Najgorzej gdy do słabości fizycznej doczepi się i psychiczna. Jeszcze w czwartek – wracając wieczorem do domu – czułem, że mam moc. Moc do życia. Bylejakiego życia – ale życia. Jeszcze nawet wstając w piątkowy ranek czułem mocy tej ślady. Coś jednak zaczęło się psuć. Moc zaczęła mnie opuszczać. Straciłem siłę. Naszła mnie fizyczna słabość. Czy to z przemęczenia czy może jakiegoś wirusa – ale słabość fizyczna mnie naszła. Poczułem się jak flak. Jakby coś lub ktoś wyssał ze mnie energię. Pobiegałem wprawdzie i w piątek trochę i w sobotę całą dyszkę – i w niedzielę w piłkę też pokopałem – jednak wszystko to było jakby na oparach, jakby na kredyt. Nie czułem się dobrze fizycznie. Na szczęście łażąc bo łażąc, siedząc bo siedząc, nie robiąc nic bo nie robiąc, pocąc się bez przyczyny bo pocąc – spokój miałem w głowie. Było wprawdzie zniesmaczenie tym całym stanem – ale czasami tak bywa – starość przecież nie radość. Grunt że w głowie spokój. Niestety – i głowa dala o sobie znać. Tak mi się dzisiaj przeszłość przyśniła, tak namacalnie, tak wyraźnie, tak mocno – jak dawno nie. Przeszłość w wydaniu przyszłość. Coś co w sumie mogłoby się zdarzyć – a co się nie zdarzy. Coś – na co nie ma szans – czego bym pragnął – a czego nie otrzymam. Marzenie nie do spełnienia. I najgorsze w tym wszystkim, że po tym śnie miałem jakby drugi sen – a może to był sen we śnie – nie wiem – dziwne to było – ale chodzi o to że w drugim śnie, czy też śnie we śnie – miałem sen, że się obudziłem, i że się obudziłem ze świadomością że ten pierwszy sen był tylko snem, że się obudziłem z ulgą, że to wszystko było tylko koszmarem sennym. Obudziłem się z ulgą, że ten zły sen już się skończył. Obudziłem się ze spokojem, z nadzieją, że teraz będzie już tylko dobrze. Teraz będzie dobrze. Jak dobrze mi z tym, że będzie dobrze. Już teraz wiem jak żyć. Teraz się wszystko ułoży – a ja temu wszystkiemu pomogę. Z tym, że obudziłem się potem i z tego drugiego snu. Z tego snu we śnie. I to było już to obudzenie do świadomości w której żyję. I to zniszczyło mi głowę. Obudzić się – zobaczyć, że jednak nie jest dobrze. Zobaczyć, że ten cały bajzel wokół mnie trwa nadal. Nic się nie zmieniło. I nic się nie zmieni. Obudzić się – wróciła niepewność, wróciło zwątpienie, wrócił brak celu. Jeszcze chwilę temu wiedziałem , jeszcze chwilę temu miałem przekonanie że wiem czego chcę i gdzie, w którym kierunku podążę. Teraz nie wiem. Znowu jestem w stanie – nie wiem co robić. Znowu ta bezsilność, ten brak przekonania, brak chęci, brak nadziei. A wiec nic się nie wyjaśniło, nic nie uporządkowało, nic.
Minęło już 12 godzin od obudzenia. Doszedłem do siebie jako tako. Doszedłem do siebie powtarzając cały czas – niech tylko wyjdzie słońce, niech tylko wyjdzie słońce, oby dotrwać, oby dotrwać, jak wyjdzie słońce świat stanie się przyjaźniejszy, moja głowa się uspokoi. I wyszło słońce na szczęście. I głowa się też trochę uspokoiła. I siły fizyczne też chyba wracają. Więc chyba będzie dobrze? Będzie dobrze – choć gdzie, w którym kierunki podążyć nie wiem nadal.
W codzienności – tyle razy powtarzałem sobie – nie pisz tu bo się spieprzy – tyle razy powtarzałem. Napisałem ostatnio, że dobrze mi w sumie z dala od biura, że mógłbym tak pracować z domu na wieki, że pasuje mi ten układ – napisałem … i za dwa dni wiadomość z firmy – wracamy. Kurrrrwwww
W codzienności, tydzień temu, we wtorek przyleciały jeżyki. Mam wrażenie, że z każdym kolejnym rokiem przylatuje ich coraz mniej.
W codzienności maj mnie rozczarowuje pogodą.
W codzienności, przez deszczowe chmury, nie mogłem wczoraj. Dzisiaj jest szansa. Więc zamiar mam wstać o 1, zamiar mam przetrzeć zaspane oczy i mam zamiar obserwować statki na niebie.
No powiem Ci, że jak na słabość fizyczną, to i tak nieźle dałeś w palnik. Ja w takim stanie za cholerę bym tyłka nie ruszyła, żeby jakąkolwiek aktywność praktykować.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to wiesz - będzie dobrze!
ehhh... ta sinusoida... ale ostatecznie będzie dobrze. słońce będaie.
OdpowiedzUsuńu mnie też się pojawiły jeżyki! bardzo mnie to ucieszyło.