sobota, 23 lutego 2019

Ścieżka 542 Do przodu

Na początku tego hulaszczego tygodnia spotkać mi się było dane z przedstawicielami poprzedniego życia. I jadąc tam przypomniała mi się ni z tąd ni z owąd ich sąsiadka. Taka z naprzeciwka co to często u nich bywa. I przypomniało mi się jak za poprzedniego spotkania z przedstawicielami poprzedniego życia, tuż zaraz po tym jak się skończyło, tak jakoś poczułem od niej wrogość. Byłem wtedy słaby. Byłem wtedy zagubiony. Byłem wtedy niepewny. Nie umiałem się bronić, nie umiałem się nie przejmować. Wtedy każde słowo bolało. Coś było wtedy na rzeczy. Nie wiem, nie rozumiem dlaczego ale zapadło mi w pamięć. Poczekaj – pomyślałem sobie obecnie – już ja ci pokażę teraz. I była oczywiście jak przyjechałem. Siedziała za stołem w kuchni. I czy moja chęć rewanżu była zbyt mała, czy ilość alkoholu zbyt duża, ale ostatecznie do niczego nie doszło. Rano pomyślałem nawet, że pewnie nie mądrzyła się nic pod nieobecność tego jej mężulka – mężulka mądrali nad mądrale. No nic, może to i dobrze, bo chęć rewanżu mi przeszła i nie miałem już weny na jakieś tam słowne przepychanki. I tak sobie siedząc dnia następnego z przedstawicielami poprzedniego życia, i tak gadając o niczym nagle wypalili:
- Aaaaa faaaaktycznie, przecież ty nic nie wiesz, Sławek ją zostawił i się rozwodzą.
Ja pierdolę. No szok. To dobro wraca czy zło? Do tego dnia pamiętałem jak mnie ubodła wówczas a teraz stałem się osobą z całego tego towarzystwa która chyba najlepiej ją rozumie. Jakie życie jest przewrotne.
- Siedzi u nas teraz non stop – dodali na podsumowanie historii. I gdy wracałem już do domu. Gdy jadąc pustym skacowanym pociągiem miałem czas do myślenia naszła mnie dziwna refleksja. Siedzi u nas teraz non stop – przypomniałem sobie. A może, a może o to właśnie chodzi w życiu. Może po to właśnie żyjemy. Jest sens z którego nie zdajemy sobie nawet sprawy. Sens taki który dla nas jest niczym, zwykłym życiem, przecież i tak żyjemy, a to że ktoś u kogoś siedzi to siedzi. Zwykłe nic – i tak by siedział. Ważniejsze dla nas to zdążyć do pracy, zrobić zakupy, ugotować obiad. Niech sobie siedzi. Tylko że, tylko że mnie naszła refleksja: ja pierdzielę, jakież to ważne, jakież to cholernie ważne że ona ma gdzie posiedzieć. Jak to kosmicznie dla niej teraz ważne. Może właśnie ci przedstawiciele mojego poprzedniego życia ratują właśnie czyjeś ( jej ) życie? Oczywiście wg nich – nic nadzwyczajnego nie robiąc. Ale czy gdzieś tam, na tym o ile będzie sądzie, jakiś tam Bóg, zapyta nas ile spóźniłeś się do pracy, jak wielkie zrobiłeś zakupy, jak dobry obiad ugotowałeś? Czy może postawi przed nami tego czy innego człowieka i powie – żył dzięki Tobie. Jest w ewangelii taka przypowieść. Jak to tam jednych sądzą za dobre czyny innych za złe. I jedni i drudzy zdziwieni są gdy im o tym mówią. A mi w tym momencie ewangelia ta o tych co pytali: kiedy daliśmy Ci jeść, kiedy pić, kiedy przyodzialiśmy Cię gdy byłeś nagi, kiedy pocieszyliśmy w więzieniu nabiera jeszcze głębszego sensu. Może o to to kurde właśnie chodzi. Szukasz sensu życia, odpowiedzi po co jesteś, a jesteś właśnie po to. Chcesz sukcesów, laurów, pochwał. Chcesz zdobywać, naprawiać, ulepszać a tak naprawdę co z tych ulepszeń. Czy Kolumb odkrywając Amerykę uczynił więcej niż ktoś kto tak właśnie nawet o tym nie wiedząc jest ostatnią deską ratunku dla kogoś w rozpaczy? Ci moi przedstawiciele poprzedniego życia nie robią nic nadzwyczajnego, nie czują, że właśnie są być może ostatnią deską ratunku, a może właśnie są. Może to właśnie ta sama obecność, może jakieś nieważne słowo, „dzień dobry”, „dobranoc” czy „co u Ciebie”, może uśmiech, może rzucony pieniążek ratuje właśnie czyjeś życie? I może trzeba tylko przestać marzyć i oczekiwać od siebie odkrycia Ameryki a po prostu wstać, pójść do pracy, wrócić i położyć się spać. Niby nic ważnego, ale może właśnie robiąc te rzeczy uratowało się przy okazji czyjeś życie?


A w codzienności widać światełko w tunelu – dosłownie. W czwartek wstając rano ujrzałem jakby jakąś zorzę na wschodzie. A potem już w pociągu słońce świeciło mi w oczy. Jak wspaniale było czuć przebijające się promienie słoneczne przez zamknięte powieki. I jeszcze w ubiegły czwartek usłyszałem pierwszy raz ptasi śpiew. To był stary znajomy Kos. Nawet zdziwił mnie co on tu robi o tej porze roku. Czy Kosy nie odlatują na zimę? Od poniedziałku zaczął się natomiast regularny ptasi świergot. To wiosna w środku lutego? Nie mam nic przeciwko. Gdy w niedzielę będąc w stolycy zobaczyłem parę Rybitw i parę motórów pomyślałem, że pewnie tak. Teraz wprawdzie spadło trochę śniegu i mróz lekki złapał ale to już niechybnie bliżej niż dalej. Wytrzymam jeszcze tą chwilę.


2 komentarze:

  1. Życie bywa przewrotne zaskakująco. Jakby wręcz czasem chciało nam udowodnić, jak bardzo nas zaskoczyć potrafi.

    I masz rację. Dobrze, że ona "ma gdzie siedzieć". Czasami, w niektórych chwilach, tylko o to chodzi. Żeby mieć gdzie.

    I jeju Er, jaki miły komentarz u mnie - dziękuję Ci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę Ci aby Twoje smutne tęsknoty popękały jak bańki mydlane a w ich miejsce pojawiały się nadzieje przeradzające się w rzeczywistość :) Uściski! Wszystkiego co najlepsze! Dorota :)

    OdpowiedzUsuń