sobota, 2 września 2017

Ścieżka 463 Do przodu

Spojrzałem z ciekawości co też takiego pisałem o te pore rok temu. Spojrzałem raz, spojrzałem drugi i mnie tąpło. Ja rok temu o te pore napisałem to samo. Ja kurde napisałem to samo! Nie – do - wia – ry. Nie do wiary – a jednak. No może nie dosłownie to samo, ale sens, przekaz, myśli, choć pisane innymi trochę słowami były podobne. I trochę mnie zmroziło. A tak dokładniej to wkurzyło. A może raczej zniesmaczyło. Ale tak naprawdę to zmartwiło, czy też zdołowało. Ja kurde przez ostanie 360 dni nic w swoim życiu nie zmieniłem. Nic nie poprawiłem, ni o krok nie posunąłem się do przodu. Tkwię dalej tu gdzie jestem. Nic nie rozwinąłem, nic nie poprawiłem, nic nie zdobyłem. Cały czas ten sam pierdzielnik. Bałagan mojego życia. A najgorsze, że rok temu o te pore też czekałem na cud, też czekałem na bajkę. Beznadzieja, totalna porażka. Całkowity brak poprawy w działaniu, całkowity brak poprawy w myśleniu. Ta refleksja mnie załamała, ta świadomość własnego mnie, tego jak żyję zdruzgotała moje o mnie myślenie. Jestem beznadziejny, jestem do cna beznadziejny. Musiałem wyjść z domu, musiałem wyjść na spacer, musiałem usiąść na ławce. Musiałem zostać sam ze sobą. Musiałem spojrzeć na to spokojnym, chłodnym okiem. I patrzyłem tym okiem dni parę. Patrzyłem, myślałem, znowu patrzyłem, znowu myślałem. Bo ja myślę, bo ja ciągle o wszystkim myślę. Ja wszystko muszę przemyśleć, wszystko muszę przeanalizować, wszystko poznać muszę do cna. I nie wydam wyroku do czasu aż nie przemyślę tego, nie przeanalizuję, nie poznam. Nieraz zajmuje mi to lata, a nieraz nawet po latach nic z tego myslenia nie wychodzi. Więc myślałem i o tym. I szukałem odpowiedzi. I przyszła ta odpowiedź. Naprawdę zaskoczyła mnie, tak znienacka, tak bez ostrzeżenia, i tak stosunkowo szybko. Myśl, że przecież ja taki jestem. Ja po prostu taki jestem. Ja przecież czekam na cud, czekam na bajkę. Iiii czy warto się zmieniać? Warto czy porzucać to, czym dobre trzy czwarte życia się żyło, w co się wierzyło? Czy jest sens teraz, właśnie teraz zaczynać od nowa, mieć nowe wyobrażenie jutra? To chyba już za późno? Tak właśnie mi wyszło z tego myślenia – nie warto. Bo w sumie przecież piękne to jest. Piękne to jest w co wierzę, to na co czekam. Czy warto więc to porzucać? Porzucać dlaczego, dla jakiej nowej idei? I czy ta nowa byłaby naprawdę moja, czy byłaby li tylko formą przyjętą, czy też narzuconą przez obecne standardy? A jak bym na te standardy nie patrzył, są one, są one takie, że mi się nie podobają. Jak już ma jakoś być, jak mam jakoś funkcjonować to już zostanę przy swoim. Nawet jeżeli miało by oznaczać to porażkę. Nawet jeżeli miało by oznaczać to samotność do końca dni. W sumie kto wie ile mi ich tam jeszcze zostało. Niech sobie pędzi świat na przód, ja zostaję tu u siebie. I za rok napiszę zapewne to samo ale cóż – tak mi widać pisane. I zapewne upadnę jeszcze nie raz, nie raz jeszcze przeklnę te moje życia założenia, jednak zawsze, gdzieś tam na końcu będzie jednak ta bajka, ta nadzieja, to oczekiwanie. I zemrę pewnie, i uschnę pewnie niespełniony. Ale czy może być inaczej? Czy może być inaczej w świecie gdzie słowo gdzie przysięga nic nie znaczą. Gdzie obietnica, że będziemy aż do śmierci nic nie znaczy. W tym świecie już nic nie znaczy. Jest niczym. To tylko puste słowa, regułka wypowiadana dla potrzeby chwili, booo taka tradycja. I czy w tym wszystkim, w tym gdzie ta obietnica nie znaczy nic, ja, niedorozwinięty emocjonalnie osobnik mogę się odnaleźć ze swoim tym, że nie tylko będziemy razem do śmierci, ale z tym, że byliśmy razem od urodzenia. Byliśmy razem, byliśmy sobie wierni od urodzenia.

W codzienności, najpierw nie miałem nawet zamiaru, potem, potem pomyślałem, że może jednak się skusić, potem, potem przyszła refleksja, że to jednak będzie do wykonania ciężkie dosyć, potem, potem dała znać o sobie ambicja – ciężkie dosyć? - więc to zrób, i taka refleksja, że dobrze by było już to mieć, i refleksja, że jak już bym to miał to nowe wyzwanie bym mógł sobie, ambitniejsze może, postawić, i przekora, że mógłbym napisać tu teraz, żeby mi nie wierzyć, bo pisałem przecież, że nie możliwe a jednak – zrobiłem. I zrobiłbym z palcem w de z tym, że ostatniego dnia miesiąca przypomniało mi się, że mam w tym dniu szczepienie. Tak więc, więc tak jest, że sierpień skończyłem z przebiegniętymi 190 kilometrami. A od września standardowe dyszki zamieniam na piętnastki. I kiedy tylko się da, kiedy tylko mógł będę, takie dystanse postaram się biegać. I zgodnie z tym postanowieniem walnąłem dziś 15 km i 800 m.
W tygodniu, we wtorek bodajże, wracając z wioski, obrałem sobie trasę przez łąki i pola. I choć dwukrotnie wbiegłem gdzieś, gdzie ścieżka się kończyła, choć przedzierać się musiałem przez trawy i rowy, i choć ostatecznie kończyłem na bezdrożu to podobał mi się ten bieg. Taki nie wiadomo dokąd, taki w nieznane, taki dziki, taki trochę niebezpieczny nawet. A i łosia z żoną spotkałem, i jelonka, i 5 sarenek, w tym 2 tak zaskoczone moim pojawieniem się nagłym, że prawie ich dotknąłem.
Czasami nachodzi mnie chęć takiego ruszenia w nieznane. Tydzień temu też. Jadąc motórem wieczorem, wjechałem w takie bezdroża, takie ostępy leśne, że nikt normalny sprzętem jak mój wjechać tam by nie wjechał.
Ale tylko podczas takich biegów, tylko podczas takich przejażdżek oderwać można się od tego co codzienne, co bezpieczne, co zwykłe. I zobaczyć rzeczy których z tych utartych ścieżek zobaczyć się nie da.
Zamiar miałem pisać to z Ustki. Niestety pogoda skutecznie pokrzyżowała moje plany. Ale zamiar mam jeszcze posłuchać morza w tym roku.

4 komentarze:

  1. Wiesz Er myślę, że warto być sobie wiernym...
    Niedawno słuchałam fal rozbijających się o brzeg i wiatru. Lubię bezdroża i wyprawy w nieznane...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to co Ty nazywasz brakiem progresu to jest po prostu stabilizacja ?

    Nie zmieniaj się .
    Bądź taki jaki jesteś .

    Nie ma nic gorszego niż życie nie w zgodzie ze sobą.

    Wyczuwam w tej notce spokój .

    OdpowiedzUsuń
  3. stary dobry poczciwy ER;))))) niezmiennie mnie rozwalasz;)))))


    najpierw popsioczysz o beznadziejności życia pomarudzisz ponarzekasz.....

    by potem w następnej części notki przejść do suksecó które osiągnąłeś.....przebiegłeś tyle ile przebiegłeś co swoje to wygrałeś co swoje do objeździłeś


    190km;)))))) chłopie......ja dostaję zadyszki nim dojdę do auta;))))))))))

    oj eR eR;))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. no właśnie... to ile przebiegłeś w zeszłym roku a ile teraz?
    Ty masz progres pozytywny..
    a ja?
    kurde... progres w kilogramach mam. zamienisz się?

    OdpowiedzUsuń