niedziela, 3 marca 2019

Ścieżka 543 Do przodu

Życie powinno być takie:

Zwykły odświeżacz, nie jakieś tam cudo, zwykły do obuwia. Używam go od dawien dawna. Kupuję na alledrogo po kilka naraz bo raz że taniej, dwa że mam na dłużej. Kiedyś kiedyś kupowałem taki niebieski. Potem gdzieś niebieski znikł, tzn był ale już w nie takiej cenie jaką chciałem zapłacić. W zastępstwie wziąłem zielony. I teraz, gdy z tych zielonych został mi jeden, jedyny, ostatni ruszyłem na ponowne poszukiwania. I jakież było moje zdziwienie, zaskoczenie gdy i ten zielony znikł. Tzn jest, ale niestety nie w tej cenie jaką chciałem zapłacić. Myślę sobie poczekam tydzień może się pojawi. Czekam tydzień, czekam dwa – nic. Trudno, trzeba będzie przełknąć gorzką pigułkę i kupić w tej nieoczekiwanej cenie. Jeszcze tylko pójdę do sklepu po zwykłe, najzwyklejsze zakupy. Takie drobne, bo przecież wszystko mam. Ot chlebuś, marchewka, kefir. I na tych zwykłych, najzwyklejszych zakupach, takich drobnych zakupach wchodzę w alejkę w którą nie wchodzę nigdy. No może nie nigdy ale wchodzę bardzo rzadko. Dlaczego wszedłem tam nie wiem. Przecież niczego stamtąd nie potrzebowałem, niczego tam nie szukałem. Wchodzę – a tam, na jednym z regałów cała półka moich niebieskich odświeżaczy w promocyjnej cenie.
-
Ciemno. Przystanek. Siedzę co chwila spoglądając w kierunki z którego przyjechać ma ten pieprzony autobus. Nie denerwuj się, zaraz przyjedzie – mówi Agata. Jak się mam nie denerwować, przecież jeżeli zaraz nie przyjedzie spóźnię się na pociąg, a przecież jeszcze bilet miałem kupić – myślę w duchu. Na dworzec docieram niewątpliwie za późno. Na szczęście przy okienku nikogo. Kwartalny tam i z powrotem , ze stacji A do stacji B poproszę – mówię jasno i czytelnie. Lecz pani z okienka zaczyna dopytywać. Szukamy porozumienia ale jakoś opornie nam idzie. Wyjmuję stary podaję za okienko i mówię – taki. Pani zza okienka patrzy, patrzy – zaraz – mówi. Zerkam ukradkiem na zegarek. W tym tempie ucieknie mi zaraz pociąg. Mój stary bilet leży na blacie poruszany delikatnymi powiewami przeciągu. Zaraz spadnie na podłogę. Zerkam na zegarek. Pociąg mi zaraz ucieknie niewątpliwie. Należało iść do automatu jak zawsze, kupić od maszyny i nie było by problemu – a tak to masz. Zaraz – ponawia pani z okienka – po czym sprawdza coś w jakimś zeszycie, potem wyciąga telefon – pan poczeka. Zerkam na zegarek, bilet powiewa na blacie. Ja mam czekać, ja, teraz? – mam w głowie pytanie. Pani gdzieś dzwoni, coś ustala, coś potwierdza. Wie pan co, zaproponuję panu inny bilet, taki sam tylko 139 zł tańszy. To będzie pan miał 139 zaoszczędzone na kwartał – wyciąga kalkulator – a 556 na rok. Chce pan? Mnie? Mistrza oszczędzania pyta się ta pani z okienka czy chcę? Mnie? No pewnie – odpowiadam. Pani siada i wypisuje bilet. Wie pani co? Powiem pani w zaufaniu, że bardzo miły prezent mi pani zrobiła, dzisiaj mam urodziny. Uśmiech, schodzę po schodach na peron na który właśnie wieżdża mój pociąg.


Takie właśnie powinno być życie.

4 komentarze:

  1. Powinno, to chyba słowo klucz.

    OdpowiedzUsuń
  2. zatem samych takich dni pożyczam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby drobiazg, ale cieszy! I tak być powinno! Niech to będą dobre znaki na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń