Na
początku tego hulaszczego tygodnia spotkać mi się było dane z
przedstawicielami poprzedniego życia. I jadąc tam przypomniała mi
się ni z tąd ni z owąd ich sąsiadka. Taka z naprzeciwka co to
często u nich bywa. I przypomniało mi się jak za poprzedniego
spotkania z przedstawicielami poprzedniego życia, tuż zaraz po tym
jak się skończyło, tak jakoś poczułem od niej wrogość. Byłem
wtedy słaby. Byłem wtedy zagubiony. Byłem wtedy niepewny. Nie
umiałem się bronić, nie umiałem się nie przejmować. Wtedy każde
słowo bolało. Coś było wtedy na rzeczy. Nie wiem, nie rozumiem
dlaczego ale zapadło mi w pamięć. Poczekaj – pomyślałem sobie
obecnie – już ja ci pokażę teraz. I była oczywiście jak
przyjechałem. Siedziała za stołem w kuchni. I czy moja chęć
rewanżu była zbyt mała, czy ilość alkoholu zbyt duża, ale
ostatecznie do niczego nie doszło. Rano pomyślałem nawet, że
pewnie nie mądrzyła się nic pod nieobecność tego jej mężulka –
mężulka mądrali nad mądrale. No nic, może to i dobrze, bo chęć
rewanżu mi przeszła i nie miałem już weny na jakieś tam słowne
przepychanki. I tak sobie siedząc dnia następnego z
przedstawicielami poprzedniego życia, i tak gadając o niczym nagle
wypalili:
-
Aaaaa faaaaktycznie, przecież ty nic nie wiesz, Sławek ją zostawił
i się rozwodzą.
Ja
pierdolę. No szok. To dobro wraca czy zło? Do tego dnia pamiętałem
jak mnie ubodła wówczas a teraz stałem się osobą z całego tego
towarzystwa która chyba najlepiej ją rozumie. Jakie życie jest
przewrotne.
-
Siedzi u nas teraz non stop – dodali na podsumowanie historii. I
gdy wracałem już do domu. Gdy jadąc pustym skacowanym pociągiem
miałem czas do myślenia naszła mnie dziwna refleksja. Siedzi u nas
teraz non stop – przypomniałem sobie. A może, a może o to
właśnie chodzi w życiu. Może po to właśnie żyjemy. Jest sens z
którego nie zdajemy sobie nawet sprawy. Sens taki który dla nas
jest niczym, zwykłym życiem, przecież i tak żyjemy, a to że ktoś
u kogoś siedzi to siedzi. Zwykłe nic – i tak by siedział.
Ważniejsze dla nas to zdążyć do pracy, zrobić zakupy, ugotować
obiad. Niech sobie siedzi. Tylko że, tylko że mnie naszła
refleksja: ja pierdzielę, jakież to ważne, jakież to cholernie
ważne że ona ma gdzie posiedzieć. Jak to kosmicznie dla niej teraz
ważne. Może właśnie ci przedstawiciele mojego poprzedniego życia
ratują właśnie czyjeś ( jej ) życie? Oczywiście wg nich – nic
nadzwyczajnego nie robiąc. Ale czy gdzieś tam, na tym o ile będzie
sądzie, jakiś tam Bóg, zapyta nas ile spóźniłeś się do pracy,
jak wielkie zrobiłeś zakupy, jak dobry obiad ugotowałeś? Czy może
postawi przed nami tego czy innego człowieka i powie – żył
dzięki Tobie. Jest w ewangelii taka przypowieść. Jak to tam
jednych sądzą za dobre czyny innych za złe. I jedni i drudzy
zdziwieni są gdy im o tym mówią. A mi w tym momencie ewangelia ta
o tych co pytali: kiedy daliśmy Ci jeść, kiedy pić, kiedy
przyodzialiśmy Cię gdy byłeś nagi, kiedy pocieszyliśmy w
więzieniu nabiera jeszcze głębszego sensu. Może o to to kurde
właśnie chodzi. Szukasz sensu życia, odpowiedzi po co jesteś, a
jesteś właśnie po to. Chcesz sukcesów, laurów, pochwał. Chcesz
zdobywać, naprawiać, ulepszać a tak naprawdę co z tych ulepszeń.
Czy Kolumb odkrywając Amerykę uczynił więcej niż ktoś kto tak
właśnie nawet o tym nie wiedząc jest ostatnią deską ratunku dla
kogoś w rozpaczy? Ci moi przedstawiciele poprzedniego życia nie
robią nic nadzwyczajnego, nie czują, że właśnie są być może
ostatnią deską ratunku, a może właśnie są. Może to właśnie
ta sama obecność, może jakieś nieważne słowo, „dzień dobry”,
„dobranoc” czy „co u Ciebie”, może uśmiech, może rzucony
pieniążek ratuje właśnie czyjeś życie? I może trzeba tylko
przestać marzyć i oczekiwać od siebie odkrycia Ameryki a po prostu
wstać, pójść do pracy, wrócić i położyć się spać. Niby nic
ważnego, ale może właśnie robiąc te rzeczy uratowało się przy
okazji czyjeś życie?
A
w codzienności widać światełko w tunelu – dosłownie. W
czwartek wstając rano ujrzałem jakby jakąś zorzę na wschodzie. A
potem już w pociągu słońce świeciło mi w oczy. Jak wspaniale
było czuć przebijające się promienie słoneczne przez zamknięte
powieki. I jeszcze w ubiegły czwartek usłyszałem pierwszy raz
ptasi śpiew. To był stary znajomy Kos. Nawet zdziwił mnie co on tu
robi o tej porze roku. Czy Kosy nie odlatują na zimę? Od
poniedziałku zaczął się natomiast regularny ptasi świergot. To
wiosna w środku lutego? Nie mam nic przeciwko. Gdy w niedzielę
będąc w stolycy zobaczyłem parę Rybitw i parę motórów
pomyślałem, że pewnie tak. Teraz wprawdzie spadło trochę śniegu
i mróz lekki złapał ale to już niechybnie bliżej niż dalej.
Wytrzymam jeszcze tą chwilę.