Nikt
nic nie pisze. Znikł Smok, znikła Kania, znikła Iza za zakrętem, znikła Szemrząca i Feeria też znikła. Porozchodzili się gdzieś ludzie w swoje sprawy,
poznajdowali inne formy. I jeżeli z korzyścią dla nich to w sumie
dobrze. Każdy czegoś szuka, każdy na coś czeka – może oni
znaleźli, mam taką nadzieję. Ja czekam nadal. Nie wiem wprawdzie
na co – ale czekam. A może wcale nie czekam tylko tak się do tej
swojej izolacji przyzwyczaiłem, że nic mi już nie trzeba. W
realnym życiu jestem odizolowany od ludzi barierą nie do przebicia.
Bo generalnie nie potrzebuję już wchodzić z nimi jakiekolwiek
interakcje. Ludzie ciągle kogoś potrzebują – ja już nie. Ludzie
ciągle muszą z kimś być, kogoś mieć – ja już nie. Czasami
myślę sobie, że ludzie boją się być sami. Boją się zostać
sami ze sobą, ze swoimi myślami, ze swoimi demonami. Bo w
samotności demony wyłażą. Wyłażą te najgłębiej schowane, te
zapomniane, te zasypane grubą warstwą codziennych spraw. Ludzie
tego nie chcą. Uciekają w związki, uciekają w relacje, oby tylko
z kimś być, oby tylko kogoś mieć. Oby tylko ten ktoś wypełniał
pustkę, oby tylko dawał poczucie wartości. Jak jest obok jest
łatwiej, jest bezpieczniej. Czuje się, że się jest potrzebnym, że
się jest ważnym. Dzięki komuś obok można się spełniać.
Spełniać jako dobry człowiek. Wydobywać z siebie te lepsze cechy
a przez to podnosić swoją samoocenę. I można również na tego
kogo zwalić winę. Można go obarczyć odpowiedzialnością za
porażkę. To jest równie podnoszące na duchu. Ludzie ciągle kogoś
potrzebują – ja już nie. Ja już swoją samotność przerobiłem.
Wylazły wszystkie moje demony. Wszystkie te najgłębiej schowane,
te zapomniane, te zasypane grubą warstwą codziennych spraw. Jak to
boli nie potrafię nawet opisać. Boli do granic, boli aż do myśli
o końcu. I nie mówię, że one jeszcze nie wyjdą, że mam je już
oswojone. One są, w każdej chwili mojego życia. Żyją wraz ze
mną. Jestem ich świadom. Czasami sprawiają, że nie mogę patrzeć
w lustro. Jednak już przed nimi nie uciekam, już ich nie
przysypuję. Wiem po prostu jaki jestem. Jaki słaby jestem z tymi
demonami. Jaki zły, jaki nieuczciwy, jaki perfidny, jaki okrutny.
Taki jestem właśnie. Walczę z tym, staram się zmieniać, staram
się naprawiać i może nawet czasami mi się udaje. Ale tylko
czasami. W większości przypadków obłudna natura zwycięża. I
pozostaje mi z tym żyć. Iść dalej, dalej próbować. Może nie
dorosłem, może nie dojrzałem, może nie umiem kochać. Gdy czasami
z przypadku wpadną mi w ręce takie czy inne opracowania
różnych mądrych głów na tematy psychologiczne odnajduję się w
najgorszych typach charakterologicznych. Trochę to dołujące ale
zawsze zaraz przychodzi refleksja – czy tylko ja. Bo czy jest na
tym świecie choć jeden człowiek zupełnie normalny? Taki bez
żadnych wad? Taki nie podpadający pod żaden typ zboczenia? Obym
się mylił ale wg mnie nie ma. Każdy, każdy jeden ma jakieś
skrzywienie. I takie szufladkowanie, takie tworzenie co rusz to
nowych typów generalnie zaczyna mnie śmieszyć. Tak więc żyję
sobie dalej. Mały narcystyczny, egoistyczny, pesymistyczny,
impulsywny chłopczyk Piotruś Pan z zespołem DDA. Żyję dalej i
czekam co los przyniesie.
W
codzienności miałem test na COVID. Wirusa nie mam i, co raczej mnie
zdziwiło, nie miałem.
Lipiec
i koniec pracy zdalnej to koniec biegania na wyścigi. Wróciło
stare bieganko tylko i wyłącznie weekendowe. Co nie zmienia faktu,
że w 6 miesięcy tego roku przebiegłem więcej niż w całym roku 2015,
tyle co w całym roku 2016, trochę mniej niż w całym roku 2017 i tylko 200
km brakuje mi do rekordowego roku 2018.
Deszcz
pada nadal. Z tym, że aktualnie kończy zaraz przed tym jak wsiądę
na Rumaka i zaczyna zaraz po tym jak z niego zsiądę. To bardzo miłe
odczucie.
Tak
jak mnie wkręciło od jakiegoś pół roku w Ekwador Manieczki to
dawno nic mnie nie wkręciło. Ciągle mi gra. I jeżeli miałbym
czegoś żałować w życiu, a żałuję wielu rzeczy, to tego, że
mnie tam nie było zaczynam żałować bardzo. A to były moje czasy.
Gdzie ja wtedy byłem? Wiem gdzie byłem, a co ciekawe tam gdzie
byłem gardziłem taką muzyką, takimi klimatami i takimi ludźmi.
a czym jest normalność?
OdpowiedzUsuńże nie ma człowieka bez żadnych wad- tego jestem pewna. czy każdy ma jakieś zboczenia? pewnie tak. mniejsze, większe, niegroźne... oby te niegroźne tylko.
jestem DDA.
ps. może i fajnie byłoby przez chwilkę poleżeć/posiedzieć na plaży, ale do morza mam daleko. na jednodniowe wycieczki szum fal, odpada. zostają góry i rzeczki. a nad morze...może wrzesień. może morze. wtedy. zobaczymy jak się wszystko rozwinie. i z wirusem i z innościami.
samotnośc nie jest zła, źle jest jak człowiekowi źle samemu ze sobą...
OdpowiedzUsuńNikt do końca nie jest normalny, to na bank. Również dlatego, że normalność może dla każdego mieć inne znaczenie. Rzeczy oczywiste i normalne dla mnie, mogą być dla Ciebie totalnie z kosmosu. I na odwrót.
OdpowiedzUsuńA samotność sprzyja demonom, to fakt. Nie wiem, czy tak całkiem da się je oswoić, pewnie nie, i dają znać o sobie raz na jakiś czas, nawet jeśli nam się wydaje, że już mamy je z bani.
Ludzie czasem faktycznie pomagają radzić sobie, czy z demonami czy poczuciem samotności. Ale najtrwalsze znajomości to chyba jednak te, które nie są po nic konkretnego, tylko stanowią obopólny wybór, w którym chcemy być ze sobą w takie pierwotny sposób, tak jak napisałeś w tej notce wyżej, o motórze. Bez oczekiwać i rozczarowań.
No i na koniec mogę chyba jedynie dodać, że też jestem DDA. Pewnie jest nas tu całkiem sporo. Piąteczka!