sobota, 7 lipca 2018

Ścieżka 513 Do przodu

W takich chwilach można współczuć, można wspierać ale można się też denerwować i mieć dość. Chwilach jak ta dwa tygodnie temu. Nie wiem jak ludzie reagują na takie chwile. Czy współczuciem i wsparciem czy nerwowością i politowaniem. Ale myślę, że każdy je ma. Myślę, że każdy je ma tylko nie każdy się do nich przyznaje. Ja się przyznaję. Dopadła mnie słabość dwa tygodnie temu . Szkoda, że przy okazji wyjazdu, bo skutecznie wyjazd ten popsuła ale cóż – takie chwile nie wybierają. Przychodzą, są i tyle. Przynajmniej u mnie tak to działa. Wstaję rano, spoglądam przez okno na świat i już wiem, że jest pojebany. To się po prostu dzieje. Boli przeszłość, boli przyszłość, boli teraz. Gadanie weź się w garść nic nie daje. Takie chwile trzeba po prostu przeczekać. I o ile nie palniesz sobie w łeb – przeżyjesz. Tego się już nauczyłem. Czy potrzebnie przeżyjesz czy nie to już inna sprawa. Ale przeżyjesz. Wrócisz do tak zwanej normalności. Ja wróciłem w ubiegłą niedzielę o 18:30 kiedy to wyszedłem pobiegać. Pobiegłem i już wiedziałem. Czułem to biegnąc, czułem, że jest inaczej, że jest lepiej. Niby dzień jak poprzedni, niby bieg jak poprzedni, a i jakość, a i przyjemność zupełnie inna. Tego to akurat nigdy chyba nie pojmę, skąd ta zmiana, skąd ta różnica. I nie napiszę, że już jest dobrze, nie napiszę bo i pewności nie mam, a i przecież wiadomo, że jak coś tu napiszę, to ten złośliwy Ktoś na górze zaraz to zmienia. I nie podpalam się zbytnio. Zdaję sobie sprawę, że takie chwile dopadną mnie jeszcze nie raz. Czy współczucie i wsparcie, czy nerwowość i politowanie wzbudzą nie wiem? Jeśli ktoś tego nie rozumie jego sprawa. Jeśli sam nie przeżywa – no cóż – szczęściarz. Ale czy szczęściarz? Może raczej potwór – człowiek bez uczuć. Bo to wszystko za sprawą uczuć – tak myślę. Im ich więcej tym ciężej nieraz przygniatają. I tak sobie myślę na koniec, że zaskoczeni byśmy byli, gdybyśmy mogli zajrzeć w nasze umysły. Bardzo zaskoczeni. 


Dzisiaj biegało się dobrze. Taka myśl mnie naszła podczas biegu tego. Przecież takie bieganie jak w tych złych chwilach, kiedyś przyjąłbym jako dobry wynik, a teraz? Teraz marudzę. Fakt, apetyt rośnie. Fakt jest też i taki, że muszę zacząć biegać więcej. Już za niecałe dwa miechy półmaraton przecież. I to taki co mam go zamiar w dwie godziny zrobić. Ale czy jutro pobiegam czy Rumaka odpalę po tygodniu bezczynności zobaczymy. Zobaczymy po prostu co zobaczę jutro za oknem po wstaniu rano.


2 komentarze:

  1. Ale świat czasem naprawdę po prostu jest pojebany. I tyle. A Ty przetrwałeś. I przetrwasz jeszcze nieraz, wiem to na pewno. Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  2. .... ciągle pada.... a ja siedzę w domu i dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń