Cały
boży dzień siedziałem grzecznie w domu. Cały dzień. I należało
spędzić go tak do końca a nie wpadać na wieczór na genialny
pomysł wycieczki motocyklowej. Kurde ale zmokłem. Zmokłem do gaci.
A co gorsza całe wczorajsze pucowanie motóra szlag trafił. A taki
był czyściutki, błyszczący i lśniący. Ehhh. Przynajmniej jedno
się wyjaśniło: odpowiedź na pytanie czy jadę nad morze jutro czy
we wtorek. Jadę we wtorek - do jutra nie wyschnę. Generalnie to
kiepskie to lato. Już o tym wspominałem ale tak mnie zawodzi że
wspomnę po raz kolejny - kiepskie jak cholera. Moknę średnio dwa
razy w tygodniu, że o wychładzaniu organizmu w trakcie jazdy nie
wspomnę.
Nie
wiem co będzie nad morzem. Chyba nawet trochę się boję. Boję się
że wrócą wspomnienia i że sobie z tym nie poradzę. Że żal,
smutek, zwątpienie i rozczarowanie przybiorą na sile i zapadnę się
w siebie. Że opadną mi ręce na myśl co też się w tym moim życiu
porobiło. I że na myśl o tym co się porobiło odechce mi się
robić cokolwiek. To się może zdarzyć. Jednak muszę tam pojechać.
Jednak rok w którym nie stanąłbym na plaży, w którym nie
pogrzebałbym w piasku, w którym nie popatrzył na ogrom wody i nie
posłuchał szumu fal byłby rokiem totalnie straconym. Więc mimo
tego co się może zdarzyć, mimo tych obaw muszę tam pojechać.
Muszę. A może? A może kto wie? Może będzie zupełnie inaczej?
Może właśnie akurat uwolnię się od wspomnień? Może akurat to
będzie moment przełomowy? Może akurat nastąpi ostateczne
zakończenia tego wszystkiego co było. Może wreszcie przestanę o
tym co było myśleć, może przestanę rozpamiętywać? To się może
stać. To się może stać bo akurat od kilku dni ( nie to żeby
wpływało to jakoś znacząco na moje samopoczucie ) ale chodzi za
mną ciągle powtarzane: ale ty kurwa jesteś. I ciągle powtarzane:
eh ty mendo, ale mnie załatwiłaś. I budzę się a pierwszą myślą
powracającej świadomości jest: niech cię szlag. I kładę się
spać a ostatnim stwierdzeniem zanim zasnę jest: jebał cię pies.
To chyba jakiś nawrót złości? Złości która we mnie siedzi a
którą muszę z siebie wyrzucić. No więc wyrzucam. W każdej
wolnej chwili, chwili gdy tylko mam sekundę na refleksję, gdy mojej
głowy nie zaprzątają miliony danych dnia powszedniego, powtarzam:
niech cię szlag, niech cię szlag. I po co mi to wszystko było? No
po co? Dwadzieścia zmarnowanych lat. Lat pełnych złudzeń i jak to
teraz widzę – pełnych ( chyba ) fałszu. Zastanawiam się nieraz
jak tak można żyć. I nie rozumiem. Nic nie rozumiem. I jedyne co
mi przychodzi do głowy to refleksja że to moja życiowa porażka.
No właśnie porażka. Ale?
Ale
czy jest mi teraz lepie j czy gorzej? No właśnie. Na pewno gorzej?
Przez ostatnie miesiące uważałem, przekonany byłem że właśnie
gorzej? Ale czy na pewno? Czy to nie było tylko takie
przeświadczenie wynikające z faktu że skoro ktoś cię kopnął w
dupę to musi ci być gorzej? Zdecydowanie inaczej by to wyglądało
i zupełnie lepiej bym się czuł gdybym to ja kopnął. O tak, to to
by było pozytywne nawet. No ale przecież ja nigdy, przenigdy bym
tego nie zrobił. Kopnięto mnie. I to chyba też jest jeden z
powodów dlaczego odebrałem całą sytuację jako: jest gorzej.
Kopnął mnie ktoś komu tak bardzo ufałem , którego byłem pewien
i którego ja nie kopnął bym nigdy, przenigdy. Więc przez ten cały
miniony czas odbierałem to jako: jest gorzej. Ale jest gorzej? Jak
się temu tak bliżej przyjrzeć, jak się tak nad tym chwilę
zastanowić to chyba nie? Jak się tak odnaleźć w nowej
rzeczywistości, jak dać sobie czas na układanie spraw na nowo to
chyba nie? Chyba nie? Wystarczy przystosować się do nowych
okoliczności przyrody. Wystarczy się przystosować. I nawet te
podróże do pracy pociągiem, którym się większość dziwi i ręce
załamuje że ciężko, można polubić i odnajdywać w nich
pozytywne aspekty. I nie stają się one udręką, a wręcz
przeciwnie – przyjemnością. Wiec czas płynie i leczy a mi
zaczyna być – nie gorzej. Pewnie też i nie lepiej? Po prostu żyję
i tyle. Jak to zwykłem cytować z jednego takiego mojego ulubionego
filmu: rzeczywistość stawia przed nami problemy a my musimy, musimy
je rozwiązywać.
jest inaczej i chyba nie wszystko było takie złe, skoro jest Księżniczka, co prawda już dorosła, ale jest... jest inaczej, bo i czas i inne okolicznosci natury... jest inaczej, a w dużym stopniu to Ty masz wpływ na to czy będzie lepiej...
OdpowiedzUsuńJechałam nad morze straszona pogodą:deszcze deszcze deszcze i zimnica! A nic się nie sprawdziło! Słońce, ogromne fale, a deszcz padał jedynie w nocy. Juz tęsknię za tymi spacerami brzegiem!
OdpowiedzUsuńMorze zresztą jest warte zobaczenia, nawet jak ma złe humory :)
Jesli owe dwadzieścia lat było fałszywe, nieprawdziwe (co jednak wydaje mi się nie do końca tak było..inaczej bys nie ufał, nie kochał az tak... moze po prostu..coś się zmieniło w was? w niej?)..ALE JEŚLI JEDNAK FAKTYCZNIE NIE BYŁO TAK DOBRZE JAK MYŚLAŁEŚ, TO ZNACZY ŻE TERAZ JEST LEPIEJ!!
Udanych odwiedzin u Neptuna! Nabij to czego nie chcesz pamiętać w butelkę i wyslij w podróż w głębinę! :)
loonei.blog.pl
Jedź nad morze i zrób dla mnie jakąś kozacką fotkę, co? Przydałoby mi się tapetę w telefonie zmienić. I pozdrów morze ode mnie, bo ja nie byłam nad morzem całe wieki :(
OdpowiedzUsuńa mi odpowiada takie lato, jak jest teraz. upały mnie zabijają.
OdpowiedzUsuństoję po tej drugiej stronie "barykady" - to ja odeszłam od "ex", ale to on błyskawicznie znalazł sobie nową kobietę.
i właśnie - jest inaczej, co nie znaczy gorzej. a inaczej też może osnaczać przecież lepiej :)
jedź nad to morze nawet jak zmokniesz. będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńja pojadę za rok. na razie muszę uzbierać pieniądze;)))