222
mln euro, tyle zapłacił jeden klub drugiemu klubowi za piłkarza. I
choć minęło od tego faktu już sporo, fakt ten wciąż mnie
zadziwia. Pieniądze w tym przypadku nie mają żadnej wartości. Bo
czy może mieć wartość pieniądz który wydaje się w taki sposób?
Nie chcę powiedzieć, czy też raczej, nie chcę uwierzyć, że
boskie dzieło może przybierać takie kształty. Bo co bym nie
powiedział, czego nie pomyślał, jakimi przekleństwami w Niego nie
rzucił, to cały czas wierzę, czy też raczej wierzyć chcę, że
to On to stworzył, i że On może to zmienić. Może zmienić los
każdego człowieka. Może zmienić los milionów ludzi, może
zmienić los 222 mln ludzi którzy nie mają za co żyć. Może
zmienić i mój los, los życia bez sensu. Bo nie ma sensu. Patrzę
tak na siebie, tak się sobie przyglądam i dochodzę do wniosku za
każdym razem, że nie ma sensu. Idę sobie tak ulicą czy też jadę
sobie tak pociągiem gdy w pewnym momencie wychodzi z ust moich: bez
sensu. Naprawdę bez sensu. Szukam, naprawdę szukam, Bóg mi
światkiem jak mocno szukam i jak mocno pragnę znaleźć. Znaleźć
coś co wreszcie mnie podniesie, coś co pobudzi. Wkurza mnie moja
beznadziejność. Wkurza mnie moja bezradność. I nawet czasami już
się godzę na tą beznadziejność, na tą bezradność. Nawet
czasami już nie muszę być kolesiem wartym 222 mln euro, wystarczy,
że będę miał na bułkę z kefirem i jako takie spanie ale zaraz
potem spotyka mnie na drodze ktoś ze złotym sikorem i budzi się
znowu ta chęć bycia kimś innym. Kimś kim nie rządzi świat, kimś
kto rządzi światem. Życie nie jest sprawiedliwe. Jedni płacą
drugim lekką ręką 222 mln euro podczas gdy 222 milionom innych
brak praktycznie wszystkiego. Jedni walczą o życie łapiąc każdym
oddechem każdą jego chwilę, inni jak ja myślą tylko o jego
bezsensie. Gdzie tu sens? Chciałbym coś zrozumieć, coś pojąć,
niestety wciąż nie mogę. Coraz mniej we mnie siły na takie życie.
Coraz mniej we mnie chęci życia. Wiem, że muszę je jakoś
dociągnąć, jakoś dożyć. Wiem, że muszę je dociągnąć, dożyć
sam. Wiem, że nie mogę nikogo już obarczać swoimi myślami,
swoimi poszukiwaniami i swoją bezradnością. Wystarczy, że mi to
przeszkadza, nie trzeba by przeszkadzało komuś innemu. Ciężko mi
nawet to pisać. Jakiś taki mętlik mam w głowie. Trudno myśli
poskładać, trudno logicznie je na papier przelać. Coraz mniej mi
się ostatnio chce. Coraz mniej widzę sensu podejmowania jakikolwiek
działań, tych najmniejszych nawet. I chyba też gdybym wreszcie
nawet dzisiaj w tego totolotka wygrał to też by mnie to nie
wzruszyło. Bez sensu. Czy jest coś co odmieni moje życie, co
mogłoby nadać mu sens? Chyba tylko śmierć. Śmierć, tak myślę,
jest wyzwoleniem. Wyzwoleniem od wszystkiego. I jest sprawiedliwa.
Ona jedna jest sprawiedliwa. Zabiera równo wszystkich, bogatych i
biednych, zdrowych i chorych, tych co sens mają i tych którym go
brak.
Kończę
to bo praktycznie na musie piszę i w sumie nie wiem po co. Bez
składu to i ładu. Nie wiem nawet co tak naprawdę chcę powiedzieć.
Tak prawdę mówiąc to nic mi się nie chce, a najchętniej to bym
walną to wszystko w diabły. Bez sensu.
W
codzienności w drodze do prac padam, zasypiam znaczy się. Zasypiam
tak, jak nigdy, snem krótki ale twardym. Nocami śpię dobrze więc
nie wiem skąd ta nagła przypadłość. A głupoty jak mi się
śniły, tak śnią nadal, bez sensu znaczy się.
Sypnęło
śniegiem w ostatnich trzech dniach. Chodzić się nie da
nieodśnieżonymi chodnikami, nie mówiąc już o bieganiu.
Temperatura za to teraz rośnie i niechybnie lada dzień wszystko to
się rozpuści w cholerę i będzie jeszcze gorzej. Jednym słowem
bez sensu.
Śpisz dobrze bo masz lapacza snow.
OdpowiedzUsuń