No
i napisali wszyscy, że dobro wraca. Skoro tak twierdzą to pewnie
tak jest. Jest w sensie - w ich życiu. W ich życiu wraca i w to
wierzą. No cóż, widocznie w moim jest inaczej, widocznie. Nie wiem
czy to co napisali mnie ucieszyło czy zmartwiło. Myślę, że
przyjąłem to jak coś w rodzaju komunikatu. Komunikatu: do nich
wraca, do ciebie nie i tyle. Tak po prostu jest, dac oll. Jednak
gdzieś tam daleko, gdzieś głęboka coś wierciło, coś nie dawało
spokoju. Czy oni aby piszą prawdę? A może to zwykłe zaklinanie
rzeczywistości? Może pokazywanie, że oni w przeciwieństwie do
mnie, są pozytywni, że wierzą w życie reklamowane w tiwi? Że
może nie chcą pokazać swoich słabości, swoich obaw? Bo przecież
pokazanie swoich słabości, swoich obaw to jak przyznanie się do
porażki. Pomyślałem: poczekam. Czekam tydzień, czekam dwa. Cisza.
Nikt już nie pisze o radości życia i powracającym dobru. I tak
sobie myślę – kłamali. Wszyscy kłamią. Ja też zresztą. Nikt
z tych co mnie znają w realu nie powie, że jestem słaby. Ja słaby
jestem tylko tu. Tam, w tym życiu codziennym jestem inny. Jestem
przystosowany, jestem zaradny, jestem zorganizowany. I zgadzam się z
tą reklamowaną w tiwi koncepcją na życie. No bo jak tu wziąć i
powiedzieć w pracy, czy na jakimś spotkaniu, czy w innym jakimś
gronie – życie jest do dupy? Powiedzieć – jest ciężkie, jest
trudne, jest smutne. Jak powiedzieć boję się, jak powiedzieć
nienawidzę go? Jak powiedzieć – wybawieniem śmierć. Bądź
człowieku ( czasami jestem ) choć przez chwilę smutny. Zaraz cię
dopadną, zaraz cię obskoczą – a coś taki smutny, a uśmiechnij
się, a będzie dobrze. W życiu modna jest energia. W życiu trzeba
być energicznym. W życiu trzeba wygrywać. Ale im dłużej się na
to patrzę tym większe mnie ogarnia przekonanie o beznadziejności
tego świata. Czy oni wszyscy tacy szczęśliwi, tacy wygrani? Patrzę
na sławnych i znanych. Co raz to i jeden wali sobie w łeb albo
umiera z przedawkowania. Co i raz jedna z drugim rozchodzą się,
schodzą z innymi, znowu rozchodzą i tak w kółko. A bydło patrzy,
słucha, śledzi, przeżywa. Dzisiaj to jest zdrowe, jutro co innego.
Dzisiaj taka dieta, jutro inna. I tak bez żadnej refleksji. Bez
zastanowienia. Czy tak naprawdę to jest szczęście? Czy ci wszyscy
którzy wydają się być szczęśliwi tacy są? Nie są. Wpadają
tylko na chwilę w jakiś wir, jakieś zapomnienie o rzeczywistości
i pędzą jak pijani gdzieś przed siebie. A cała reszta patrzy i
chce tak samo. Wpaść w ten wir, w ten pęd i pędzić gdzieś bez
pomyślunku, bez refleksji. Tak by tylko zapomnieć, nie myśleć,
zagłuszyć. Zagłuszyć wołające pytanie – po co tak naprawdę
żyjesz. Myślę, że każdy to ma. Każdy jeden. Pytanie o sens
życia, sens swojego życia. Zaczniesz szukać, zaczniesz pytać sam
siebie i zaczniesz zauważać bezsens. Zobaczysz, że połowa globu
przymiera głodem w czasie gdy na jednego myśliwca wydaje się 35
milionów dolarów. Jednego!!! I zaczniesz pytać Boga, ej stary
dlaczego tak jest, że są wojny, są morderstwa, gwałty, są
rozwody, domy dziecka. Ale Bóg nic nie odpowie. Wkurzysz się na
Boga. Gdy był dobry … Ale czy to w sumie Boga interes? Dał nam
świat, piękny świat, dał nam rozum, dał serce, dał wolną wolę
i róbta co chceta. Tak, to my jesteśmy wszystkiemu winni. My ludzie
– my świat. Czy w normalnym świecie narodziny chorego dziecka
stanowiły by problem? Problem taki, że trzeba byłoby go
rozwiązywać jeszcze przed zaistnieniem? Myślę, że w normalnym
świecie nie byłoby to problemem. W normalnym świecie mielibyśmy
na ten „problem” wolne 35 baniek dolców. A tak to tylko kłócą
się tylko jedni z drugimi czy aborcja legalna czy nie. I po chuj ta
kłótnia? Jeszcze raz powtarzam ( a to tylko jeden mały przykład )
35 baniek na samolot bojowy a pół świat umiera z głodu, a chore
dzieci trzeba zabijać przed urodzeniem. Bezsens. I to Bóg? Nie to
my, cywilizowani ludzie.
W
rzeczywistości miałem tydzień hulaszczy. To już jednak nie moja
bajka, nie moje klimaty – zresztą nigdy nie były. Zmęczony
jestem tylko po tym wszystkim, niewyspany, przeziębiony.
Na
chodzie trzyma mnie jedynie vlog „Bez planu” który całkiem
przypadkiem trafiłem na yt. Pochłaniam to godzinami. Po Wenezueli
od której zacząłem ( od końca ) teraz jadę przez Azję. Polecam.
I
taki szczegół. W jednym z odcinków z Wenezueli jest historia o
dzielnicy totalnej przestępczości. W ośrodku dla małych dzieci
pokazana jest dziewczynka. Tak coś około 7 lat. Bardzo wycofana,
wyciszona, wystraszona, zamknięta w sobie. Trafiła tam i jest sama.
Nie ma nikogo. Zabito jej całą rodzinę. Nie wiem jakie to dziecko
będzie miało życie. Ale co powiedzieć o świecie gdzie taki mały,
niewinny człowiek coś takiego dostaje na starcie? To Bóg? Nie - to
my, to człowiek tworzy ten świat. Jesteśmy potworami, łącznie ze
mną oczywiście.
Chciałabym bardzo wierzyć, że dobro wraca. To miałoby sens przecież, przynajmniej mieć powinno. Staram się to dobro czynić, od czasu do czasu chociaż, żeby trafiło i do mnie. I chociaż teoretycznie na moje życie narzekać nie mogę, to jednak ciągle czegoś w nim brakuje. A od słów "entuzjazm, energia, zaangażowanie" dostaję reakcji alergicznych.
OdpowiedzUsuńŻeby nie było, przejrzałam też poprzednie notki. Zaskoczyłeś mnie muzycznie Eru, muszę Ci powiedzieć. Jedna z najukochańszych moich pieśni Ostrego, bardzo dobry kawałek Palucha... No no :) Jestem pod wrażeniem!
dobro wraca. prędzej czy później - ale wróci!
OdpowiedzUsuńi to mówię Ja - wprawiony depresyjniak!