Tak.
Jak się nie jest Smokiem to nieważne. Nieważne, że dobro wraca
jak się nie jest Smokiem. Nie wiem z czego to. Czy z zazdrości, czy
może pychy. W sumie i jedno i drugie wynika z tego samego. Wynika z
… Ale żeby było jasne: właśnie że ważne. Niech wraca do
każdego jednego człowieka na świecie. I cieszy mnie, że, jak to
niektórzy piszą, wraca. Jednego tylko pojąć nie mogę. Nie mogę
pojąć mianowicie dlaczego o tym nie mówią? Jakoś tak ( może za
głupi jestem ? ) ale jakoś tak nie widzę tego dobra wracającego.
Nie widzę tego, poważnie tego nie widzę. Dlaczego nikt o tym nie
pisze? Kurcze, jak chciałbym czytać o tym, jak chciałbym żeby
notki były pełnego tego pozytywnego przekazu. Żeby aż się z nich
wylewało to dobro. Te przykłady, te przeżycia, te pełne radości
chwile. No kurcze dlaczego ja tego nie widzę? Nie widzę tego.
Mówicie, że jest, kurcze, to piszcie o tym. To dawajcie dowody, to
przytaczajcie przykłady, bo jak na razie to tylko czcze gadanie.
Niech się kurde przekonam. Niech się kurde przekonam i przestanę
być niedowiarkiem. Przekonajcie mnie, no weźcie mnie kurde
przekonajcie, no niech ktoś mi pokaże, że się mylę. Bo, że
widziano osła którego mrówka niosła i ja powiedzieć mogę. I
jeszcze jedno. Dobro to nie uśmiech, to nie: dziękuję,
przepraszam, proszę. Uśmiech i dziękuję to zwykłe rzeczy. Tak,
to są zwykłe życia składniki. To podstawa. Takie coś co powinno
być czymś naturalnym, czymś codziennym, czymś tak oczywistym, że
aż właśnie zwykłym. Tylko, że niestety zrobiło się tak, że
zwyczajny uśmiech staje się czymś nadzwyczajnym. Uśmiechnij się
do kogoś na ulicy, a potraktuje to jak coś magicznego. Takie czasy.
Jadę sobie ostatnio. W lokomotywie tłok. Wsiada pani z małym
dzieckiem. Obok siedzi osiem osób. Chwila napięcia … i wstaje
starsza pani. Cała reszta zatopiona w ekranikach. Patrzę na to z
pewnej odległości. Wokół mnie siedem innych osób. Wstaję, robię
trzy kroki i zapraszam tą panią na moje miejsce. Uśmiecha się. I
czy to coś nadzwyczajnego? Jakaś niecodzienność? Takie powinno
być życie. To normalna, zwykła rzecz. I można by powiedzieć, że
do tej pani wróciło dobro, można by tak powiedzieć. Może ja za
dużo wymagam, może za wiele chcę. Ale ja chcę więcej niż
ustąpienia miejsca komuś komu bardziej jest potrzebne, ja chcę
więcej niż uśmiechu. Jeżeli jednak ktoś, nie tylko Smok, ma inne
zdanie to niech to słyszę. Niech słyszę, że ludzie ustępują
miejsc, że nie ma problemów w urzędowych okienkach, że nie trąbią
na ulicach, że nie przepychają się między sklepowymi półkami,
że pomagają sobie w pracy i że wszystko to robią z uśmiechem.
A
tak na marginesie, ja podróżowałem dalej na stojąco. Do mnie
dobro nie wróciło. Ale w sumie wiem dlaczego. Tak stojąc, i tak
patrząc na ludzi z nosami w ekranikach, dotarło do mnie, że
zrobiłem to z pychy. Tak - z pychy. Patrzcie, oto ja er, lepszy od
was. Taki czułem się właśnie pyszny, i tak właśnie gardziłem
całą resztą. Smutne – ale prawdziwe. Inna sprawa, że tak czy
inaczej, z tego czy innego powodu, i tak bym wstał, i tak miejsca
ustąpił.
W
rzeczywistości tydzień temu zabił jeden idiota człowieka na
scenie. Zrobiło się zamieszanie, są tacy co piszą koniec świata,
a ja się tak na to patrzę i dziwię. Bo śmierć zadana okrutnie,
to fakt. I człowieka szkoda – wiadomo. Ale czy przez sam sposób
śmierci stał się od razu święty? Dziwne to dla mnie. Ważne jak
żyjesz – nie jak zginąłeś. No chyba, że zginąłeś ratując
czyjeś życie, to co innego. Ale pojąć nie mogę cały czas jaka
się zrobiła szopka. Przecież dziennie ginie tylu ludzi. Może i
nawet lepszych niż ten pan prezydent. I dlaczego nikt o tym nie
mówi? Otóż dlatego, że śmierć spowszedniała. Informację w
wiadomościach, że w Syrii zginęło ileś tam osób ( w tym dzieci
) przyjmujemy szczotkując zęby w łazience. Potem wyłączamy
telewizor i po sprawie. Informację, że ileś tam dzieci umiera w
szpitalu na raka przyjmujemy jako daną statystyczną. O liczbie
samobójstw się nie wspomina bo to temat wstydliwy. Ale czy ci
ludzie są jacyś inni? Z innej planety? Nie, to są ludzie jak ja i
jak pan prezydent. Z tym, że ze śmierci pana prezydenta można
zrobić rzecz wielką, a ze śmierci dziecka w hospicjum już nie.
Zresztą dzieci umierające w hospicjum to takie zwykłe, że nie ma
o czym gadać. Za to zginąć na scenie od ciosu nożem – o to to
jest coś. Zrobimy z tego święto.
Miało
być o rzeczywistości, wyszło jakoś inaczej.
No
więc w pracy strasznie mieszam. Robię takie błędy, że aż
przerażenie mnie bierze. Nie wiem jak długo będzie mi to uchodzić
płazem ale martwię się sobą. Martwię się swoimi błędami,
gapiostwem, niedokładnością, brakiem czujności.
W
bieganiu różnie. Generalnie warunki słabe. Pada, wieje, mokro,
błoto. Dzisiaj dopiero, nie wiem od jak dawna, wyszło słońce.
Strasznie za tym słońcem tęskniłem. Gdy wczoraj wyszło na chwilę
zastając mnie na spacerze poczułem taką przyjemność, taką
rozkosz jakby przytulił mnie ktoś ciepły i dobry. Tak więc
dzisiaj pobiegałem.
I
to by było na tyle. Mówiłaś mi z dedykacją dla Smoka. Niech to
będzie taki promyk wracającego dobra. Dla Smoka, bo do innych wraca i bez tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz