sobota, 26 sierpnia 2017

Ścieżka 462 Do przodu

Wracając jeszcze do wyjazdu. Dobry był. Dobry był w sensie tym, że nie miałem chwil wzruszeń, że nie miałem chwil refleksji, że nie wracałem do tego co było. Jedyną refleksją jaka mi się nasunęła to ta, że takie już moje przeznaczenie. Takie mianowicie, że już mi pisana samotność. Taki mój los. Patrząc tak na tych wszystkich ludzi szukałem mi podobnych. I albo nie umiem patrzeć albo takich podobnych nie ma. Nie potrafię wyobrazić sobie drugiej takiej osoby jak ja. A że doszedłem już jakiś czas temu do wniosku, że ludzie powinni dobierać się tacy sami, to wniosek stąd taki, że samotność mi pisana. Patrzyłem na tych ludzi. Patrzyłem jak są różni. Próbowałem szukać szczegółów jakie ich łączą. Jedni jak na nich patrzyłem pasowali do siebie, inni natomiast zastanawiali co też takiego jest, że coś ich połączyło. Patrząc na ludzi, ludzi w związkach zawsze szukam tych szczegółów, tych elementów wspólnych. Bo jak już wspomniałem, bo jak już pisałem nie raz, wg mnie tylko to co takie same, co podobne może stanowić jedność. Ja wiem, wiem o tych przeciwieństw przyciąganiu, wiem o tym wzajemnym uzupełnianiu się, wiem to, jednak dla mnie takie gadanie, to tylko gadanie. Ja w to nie wierzę. Wierzę natomiast, że żeby być z drugim człowiekiem, żeby móc z nim stanowić jedność, trzeba tego człowieka znać, rozumieć, trzeba wiedzieć co w nim siedzi, a niczego czy też nikogo nie zna się lepiej niż siebie. Więc takiego jak siebie najłatwiej zrozumieć. Najłatwiej go pojąć, najłatwiej spełnić. W pewnym sensie wyjazd ten choć udany, pozostawił pewien niedosyt. Niedosyt taki, że jednak nic specjalnego się nie stało, nic magicznego nie wydarzyło. Żadna cudowna postać nie pojawiła się na mojej drodze. Żadna cudowna postać nie stanęła o północy na pustej plaży. Żadna równie samotna postać nie rozbiła pojedynczego namiotu na biwaku. Bo tak sobie już jakoś tak to w głowie ułożyłem, że musiałaby to być postać z, jak to Smok mówi, pierdolnięciem ( choć nie lubię jak tak mówi ). Takie coś wyjątkowego, takie coś, że zwykłym przypadkiem, zbiegiem okoliczności wytłumaczyć tego by nie można. Wybrałem się jakoś w maju za miasto popatrzeć na gwiazdy. Wjechałem w ustronne miejsce, położyłem na trawie i zacząłem patrzeć w niebo. I pomyślałem wówczas, że musiałoby być to coś właśnie takiego. Takiego, że w tym samym miejscu, o tej samej porze komuś też przyszło by do głowy wybrać się za miasto i popatrzeć na gwiazdy. Taki zbieg okoliczności. Ale czy zbieg okoliczności? Takie raczej przeznaczenie. Wiem, zdaje sobie sprawę z tego, że raczej nierealne to oczekiwanie, raczej bajkowe, ale tak sobie to w głowie poukładałem. Spotkanie, jakaś chwila taka nadzwyczajna, taka niemożliwa do wyjaśnienia. Przeznaczenie. Właśnie przeznaczeniem kieruję się w życiu. Nie mam zamiaru czegoś zdobywać, czegoś budować, o coś walczyć na siłę. To nie na tym polega. Jak jesteś czegoś pewien, jak coś wiesz to żadne budowanie, żadne zdobywanie, żadna walka nie jest potrzebna. Wszystko co robisz to jest tylko przyjemność, to jest tylko najzwyklejsza przyjemność. Takie proste życie. Działanie bez przymusu, bez wbrew sobie, bez oczekiwań. Po prostu zwykłe działanie, ale takie które daje radość. Działanie wychodzące prosto z serca. Proste, zwykłe. Ale przyznam szczerze, że choć tą samotność już akceptować zaczynam to tęsknię, tęsknię cholernie za takim spotkaniem. Tęsknię za swoim przeznaczeniem. Jak przeczytałem w jednym z pism:
Samotność jest jak głód. To stan odmienny od uczucia spokoju, świadomości własnej przestrzeni, czy ulgi, kiedy odrywamy się o zgiełku po to by wyjechać na dwa tygodnie do sanatorium. Samotność to depresyjne uczucie, sygnał płynący z mózgu, że „coś jest nie tak”. Długotrwała prowadzi do degeneracji umysłu, demencji, a nawet do przedwczesnej śmierci. Sprawia, że inne emocjonalne tragedie – utrata partnera, pracy, rozwód, choroba, śmierć – skazują nas na jeszcze większe cierpienie.
Każdy potrzebuje, żeby ktoś inny poświęcił mu swoją uwagę. To rodzaj głodu. Choćbyśmy nie wiem jak zapierali się przed tą prawdą, w końcu ona do nas dotrze: jesteśmy głodni związku, połączenia, relacji. Pragniemy zostać wysłuchani, zaakceptowani, docenieni. I wcale nie chodzi o to, żeby się od kogoś uzależniać, ale żeby tworzyć zdrowe stosunki z innymi. Zaspokoić głód.
Tak właśnie. Ten głód nadzieję zaspokoić miałem.
Głodu jednak nie zaspokoiłem. Jedyne co mi zostało to zarost na twarzy bo od chwili wyjazdu nie golę się do dzisiaj :). I jak to genialnie Smok ujął ja też: Jestem typem samotnika, który nie powinien być sam. Choć w sumie jedno przeczy drugiemu ale tak właśnie jest. Jestem samotnikiem głodnym spotkania, spotkania kogoś o północy na pustej plaży.

A cycków nikt mi pokazywać nie musi. Wcale nie muszę ich widzieć. To takie tylko przekomarzanie było. Bo tak naprawdę, tak naprawdę to wystarczyło powiedzieć. Tak naprawdę by dodać mi otuchy wystarczyło powiedzieć i to by już wystarczyło. To tak jak w tej notce co to pisałem o pobijaniu rekordu przebiegniętych kilometrów. Wystarczyło powiedzieć, i miałbym to w głowie, to już by było, już by się stało. I wcale a wcale nie musiałbym ich widzieć. A tak to i kciuków trzymać nikt nie musi, czy też mówić, że trzymać je będziecie. Trzymam kciuki to powiedzieć może pan prezydent czy też pani premier. To bardzo miłe, to kurtuazyjne bardzo ale jak dobrze wiemy nic za tym nie idzie. Jeżeli komuś, jeżeli komuś zależałoby, bym te oszukane 20 km przebiegł, gdyby komuś naprawdę na tym zależało, gdyby chciał mnie zmotywować, otuchy dodać to powiedziałby; erku erze, jeżeli tylko ci to pomorze, jeżeli pomoże ci to choć trochę to pokażę ci te cycki więc biegnij erku erze biegnij. A tak, zgodnie ze Smoka apelem, nie pokazujcie ( przynajmniej mi ), warty tego ja, ani całe to moje przedsięwzięcie nie jestem. To tak gwoli wyjaśnienia tej kwestii. A cycków nie ma prawa się nikt ( czy też żadna ) wstydzić. Żadna!
A teraz kończę. Jutro skoro świt mam start więc wyspać się muszę. Właśnie. Skoro kurde świt. To kolejna kłoda rzucona pod me stopy. Skoro świt to będę się zastanawiał raczej jak się nazywam, a nie że mam przebiec tych 20 oszukanych kilometrów.
Jeszcze tylko na Rumaka wsiądę dla relaksu na wieczór bo nie ruszany od powrotu i naprawdę idę spać.
P.S. Taka myśl mi wpadła jeszcze. Przypomniałem sobie jak kiedyś w trakcie jednego z warszawskich maratonów widziałem jakieś takie strefy. Takie sponsorowane oczywiście dla reklamy ale takie co to niby zagrzewały biegnących do walki. W jednych grały orkiestry, w innych leciała muzyla od DJa, w innych jeszcze machano jakimiś pomponami itp. I tak sobie pomyślałem, że mogliby kiedyś zrobić strefę z cyckami. Gwarantuję, że poziom biegania, przynajmniej męskiej części uczestników podniósłby się znacząco.

4 komentarze:

  1. Siedzę teraz jak gość od pizzy .
    Ci którzy mają /mieli najmniej potrafią dać od siebie najwięcej .
    To jest dopiero pierdolniecie .

    OdpowiedzUsuń
  2. to ja chyba jestwem jakaś inna nienormalna chyba;)))

    dla mnie związek to jakaś absolutna abstrakcja, nie wyobrażam sobie jak można pokochać jakiegoś obcego człowieka sypiać z\ nim żyć z nim pod jednym dachem.nie rozumiem jak ludzie łączą sie ze sobą w pary i zakładają rodziny mimo że sama ją założyłam (ale z niewłaściwym człowiekiem). nie rozumiem tego po co i w jakim celu kocha się jakiegoś obcego człówieka.


    nigdy nie zwiążę się z nikim to zamach na moją wolność na mójświęty spokój i na moje "robienie co chcę i mi ise żywnie podoba".

    przepracowałam już ten głód i dotarło do mnie że...ja wcale nikogo nie potrzebuję. jestem szczęśliwa sama ze sobą. mam dla kogo żyć i ma mnie kto kochać. czuję się też potrzebna i mam mnóstwo ludzi którym mogę się wygadać.

    po cholerę mi ktoś kto by mi tyleko miejsce w lózku zajmował

    OdpowiedzUsuń