niedziela, 7 lutego 2021

Ścieżka 622 Do przodu

 Odzieranie z mitów. Tak mógłbym nazwać dzisiejsze pisanie. Świadomość, że odzieranie z mitów boli i wkurza mnie bardzo naszła mnie jakieś parę minut temu. Naszła mnie jak jakieś objawienie w momencie gdy już odpaliłem monitor z myślę, że czas najwyższy coś napisać. A pisać miałem zamiar o czymś zupełnie innym. Odzieranie z mitów. Hmmm. Takie oczywiste a jak odkrywcze. Zdałem sobie sprawę, że odzieranie z mitów strasznie mnie wkurza i warunkuje moje nieudane życie. Odzieranie z mitów wytycza myśli, wyznacza ścieżki. Wpływa na postrzeganie świata i jego odbieranie. I co najciekawsze - to odzieranie z mitów jest ze mną od lat najmłodszych. Towarzyszy mi od kiedy to zacząłem jako tako kojarzyć fakty. Pierwsze odarcie z mitów osoby ojca. Kiedy wspaniały, silny i mądry mężczyzna stał się słabym i nieodpowiedzialnym facetem. Tak – dla małego szczeniaka – utrata wzoru do naśladowania była chwilą która zawarzyła mocno na dalszych jego losach. Już później odzieranie z mitów księżniczek. Równie bolesne i odbijające piętno jak poprzednie. Świadomość, że istoty pełne wzniosłych cech, te które dzierżą w swojej mocy ład świata, te które swoją czystością serca i moralnością czynów utrzymują ten zepsuty świat w równowadze - są równie okrutne i zepsute jak ta gorsza jego część – to było przygnębiające. Kto miał chronić ten świat przed całkowitym zepsuciem jak nie one – kto miał stanowić nadzieję na lepsze jutro. Z odarciem księżniczek z mitu skończyło się chyba tak naprawdę wszystko. To nie ważne, że po drodze odarci z mitu zostali waleczni rycerze, odarci zostali honorowi westernowi kowboje. Nie ważne że i patrioci i bohaterowie walczący o Niepodległą również z mitu odarci zostali. Nie ważne, że odarta z mitu została piłka kopana i sport ogólnie. W sumie - to chyba fragment ostatniego filmu o Bulls który napatoczył mi się właśnie po tym jak teraz monitor włączyłem - filmu który odarł z mitu największego idola z największych. Tego którego plakat i dziś, choć starym dziadem już jestem, wisi w moim pokoju nadal. To właśnie ten fakt natchnął mnie do tego co teraz piszę. Piszę więc teraz, że cały ten syf, cały ten bajzel, i cały ten smutek który mi aktualnie towarzyszy wynika z jednego – wynika z odarcia z mitów wszystkiego w co wierzyłem. Piszę, teraz, że nawet Bóg Wszechmogący odarty z mitu jest. Bóg w którego bardzo wierzyłem, ten któremu oddawałem wszystko – radość, smutek, prośby i dziękczynienia – ten to oto Bóg również odarty został z mitu. Jeny, kiedy ja ostatni raz z Nim rozmawiałem? Dawno temu to było. I zdałem sobie sprawę, że to wszystko, te wszystkie rozczarowania których świadkiem się stawałem z każdym kolejnym krokiem odarły z mitu i mnie. Stoję teraz, czy raczej siedzę i piszę to wszystko w świadomości, że nie ma już we mnie nic. Nic z romantycznego, wierzącego, pełnego wzniosłych idei, pełnego honoru i nadziei młodzieńca. Nie ma już człowieka wrażliwego na ludzkie cierpienie. Nie ma człowieka szukającego miłości. Nie ma tak praktycznie nic. Jeny – ależ ten świat zrobił się dziwny. Wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Liczy się tylko kariera, pieniądz, sukces. I najgorsze w tym wszystkim, że widzę, że odarty ja, nie mający już nic z wielkich celów, staję się uczestnikiem tego całego syfu. Stałem się niewolnikiem. Straciłem wolność i niezależność. Straciłem uczciwość i sprawiedliwość. Straciłem miłość – chociaż nie jestem - czy ją akurat kiedykolwiek miałem. Jeżeli nie miałem – to straciłem poszukiwanie miłości. Straciłem za nią tęsknotę. W tym odartym ze wszystkiego świecie siedzi we mnie przygnębiające przekonanie – że jej nie ma. Że nie ma czego szukać.

W rzeczywistości kładąc się spać, zamykając oczy wyrażam chęć snu z motylem. Niestety – choć trwa to czas już dłuższy żaden motyl mi się jeszcze nie przyśnił. Za to wiele innych głupot – a jakże.

W rzeczywistości zrobiła się zima. W styczniu był tydzień z siarczystym mrozem i śniegiem. Potem na chwilę odpuściło, by po chwili przywalić z całą mocą. Na przełomie stycznia i lutego przyszło zimno. Temperatura w ciągu dnia ponad minus 10, do tego wiatr – nie jest przyjemnie. Z całym szacunkiem dla zimy – nie lubię jej. I cały czas myślę o tych żurawiach co je słyszałem na początku stycznia. A może nie tyle myślę – co wręcz się o nie martwię.

W rzeczywistości zostałem członkiem związku przeciągania liny – ze wszystkimi tego konsekwencjami.

W rzeczywistości małymi kroczkami realizuję motórowe cele. Jedne z sukcesem – inne nie. Na ten przykład wczoraj parę godzin walczyłem o karbon na jednym z plastików jednak ten plastik na chwilę obecną nadal jest plastikiem – nie karbonem. Za to po prawie trzech miesiącach dotarł wreszcie nówka sztuka nieśmigany chiński interkom. Będzie grane w przyszłym sezonie.

P.S. I tak na koniec choć MJ odarty z mitu – to nic mi nie odbierze tych nocy zarwanych na oglądaniu jego gry. Nic, naprawdę nic – ależ to były piękne chwile.

P.S. I będzie dobrze - jeszcze wrócę, jeszcze uwierzę – niech tylko zaświeci słońce, niech tylko spojrzę w rozgwieżdżone niebo, niech wsiądę na Rumaka, niech pojadę w Nadmorze, niech pogrzebię stopą w piachu, niech posłucham fal, niech spojrzę gdzieś tam hen, niech to wszystko się stanie – a głupi, romantyczny, tęskniący za miłością er – wróci. Jeszcze tu wróci – i rozjebie system.

1 komentarz:

  1. :D podoba mi się zakończenie! :D

    a mój mit, który runął - jak się będę bardzo starała, to wszystko będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń