W
sumie jakie to życie jest proste. Jutro o 20:30 zasiądę ponownie
na Ł3. Na Ł3 zasiadam regularnie co roku. I po dwóch ciężkich
godzinach wyjdę z Ł3 jak co roku z dobrze znanym: kurwa znowu
wpierdol. Co roku to samo. A czasami i dwa razy w roku. W sumie to
już nawet nie boli tak bardzo. W sumie jak wiesz czego się
spodziewać … A przecież w sumie mogłoby być zupełnie inaczej.
Przecież to takie proste. Po co mi przeżywać to coroczne
upokorzenie. Przecież wystarczyło by zmienić stronę. No właśnie,
to takie proste. Zmienić barwy i już wszystko jest lepsze. I
stadion piękny pod nosem, i na stadionie sami swoi, nie trzeba się
w język gryźć, można swobodnie wyrażać emocje. I kumpli od razu
tysiące. No i przede wszystkim już nie ma upokorzenia. Teraz już
jesteś zwycięzcą, jesteś z wygranymi, teraz już się cieszysz.
Kurde jakie to proste no. Jak sobie pomyślę ile bym zyskał przez
tą jedną zmianę barw to aż mi się wierzyć nie chce i aż dziw
bierze, że tego nie robię. Miałbym o tyle więcej powodów do
radości i o tyle mniej powodów do smutku. Byłoby super. Po co
trwać przy tym starym więc? No po co? Tylko same kłopoty przez to.
Przecież przez to kłopoty od lat już tylu. Od samego szczeniaka.
Ten wybór z dziecięcych lat. Tak odmienny od wyborów kolegów z
osiedla. Oni z tymi których wielu. Ja sam przeciw wszystkim. A mogło
być tak prosto? Po co więc nadal przy tym trwam? Wystarczy jedna
decyzja i wszystko stanie się łatwiejsze. Jakież to proste. Jedna
decyzja. I po co trwam przy innych życiowych wyborach? Aż się
sobie żałosny wydaję jak myślę jaki jestem głupi. Życie jest
proste, naprawdę. Wystarczy właściwie wybierać, wystarczy trzymać
ze zwycięzcami. Wystarczy umieć zmieniać decyzje, wystarczy robić
to co chcą widzieć. Jakież to kurde proste no. Zmienić podejście
do życia. Praca, obowiązki, pieniądze, kobiety, rodzina,
uczciwość, honor, wiara, nadzieja. W formie w jakiej obecnie to
wszystko wyznaję przynoszą mi same rozczarowania. A ludzie potrafią
zmieniać. Potrafią zapomnieć o tym co mówili, o tym co
przysięgali, o ty w co wierzyli. Potrafią odejść, zapomnieć,
zastąpić lepszym. To jest recepta, recepta ta szczęście.
Zostawić, zamienić na lepsze. Kurde jakie to proste no.
W
codzienności ostatnie dwa tygodnie, a ostatnie parę dni w
szczególności, dały mi nieźle popalić. To jakaś kumulacja.
Opisać w stanie nie jestem, i tak jestem zdegustowany, że nawet mi
się nie chce - jak bardzo. Ilość spóźnień, opóźnień, minięć,
strat czasu nabrała takiej skali, że aż mi się wierzyć nie chce
że to możliwe. I zastanawiam się czy to realne jest. Czy to
możliwe, żeby aż tak, żeby każdy krok, każdy ruch, każdy wybór był z góry
skazany na niepowodzenie? To jakby ktoś patrzący z góry ciągle
coś mataczył, ciągle coś wikłał, komplikował, utrudniał, i
jakby ciągle się dobrze bawił moim kosztem. Nie starczyło mi sił,
i nie starczyło cierpliwości. Przegrałem. Przegrałem i jestem
zmęczony Zmęczony bezradnością swoich działań. To może
zmęczyć. Jak stajesz przed świadomością, że w sumie na nic nie
masz wpływu. Możesz robić i to i tamto, starć się, a na końcu i
tak będzie co ma być. Opadają Ci ręce i zastanawiasz się po co.
Zastanawiasz się czy warto ciągle chcieć. Przecież i tak będzie
co ma być.
P.S.
Dziś zrobiłem parę kilosów Rumakiem. To rekord. Pierwszy raz
jeździłem w listopadzie. I nawet bez bólu stawów i nerek. Pięknie
jest w pogodzie, naprawdę pięknie. Jestem autentycznie zadziwiony i
niezmiernie zadowolony z tegorocznej pogody. Ale to już definitywny
koniec. Sezon zamykamy z 48 736 km na liczniku.
P.S.
2. Smok mi przypomniał. No, aż wstyd, że zapomniałem co tak
lubiłem.
czasem i mnie zdarza się coś popełnić... więc tak... to moje... a co do notki... sumienia nie da się wyprać w Ace czy innej cholerze...
OdpowiedzUsuń