Nie to żebym miał
odmówić śmierci jej wyjątkowości. Nie to. Jest najwspanialszą
sprawą jak może mnie spotkać. Jest jedynym na co czekam. Ale są
nieraz takie chwile, takie obrazy że myślę sobie że dobrze by
było żeby jeszcze chwilę zaczekała. Chwilę, chwilunię. Tak jak
przez te parę minut o piątej nad ranem gdy to wstając do pracy
wyglądałem przez okno. Widok wręcz magiczny. Na granatowym niebie
sierp księżyca i towarzyszące dwie jasne jak reflektor gwiazdy.
Nie dziwi mnie już wcale że parę narodów tego świata obrało
sobie ten obraz za symbol. I choć dzisiaj nie musiałem już tak
rano wstawać, wstałem również. Wstałem gdyż natura rządzi się
swoimi prawami. Wstałem i wyjrzałem. Obraz na niebie mnie nie
zawiódł. Piękny, urzekający jak prze cały poprzedni tydzień. A
że czas mnie dzisiaj nie gonił siedziałem sobie tak oparty o
parapet i podziwiałem. No nie mogłem się wręcz napatrzyć. Tam na
ziemi, ruch się wzmagał, nawet zaskoczony byłem że jest aż taki
w sobotę o wpół do szóstej, a ja siedziałem sobie wpatrzony w
niebo. I myślałem sobie jakiż dziwny ze mnie gość. Ludzie o tej
porze albo śpią smacznie, albo gonią za forsą albo jeżeli już
ani śpią ani gonią to najzwyczajniej w świecie gapią się w
telewizor albo komputer. A ja gapię się w niebo. Dziwny się sobie
wydałem. Jakiś nie pasujący do reszty. Czy jest na ziemi jeszcze
ktoś na tej planecie kto o wpół do szóstej zachwyca się
księżycem i gwiazdami na granatowym niebie? Myślę że nie. I gdy
tak siedziałem zamyślony wydarzyła się rzecz dziwna. Poniżej
tego co tak podziwiałem pojawił się duży, bardzo jasny punkt.
Pojawił się, przeleciał w dół i zniknął. Co to mogło być?
Spadająca gwiazda? Spadająca gwiazda w październiku o szóstej
rano? Nie znam się na terminach spadających gwiazd ale chyba to nie
czas na nie. Zresztą jak przypomnę sobie sierpniową noc spędzoną
na plaży gdy to widziałem największą w swoim życiu spadającą
gwiazdę – była zupełnie inna. Miała bardziej żółtawą barwę
i zostawiała smugę. A do tego spadał szybciej. Ta była dużo
większa i śnieżno biała. I poruszała się wolniej. Pomyślałem
też że może to był sputnik który na chwilę został oświetlony
wschodzącym słońcem. No ale sputnik poruszał by się w poziomie,
a ponadto nie mógłby być tak nisko. Inną myślą było też to że
może ktoś puścił lampion. Ale znowu mi to nie pasowało. Bo któż
mógłby, chociaż różne się rzeczy dziać mogą, puszczać
lampion tak rano, a po wtóre lampion też miałby inną barwę no i
nie leciałby z góry na dół a chyba raczej z dołu do góry. Tak
więc nie wiem co to mogło być. Najbardziej to chciałbym
oczywiście żeby to była ta spadająca gwiazda która spełni
wszystkie moje życzenia, a przynajmniej to jedno życzenie. Jednak
wiary mi trochę brak by dane mi było dostąpić takiego cudu no i
ta pora jakaś taka nie na spadające gwiazdy. Chociaż czego ja
chcę? Chcę cudu który dałoby się wytłumaczyć rozumem? Wmawiam
sobie że spadającą gwiazdę mogę zobaczyć tylko wówczas gdy
jest na to pora. Toć to nie byłby cud. Zamiast wierzyć sercem,
zamiast przyjąć to bez analizy, ja próbuję znaleźć racjonalne
wytłumaczenie, włączam myślenie, włączam rozum który opierając
się na twardych twierdzi że to niemożliwe. Bo cóż jest możliwe
a co nie? Co takiego ma na ten przykład Robert Lewandowski czego nie
mają inni piłkarze, czego nie mam ja że strzela ostatnio bramki
jedną za drugą. Zachwycają się i mówią że to niemożliwe by
strzelić ich pięć w 9 minut. A jest to jednak możliwe. Co takiego
ma Robert Lewandowski czego nie mają inni piłkarze, czego nie mam
ja że obśmiewany i prowokowany przez Szkotów przed meczem, że
wybuczany i wygwizdany w trakcie meczu strzela niemożliwą do
strzelenia bramkę w 94 minucie meczu wywalając tychże Szkotów za
burtę eliminacji. Strzela gdy wszyscy, ale to wszyscy Polacy
stracili już nadzieję. Czy to możliwe? Czy to da się wytłumaczyć,
przewidzieć? Swoją drogą oddałbym wszystkie pieniądze świata,
sprzedałbym duszę diabłu by móc taką to bramkę strzelić. To
jest / było raczej, moje marzenie. A tak na marginesie to granda
jest że ja, ER!, ja który na reprezentację i za reprezentacją
byłem zawsze, nawet gdy w rankingach FIFA spadała za kraje
trzeciego świata, nawet gdy wszyscy ją obśmiewali, nie mógł
kupić biletu ani na Szkocję, ani na Irlandię. Gdzie byli ci
wszyscy co się teraz tak do tego sukcesu przytulają? Gdzie byli gdy
sukcesu nie było. Wkurza mnie to. Nie, nie bronię nikomu że się
teraz zainteresował nagle, ale dlaczego ja przez to zostaję
wypchnięty na aut. Pewnie, gdybym miał kupę forsy, lub gdybym był
ważną figurą miejsce pewnie by się znalazło. Niestety. Ani kasy
ani figury. Jedyne co mam do zaoferowania to wierność ale to we
współczesnym świecie wartości nie ma. I tak oto przeszedłem od
cudu do życia prozy. Kończę bo późno już się robi a wiem że
ktoś tam czeka i zawieść go nie mogę. Kończę również dlatego
że za niedługo na TV Polonia druga część mojego kultowego filmu.
Tydzień temu po napisaniu notki załapałem się na końcówkę
części pierwszej. Dzisiaj się nie spóźnię. Nie to żeby był to
film z moich najlepszych ale jest to obraz który niewątpliwie
ukształtował mój światopogląd w czasie kiedy to wchodziłem w
dorosłość. No i jest to film z którego czerpię niezliczoną
wręcz ilość cytatów ( choć w części pierwszej jest ich więcej
). I choć poszczególne dialogi znam na pamięć, obejrzę go po raz
milion pierwszy. Jeżeli ktoś obejrzy go ze mną polecam przede
wszystkim sam początek z kultową już wręcz spowiedzią, moment
gdzieś tam w środku gdy Franz z charakterystycznym chrząknięciem
pyta „ z takim ryjem kim on może być – Tajem?” no i samą już
końcówkę. Taką scenę to chciałbym przeżyć bardzo. Usiąść
nad oceanem i rzucić sobie kamykiem. A więc kto chce nich ogląda
nocny seans, kto chce niech ogląda poranne niebo. Ja oglądał będę
oba.
A jutro pobiegam w
słońcu, piękna pogoda ostatnio że aż żal siedzieć w domu. Nie
biegałem przez ostatnie dwa tygodnie bo niestety szlachetne zdrowie
i teraz muszę nadrobić zaległości. Potem poleniuchuję a potem
obejrzę mecz a jeszcze potem pojadę do Francji bo choć do Szkocji
nie udało mi się za naszymi dostać to Francji już nie daruję.
- Gwiazdy są
piękne, ponieważ na jednej z nich istnieje kwiat którego nie
widać.
Odpowiedziałem: -
Oczywiście – i w milczeniu patrzyłem na wydmy w poświacie
księżyca.
- Pustynia jest
piękna – dorzucił.
To prawda. Zawsze
kochałem pustynię. Można usiąść na wydmie. Nic nie widać. Nic
nie słychać. Ale mimo to coś promieniuje w ciszy.
- Pustynię
upiększ to – powiedział Mały Książę – że gdzieś tam kryje
w sobie studnię.
Mały Książe.... nic lepszego niż cytat z tej książki na tą chwile spotkać mnie nie mogło. Nie wiem czy spadajace gwiazdy spełniaja marzenia, może poprostu daja nadzieje ??? że te marzenia się spełnią ? To dobranoc, Moja Spadajaca Gwiazdo !!!!
OdpowiedzUsuńMały Książe.... nic lepszego niż cytat z tej książki na tą chwile spotkać mnie nie mogło. Nie wiem czy spadajace gwiazdy spełniaja marzenia, może poprostu daja nadzieje ??? że te marzenia się spełnią ? To dobranoc, Moja Spadajaca Gwiazdo !!!!
OdpowiedzUsuńa ja z mojego okna wieczorami mam piękne widoki zachodzącego słońca. ... tak.... feeria barw... :)
OdpowiedzUsuńNo tym razem Erze muszę się z Tobą zgodzić - jesteś dziwny. Ja o 5 nad ranem, no o 5.30, bo o tej godzinie wstaję, zdecydowanie się światem nie zachwycam. Wręcz przeciwnie, psioczę na czym ten świat stoi. Nie znoszę poranków, taka już moja natura.
OdpowiedzUsuńA Robert Lewandowski ma talent, ot co! Swoją drogą, całkiem fajna ta piłka czasami. A wierność, którą twierdzisz, że możesz zaoferować, to i tak bardzo dużo. Pozdro 600