Miałem
napisać i zapomniałem co miałem napisać. Chodziło to ze mną dni
parę, a teraz gdzieś znikło. Nie ważne, jeb to pies. Zresztą
ostatnio jakoś tak do większości spraw taki akurat mam stosunek.
Może to efekt zmęczenia? Zmęczony jestem niemiłosiernie. Biegam
słabiej, rano ledwo wstaję, a w pociągu w połowie drogi bierze
mnie taka drzemka, że na krótką chwilę tracę świadomość. Nie
wiem, może to ten okres. Pogoda szaleje, raz słońce raz śnieg.
Może wspomnienie wydarzeń sprzed lat pięciu? Sny mnie męczą. Śni
mi się ciągle poprzednie życie, ciągle wracam w nich w utracone
miejsca, by ostatecznie budzić się ze świadomością – jeny po
co? Umieć tak kurde zapomnieć. Jakie to byłoby wygodne. A tak? A
tak męczę się i cierpię. Ale generalnie jeb to pies. Takie już
to moje życie i nic się nie zmieni. Nie zmieni się. Trzeba
zacisnąć zęby i przetrwać trudny czas. Zwłaszcza, że pojawiają
się dobrego zwiastuny. Kos się odezwał. Słyszałem go kiedyś w
listopadzie i grudniu też – a może mi się zdawało. Czy kos
odlatuje na zimę? Nie wiem, w sumie mógłbym to sprawdzić teraz u
wujka gogla ale … ale niech tak zostanie – nie wiem. Tak czy
inaczej odezwał się we wtorek. Kurde jakie ciemne ranki są inne
gdy go słychać. Ciemnym, cichym, pustym jeszcze rankiem słyszeć
jego śpiew. Będzie lepiej, będzie. I ranki ciemne już krótsze. W
tym tygodniu po bezchmurnej nocy udało mi się nawet ujrzeć na
dalekim wschodzie zarys wschodzącego świtu. Bo poranna droga do
pracy już nie jest taka monotonna od jakiegoś czasu. To, że w
połowie padam zmożony snem nie zmienia faktu, że jest o niebo
ciekawsza niż jeszcze parę dni temu, teraz widać przemykający za
szybą świat. Będzie lepiej, będzie. Zaczynam coraz częściej
myśleć o Nadmorzu, zaczynam tęsknić. Nie jest to jednak tęsknota
jak w latach ubiegłych, taka tęsknota, że już chcę tam być.
Teraz to jest tęsknota, że może uda mi się tam być za czas
jakiś. A jeżeli się nie uda? Trudno. Mam stamtąd już tyle
wspomnień, jest to miejsce tak moje, że nawet gdybym tam w tym roku
nie trafił samymi wspomnieniami się nakarmię. Ale zamiaru
potańczenia nocą na pustej plaży nie porzucam.
W
rzeczywistości – choć w sumie to powyżej to sama rzeczywistość
– w czwartek wracając do domu wieczorem zerknąłem w niebo. Było
gwiaździste jak dawno nie pamiętam. I patrząc na Wielki Wóz
wspomniało mi się jak patrzę na niego na nocnej plaży. W ogóle
jakoś dużo gwiazd w tym tygodniu na niebie. I nie wiem czy to Wenus
czy Mars ale coś miga do mnie na wschodzie. Miga hipnotyzująco.
We
wtorek zmarł mój kochany dziadek. Jednak moje postrzeganie śmierci,
zupełnie inne niż stu procent pozostałej rodziny nie wywołało we
mnie ni smutku, ni żalu. Moje postrzeganie śmierci wywołało we
mnie radość. I jak to by teraz nie zabrzmiało – cieszę się.
Mój kochany dziadek ma już tą ziemską wędrówkę za sobą. Teraz
gdzieś w lepszym świecie cieszy się i czeka na mnie.
A
poniższe tak idealnie oddaje moje Nadmorze, tak realnie ukazuje
klimat mojej plaży, że napatrzyć się nie mogę. Jest jednak jakiś
pożytek z tego internetu. Sęk w tym w morzu ścieku i chały
wynaleźć takie perełki. Patrzę, patrzę i napatrzyć się nie
mogę. No dosłownie czuję jakbym tam był, lepiej nie można już
tego oddać. Ideał. Jedyne co to słońce zachodzi nad lądem, ale
to tylko taki drobny szczegół. Wszystko inne dokładnie jak w moim
Nadmorzu. Ja tam jestem, ciągle tam jestem ... sam.