Nerwowym wzrokiem patrzę na zegarek. Jeszcze minuta i nie zdążę na pociąg. A następny za godzinę. I do domu wróce koło północy. Na złość Jacek jeszcze wymyśla jakieś rozciągania. Żeby było bezpiecznie powinienm był wyjść jakieś 10 – 15 minut temu. Autobus którym miałem dojechać na dworzec już odjechał a kiedy ma być następny nie wiem – bo nie sprawdziłem – bo nie brałem nawet takiej ewentualności pod uwagę. Dobra – koniec treningu. Ubrania kleją się do spoconej skóry ale nic to. Wybiegam. Pędzę na przystanek. Oby tylko przyjechał jakiś autobus oby tylko przyjechał jakiś autobus. Czerwone światło skrzyżowania które zazwyczaj jest czerwone zmienia się na zielone akurat wtedy gdy dobiegam. Ale fart. Już jestem na przystanku. Jedzie jakiś autobus. Kurde – pasuje. Ale fart. No to jadę. Do pociągu kwadrans. Autobus dojeżdża bez przeszkód. Ale fart. To jakiś cud, że udało mi się zdąrzyć na peron 3 minuty przed odjazdem pociągu. Ale fart. Trzeba podziękować Bogu – dzięki Boże. I właśnie wtedy pada z głośnika pociąg taki i taki, ze stacji takiej i takiej do stacji takiej i takiej, planowany przyjazd o godzinie – przyjedzie z opóźnieniem około 10 minut. I na koniec moje ulubione – opóźnienie może uluc zmianie.
A nacóż ja to tu opisuję. A no na tuż że naszła mnie taka refleksja – Bogu nie warto dziękować. To już nie pierwszy raz gdy doświadczam takiej sytuacji. Mógłby ktoś powiedzieć – a może Bóg chciał ci pokazać że niepotrzebnie tak się martwiłeś, tak się denerwowałeś – On miał wszystko pod kontrolą i zdążyłbyś i bez tej całej gonitwy. Może właśnie trzeba by oddać się w Jego ręce, zaufać. Może. Ale ja pewien jestem, że gdybym nie wpadł na ten peron trzy minuty przed odjazdem, a dziesięć po – to nawet nie miałbym nawet okazji zobaczyć jak mój pociąg odjeżdża. Taka jest właśnie moja prawda. Prawda która coraz bardziej do mnie dociera. Już nieraz się o tym przekonałem. Bogu nie warto dziękować.
Ten rok od początku nie miał być dobry. Nie wiem – jakieś takie mnie naszło na jego początku. Takie jakieś żeby nie spodziewać się niczego szczególnego, żeby po prostu dociągnąć w codzienności do następnego. I nie wiem czy to wynik myślenia życzeniowego ale faktycznie tak jest. Niech fakt, że od dobrych chyba dwóch miesięcy nie trafiłem nawet marnej trójczyny, o tym świadczy. A przecież nic się nie zmieniło. Gram tak samo jak grałem. Jednak o ile wcześniej zawsze trafiała się przynajmniej jedna trójka, a w ubiegłym roku o tej porze miałem już dwie piątki, tak obecnie nie mogę trafić nawet tej marnej trójczyny. Dziwne. Dlaczego tak się dzieje i co za tym stoi – nie wiem.
to i tak dobrze,że trójki jakieś trafiasz. ja nic. że o piątkach to ja nawet nie śmiem zamarzyć.
OdpowiedzUsuń