Uprzedzam od razu że to co teraz napiszę jest li tylko moim
pojmowaniem sprawy. Li tylko moją życiową wykładnią którą się
kieruję. Nie jest ani lepsza ani gorsza od innych życiowych
wykładni. Jeżeli ktoś żyje wg wykładni innych, wykładni wręcz
przeciwnych, jest to li jego i wyłącznie sprawa i nic mi do niej. I
ani jej nie potępiam ( tej wykładni przeciwnej ) ani nie twierdzę
że jest gorsza od mojej, czy też zła i grzeszna. Jak zresztą
wspominałem już wcześniej zła i grzechu nie ma. Wszystko ale li
wszystko dobre jest. O ile nie
rani innych.
Moją życiową wykładnią w
sprawach damsko – męskich jest monogamia. I choć miałem okres w
swoim życiu że chciałem zaliczyć wszystkie laski świata,
zaznaczam – chciałem - a to znaczy że nie zaliczyłem nawet
jednej :), to tak naprawdę zawsze zakładałem że moim życiu
będzie tylko jedna kobieta. I tylko z jedną kobietą spędzę
życie. Całe życie.
Czy trzeba mi wszystkich lasek
świata by poczuć siłę seksu? Czy ilością zaliczeń podniosę
swoją wartość? Może tak może nie. Jednak w mojej wykładni
króluje przeświadczenie że z jedną, ale za to tylko moją,
kobietą, mógłbym siłą seksu, naszego seksu, tylko naszego,
zadziwić świat. Bo czy to o ilość idzie? O krótkie, przelotne
doznanie? A może i dłuższy romans? To się zawsze, prędzej czy
później skończy. Może nawet zostawi wstyd czy żal. W moim
monogamicznym świecie moja kobieta byłaby tylko moja a ja tylko
jej. I bylibyśmy dla siebie wszystkim i nie musielibyśmy szukać
rozrywki na boku. I nie potrzebowalibyśmy się na boku sprawdzać.
Nie potrzebowalibyśmy niczego na boku udowadniać. Mielibyśmy
siebie i to by wystarczyło. Tylko i aż tylko ja i ona. Tylko my ale
aż my a to więcej niż wszystkie laski świata.
A
co w razie gdyby pojawiły się rysy? No wg współczesnych
standardów jedyne rozsądne rozwiązanie: rozstanie. Bo jednak nie
pasujemy do siebie, bo jednak nie spełniamy oczekiwać, bo jednak
mamy inne potrzeby. Po pierwsze primo, jeżeli już zdecydowałbym
się na bycie z kimś to nie z kimś przypadkowym. A to samo z siebie
wyklucza już brak poznania. W tych czasach zbyt łatwo wchodzimy w
związki. Nie wiem skąd się to bierze ale chyba stąd że obecnie
już w gimnazjum, a może i wcześniej,
ma się chłopaka czy dziewczynę. I nie rzadko nie tylko do
chodzenia. I potem ma się inną/ego, a potem jeszcze inną/ego i tak
dalej i tak dalej. I zabawa trawa i jest wesoło. Ale mnie to nie
bawi i nigdy nie bawiło. To takie dziecinne. W moim świecie liczy
się wierność. Nie zostawiłbym bym li tylko dlatego że ktoś mi
się znudził lub bo już nie jest tym kim był. Ludzie się
zmieniają, nie można być w wieku dziestu lat nastolatkiem. I im
dłużej bym z kimś był tym bardziej nie chciałbym go zostawić.
Bo co też z tymi wszystkimi przeżytymi wspólnie latami. Trudnymi
latami. Tymi przeciwnościami które razem pokonaliśmy. Tymi
kłopotami przez które razem przebrnęliśmy. Może i było ciężko,
może i były łzy, może i było zwątpienie ale czy nie tak kuje
się żelazo? Czy prawdziwie trwały związek nie rodzi się w bólu?
I co? Tak to zostawić po pięciu, dziesięciu, piętnastu,
dwudziestu i czy ilu tam latach? Szczęście jedynie jak nie ma
potomstwa a przynajmniej jak jest już odchowane. W moim związku nie
zostawię nigdy tylko dlatego co powyżej. Zawsze będę pamiętał
chwile radości i chwały, bo przecież w każdym takie istnieć
muszą. Zawsze pamiętał będę pierwsze spotkanie. Zawsze będę
też pamiętał te chwile złe, z tym że pamiętał je będę jako
coś czemu daliśmy radę, razem.
Powie
ktoś – są sytuacje extremalne. Zgadzam się. Ale czy te sytuacje
wpływają na moje widzenie relacji damsko – męskich? Nie.
Moja
mam ostanie dwadzieścia lat swojego związku z moim tatą często
cierpiała. Przez te lata był alkoholikiem. Sam osobiście miałem
go dość. Były momenty że nawet życzyłem mu śmierci. Że
myślałem że łatwiej nam będzie bez niego. Będąc jeszcze
dzieckiem nie mogłem pojąć dlaczego mama z nim jest. Dlaczego z
nim jest podczas gdy inne mamy zostawiają swoim mężów i odchodzą.
Sam jej radziłem by postąpiła podobnie. I mimo tego że cały
świat nie mógł pojąć dlaczego z nim jest – ona była z nim do
końca. I korzystała z chwil dobrych, i opiekowała się nim w
chwilach złych. A gdy już umarł powiedziała mi: „Wiesz synu, ja
go naprawdę kochałam”. Czyż to nie piękne? Czyż to nie
wspaniałe? Czyż moja mama nie wygrała? Wygrała. A mi brakuje
obecnie taty. Nawet tego pijanego.
Łatwiejsze
jest obecnie na topie. Wybieramy najprostsze rozwiązania. Nie chcemy
się poświęcać. Nie chcemy walczyć. Liczy się wygoda, nasze
dobre samopoczucie. I tylko my mamy rację. A jak ci się nie podoba
to droga wolna. Słabych i przegranych zostawiamy samym sobie. „Wiesz
co? Już mi się nie podobasz.” Wiesz co? Już do siebie nie
pasujemy.” I kurwa najlepsze co można usłyszeć. No rozpierdala
mnie ten tekst: „Wiesz co? Rozstańmy się w spokoju i zostańmy
przyjaciółmi.” No samo jak to piszę to wywołuje u mnie śmiech.
„Zostańmy – kurwa
– przyjaciółmi.” Ja pierdolę, leżę na glebie i trzymam się
za brzuch ze śmiechu.
To
Ania Dąbrowska śpiewała swego czasu: „Już się popsułeś, i
wiem co zrobię, zamienię cię na lepszy model” ? Nie ważne czy
ona czy nie ale tekst trafiony. Zamieniamy na lepszy model. Wszystko
obecnie zamieniamy na lepszy model. Telewizor, telefon, samochód to
i tak samoż i partnera. Bo się popsuł. A może i się popsułem. A
może i mam obecnie gorszy okres. A może i mam smutne dni. A może i
jestem przygnębiony. A może i nie wiem sam czego chcę. A może i
jestem nerwowy. A może i to a może i tamto. Ale czy to powód by
mnie zamieniać na lepszy model? Fakt, popsułem się. Ale do cholery
jasnej nie po to jesteś przy moim boku? Nie po to jesteśmy razem by
się wspierać w takich chwilach? Więc nie zostawiaj mnie jak psa
gdy jestem smutny, przygnębiony, gdy sam nie wiem czego chcę, gdy
jestem nerwowy. Bądź ze mną i mnie wspieraj. Bądź ze mną,
zaopiekuj się mną nawet gdy powodów brak, nawet gdy sam nie będę
chciał. A gdy sama wpadniesz w gorzkie dni ja zaopiekuję się tobą.
Jakoś tak osobiście
zabrzmiało to ostatni jak teraz na to patrzę.
No
ale taka jest prawda. Ale co by nie było to tym co mi sprawia
największą radość. Tym co mnie najbardziej cieszy. Tym co za
każdym razem wywołuje uśmiech na twarzy jest widok zakochanej pary
( z zaznaczeniem że są odmiennej płci ). Nie wyrażę słowami jak
bardzo poprawia mi nastrój właśnie ten widok. I nie ważne czy są
młodzi czy starzy. Nie ważne gdzie i kiedy ich widzę. Ważne że
widzę jak razem spacerują. Ważne jak widzę jak się trzymają za
ręce. Ważne jak widzę jak razem siedzą. Ważne jak widzę jak
rozmawiają. Ważne jak widzę jak na siebie patrzą. Ważne jak
widzę jak się uśmiechają. Ważne że widzę. Wprowadzają w moje
życie radość. I gdy ich widzę zawsze, ale to zawsze życzę im by
byli tacy zawsze. By byli szczęśliwi. By dali radę być razem
nawet gdy jest źle. By zawsze pamiętali jak byli szczęśliwi, jak
się trzymali za ręce, jak się uśmiechali gdy mijał ich jeden
taki dziwny gość co się im przyglądał i jakoś tak podejrzanie
uśmiechał.