobie nie dać rady.
Ja sobie nie dam rady? Ja nie dam rady? Dziewczyno! - przeleciało mu przez myśl.
- Dobra. Spoko – odparł szybko. Szybko bo jednak zrozumiał, że błąd popełnił, że nie ma co się oferować. Już tyle razy sparzył się oferując się za szybko.
Siedzi więc teraz na Starym pięknym Mokotowie. Prowadza się z Kadim po urokliwych uliczkach. I chyba nawet zabawnie wygląda z tą drobiną na końcu smyczy. Przynajmniej tak się czuje dostrzegając uśmiech na mijanych twarzach. Stary piękny Mokotów mu się podoba. Może nie tak jak Stare piękne Bielany ale podoba. Zresztą starą Warszawę kocha bez względu na dzielnicę. Nie wie dlaczego ale w każdym z tych starych domów, kamienic, zaułków, ulic szuka śladów powstania. Niby wie, że tamte domy, kamienice, zaułki, ulice już nie istnieją ale jakiś taki duch tamtych czasów w nim bije.

W codzienności zmarnowaną miałem wczoraj niedzielę. Tak słaby, tak wykończony nie czułem się już dawno. Sobotnia jazda Rumakiem bez chusty pod szyją, ze smagającym mokre plecy wiatrem odbiła się na zdrowiu mym dobitnie. To już jednak nie ten organizm. Chyba starość mnie dopada. Trzeba zrewidować swoje do siebie podejście. Dbać bardziej. Do tego od piątku boli mnie brzuch, brzuch który boli nigdy. Strasznie szkoda mi tej zmarnowanej niedzieli. Dodajmy niedzieli pięknej, niedzieli słonecznej. Tej pierwszej w pełni słonecznej od początku wakacji. A słaby byłem tak bardzo, że nawet nie biegałem. Może sobotni, wieczorny, czy też nocny, bieg też dołożył swoje? Cholernie żal mi tej niedzieli zmarnowanej. Tyle planów miałem. Pojechałem wprawdzie na Starówkę, i nawet do kościoła na 18 poszedłem jak za dawnych dobrych lat, ale to wszystko z atrakcji. Większą część niedzieli spędziłem w domu, w łóżku ni to śpiąc, ni to nie śpiąc.

Ale wracam powoli do siebie. Aklimatyzuję się i myślę, że jeszcze trochę skorzystam z tej w tym tygodniu odmiany. I ciągle gapię się na na kamerę live w Jantarze. 
Dziś rano, w samym centrum tego kochanego miasta, zbudził mnie krzyk mew. Sen to czy jawa? 


1 komentarz:

  1. Czasem trzeba tak po prostu niedzielę spędzić leżąc. To nic złego. A tym bardziej jak pojawia się jakiś ból.
    Ale wiesz co ból brzucha - może tego nie lekceważ.

    OdpowiedzUsuń