Mam ci ja jeden
temat który to mam zamiar poruszyć tu od dawna i który poruszyć
miałem dzisiaj zamiar ale jakowaś wena na podsumowanie minionego
tygodnia mnie naszła.
Zacznę więc od
początku czyli niedzieli. Nasi grali mecza. Nie jak ostatnimi czasy
mecza o nic a mecza który mógł zadecydować o awansie na euro. I
mecz ten postanowiłem obejrzeć na dużym ekranie w którymś z
okolicznych pabów. Jeny jak ja dawno nigdzie nie byłem. Ot tak żeby
wyjść gdzieś do jakiegoś lokalu ( poza wyjściami firmowymi ) i
napić się przysłowiowego browara. To było tak dawno że już
nawet nie pamiętam czy w ogóle kiedykolwiek w moim niekrótkim już
życiu fakt taki miejsce miał. No więc po popołudniowym
przebiegnięciu w tę chłodną acz piękną słoneczną niedzielę
dyszki, i po zażyciu odprężającej kąpieli wieczorem ruszyłem na
miasto. Sam. I już to samo że byłem sam odrobinę mnie krępowało.
No bo tak przynajmniej to odczuwałem samotny facet w pabie wygląda
co nieco żałośnie. Taki albo nieudacznik albo taki niespełniony
maczo albo dziwak taki. Jakby na to nie patrzeć – dobrze się nie
prezentuje. Druga sprawa to myśl że w takich pabach to zazwyczaj
towarzystwo wzajemnej adoracji i takiemu przybyszowi daje się odczuć
że łatwo mieć nie będzie. Zwłaszcza przy takim wydarzeniu jak
publiczne oglądanie mecza. No i jeszcze na koniec sprawa finansowa.
Założyłem sobie że walnę ze dwa browary i mi wystarczy. Nie
spodoba się to zapewne barmanowi vel kelnerowi. No więc argumentów
na nie było dużo. Jednakże był jeden ale za to jakże znaczący
argument na tak. Argument ten przeważył szalę. Argument : „a
jebać to wszystko!”. Włażę – pab pełny – oczy skierowane
– udaję że nie robią na mnie wrażenia – stoliki zajęte –
idę dalej – jestem tu pierwszy raz więc ciężko z orientacją w
terenie – kręcę się – udaję ważniaka – przy barze między
dwoma bykami wolny taboret – zapytać kurwa czy wolne czy siadać
na chama – piją łyski więc nie byle jakie typki – wybieram
opcję drugą – oczy skierowane – barman udaje oczywiście że
mnie nie widzi – siedzę spokojnie udaję bywalca – jakie tu
kurna mają piwo myślę – w końcu przychodzi barman – zamawiam
piwo. I taki był początek. Nie będę opisywał co było w trakcie
meczu bo było wiele. Sam mecz to już sam w sobie był wielki. Dumny
jestem z naszych. I dumny jestem z Lewego. I tylko wkurza mnie fakt
że tych kibiców co mi sprzątnęli bilety sprzed nosa nie było jak
naszym nie szło. Takie kurna czasy – jest sukces – jesteśmy,
nie ma sukcesu nie ma nas. Ja byłem zawsze a teraz kurna zamiast na
stadionie muszę zadowalać się transmisjami telewizyjnymi. Ale, nie
ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jak już wspomniałem nie
będę opisywał co się działo w trakcie meczu, napiszę jedynie na
podsumowanie że po meczu z bykiem z lewej co pił łyski byłem na
ty a z bykiem z prawej co pił łyski byłem też na ty, wyściskałem
się, wypiłem parę kolejek czegoś dziwnego, co sam zaproponował,
barmanowi zostawiłem kasy więcej niż za dwa browary, dużo więcej
a dzisiaj to nie pamiętam czy pamiętam jak wróciłem do domu czy
nie pamiętam. Fakt jest taki że w poniedziałek do południa byłem
w pracy na fleku. A jutro też tam pójdę. I choć lepiej byłoby
dać tą forsę biednym to myślę że nie zbiednieją. Starczy i dla
nich i dla mnie.
Potem jakoś w
środku tygodnia podczas jazdy autobusem do pracy mojej rano.
Autobusem nie napchanym po brzegi może ale jednak z zajętymi
wszystkimi siedzącymi i sporą ilością stojących taki typek jeden
ustąpił starszej pani miejsca siedzącego. No powiem szczerze
zatkało mnie. Z twarzy podobny był zupełnie do nikogo ale z
pewnością nie wyglądał na kogoś kto ustępuje miejsca starszym.
I pomyślałem sobie że uścisnąłbym mu dłoń. I jakby zapytał
dlaczego to powiedziałbym że miło jest spotkać człowieka. I
jakby zapytał jakto to powiedziałbym że człowieka w autobusie
pełnym grzybów. Nie uścisnąłem jednak mu dłoni bo pomyślałem
że uzna mnie za jakiegoś namolnego głupka. Teraz jednak żałuję.
Trzeba było to zrobić. I obiecuję sobie że od dzisiaj uścisnę
doń, że pogratuluję każdemu kto to postąpi jak on. I w ogóle
pogratuluję każdemu kto zachowa się jak człowiek. Może uznają
mnie za dziwaka. Ale mam jeden argument : „a jebać to wszystko!”.
W świecie pełnym grzybów jeden taki dziwak jak ja też się może
uchować.
… Był
naprawdę bardzo rozgniewany. Potrząsał złotymi lokami,
rozsypującymi się na wietrze.
- Znam planetę,
na której mieszka pan
o czerwonej twarzy. On nigdy nie wąchał kwiatów. Nigdy nie patrzył
na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał. Niczego w życiu nie robił
poza rachunkami. I cały dzień powtarza tak jak ty: „Jestem
człowiekiem poważnym, jestem człowiekiem poważnym”. Nadyma się
dumą. Ale to nie jest człowiek, to jest grzyb.
- Co?
- Grzyb! -
odpowiedział Mały Książę.
A na koniec tygodnia czyli dzisiaj wstałem rano zmęczony. Oż kurna
jakiż byłem zmęczony. Cały ten tydzień był męczący a na
dodatek i dzisiaj jeszcze musiałem iść do pracy. Cały tydzień
wstaję o piątej by pociągiem o szóstej, by metrem i autobusem
zdążyć do pracy na ósmą. A potem do osiemnastej trzydzieści
ciągły wyścig bez przerwy. A potem powrót w odwrotnej kolejności
by być w domu spowrotem o dwudziestej pierwszej. I już mnie to
zmęczyło. Tak że w tym tygodniu przebiegłem tylko dwa razy raptem
dziewięć kilometrów w sumie. Nieraz myślę sobie że ja to
stworzony jestem do roboty. Co bym nie robił zawsze mam kupę
roboty. Koleś który przyszedł na moje poprzednie stanowisko na
którym nigdy nie miałem czasu i na którym nigdy nie mogłem wyjść
z pracy o czasie – snuje się teraz po firmie całymi dniami a z
firmy wychodzi zawsze punktualnie najpierwszy ( zegarki można
normalnie synchronizować ). Może ja taki niezorganizowany jestem?
Nie wiem. No ale wracając do tematu. Wstałem dzisiaj rano zmęczony
niemiłosiernie. I nie pisz Kaniu droga że dziwny jetem że wstaję
rano i się zachwycam. Gdybyś czytała uważnie poprzednie ścieżki
wiedziała byś, a pisałem o tym nie raz i nie dwa, że nie cierpię
wstawać rano i że nie cierpię budzika. Nie cierpię wstawać,
zrywać się, być wyrywany ze snu tym cholernym porannym dzwonkiem.
I dzisiaj też mnie zerwał. Doczłapałem się do pociągu. Pogoda
szara i deszczowa. W robocie pościg. Potem drobne zakupy i powrót
do domu. Pomyśleć by można że wieczorem padnę. Ale gdy tak
wracałem, w ten ciemny wieczór, mglisty, mglisty mgłą która
osiada – nie wstaje. Wieczór tajemniczy. Tajemniczy jesienny
bezwietrzny wieczór to poczułem moc. Poczułem siłę. Wpadłem do
chaty pełen werwy i ruszyłem, śmignąłem pobiegać. I czuję się
dalej silny. Nie moży mnie sen, pisze mi się gładko, a samotność
nie doskwiera. I pomyślałem sobie że lubię takie wieczory.
Ciepłe, wilgotne, ciemne jesienne wieczory. Można sobie spacerować
pustymi ulicami. Nikt cię nie widzi, nikt cię nie poznaje. Jesteś
sobie samotnym wędrowcem. Tylko ty i twoje myśli tzn tylko ja i
moje myśli. I nawet ta samotność nie rzuca się tak w oczy. W
takie wieczory czuję się nieskrępowany. Czuję się niezauważany.
Jestem tylko ja. Ja i tyle. Ja er niezrozumiany acz wspaniały. Bo
jestem.
P.S. Co nie zmienia faktu że za słońcem i takimi klimatami niewątpliwie tęsknię.
gdy mnie rano budzi budzik.... dobrze jest, gdy pamiętam jak się nazywam i co się dzieje :D zazwyczaj jestem delikatnie nieprzytomna
OdpowiedzUsuńgdy mnie rano budzi budzik.... dobrze jest, gdy pamiętam jak się nazywam i co się dzieje :D zazwyczaj jestem delikatnie nieprzytomna
OdpowiedzUsuńNa początku muszę zaznaczyć, że bardzo spodobał mi się Twój "argument" przewodni i jestem za jak najczęstszym stosowaniem go.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - szacuneczek drogi Erze, że po takim dniu pracy masz jeszcze szansę na cokolwiek. I to w taką pogodę. No naprawdę. Aż uścisnęłabym Ci dłoń w ramach gratulacji.
ps A i tak jesteś dziwny :P
jupiiiii!!!! znalazłam Cię dzięki Kani:) a już myślałam, że to koniec i "mnie" i poniekąd blogowej braci... zaczytałam się i powiem Ci jedno... "fuck it" :))) to moja nowa filozofia, chociaż wdrażam ją kulejąc, a raczej ona kuleje to normalnie fuck it i już:) buziaki Eru drogi...
OdpowiedzUsuńSza... :))
ja jestem wiecznie zmęczona i zarobiona....a biegać już nie mam siły;)
OdpowiedzUsuń