-
Gdzie się bawisz na Sylwestra?
-
Nigdzie, siedzę w domu.
-
Jak w domu?
-
No normalnie – w domu.
-
W taką noc, jedną jedyną i wyjątkową siedzisz w domu?
Tutaj,
w tym momencie, mam zawsze na końcu języka: tak, siedzę kurwa w
domu, co w tym kurwa dziwnego. Ale odpowiadam oczywiście: noo
siedzę. Odpowiadam tak jakbym się tłumaczył, jakby mi głupio
było, czy też był to jakiegoś rodzaju wstyd. No trzeba jakieś te
zasady komunikacji międzyludzkiej zachować. Ale jak kiedyś już mi
przestanie na tym zachowaniu zasad komunikacji zależeć to nie chcę
być na miejscu kogoś kto pyta. Kurde, czy to takie dziwne, że wolę
posiedzieć w domu? Że nie bawi mnie wspólne świętowanie Nowego
Roku? Że nie mam się z czego cieszyć? A może jest to dla mnie
dzień, czy też noc, taka jak każda inna. A może nawet gorsza do
świętowania niż wiele innych? Taka mnie teraz myśl naszła jak to
piszę. Jak kiedyś tam, już niedługo, będzie jakieś niebo piękne
gwiaździste, jakiś księżyc piękny to tak zacznę pytać tych
sylwestrobalowiczów:
-
Co robisz dzisiaj w nocy?
-
Nic, siedzę w domu
-
Jak w domu?
-
No normalnie – w domu.
-
W taką noc wyjątkową siedzisz w domu?
Bo
tak naprawdę pierdoli mnie i gdzieś to mam czy się bawią czy nie.
A niech się bawią. I nawet niech sobie strzelają noc całą, a co
mi tam. Ale dlaczego się tak utarło, że tą noc trzeba spędzić
na balu czy innej imprezie? Że trzeba się cieszyć i tańczyć. A
może mnie nie cieszy, że przeżyłem jakoś ten rok? Może mnie nie
bawi ten pogański obyczaj? Bo to naprawdę nie jest dla mnie jakieś
tam wielkie wydarzenie. Przeżyłem, to przeżyłem – no i co z
tego. Może nocy kolejnej nie przeżyję i to właśnie ta dzisiejsza
powinna być świętem? Większym świętem będzie dla mnie
patrzenie na gwiazdy i księżyc. Gdzie oni będą wówczas – przed
telewizorami? Rozumiem, że jest to data symboliczna, jakoś tam
przełomowa, ale na Boga czy muszę to celebrować jak inni? Nie, nie
muszę. I dajcie mi spokój. Złóżmy sobie życzenia, życzenia
szczere i tyle. Zresztą, jak ktoś słusznie wczoraj napisał:
życzenia zawsze można sobie składać, bez względu czy to w
Sylwestra czy to w jakiś tam czwartek w roku. I nie muszę nowego
roku witać hucznie. Kiedyś witałem – teraz nie witam – ale
różnicy jakowejś wielkiej nie odczuwam. No może teraz głowa
tylko mnie mniej boli. Życzenia przyjmuję, szczególnie te trafne o
tym bym znalazł cel w życiu i tyle z tej sylwestrowej nocy. Nadziei
i planów wielkich jakichś na ten rok rozpoczynający się nie mam.
W tamtym miałem i jakoś nic się nie zmieniło. I ocean zobaczyłem
ten który całe życie zobaczyć chciałem, i najdalej wysunięty
skrawek kontynentu, i piękną plażę, i półmaraton przebiegłem
poniżej 2 godzin, i 200 km w jednym miesiącu, i nad naszym polskim
morzem byłem dwa razy też, i wiele wiele innych spraw się zadziało ale
czegoś nadal mi brak. Czegoś szukam nadal. Więc niech się spełnią
te życzenia bym znalazł czego szukam, niech się spełnią. Tylko
tego oczekuję od nadchodzących dni. A jeżeli nie, to niech się
już położę i nie obudzę. Zmęczony już jestem bardzo tym
szukaniem. Chciałbym napisać coś wesołego, coś radosnego, coś
co innych napełni nadzieją ale cały czas nie mogę. Nie jest łatwo
żyć, myśleć i pisać o tym co słabe, co bez wiary, co bez
radości. Już lepiej nic nie pisać. Położyć się, zasnąć i nie
obudzić. To już wyraz chyba mojej bezsilności, bezsilności z
samym sobą, bo nie daję sobie rady z samym sobą. I wyraz coraz
większej świadomości, że już wszystko przegrane i już nic ze
mnie nie będzie. Ja dobrze wiem, że muszę być sam. Kiedy nie mam
w sobie tyle siły by być wsparciem, nie mogę stać się ciężarem.
Ciężarem którego nikt nie udźwignie – ja sam nie jestem w
stanie udźwignąć, a co mówić o kimś innym. Są ludzie którzy
nie dali rady i takich już wystarczy.
W
codzienności pogoda dzisiaj jest masakryczna. Wieje, pada i jest
zimno. Beznadziejne rozpoczęcie nowego roku. Tak, że tylko skulić
się w kulkę, wleźć pod kołdrę i leżeć tak bez kontaktu ze
światem. Niestety, tak nie umiem.
Wczorajszy
pociąg poranny przyjechał planowo. Trudno w to uwierzyć – ale
przyjechał. To zapewne ten jeden raz w roku kiedy się to mu udało.
A tyle ostatnio pisałem o jego wiecznym spóźnieniu. Przewrotny
los. Zresztą zawsze powtarzam – jak tylko coś tu napiszę to
zaraz się odkręca. Widać nadal to działa. Tak apropo w sumie
takim pociągiem jak ten międzyświąteczny mógłbym jeździć
nawet jak się spóźnia. Pusty i wygodny. Nawet gdy jest taki jakby
nierealny. Bo akurat teraz jest dziwny. Ciemny, ciężki, męczący.
Człowiek nie może w nim znaleźć rzeczywistości, ciągle jakby w
półśnie, jakoś tak po omacku. I jak to wszystko zależy od
okoliczności? Przecież już za parę miesięcy będzie zupełnie
inny. Gdy podczas podróży obserwować będzie można wstające
słońce, zamglone łąki, zielony las, budzące się do życia
miasta i wioski. Jakie to wszystko będzie inne. Tak - w życiu dużo
zależy od okoliczności.
A
w Nowym Roku życzę wszystkim SZCZĘŚCIA. Bo na Tytaniku byli ... i
tak dalej i tak dalej ale to już każdy wie i zna bo powtarzam to
wszystkim ostatnio w kółko i w kółko. Szczęścia.
zdrowia Ci Eru pożyczam, a cała reszta to tak naprawdę dodatki... a co do tego pogańskiego, to wcale nie sylwester, to "Boże Narodzenie" było pogańskie i huczne i właśnie wtedy świętowali nowy rok i dziękowali za rok poprzedni, a 12 potraw to nic innego jak podziękowanie za każdy miesiąc życia matce naturze... zanim kościół nazwał to Bożym Narodzeniem bo doszedł do wniosku że wiary słowiańskiej nie wykorzeni...
OdpowiedzUsuńEr,życzę Ci zdrowia i szcięścia , oraz, żebyś znalazł to czego szukasz, a czego szukasz Ty wiesz najlepiej. Powodzenia Er :)
OdpowiedzUsuńa ja też w sylwestra w domu byłam i martini sączyłam :)
OdpowiedzUsuń