Nawet nie wiesz
jaki kłopot uczyniłaś mi Kasiu tym wpisem swoim ostatnim
nieprzemyślanym. Nawet nie wiesz jak ciężar wielki rzuciłaś na
me ramiona. A czy udźwignąć go zdołam pewny nie jestem. A
rozczarowaniem być więcej już nie chcę, nie zniosę. Co ja
pocznę? Co?
Póki co trzymam
się jednak. Trzymam się ale tylko z racji tego że na niczym mi już
nie zależy. Czy obudzę się rano, czy nie? Czy rozbiję się za
zakrętem? Czy spotkam ludzi dobrych czy złych? Nie zależy mi już.
Nie zależy mi już na niczym. Nie mam co i nie mam o co martwić
się. Bo i po co? Po co się martwić? Po co zabiegać i walczyć o
coś? No po co? Ot jedynie co to rzucić biedniejszemu parę złotych.
Pisałem ostatnio że ludzie nie dostrzegają cierpiących na ulicy i
że cywilizacja ta nasza to ciemnota jedynie i swołocz. A tu jak na
zawołanie zawstydziła mnie pani jedna w niedzielę ubiegłą gdy to
na starówkę zmierzając, na oczach moich rzuciła dziewczynie
żebrzącej pod wejściem na schody ruchome 50 zł i pogłaskała ją
po głowie. Taka pani zwykła. I zadziwił mnie gość taki jeden, co
na rzut oka pierwszy na cwaniaka mi wyglądał, jak też rzucił coś
takiemu nieszczęśnikowi co niedaleko metra Centrum klęczy dniami
całymi. Taki gość cwancykier jeden. Życie zawsze gra mi na nosie.
Zawsze robi mi na złość. Gdy wczoraj w pogodę tą piękną
zaplanowałem sobie bezpośrednio po pracy połazić po Krakowskim,
pokorzystać z tych dni słonecznych może ostatnich w tym roku, gdy
już metrem jadąc, gdy już o beztrosce myśląc przypomniało mi że
szczepionki do odbioru mam i że czas dobry by odebrać je i do
przychodni zawieść to się znowu na nie zdenerwowałem. I miast się
beztrosce dać porwać, miast się Krakowskim w słońcu
przespacerować kierunek zmieniłem i pojechałem do tej apteki
pieprzonej ( widać nie tak mi wszystko jedno jednak jak pisałem
wcześniej ). Ale jak się okazać miało nie apteka celem była. Gdy
wychodziłem z metra na schodach siedział młody człowiek. Człowiek
smutny. Przed nim stał plastikowy pusty kubek. Coś mi rzekł ale
przez słuchawki na uszach nie usłyszałem co. Jedno co to na tą
krótką chwilę spojrzałem na jego twarz. Nosiła ślady ran,
świrze ślady. Nie była zniszczona używkami jak to wiele takich
twarzy ale widać było że wiele, o wiele ostatnio przeszła. I
ujrzałem jego oczy. Smutne oczy. Zły że zamiast spacerować
beztrosko po Krakowskim czas na aptekę marnuję zignorowałem go.
Oczywiście jak tylko go minąłem skląłem się w duchu że tak go
minąć nie mogę i że minąć tak to może go może ktoś inny, ale
nie er. Szkopuł jeden tylko był niestety. Nie miałem kasy. W dobie
kart kredytowych nie miałem po prostu gotówki. Tzn miałem jakieś
tam moniaki ale głupio mi było rzucać mu te grosze. Nim jednak do
apteki doszedłem stwierdziłem że dobre i te moniaki. Dam je jak
będę wracał. I gdy wracałem wysypałem je wszystkie do tego kubka
plastikowego. Zapłakał. Zapłakał a mnie zrobiło się dziwnie.
Dla mnie to nic nie znaczące grosze a on płacze. Znowu spojrzałem
mu w oczy. Powiedział łamiącym się głosem „dziękuję” ale w
oczach tych ujrzałem coś więcej. Ujrzałem: „Zobacz, zobacz
człowieku do czego życie mnie doprowadziło”. Ujrzałem wstyd. On
się wstydził. On się wstydził położenia w jakim się znalazł.
I ujrzałem też wdzięczność że go zauważyłem. Ujrzałem
zdziwienie że nie jest już nic nie znaczącym odrzutkiem. Kiedy
mijałem go pierwszy raz wątpliwość taka mnie naszła że oto
kolejny naciągacz proszę. Teraz jednak wstydziłem się że
wątpliwość tą miałem. I wstydziłem się tych moniaków moich.
Pobiegłem do metra, odszukałem bankomat, wyjąłem kasę, złożyłem
ją tak by nominału nie widział, wróciłem do niego, rzuciłem
stłumionym głosem: „Masz może przynajmniej przez chwilę
poczujesz się lepiej” odwróciłem się i uciekłem. Uciekłem bo
nadal głupio mi było. Głupio mi było że tylko tyle. Że rzucam
te parę złoty i z zagłuszonym sumieniem wracam do swojego
wygodnego świata. Ale nie zdążyłem uciec. Za rogiem dopadł mnie
jego płacz, płacz łkający i krzyk pełen zdziwienia i
niedowierzania zarazem: „Boże! Pieć dych!?”. Rozpłakałem się.
Oczy pełne łez a wzrok w ziemię – by nikt zauważyć nie zdołał.
Kurcze dla mnie to tylko pięćdziesiąt złotych a on wzywa Boga na
świadka. Może i mógłbym „fajniej” spożytkować te 5 dych np.
kupić 10 litrów wachy i poszaleć dzisiaj na motórze. A może
kupić 20 browarów i pooglądać pornole. Może? Może i inne
jeszcze „fajne” przeznaczenie znalazłbym dla tych pięciu dych.
Ale myślę że zrobiłem z nich użytek najlepszy. Lecz nie czuję
się lepszy czy wartościowszy przez to. Czuję tylko że tak trzeba.
Ludzie! Ludzie dostrzegajcie tych słabszych. Nie mijacie ich
obojętnie. Jasne że nie wszyscy proszący o pomoc robią to z biedy
ale ludzie! przecież możecie się zatrzymać, może spojrzeć,
spojrzeć sercem – nie rozumem i poznać. Wiem że macie w sobie
dobroć, wiem że macie w sobie współczucie. Macie w sobie serce.
Poznacie co dobre co złe. Dla nas to tylko parę złotych, może
jakaś mała związana z tym przyjemność, ale dla tych biedaków to
jedyna nadzieja. I może nie same te pieniądze są najważniejsze?
Może ważniejsza jest dla nich świadomość że ich dostrzegamy. Że
nie zostawiamy ich samych sobie. Ludzie! Nie bądźmy obojętni.
W ubiegłą sobotę
zamiar miałem polatać na motórze. Niestety życie złośliwe
sprowadziło deszcz i chłód. Wsiadłem wprawdzie na motóra i
zrobiłem wprawdzie parę kilometrów ale nie było to to czego
oczekiwałem. Na dodatek we wtorek wylazło mi to bokiem
przeziębieniem. A co gorsze w niedzielę nie było ani zimno ani
deszczowo. I dylemat miałem czy motór czy kino. Do kina miałem już
dawno plan iść. Poszedłem ostatecznie do kina. Choć gdy jadąc
pociągiem patrzyłem na dziesiątki motyli fruwających sobie w
słońcu to pewności nie miałem czy wybór mój słusznym był.
-Dzień dobry –
rzekł Mały Książę.
-Dzień dobry –
odrzekł Kupiec.
Kupiec ten
sprzedawał udoskonalone pigułki zaspokajające pragnienie.
Połknięcie jednej na tydzień wystarcza, aby nie chciało się pić.
-Po co to
sprzedajesz? - zapytał Mały Książę.
-To wielka
oszczędność czasu – odpowiedział Kupiec – Zostało to
obliczone przez specjalistów. Tygodniowo oszczędza się
pięćdziesiąt trzy minuty.
-A co się robi z
pięćdziesięcioma trzema minutami?
-To co się
chce...
„Gdybym miał
pięćdziesiąt trzy minuty czasu – powiedział sobie Mały Książę
– poszedł bym w kierunku studni ...”
Tak, w kinie byłem
na Małym Księciu. Film dla dzieci a ja wśród nich. I choć film
raczej o małej dziewczynce był a nie o Małym Księciu to
popłakałem sobie trochę. I choć popłakałem sobie trochę to
jednak więcej mogło być w nim z Małego Księcia.
Aaaa a jeszcze jak
w ubiegłą niedzielę wracałem ze sklepu to na niebie usłyszałem
to wołanie charakterystyczne. To żurawie. Ujrzałem je wysoko
wysoko – odleciały do ciepłych krajów. Dlatego też choć od
wtorku męczy mnie i kaszel i katar i poty to nie mogłem
dzisiejszego dnia sobie darować i na motórze nie polatać. To już
zapewne ostatnie latanie. I choć na starówkę ukochaną daleko
obecnie mam i marną wodą naszą zadowolić się muszę to jutro też
polatam. I kasztany sobie pozbieram w parku. I choć nie wiem jaki to
na moje zdrowie niedoleczone wpływ mieć będzie ale tak naprawdę
to wszystko mi jedno. Ważne jest jedno – polatać se jutro.
Aaaa i jeszcze dla pamięci sobie tu dodam na koniec że księżyc mnie w tym tygodniu minionym oczarował. Już od poniedziałku kiedy to zaćmienie jego czerwone obserwowałem o 5 nad ranem. I potem też gdy w chowanego bawił się ze mną gdy wielkiego i jasnego wypatrywałem z okien pociągu. I w kolejne też dni gdy pojawiał się na niebie i wieczorem i rankiem. Ależ był wielki! Ależ był jasny!
wiesz co... uściski.
OdpowiedzUsuń:)
Zaskoczę Cię Erze, chyba nawet trochę rozczaruję. Bo nawet nie opieprzę za ten jakże posępny wstęp do notki. Powiem więcej - jestem chyba złym i egoistycznym człowiekiem. I to nawet nie o brak zauważania tych słabszych, o których piszesz, mi chodzi, bo czasem ich nawet zauważam. Ale ogólnie. I dzisiaj to mi brakuje motywacji i sensu i w ogóle. Po co?
OdpowiedzUsuńAle spoko chociaż, że spierdzieliłeś z interii, bo już bałam się, że zostaniesz tam na wieki i kiedy przyjdzie 'deadline' pochłonie Cię nicość, albo coś w ten deseń.
No nic, pozdro!