sobota, 3 października 2015

Ścieżka 357 Do przodu

Nawet nie wiesz jaki kłopot uczyniłaś mi Kasiu tym wpisem swoim ostatnim nieprzemyślanym. Nawet nie wiesz jak ciężar wielki rzuciłaś na me ramiona. A czy udźwignąć go zdołam pewny nie jestem. A rozczarowaniem być więcej już nie chcę, nie zniosę. Co ja pocznę? Co?
Póki co trzymam się jednak. Trzymam się ale tylko z racji tego że na niczym mi już nie zależy. Czy obudzę się rano, czy nie? Czy rozbiję się za zakrętem? Czy spotkam ludzi dobrych czy złych? Nie zależy mi już. Nie zależy mi już na niczym. Nie mam co i nie mam o co martwić się. Bo i po co? Po co się martwić? Po co zabiegać i walczyć o coś? No po co? Ot jedynie co to rzucić biedniejszemu parę złotych. Pisałem ostatnio że ludzie nie dostrzegają cierpiących na ulicy i że cywilizacja ta nasza to ciemnota jedynie i swołocz. A tu jak na zawołanie zawstydziła mnie pani jedna w niedzielę ubiegłą gdy to na starówkę zmierzając, na oczach moich rzuciła dziewczynie żebrzącej pod wejściem na schody ruchome 50 zł i pogłaskała ją po głowie. Taka pani zwykła. I zadziwił mnie gość taki jeden, co na rzut oka pierwszy na cwaniaka mi wyglądał, jak też rzucił coś takiemu nieszczęśnikowi co niedaleko metra Centrum klęczy dniami całymi. Taki gość cwancykier jeden. Życie zawsze gra mi na nosie. Zawsze robi mi na złość. Gdy wczoraj w pogodę tą piękną zaplanowałem sobie bezpośrednio po pracy połazić po Krakowskim, pokorzystać z tych dni słonecznych może ostatnich w tym roku, gdy już metrem jadąc, gdy już o beztrosce myśląc przypomniało mi że szczepionki do odbioru mam i że czas dobry by odebrać je i do przychodni zawieść to się znowu na nie zdenerwowałem. I miast się beztrosce dać porwać, miast się Krakowskim w słońcu przespacerować kierunek zmieniłem i pojechałem do tej apteki pieprzonej ( widać nie tak mi wszystko jedno jednak jak pisałem wcześniej ). Ale jak się okazać miało nie apteka celem była. Gdy wychodziłem z metra na schodach siedział młody człowiek. Człowiek smutny. Przed nim stał plastikowy pusty kubek. Coś mi rzekł ale przez słuchawki na uszach nie usłyszałem co. Jedno co to na tą krótką chwilę spojrzałem na jego twarz. Nosiła ślady ran, świrze ślady. Nie była zniszczona używkami jak to wiele takich twarzy ale widać było że wiele, o wiele ostatnio przeszła. I ujrzałem jego oczy. Smutne oczy. Zły że zamiast spacerować beztrosko po Krakowskim czas na aptekę marnuję zignorowałem go. Oczywiście jak tylko go minąłem skląłem się w duchu że tak go minąć nie mogę i że minąć tak to może go może ktoś inny, ale nie er. Szkopuł jeden tylko był niestety. Nie miałem kasy. W dobie kart kredytowych nie miałem po prostu gotówki. Tzn miałem jakieś tam moniaki ale głupio mi było rzucać mu te grosze. Nim jednak do apteki doszedłem stwierdziłem że dobre i te moniaki. Dam je jak będę wracał. I gdy wracałem wysypałem je wszystkie do tego kubka plastikowego. Zapłakał. Zapłakał a mnie zrobiło się dziwnie. Dla mnie to nic nie znaczące grosze a on płacze. Znowu spojrzałem mu w oczy. Powiedział łamiącym się głosem „dziękuję” ale w oczach tych ujrzałem coś więcej. Ujrzałem: „Zobacz, zobacz człowieku do czego życie mnie doprowadziło”. Ujrzałem wstyd. On się wstydził. On się wstydził położenia w jakim się znalazł. I ujrzałem też wdzięczność że go zauważyłem. Ujrzałem zdziwienie że nie jest już nic nie znaczącym odrzutkiem. Kiedy mijałem go pierwszy raz wątpliwość taka mnie naszła że oto kolejny naciągacz proszę. Teraz jednak wstydziłem się że wątpliwość tą miałem. I wstydziłem się tych moniaków moich. Pobiegłem do metra, odszukałem bankomat, wyjąłem kasę, złożyłem ją tak by nominału nie widział, wróciłem do niego, rzuciłem stłumionym głosem: „Masz może przynajmniej przez chwilę poczujesz się lepiej” odwróciłem się i uciekłem. Uciekłem bo nadal głupio mi było. Głupio mi było że tylko tyle. Że rzucam te parę złoty i z zagłuszonym sumieniem wracam do swojego wygodnego świata. Ale nie zdążyłem uciec. Za rogiem dopadł mnie jego płacz, płacz łkający i krzyk pełen zdziwienia i niedowierzania zarazem: „Boże! Pieć dych!?”. Rozpłakałem się. Oczy pełne łez a wzrok w ziemię – by nikt zauważyć nie zdołał. Kurcze dla mnie to tylko pięćdziesiąt złotych a on wzywa Boga na świadka. Może i mógłbym „fajniej” spożytkować te 5 dych np. kupić 10 litrów wachy i poszaleć dzisiaj na motórze. A może kupić 20 browarów i pooglądać pornole. Może? Może i inne jeszcze „fajne” przeznaczenie znalazłbym dla tych pięciu dych. Ale myślę że zrobiłem z nich użytek najlepszy. Lecz nie czuję się lepszy czy wartościowszy przez to. Czuję tylko że tak trzeba. Ludzie! Ludzie dostrzegajcie tych słabszych. Nie mijacie ich obojętnie. Jasne że nie wszyscy proszący o pomoc robią to z biedy ale ludzie! przecież możecie się zatrzymać, może spojrzeć, spojrzeć sercem – nie rozumem i poznać. Wiem że macie w sobie dobroć, wiem że macie w sobie współczucie. Macie w sobie serce. Poznacie co dobre co złe. Dla nas to tylko parę złotych, może jakaś mała związana z tym przyjemność, ale dla tych biedaków to jedyna nadzieja. I może nie same te pieniądze są najważniejsze? Może ważniejsza jest dla nich świadomość że ich dostrzegamy. Że nie zostawiamy ich samych sobie. Ludzie! Nie bądźmy obojętni.
W ubiegłą sobotę zamiar miałem polatać na motórze. Niestety życie złośliwe sprowadziło deszcz i chłód. Wsiadłem wprawdzie na motóra i zrobiłem wprawdzie parę kilometrów ale nie było to to czego oczekiwałem. Na dodatek we wtorek wylazło mi to bokiem przeziębieniem. A co gorsze w niedzielę nie było ani zimno ani deszczowo. I dylemat miałem czy motór czy kino. Do kina miałem już dawno plan iść. Poszedłem ostatecznie do kina. Choć gdy jadąc pociągiem patrzyłem na dziesiątki motyli fruwających sobie w słońcu to pewności nie miałem czy wybór mój słusznym był.
-Dzień dobry – rzekł Mały Książę.
-Dzień dobry – odrzekł Kupiec.
Kupiec ten sprzedawał udoskonalone pigułki zaspokajające pragnienie. Połknięcie jednej na tydzień wystarcza, aby nie chciało się pić.
-Po co to sprzedajesz? - zapytał Mały Książę.
-To wielka oszczędność czasu – odpowiedział Kupiec – Zostało to obliczone przez specjalistów. Tygodniowo oszczędza się pięćdziesiąt trzy minuty.
-A co się robi z pięćdziesięcioma trzema minutami?
-To co się chce...
„Gdybym miał pięćdziesiąt trzy minuty czasu – powiedział sobie Mały Książę – poszedł bym w kierunku studni ...”
Tak, w kinie byłem na Małym Księciu. Film dla dzieci a ja wśród nich. I choć film raczej o małej dziewczynce był a nie o Małym Księciu to popłakałem sobie trochę. I choć popłakałem sobie trochę to jednak więcej mogło być w nim z Małego Księcia.
Aaaa a jeszcze jak w ubiegłą niedzielę wracałem ze sklepu to na niebie usłyszałem to wołanie charakterystyczne. To żurawie. Ujrzałem je wysoko wysoko – odleciały do ciepłych krajów. Dlatego też choć od wtorku męczy mnie i kaszel i katar i poty to nie mogłem dzisiejszego dnia sobie darować i na motórze nie polatać. To już zapewne ostatnie latanie. I choć na starówkę ukochaną daleko obecnie mam i marną wodą naszą zadowolić się muszę to jutro też polatam. I kasztany sobie pozbieram w parku. I choć nie wiem jaki to na moje zdrowie niedoleczone wpływ mieć będzie ale tak naprawdę to wszystko mi jedno. Ważne jest jedno – polatać se jutro.
Aaaa i jeszcze dla pamięci sobie tu dodam na koniec że księżyc mnie w tym tygodniu minionym oczarował. Już od poniedziałku kiedy to zaćmienie jego czerwone obserwowałem o 5 nad ranem. I potem też gdy w chowanego bawił się ze mną gdy wielkiego i jasnego wypatrywałem z okien pociągu. I w kolejne też dni gdy pojawiał się na niebie i wieczorem i rankiem. Ależ był wielki! Ależ był jasny!


2 komentarze:

  1. Zaskoczę Cię Erze, chyba nawet trochę rozczaruję. Bo nawet nie opieprzę za ten jakże posępny wstęp do notki. Powiem więcej - jestem chyba złym i egoistycznym człowiekiem. I to nawet nie o brak zauważania tych słabszych, o których piszesz, mi chodzi, bo czasem ich nawet zauważam. Ale ogólnie. I dzisiaj to mi brakuje motywacji i sensu i w ogóle. Po co?
    Ale spoko chociaż, że spierdzieliłeś z interii, bo już bałam się, że zostaniesz tam na wieki i kiedy przyjdzie 'deadline' pochłonie Cię nicość, albo coś w ten deseń.
    No nic, pozdro!

    OdpowiedzUsuń