sobota, 16 września 2017

Ścieżka 465 Do przodu

Buduję sobie tą swoją odmienność uparcie, buduję konsekwentnie. Kiedy tylko mogę uciekam w swój świat i zostaję w nim ile tylko mogę. I zostałbym tam na stałe jednak niestety, tak się nie da. By przeżyć muszę dzielić czas i z codziennością. Dni coraz krótsze, już codziennie wracam w ciemnościach. I zaczynam lubić te powroty. Te krótsze dni są coraz chłodniejsze, a co za tym idzie, ludzi na ulicach mniej. Wracam więc tymi ciemnymi, chłodnymi, pustymi ulicami i czuję się z tym dobrze. Wracam przez nikogo nie zauważany, nikomu nie wchodzący w drogę, tak jakby mnie nie było. Wracam patrząc w rozświetlone okna domów, patrząc na przejeżdżające samochody. I wyobrażam sobie ludzi w tych oknach, wyobrażam sobie rodziny, wyobrażam sobie te samochody jadące do kogoś. Wyobrażam sobie, że każdy gdzieś kogoś ma, do kogoś zmierza. I w tym wszystkim ja, ja który nie mam nikogo, do nikogo nie zmierzam. Uśmiecham się do tych wszystkich którzy kogoś mają, do tych wszystkich którzy do kogoś zmierzają. Uśmiecham się, raduję i życzę by nigdy tego nie stracili, by nigdy tego nie zniszczyli, by nigdy nie przegrali. I uśmiecham się do siebie. Trochę tak ze współczuciem, trochę tak z sympatią. Ja, tu w tym wszystkim, w tym budowaniu relacji, budowaniu więzi, budowaniu kontaktów taki na uboczu. Taki w innym świecie, taki z innego świata. I przyzwyczajam się do tego, i już nawet odnajduję w tym. I dobrze mi z tymi ciemnymi pustymi ulicami. Nikt mnie nie widzi, nikt nie zauważa, nikomu nie przeszkadzam. Jestem, a jakby mnie nie było. I buduję sobie tą swoją odmienność uparcie, buduję konsekwentnie. I tylko w taki dzień jak dzisiaj, gdy to nagle spada na mnie niespodziewana wiadomość wszystko to traci ten spokój. Traci to przyzwyczajenie, burzy to, co tak uparcie, co tak konsekwentnie buduję. Zaproszenie na wesele, zaproszenie z … osobą towarzyszącą. Coś, co mnie osłabiło, coś co mnie złamało. Nagle zostałem zderzony z rzeczywistością. Nagle stanąłem twarzą w twarz z tym przed czym uciekam. Zmartwiło mnie. Mógłbym odmówić, powiedzieć, że nie mogę, że dziękuję ale nie mogę. I zostać sobie w tym swoim świecie, zostać z boku, zostać poza tym całym przedstawieniem. Jednak lubię tego kogoś, lubię bardzo. To by było nie ładnie, to by było brzydko. Pójdę, pójdę więc. Pójdę sam, pójdę jeden. W ten tłum rodzin, tłum par. Pasujący tam jak kwiatek do kożucha - ale pójdę. Zawstydzony zapewne, zmieszany trochę, na pewno zagubiony. Plączący się w setkach pytań, milionach spojrzeń. Z tych ciemnych i pustych ulic prosto na świecznik. Jak jakieś dziwadło. I im dłużej o tym rozmyślam tym bardziej dostrzegam swoją słabość, swoją nieporadność. W oczach wszystkich tych ludzi będę porażką, będę nieudacznikiem, będę pierdołą, i będę dziwakiem. I to jest chyba wytłumaczenie tego, dlaczego tak lubię te moje powroty ciemną nocą. Dlatego, że nikt mnie nie widzi, nikt mnie nie dostrzega. Nikt ... nie widzi mojej porażki.

W codzienności nie dzieje się nic, nic szczególnego. Atrakcji które odróżniałby dzień od dnia coraz mniej. W niedzielę ubiegłą gdy w trasę wyruszyć miałem, myślałem, że nie wyruszę. Bo gdy już ruszyć miałem okazało się, że prądu brak. Nie wiem co w tym jest, co to za przekleństwo ale wszystko co jeździło dla mnie kiedykolwiek, wszystko z prądem problemy miało. To już chyba taki urok. Zeszłotygodniowa niedyspozycja nie zdziwiła mnie więc. Może lekko zaskoczyła, trochę zniesmaczyła ale przyjąłem ją dość spokojnie. I dobrze, że spokojnie bo ładowanie przebiegło dosyć sprawnie i zdążyłem jeszcze zaliczyć trasę. Trasę na Drohiczyn i okolice. Były i przeprawy przez wertepy, był lekki deszczyk ale ostatecznie wycieczka udana. Chyba ostatnia w tym roku. Ciekawe czy jeszcze pojeżdżę, no ciekawe. Pogoda z dnia na dzień gorsza. Zimniej, wietrzniej, mokrzej. Wprawdzie dzisiaj jak wyszedłem pobiegać wyjrzało słonko, ale tylko na chwilę. Nawet jak je zobaczyłem pomyślałem, że powinienem być w tym momencie nad morzem, bo wiem z pierwszej ręki, że było go tam dzisiaj pełno. I pomyślałem, że być może to ostatnia taka szansa była. I szkoda, i żal mi się zrobiło. Przemija lato, przemija. Jedno co mi jeszcze zostało to świerszcze. Bardzo lubię słuchać świerszczy. Ale ich też jakoś mało było tego lata. Ogólnie jakoś wszystkiego mało było. Mało świerszczy, mało słońca, mało Rumaka, mało usmiechów, mało, mało ...
Zostałem ja, ciemna ulica i muzyka.

1 komentarz:

  1. Jestem pewna że nie będziesz jedynym kto ty będzie sam ☺ teraz na weselach sa specjalne stoliki dla singli tak ze ... kto wie.

    OdpowiedzUsuń