sobota, 22 sierpnia 2020

Ścieżka 609 Do przodu

Lubię, uwielbiam taką pogodę. Wysysam gorące kawałki z każdego słonecznego promienia. Ciepło to życie. Upał to spokój. Wszystko zwalnia. Staje się błogie i spokojne. I, że tylko nie ma mnie w Nadmorzu. Jestem jak kameleon. Zastanawia mnie moja moc przystosowawcza. Nie wiem jak ale wpadam w coś i w tym żyję. Jeszcze do niedawna pod niebiosa wychwalałem życie w pandemii. I z obawą wyczekiwałem jej końca. Teraz żyję błogo w popandemii. I tylko dziw mnie bierze, że pandemia niby większa, a nikt nic nie zamyka. Nie piszą ludzie notek – bo nie piszą. Raz dziennie przynajmniej zamyślam się co tam u nich. Z dnia na dzień jednak coraz mniej. Już nie jestem jak kiedyś. Kiedyś ważyłem słowa i wygląd. Każda chwila była podporządkowana dobremu wizerunkowi. Co kto powie, co pomyśli. Już nie jestem jak kiedyś. Teraz już nie muszę być akceptowany przez wszystkich. W sumie mogę być akceptowany przez nikogo. Bo w sumie chrzanić. Kto nie z nami ten przeciw nam. Chrzanić wszystkich. Już nie muszę zabiegać o nic. I tylko, zastanawiam się kiedy wrócę do fryzjera – ostatni raz u fryzjera byłem w połowie marca – więcej grzechów nie pamiętam. Łokieć boli. To już drugi miesiąc. Cały czas czekam aż samo przejdzie. Czas leczy wszelkie rany. I ciała i duszy. Kolona uleczył. Poprzedniej miłości jeszcze nie. W piątek na Starym Mieście – choć to w sumie Plac Zamkowy – postanowiłem, że na starość, jak będę jeszcze żył, będę przychodził tam z leżakiem. Już trzy razy byłem w Nadmorzu i trzy razy nie tańczyłem na plaży. To nie skleroza. To tylko ta cisza i te fale które tak mnie zamyślają, że zapominam zatańczyć na plaży. I ciekawe tylko czy pojadę jeszcze czwarty raz, i czy znowu zapomnę. Choć to jeszcze nie koniec chodzi za mną smutek, że to już w sumie koniec. Jaskółki siedzą na drutach. Lato minęło, a u mnie nic się nie zmieniło. Nadal na coś czekam. Tylko nie wiem na co. Brakuje mi snu. Brakuje mi dobrych snów. Brakuje mi magii. Brakuje mi wiary w duchy, wiary w anioły. Tak mało nieba i tak mało gwiazd nie widziałem już dawno. Nawet żadnej spadającej nie widziałem. Ale żadna strata – te które widziałem w latach poprzednich i tak nie spełniły życzeń. To już ponad rok jak nie wąchałem alkoholu – kto by pomyślał. I chyba czas najwyższy nawalić się do nieprzytomności. No ciekawe co z tego wyniknie. A w rzeczywistości po nocnej wizycie gościa spojrzałem wstecz. I zobaczyłem jak zaraz potem mnie jebło. Jak zobaczyłem się wystraszyłem. Oby to się nie powtórzyło … i zapomniałem. W poniedziałek mnie jebło. W klatę, tak raczej na lewo niż centralnie – i się wystraszyłem. Jakiś strachliwy jestem. P.S. Co ja wypisuję za bzdury, że nie ma magii. Przecież piszę o niej – więc jest. Nie trafi za mną. P.S. Miało padać o 20, jest 22 i właśnie zaczyna padać. P.S.update. Co ja piszę, że ludzie nie piszą - właśnie spojrzałem – Kania napisała. Ależ się cieszę. Jak pojadę czwarty raz do Nadmorza to jej podeślę fotkę. A jak nie pojadę to podeślę z nieNadmorza. To że nie przesyłałem, tak gwoli jasności, to tylko efekt mojej skromności. A w sumie raczej gwoli jasności jaśniejszej niskiej samooceny. Bo gdzie ja tam i z czym mianowicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz