23.03.1991
Do
dzisiaj przekonany byłem, że to Wielka Sobota była. A to jak
pokazuje kalendarz, tydzień przed Wielką Sobotą było. Jak to hmm
w pamięci ludzkiej wspomnienia się mieszają. Do dzisiaj taksamoż
myślałem, że to trochę później było, tak jakoś tak jak
dzisiaj – gdzieś w kwietniu. Tak ciepło było przecież. Do
dzisiaj przekonany byłem, że to teraz tylko, teraz laty ostatnimi
takie ciepłe te marcowe dni. A tu proszę, w 1991 też ciepłe były
– tak przynajmniej pamiętam ten dzień marca 23. To już tyle
minęło.
Wspomniało
mi się, jakież to plany miałem na rok ten miniony. Trochę ich
było. Parę się udało zrealizować, parę nie. I tak jeden z tych
niezrealizowanych ruszył mnie jakoś ostatnio bardziej.
Taka
refleksja mnie ogarnia. Taka, że wszystko się w kółko kręci w
moim tym życiu. Ciągle te same wzruszenia, ciągle rozczarowania te
same, ciągle te same nadzieje i ciągle te same wkurwienia. Już
nawet nie dziwię się zbytnio gdy zdarzenia się pojawiają. Dobrze
wiem, że w grudniu konkretnie odpierdzieli się coś w robocie,
dobrze wiem, że w marcu spotkają mnie jakieś łajzy na ulicy i
dobrze wiem, że w czerwcu złapię doła do samego piekła. Dobrze
to wiem. I widzę to dobrze w tych moich tu ścieżkach. Śmieję się
czasem jak widzę co pisałem w styczniu i co w maju iks lat temu.
Kręcę się w kółko.
Nic
więc dziwnego, że jutro, jutro o tej porze będę tam gdzie byłem
o tej porze 23.03.1991. I może nie tydzień, a dwa przed świętami,
i może nie na spontanie a ze wszystkim raczej ogarniętym, ale
jednak tylko teraz mogło to dojść do skutku. Tylko teraz.
Jutro
wybieram się tam gdzie nie byłem już bardzo, bardzo dawno. Tam
gdzie raz pierwszy zawitałem 23.03.1991. Tam gdzie miałem być w
planach zeszłorocznych. To jedno z moich kółek, choć to raczej
koooło wielgachne, jutro się zatoczy.
Jutro
ruszam jak 23.03.1991 w podróż. Myślę, że będzie to też swego
rodzaju sentymentalna podróż – taką mam przynajmniej nadzieję.
Może odnajdę tam gdzieś mnie sprzed lat. Samotnego jak dziś ale
bez tych żądz które zatruwają mi życie dzisiaj. A może wspomnę
czego wówczas szukałem? Wiem jedno – wtedy nie miałem, aż tak
wielkich oczekiwań, aż tak wielkich nadziei. Po prostu sobie
jechałem. I chciałbym i teraz tak sobie pojechać. Ot wsiąść do
pociągu nie byle jakiego, popatrzeć na zmieniające się
krajobrazy, krzyknąć coś parę razy tam gdzie krzyknąć coś mogę
swobodny i wolny, i wrócić jak gdyby nigdy nic. Ot tak wsiąść i
pojechać.
Kurcze
ale się cieszę.
W
codzienności umieram. Strasznie umieram. Słaby jestem i bez życia.
Może to coś już pyli, a może to już starość. Coraz częściej
muszę się położyć w ciągu dnia. Nie zasypiam wprawdzie, bo w
ciągu dnia nie zasnę nigdy, ale w takim pół śnie leżę około
godziny. Strasznie jestem zmęczony.
I
jeszcze ta zmiana czasu. Kocham wszystko co letnie – jednego
nienawidzę – letniego czasu. Mój organizm tego nie znosi, mój
organizm o piątej rano wie, że jest dopiero czwarta. Mój organizm
to zabija.
I
to nie tak, że nie pamiętałem. Nie powiem, że myślałem o tym
cały wieczór ale jakąś jego część myślałem. Jednak to już
tak jest, myślę, że każdy tak ma – doszedłem do wniosku – że
gdzie ja tam, przecież dobrze wie i żadne moje przypominanie
potrzebne nie jest. No dobra, może nie każdy tak ma – ale ja mam
– z reguły zakładam, że się nie pcham gdzie mnie nie chcą –
a że z reguły zakładam, że nie chcą mnie wszędzie :) to tak to
później wychodzi. Mogę powiedzieć tylko – cóż przepraszam –
i na pocieszenie dodać, że już tylko dwa lata z tym przestawianiem
czasu. Tylko dwa lata – ale czy mój organizm dożyje do tego?
no to na wszelki pożyczam szerokości,dobrych wiatrów i pociągów bez opóźnień... ja niestety nie sprawdzę gdzie to byłam w 1991... ale pozmieniało się całe mnóstwo...
OdpowiedzUsuńno i kurcze coś zblogspotem się niedobrego dzieje,bo nie chce wpuszczać na blogi z adnotacją 18+...
Usuńnawet jak mi automat zmienia -to przypominanie jest potrzebne. bo to oznacza, że ktoś pamięta i myśli o tym, co u mnie :)
OdpowiedzUsuń