sobota, 9 lutego 2019

Ścieżka 541 Do przodu

No i napisali wszyscy, że dobro wraca. Skoro tak twierdzą to pewnie tak jest. Jest w sensie - w ich życiu. W ich życiu wraca i w to wierzą. No cóż, widocznie w moim jest inaczej, widocznie. Nie wiem czy to co napisali mnie ucieszyło czy zmartwiło. Myślę, że przyjąłem to jak coś w rodzaju komunikatu. Komunikatu: do nich wraca, do ciebie nie i tyle. Tak po prostu jest, dac oll. Jednak gdzieś tam daleko, gdzieś głęboka coś wierciło, coś nie dawało spokoju. Czy oni aby piszą prawdę? A może to zwykłe zaklinanie rzeczywistości? Może pokazywanie, że oni w przeciwieństwie do mnie, są pozytywni, że wierzą w życie reklamowane w tiwi? Że może nie chcą pokazać swoich słabości, swoich obaw? Bo przecież pokazanie swoich słabości, swoich obaw to jak przyznanie się do porażki. Pomyślałem: poczekam. Czekam tydzień, czekam dwa. Cisza. Nikt już nie pisze o radości życia i powracającym dobru. I tak sobie myślę – kłamali. Wszyscy kłamią. Ja też zresztą. Nikt z tych co mnie znają w realu nie powie, że jestem słaby. Ja słaby jestem tylko tu. Tam, w tym życiu codziennym jestem inny. Jestem przystosowany, jestem zaradny, jestem zorganizowany. I zgadzam się z tą reklamowaną w tiwi koncepcją na życie. No bo jak tu wziąć i powiedzieć w pracy, czy na jakimś spotkaniu, czy w innym jakimś gronie – życie jest do dupy? Powiedzieć – jest ciężkie, jest trudne, jest smutne. Jak powiedzieć boję się, jak powiedzieć nienawidzę go? Jak powiedzieć – wybawieniem śmierć. Bądź człowieku ( czasami jestem ) choć przez chwilę smutny. Zaraz cię dopadną, zaraz cię obskoczą – a coś taki smutny, a uśmiechnij się, a będzie dobrze. W życiu modna jest energia. W życiu trzeba być energicznym. W życiu trzeba wygrywać. Ale im dłużej się na to patrzę tym większe mnie ogarnia przekonanie o beznadziejności tego świata. Czy oni wszyscy tacy szczęśliwi, tacy wygrani? Patrzę na sławnych i znanych. Co raz to i jeden wali sobie w łeb albo umiera z przedawkowania. Co i raz jedna z drugim rozchodzą się, schodzą z innymi, znowu rozchodzą i tak w kółko. A bydło patrzy, słucha, śledzi, przeżywa. Dzisiaj to jest zdrowe, jutro co innego. Dzisiaj taka dieta, jutro inna. I tak bez żadnej refleksji. Bez zastanowienia. Czy tak naprawdę to jest szczęście? Czy ci wszyscy którzy wydają się być szczęśliwi tacy są? Nie są. Wpadają tylko na chwilę w jakiś wir, jakieś zapomnienie o rzeczywistości i pędzą jak pijani gdzieś przed siebie. A cała reszta patrzy i chce tak samo. Wpaść w ten wir, w ten pęd i pędzić gdzieś bez pomyślunku, bez refleksji. Tak by tylko zapomnieć, nie myśleć, zagłuszyć. Zagłuszyć wołające pytanie – po co tak naprawdę żyjesz. Myślę, że każdy to ma. Każdy jeden. Pytanie o sens życia, sens swojego życia. Zaczniesz szukać, zaczniesz pytać sam siebie i zaczniesz zauważać bezsens. Zobaczysz, że połowa globu przymiera głodem w czasie gdy na jednego myśliwca wydaje się 35 milionów dolarów. Jednego!!! I zaczniesz pytać Boga, ej stary dlaczego tak jest, że są wojny, są morderstwa, gwałty, są rozwody, domy dziecka. Ale Bóg nic nie odpowie. Wkurzysz się na Boga. Gdy był dobry … Ale czy to w sumie Boga interes? Dał nam świat, piękny świat, dał nam rozum, dał serce, dał wolną wolę i róbta co chceta. Tak, to my jesteśmy wszystkiemu winni. My ludzie – my świat. Czy w normalnym świecie narodziny chorego dziecka stanowiły by problem? Problem taki, że trzeba byłoby go rozwiązywać jeszcze przed zaistnieniem? Myślę, że w normalnym świecie nie byłoby to problemem. W normalnym świecie mielibyśmy na ten „problem” wolne 35 baniek dolców. A tak to tylko kłócą się tylko jedni z drugimi czy aborcja legalna czy nie. I po chuj ta kłótnia? Jeszcze raz powtarzam ( a to tylko jeden mały przykład ) 35 baniek na samolot bojowy a pół świat umiera z głodu, a chore dzieci trzeba zabijać przed urodzeniem. Bezsens. I to Bóg? Nie to my, cywilizowani ludzie.

W rzeczywistości miałem tydzień hulaszczy. To już jednak nie moja bajka, nie moje klimaty – zresztą nigdy nie były. Zmęczony jestem tylko po tym wszystkim, niewyspany, przeziębiony.
Na chodzie trzyma mnie jedynie vlog „Bez planu” który całkiem przypadkiem trafiłem na yt. Pochłaniam to godzinami. Po Wenezueli od której zacząłem ( od końca ) teraz jadę przez Azję. Polecam.

I taki szczegół. W jednym z odcinków z Wenezueli jest historia o dzielnicy totalnej przestępczości. W ośrodku dla małych dzieci pokazana jest dziewczynka. Tak coś około 7 lat. Bardzo wycofana, wyciszona, wystraszona, zamknięta w sobie. Trafiła tam i jest sama. Nie ma nikogo. Zabito jej całą rodzinę. Nie wiem jakie to dziecko będzie miało życie. Ale co powiedzieć o świecie gdzie taki mały, niewinny człowiek coś takiego dostaje na starcie? To Bóg? Nie - to my, to człowiek tworzy ten świat. Jesteśmy potworami, łącznie ze mną oczywiście.


2 komentarze:

  1. Chciałabym bardzo wierzyć, że dobro wraca. To miałoby sens przecież, przynajmniej mieć powinno. Staram się to dobro czynić, od czasu do czasu chociaż, żeby trafiło i do mnie. I chociaż teoretycznie na moje życie narzekać nie mogę, to jednak ciągle czegoś w nim brakuje. A od słów "entuzjazm, energia, zaangażowanie" dostaję reakcji alergicznych.

    Żeby nie było, przejrzałam też poprzednie notki. Zaskoczyłeś mnie muzycznie Eru, muszę Ci powiedzieć. Jedna z najukochańszych moich pieśni Ostrego, bardzo dobry kawałek Palucha... No no :) Jestem pod wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
  2. dobro wraca. prędzej czy później - ale wróci!
    i to mówię Ja - wprawiony depresyjniak!

    OdpowiedzUsuń