sobota, 24 października 2015

Ścieżka 360 Do przodu

Uprzedzam od razu że to co teraz napiszę jest li tylko moim pojmowaniem sprawy. Li tylko moją życiową wykładnią którą się kieruję. Nie jest ani lepsza ani gorsza od innych życiowych wykładni. Jeżeli ktoś żyje wg wykładni innych, wykładni wręcz przeciwnych, jest to li jego i wyłącznie sprawa i nic mi do niej. I ani jej nie potępiam ( tej wykładni przeciwnej ) ani nie twierdzę że jest gorsza od mojej, czy też zła i grzeszna. Jak zresztą wspominałem już wcześniej zła i grzechu nie ma. Wszystko ale li wszystko dobre jest. O ile nie rani innych.
Moją życiową wykładnią w sprawach damsko – męskich jest monogamia. I choć miałem okres w swoim życiu że chciałem zaliczyć wszystkie laski świata, zaznaczam – chciałem - a to znaczy że nie zaliczyłem nawet jednej :), to tak naprawdę zawsze zakładałem że moim życiu będzie tylko jedna kobieta. I tylko z jedną kobietą spędzę życie. Całe życie.
Czy trzeba mi wszystkich lasek świata by poczuć siłę seksu? Czy ilością zaliczeń podniosę swoją wartość? Może tak może nie. Jednak w mojej wykładni króluje przeświadczenie że z jedną, ale za to tylko moją, kobietą, mógłbym siłą seksu, naszego seksu, tylko naszego, zadziwić świat. Bo czy to o ilość idzie? O krótkie, przelotne doznanie? A może i dłuższy romans? To się zawsze, prędzej czy później skończy. Może nawet zostawi wstyd czy żal. W moim monogamicznym świecie moja kobieta byłaby tylko moja a ja tylko jej. I bylibyśmy dla siebie wszystkim i nie musielibyśmy szukać rozrywki na boku. I nie potrzebowalibyśmy się na boku sprawdzać. Nie potrzebowalibyśmy niczego na boku udowadniać. Mielibyśmy siebie i to by wystarczyło. Tylko i aż tylko ja i ona. Tylko my ale aż my a to więcej niż wszystkie laski świata.
A co w razie gdyby pojawiły się rysy? No wg współczesnych standardów jedyne rozsądne rozwiązanie: rozstanie. Bo jednak nie pasujemy do siebie, bo jednak nie spełniamy oczekiwać, bo jednak mamy inne potrzeby. Po pierwsze primo, jeżeli już zdecydowałbym się na bycie z kimś to nie z kimś przypadkowym. A to samo z siebie wyklucza już brak poznania. W tych czasach zbyt łatwo wchodzimy w związki. Nie wiem skąd się to bierze ale chyba stąd że obecnie już w gimnazjum, a może i wcześniej, ma się chłopaka czy dziewczynę. I nie rzadko nie tylko do chodzenia. I potem ma się inną/ego, a potem jeszcze inną/ego i tak dalej i tak dalej. I zabawa trawa i jest wesoło. Ale mnie to nie bawi i nigdy nie bawiło. To takie dziecinne. W moim świecie liczy się wierność. Nie zostawiłbym bym li tylko dlatego że ktoś mi się znudził lub bo już nie jest tym kim był. Ludzie się zmieniają, nie można być w wieku dziestu lat nastolatkiem. I im dłużej bym z kimś był tym bardziej nie chciałbym go zostawić. Bo co też z tymi wszystkimi przeżytymi wspólnie latami. Trudnymi latami. Tymi przeciwnościami które razem pokonaliśmy. Tymi kłopotami przez które razem przebrnęliśmy. Może i było ciężko, może i były łzy, może i było zwątpienie ale czy nie tak kuje się żelazo? Czy prawdziwie trwały związek nie rodzi się w bólu? I co? Tak to zostawić po pięciu, dziesięciu, piętnastu, dwudziestu i czy ilu tam latach? Szczęście jedynie jak nie ma potomstwa a przynajmniej jak jest już odchowane. W moim związku nie zostawię nigdy tylko dlatego co powyżej. Zawsze będę pamiętał chwile radości i chwały, bo przecież w każdym takie istnieć muszą. Zawsze pamiętał będę pierwsze spotkanie. Zawsze będę też pamiętał te chwile złe, z tym że pamiętał je będę jako coś czemu daliśmy radę, razem.
Powie ktoś – są sytuacje extremalne. Zgadzam się. Ale czy te sytuacje wpływają na moje widzenie relacji damsko – męskich? Nie.
Moja mam ostanie dwadzieścia lat swojego związku z moim tatą często cierpiała. Przez te lata był alkoholikiem. Sam osobiście miałem go dość. Były momenty że nawet życzyłem mu śmierci. Że myślałem że łatwiej nam będzie bez niego. Będąc jeszcze dzieckiem nie mogłem pojąć dlaczego mama z nim jest. Dlaczego z nim jest podczas gdy inne mamy zostawiają swoim mężów i odchodzą. Sam jej radziłem by postąpiła podobnie. I mimo tego że cały świat nie mógł pojąć dlaczego z nim jest – ona była z nim do końca. I korzystała z chwil dobrych, i opiekowała się nim w chwilach złych. A gdy już umarł powiedziała mi: „Wiesz synu, ja go naprawdę kochałam”. Czyż to nie piękne? Czyż to nie wspaniałe? Czyż moja mama nie wygrała? Wygrała. A mi brakuje obecnie taty. Nawet tego pijanego.
Łatwiejsze jest obecnie na topie. Wybieramy najprostsze rozwiązania. Nie chcemy się poświęcać. Nie chcemy walczyć. Liczy się wygoda, nasze dobre samopoczucie. I tylko my mamy rację. A jak ci się nie podoba to droga wolna. Słabych i przegranych zostawiamy samym sobie. „Wiesz co? Już mi się nie podobasz.” Wiesz co? Już do siebie nie pasujemy.” I kurwa najlepsze co można usłyszeć. No rozpierdala mnie ten tekst: „Wiesz co? Rozstańmy się w spokoju i zostańmy przyjaciółmi.” No samo jak to piszę to wywołuje u mnie śmiech. „Zostańmy – kurwa – przyjaciółmi.” Ja pierdolę, leżę na glebie i trzymam się za brzuch ze śmiechu.
To Ania Dąbrowska śpiewała swego czasu: „Już się popsułeś, i wiem co zrobię, zamienię cię na lepszy model” ? Nie ważne czy ona czy nie ale tekst trafiony. Zamieniamy na lepszy model. Wszystko obecnie zamieniamy na lepszy model. Telewizor, telefon, samochód to i tak samoż i partnera. Bo się popsuł. A może i się popsułem. A może i mam obecnie gorszy okres. A może i mam smutne dni. A może i jestem przygnębiony. A może i nie wiem sam czego chcę. A może i jestem nerwowy. A może i to a może i tamto. Ale czy to powód by mnie zamieniać na lepszy model? Fakt, popsułem się. Ale do cholery jasnej nie po to jesteś przy moim boku? Nie po to jesteśmy razem by się wspierać w takich chwilach? Więc nie zostawiaj mnie jak psa gdy jestem smutny, przygnębiony, gdy sam nie wiem czego chcę, gdy jestem nerwowy. Bądź ze mną i mnie wspieraj. Bądź ze mną, zaopiekuj się mną nawet gdy powodów brak, nawet gdy sam nie będę chciał. A gdy sama wpadniesz w gorzkie dni ja zaopiekuję się tobą. Jakoś tak osobiście zabrzmiało to ostatni jak teraz na to patrzę.
No ale taka jest prawda. Ale co by nie było to tym co mi sprawia największą radość. Tym co mnie najbardziej cieszy. Tym co za każdym razem wywołuje uśmiech na twarzy jest widok zakochanej pary ( z zaznaczeniem że są odmiennej płci ). Nie wyrażę słowami jak bardzo poprawia mi nastrój właśnie ten widok. I nie ważne czy są młodzi czy starzy. Nie ważne gdzie i kiedy ich widzę. Ważne że widzę jak razem spacerują. Ważne jak widzę jak się trzymają za ręce. Ważne jak widzę jak razem siedzą. Ważne jak widzę jak rozmawiają. Ważne jak widzę jak na siebie patrzą. Ważne jak widzę jak się uśmiechają. Ważne że widzę. Wprowadzają w moje życie radość. I gdy ich widzę zawsze, ale to zawsze życzę im by byli tacy zawsze. By byli szczęśliwi. By dali radę być razem nawet gdy jest źle. By zawsze pamiętali jak byli szczęśliwi, jak się trzymali za ręce, jak się uśmiechali gdy mijał ich jeden taki dziwny gość co się im przyglądał i jakoś tak podejrzanie uśmiechał.

      

12 komentarzy:

  1. a co, gdy wchodząc w związek tylko Ci się wydaje, że kochasz? jesteś o tym przeświadczony... a to tylko Twoja przemożna tęsknota za stabilizacją, dobrym domem...

    wg tego co piszesz.... powinnam dalej tkwić w związku, przecież patologii nie było....
    tak... żarłabym leki antydepresyjne, latałabym do psychologa. a wstręt do seksu i mojego ciała, męskiego też.... dalej by się umacniał... i zapewniam - patrzenie jedynie na dobre strony nic nie daje na dłuższą metę.
    ... pisałam kiedyś u siebie o małych kamykach, małych niedogodnościach, smutkach... i te kamyki zbierają się do worka.... i w pewnym momencie tego worka już nie można unieść.

    czy związek i małżeństwo jest po to by przetrwać?
    jeżeli jednostka jest nieszczęśliwa.... to jak może stworzyć szczęśliwy związek, rodzinę?
    nie można tkwić w relacji, która niszczy. a o alkoholikach mam swoje zdanie - zero litości. oni sieją zniszczenie. ja mam przez to przetrąconą psychikę.


    a ja nie potrzebuję lepszego modelu.
    mój model ma pasować do mnie, a ja do niego.

    dawno temu, na którymś z blogów przeczytałam, że dwoje ludzi w związku jest jak garnek i pokrywka.... garnek ma pokrzywiony brzeg.... pokrywka może być wyszczerbiona.... ale razem mają do siebie pasować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne założenia ,ale idealne.A życie to nie bajka ,choc może .......dla wybranych li tylko! Powodzenia w realizacji zamierzeń.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że notka u mnie wywoła u Ciebie... no ten stan. Buntu, i potrzey wypowiedzenia się na temat ważności monogamii. Bo znam Cie trochę.
    I wiesz.. nie wiem czy wiesz, ale... ja też jestem pieprzoną monogamistką.
    Marzycielką, która wierzy w to, że prawdziwy związek jest w stanie przetrwać wszystko, aludzi sie nie skreśla, ludzi stara sie naprawić, i bierze się ich w pakiecie, z zaletami i wadami.
    Ta notka... to kilka gorzkich feministycznych zdań, po tym jak Ktoś znów mnie zdeptał.
    Oszukał.
    Bo tak się kurwa nie robi.
    Nie oszukuje się, bo od razu ovoje wdeptujemy w gówno,
    On od początku musi kłamać...a ja... od początku tym kłamstwem jestem karmiona. Byłam...
    Do dupy Er,
    Więc tak pomyslałam, że może w ramach życiowej zmiany - trzeba stac się taka Modliszką ?
    Skrzywdzony człowiek szuka ujścia emocji... może zemsty nawet ?
    ''Chciałem zaliczyc wszystkie laski, a nie zaliczyłem ani jednej'' - tarzam się ze śmiechu.
    Klika tygodni Er, i znów stane z Toba w parze, w obronie monogamii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i ja też jestem monogamistką.
      w moim sercu ma być JEDEN facet i ja mam być tylko na jego wyłączność. i on też tak samo ma pojmować bycie razem.

      ale nie może być tak, że fakt bycia razem jest ważniejszy niż moje poczucie szczęścia.

      Usuń
    2. i ja też jestem monogamistką.
      w moim sercu ma być JEDEN facet i ja mam być tylko na jego wyłączność. i on też tak samo ma pojmować bycie razem.

      ale nie może być tak, że fakt bycia razem jest ważniejszy niż moje poczucie szczęścia.

      Usuń
  4. Witaj Eru:)
    No podzielam ów pogląd, ale cóż z tego? jakaś taka reflaksja mnie naszła, że żyjemy w czasach konformizmu, wszechogarniającej wygody i niestety coraz więcej związków się rozpada w tych złych momentach... z resztą sama przez to przeszłam lat temu sporo... zostałam sama na placu boju, kiedy czekałam na wyniki markerów nowotworowych, a ów ten On powiedział mi, że to dla niego za dużo,że nie ma siły mnie wesprzeć, że on sobie z tym nie radzi... hyh przyjemniaczek;) no ale cóż bywa;)
    Przeżyłam i dalej uważam że to co ma sens to monogamia, to ten wybór świadomy, że tak właśnie chcę, tylko że kiedy obserwuję ludzi płci obojga, to jakby czuję się w odosobnieniu, gdzieś się zatraca ta wartość, bycia dla siebie i wzajemności w tym byciu.
    Oczywiście nigdy nie wątpiłam, żeś wspaniałym mężczyzną jest! Tak tylko musiałam gdzieś tę złość ulać, a świadomość, że są tacy 'wspanialusieńcy" przywraca mi wiarę i nadzieję:) oczywiście, że wiem że wspaniali prawdziwi mężczyźni istnieją, no tylko akuracik ja jakoś na takich nie trafiam, albo oni na mnie... ale mimo to dalej będę monogamistką, bo cóż za przyjemność być jak "puchar przechodni"? a zasada easy come easy go to też jakby nie moja bajka, więc póki co tu i teraz "fuck it", bo jest jak jest oby nam dystansu i uśmiechu nie zabrakło.
    Pozdrawia "straceniec";)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ps. to co się tam u mnie działo i gdzie bywałam jest w poście pt Flow:) tak po krótce, bo na pełną wersję to by mi chyba tygodnia zabrakło żeby opowiedzieć, ale pewnie będę wspominać niektóre momenty w dalszych strofach, bo zamierzam trochę pstryków zamieścić:)

    OdpowiedzUsuń
  6. tym postem idealnie trafiłeś w moją aktualną sytuację. też byłam monogamistą. po 7 latach wspólnego życia kopnął mnie w dupę i zostawił dzieci....."buty" zwane małżeństwem, wspólne obowiązki ( gdzie nie tylko jedno zapierdala na etacie i drugim domowym ) wychowywanie dzieci zaczeło być dla niego niewygodne. chciał łatwo i wygodnie iść przez życie. wymienił mnie na inny model.

    nie wierze w miłośc. nie ma miłości. jest tylko układ gdzie jedna strona mniej lub bardziej jest wykorzystywana.


    to Kasia Klich była, nie Ania Dąbrowska;)))


    w odpowiedzi na twoje pytanie - co mnie przwiało? a....tak jakoś przypadkiem wpadłam. może tym razem ne jak po ogień. zostanę na dłużej

    OdpowiedzUsuń
  7. Eru żółtą przyjmuję z pokorą i obiecuję poprawę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. najchętniej Eru to leżenie i pachnięcie, ale tak się nie da niestety, bo jakoś manna z nieba sama spadać nie chce;)

    OdpowiedzUsuń
  9. najchętniej Eru to leżenie i pachnięcie, ale tak się nie da niestety, bo jakoś manna z nieba sama spadać nie chce;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Eru drogi i piękne i smutne, ale szczęśliwa jestem, że było dane... chociaż na ten krótki moment... chociaż czasem żal, że nie dłużej to jednak było... wiele kobiet nie ma nawet tych kilku chwil, więc tak... jestem szczęściarą:)

    OdpowiedzUsuń