sobota, 6 kwietnia 2019

Ścieżka 548 Do przodu

23.03.1991
Do dzisiaj przekonany byłem, że to Wielka Sobota była. A to jak pokazuje kalendarz, tydzień przed Wielką Sobotą było. Jak to hmm w pamięci ludzkiej wspomnienia się mieszają. Do dzisiaj taksamoż myślałem, że to trochę później było, tak jakoś tak jak dzisiaj – gdzieś w kwietniu. Tak ciepło było przecież. Do dzisiaj przekonany byłem, że to teraz tylko, teraz laty ostatnimi takie ciepłe te marcowe dni. A tu proszę, w 1991 też ciepłe były – tak przynajmniej pamiętam ten dzień marca 23. To już tyle minęło.
Wspomniało mi się, jakież to plany miałem na rok ten miniony. Trochę ich było. Parę się udało zrealizować, parę nie. I tak jeden z tych niezrealizowanych ruszył mnie jakoś ostatnio bardziej.
Taka refleksja mnie ogarnia. Taka, że wszystko się w kółko kręci w moim tym życiu. Ciągle te same wzruszenia, ciągle rozczarowania te same, ciągle te same nadzieje i ciągle te same wkurwienia. Już nawet nie dziwię się zbytnio gdy zdarzenia się pojawiają. Dobrze wiem, że w grudniu konkretnie odpierdzieli się coś w robocie, dobrze wiem, że w marcu spotkają mnie jakieś łajzy na ulicy i dobrze wiem, że w czerwcu złapię doła do samego piekła. Dobrze to wiem. I widzę to dobrze w tych moich tu ścieżkach. Śmieję się czasem jak widzę co pisałem w styczniu i co w maju iks lat temu. Kręcę się w kółko.
Nic więc dziwnego, że jutro, jutro o tej porze będę tam gdzie byłem o tej porze 23.03.1991. I może nie tydzień, a dwa przed świętami, i może nie na spontanie a ze wszystkim raczej ogarniętym, ale jednak tylko teraz mogło to dojść do skutku. Tylko teraz.
Jutro wybieram się tam gdzie nie byłem już bardzo, bardzo dawno. Tam gdzie raz pierwszy zawitałem 23.03.1991. Tam gdzie miałem być w planach zeszłorocznych. To jedno z moich kółek, choć to raczej koooło wielgachne, jutro się zatoczy.
Jutro ruszam jak 23.03.1991 w podróż. Myślę, że będzie to też swego rodzaju sentymentalna podróż – taką mam przynajmniej nadzieję. Może odnajdę tam gdzieś mnie sprzed lat. Samotnego jak dziś ale bez tych żądz które zatruwają mi życie dzisiaj. A może wspomnę czego wówczas szukałem? Wiem jedno – wtedy nie miałem, aż tak wielkich oczekiwań, aż tak wielkich nadziei. Po prostu sobie jechałem. I chciałbym i teraz tak sobie pojechać. Ot wsiąść do pociągu nie byle jakiego, popatrzeć na zmieniające się krajobrazy, krzyknąć coś parę razy tam gdzie krzyknąć coś mogę swobodny i wolny, i wrócić jak gdyby nigdy nic. Ot tak wsiąść i pojechać.
Kurcze ale się cieszę.

W codzienności umieram. Strasznie umieram. Słaby jestem i bez życia. Może to coś już pyli, a może to już starość. Coraz częściej muszę się położyć w ciągu dnia. Nie zasypiam wprawdzie, bo w ciągu dnia nie zasnę nigdy, ale w takim pół śnie leżę około godziny. Strasznie jestem zmęczony.
I jeszcze ta zmiana czasu. Kocham wszystko co letnie – jednego nienawidzę – letniego czasu. Mój organizm tego nie znosi, mój organizm o piątej rano wie, że jest dopiero czwarta. Mój organizm to zabija.

I to nie tak, że nie pamiętałem. Nie powiem, że myślałem o tym cały wieczór ale jakąś jego część myślałem. Jednak to już tak jest, myślę, że każdy tak ma – doszedłem do wniosku – że gdzie ja tam, przecież dobrze wie i żadne moje przypominanie potrzebne nie jest. No dobra, może nie każdy tak ma – ale ja mam – z reguły zakładam, że się nie pcham gdzie mnie nie chcą – a że z reguły zakładam, że nie chcą mnie wszędzie :) to tak to później wychodzi. Mogę powiedzieć tylko – cóż przepraszam – i na pocieszenie dodać, że już tylko dwa lata z tym przestawianiem czasu. Tylko dwa lata – ale czy mój organizm dożyje do tego?


3 komentarze:

  1. no to na wszelki pożyczam szerokości,dobrych wiatrów i pociągów bez opóźnień... ja niestety nie sprawdzę gdzie to byłam w 1991... ale pozmieniało się całe mnóstwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i kurcze coś zblogspotem się niedobrego dzieje,bo nie chce wpuszczać na blogi z adnotacją 18+...

      Usuń
  2. nawet jak mi automat zmienia -to przypominanie jest potrzebne. bo to oznacza, że ktoś pamięta i myśli o tym, co u mnie :)

    OdpowiedzUsuń