Jak
się nad tym zastanowić to można było się tego spodziewać. Choć
początkowo wyglądało mi to na niesamowity zbieg okoliczności. No
i początkowo lekko rozczarowany byłem. I nadal jestem w sumie – w
sumie myślałem, że lepiej będzie. Ale jak napisałem na początku
– można się było tego spodziewać. Jestem tak przewidywalny i
tak zarazem … nudny, że spodziewać się można było tego
spokojnie. We wczorajszym tym naszym tu biegu lokalnym ( moim chyba
już tradycyjnym ) przybiegłem na metę z czasem 01:48:34. Cóż w
tym przewidywalnego? Rok temu na zad przybiegłem z czasem 01:48:32.
Dwie sekundy różnicy. Utrzymać 2 sekundy na przeszło 21
kilometrach – no nie powiem – sztuka. Ale czy to zmęczenie czy
nastrój kiepski – myślenie mnie męczy. Myślenie, że pal to
licho nadzieję miałem, że będzie lepiej a w sumie to 2 sekundy
gorzej jest, ale myślenie – jaki nudny jestem. No nudny do potęgi
entej. Nawet 21,0975 km biegam z nudną powtarzalnością.
I
tak idąc tym tropem, to już nie jest zbieg okoliczności, jutro
znowu jadę nad morze. I znowu w to samo miejsce. I znowu sam. No
jedynie tym razem nie pod namiot – tym razem zaszalałem – będzie
jakiś pokoik.
To
trzeci dzień mojego urlopu ( trzeci dzień roboczy ), a mnie od
sobotniego popołudnia jakieś lęki nachodzą. Takie niespodziewane,
takie bez powodu. Nie wiem, nie rozumiem. Mijają oczywiście ale
jakaś taka niepewność we mnie siedzi i w sumie nie wiem co mam
robić. Dziwne, podejrzane to, zwłaszcza że jeszcze w czwartek, i w
piątek zadowolony byłem wolnością i swobodą. I wszystko układa
się dobrze, słonko świeci, sprawy idą po mojemu i w ogóle – a
ja bez optymizmu - dziwne. Nie jest dobrze jednak chyba z moją
głową. Generalnie jak się tak czasami zagłębię w temat, tam
gdzieś coś poczytam, tam popatrzę, to dochodzę do wniosku, że
mam wszelkie możliwe charaktery osobowości zwichrowanej. Ale i tak
sobie myślę – a kto w tych czasach jest zdrowy? Tak sobie czasami
myślę, że każdy zdrowy na umyśle do końca nie jest. A czasami
to sobie nawet myślę, że ta większość jest bardziej
zwichrowana. Jednak jako większość, większą ma siłę i narzuca
swoje standardy tej mniejszości. I wymyśla jednostki chorobowe, i
wysyła do psychiatrów i psychologów. I ta mniejszość w sumie
ulega, patrzy wokół i dochodzi do wniosku – no faktycznie, to
chyba ze mną jest coś nie tak. Ciekawe jak na nas patrzeć będą
jako całość za te pincet lat. Czy tak jak my patrzymy na
średniowiecze? A tak apropo w firmie u mnie robimy teraz jeden duży
projekt, jeden z większych w ostatnich latach. Projekt dotyczy
budowy szpitali psychiatrycznych na pomorzu gdańskim. Nie przez moje
łapy przechodzą zamówienia ale jest tych szpitali tam od groma ( a
to same pomorskie ). Ile potrzeba będzie w całym kraju?
No
i to tyle chyba. Nikt nie pisze, czytać nie mam co. Doszło do tego,
że samotny jestem i w realu i w sieci. Trudno, był czas przywyknąć
– jak mawiali w klasyku.
Jeszcze
taka refleksja mnie naszła na koniec – Księżniczką się martwię
– i może stąd te moje wahania nastroju w dniach ostatnich. Duża
już jest wprawdzie ale przecież swoją cegiełkę dołożyłem też.
Może to wyrzuty sumienia, poczucie winy, odpowiedzialności, może
złość na siebie? No nie wiem. Jak wszystko pójdzie zgodnie z
planem, jutro o tej porze moczył będę stopy w morskich falach i
miał furę czasu na myślenie.