sobota, 10 października 2015

Ścieżka 358 Do przodu

Nie to żebym miał odmówić śmierci jej wyjątkowości. Nie to. Jest najwspanialszą sprawą jak może mnie spotkać. Jest jedynym na co czekam. Ale są nieraz takie chwile, takie obrazy że myślę sobie że dobrze by było żeby jeszcze chwilę zaczekała. Chwilę, chwilunię. Tak jak przez te parę minut o piątej nad ranem gdy to wstając do pracy wyglądałem przez okno. Widok wręcz magiczny. Na granatowym niebie sierp księżyca i towarzyszące dwie jasne jak reflektor gwiazdy. Nie dziwi mnie już wcale że parę narodów tego świata obrało sobie ten obraz za symbol. I choć dzisiaj nie musiałem już tak rano wstawać, wstałem również. Wstałem gdyż natura rządzi się swoimi prawami. Wstałem i wyjrzałem. Obraz na niebie mnie nie zawiódł. Piękny, urzekający jak prze cały poprzedni tydzień. A że czas mnie dzisiaj nie gonił siedziałem sobie tak oparty o parapet i podziwiałem. No nie mogłem się wręcz napatrzyć. Tam na ziemi, ruch się wzmagał, nawet zaskoczony byłem że jest aż taki w sobotę o wpół do szóstej, a ja siedziałem sobie wpatrzony w niebo. I myślałem sobie jakiż dziwny ze mnie gość. Ludzie o tej porze albo śpią smacznie, albo gonią za forsą albo jeżeli już ani śpią ani gonią to najzwyczajniej w świecie gapią się w telewizor albo komputer. A ja gapię się w niebo. Dziwny się sobie wydałem. Jakiś nie pasujący do reszty. Czy jest na ziemi jeszcze ktoś na tej planecie kto o wpół do szóstej zachwyca się księżycem i gwiazdami na granatowym niebie? Myślę że nie. I gdy tak siedziałem zamyślony wydarzyła się rzecz dziwna. Poniżej tego co tak podziwiałem pojawił się duży, bardzo jasny punkt. Pojawił się, przeleciał w dół i zniknął. Co to mogło być? Spadająca gwiazda? Spadająca gwiazda w październiku o szóstej rano? Nie znam się na terminach spadających gwiazd ale chyba to nie czas na nie. Zresztą jak przypomnę sobie sierpniową noc spędzoną na plaży gdy to widziałem największą w swoim życiu spadającą gwiazdę – była zupełnie inna. Miała bardziej żółtawą barwę i zostawiała smugę. A do tego spadał szybciej. Ta była dużo większa i śnieżno biała. I poruszała się wolniej. Pomyślałem też że może to był sputnik który na chwilę został oświetlony wschodzącym słońcem. No ale sputnik poruszał by się w poziomie, a ponadto nie mógłby być tak nisko. Inną myślą było też to że może ktoś puścił lampion. Ale znowu mi to nie pasowało. Bo któż mógłby, chociaż różne się rzeczy dziać mogą, puszczać lampion tak rano, a po wtóre lampion też miałby inną barwę no i nie leciałby z góry na dół a chyba raczej z dołu do góry. Tak więc nie wiem co to mogło być. Najbardziej to chciałbym oczywiście żeby to była ta spadająca gwiazda która spełni wszystkie moje życzenia, a przynajmniej to jedno życzenie. Jednak wiary mi trochę brak by dane mi było dostąpić takiego cudu no i ta pora jakaś taka nie na spadające gwiazdy. Chociaż czego ja chcę? Chcę cudu który dałoby się wytłumaczyć rozumem? Wmawiam sobie że spadającą gwiazdę mogę zobaczyć tylko wówczas gdy jest na to pora. Toć to nie byłby cud. Zamiast wierzyć sercem, zamiast przyjąć to bez analizy, ja próbuję znaleźć racjonalne wytłumaczenie, włączam myślenie, włączam rozum który opierając się na twardych twierdzi że to niemożliwe. Bo cóż jest możliwe a co nie? Co takiego ma na ten przykład Robert Lewandowski czego nie mają inni piłkarze, czego nie mam ja że strzela ostatnio bramki jedną za drugą. Zachwycają się i mówią że to niemożliwe by strzelić ich pięć w 9 minut. A jest to jednak możliwe. Co takiego ma Robert Lewandowski czego nie mają inni piłkarze, czego nie mam ja że obśmiewany i prowokowany przez Szkotów przed meczem, że wybuczany i wygwizdany w trakcie meczu strzela niemożliwą do strzelenia bramkę w 94 minucie meczu wywalając tychże Szkotów za burtę eliminacji. Strzela gdy wszyscy, ale to wszyscy Polacy stracili już nadzieję. Czy to możliwe? Czy to da się wytłumaczyć, przewidzieć? Swoją drogą oddałbym wszystkie pieniądze świata, sprzedałbym duszę diabłu by móc taką to bramkę strzelić. To jest / było raczej, moje marzenie. A tak na marginesie to granda jest że ja, ER!, ja który na reprezentację i za reprezentacją byłem zawsze, nawet gdy w rankingach FIFA spadała za kraje trzeciego świata, nawet gdy wszyscy ją obśmiewali, nie mógł kupić biletu ani na Szkocję, ani na Irlandię. Gdzie byli ci wszyscy co się teraz tak do tego sukcesu przytulają? Gdzie byli gdy sukcesu nie było. Wkurza mnie to. Nie, nie bronię nikomu że się teraz zainteresował nagle, ale dlaczego ja przez to zostaję wypchnięty na aut. Pewnie, gdybym miał kupę forsy, lub gdybym był ważną figurą miejsce pewnie by się znalazło. Niestety. Ani kasy ani figury. Jedyne co mam do zaoferowania to wierność ale to we współczesnym świecie wartości nie ma. I tak oto przeszedłem od cudu do życia prozy. Kończę bo późno już się robi a wiem że ktoś tam czeka i zawieść go nie mogę. Kończę również dlatego że za niedługo na TV Polonia druga część mojego kultowego filmu. Tydzień temu po napisaniu notki załapałem się na końcówkę części pierwszej. Dzisiaj się nie spóźnię. Nie to żeby był to film z moich najlepszych ale jest to obraz który niewątpliwie ukształtował mój światopogląd w czasie kiedy to wchodziłem w dorosłość. No i jest to film z którego czerpię niezliczoną wręcz ilość cytatów ( choć w części pierwszej jest ich więcej ). I choć poszczególne dialogi znam na pamięć, obejrzę go po raz milion pierwszy. Jeżeli ktoś obejrzy go ze mną polecam przede wszystkim sam początek z kultową już wręcz spowiedzią, moment gdzieś tam w środku gdy Franz z charakterystycznym chrząknięciem pyta „ z takim ryjem kim on może być – Tajem?” no i samą już końcówkę. Taką scenę to chciałbym przeżyć bardzo. Usiąść nad oceanem i rzucić sobie kamykiem. A więc kto chce nich ogląda nocny seans, kto chce niech ogląda poranne niebo. Ja oglądał będę oba.
A jutro pobiegam w słońcu, piękna pogoda ostatnio że aż żal siedzieć w domu. Nie biegałem przez ostatnie dwa tygodnie bo niestety szlachetne zdrowie i teraz muszę nadrobić zaległości. Potem poleniuchuję a potem obejrzę mecz a jeszcze potem pojadę do Francji bo choć do Szkocji nie udało mi się za naszymi dostać to Francji już nie daruję.
- Gwiazdy są piękne, ponieważ na jednej z nich istnieje kwiat którego nie widać.
Odpowiedziałem: - Oczywiście – i w milczeniu patrzyłem na wydmy w poświacie księżyca.
- Pustynia jest piękna – dorzucił.
To prawda. Zawsze kochałem pustynię. Można usiąść na wydmie. Nic nie widać. Nic nie słychać. Ale mimo to coś promieniuje w ciszy.
- Pustynię upiększ to – powiedział Mały Książę – że gdzieś tam kryje w sobie studnię.



4 komentarze:

  1. Mały Książe.... nic lepszego niż cytat z tej książki na tą chwile spotkać mnie nie mogło. Nie wiem czy spadajace gwiazdy spełniaja marzenia, może poprostu daja nadzieje ??? że te marzenia się spełnią ? To dobranoc, Moja Spadajaca Gwiazdo !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mały Książe.... nic lepszego niż cytat z tej książki na tą chwile spotkać mnie nie mogło. Nie wiem czy spadajace gwiazdy spełniaja marzenia, może poprostu daja nadzieje ??? że te marzenia się spełnią ? To dobranoc, Moja Spadajaca Gwiazdo !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja z mojego okna wieczorami mam piękne widoki zachodzącego słońca. ... tak.... feeria barw... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tym razem Erze muszę się z Tobą zgodzić - jesteś dziwny. Ja o 5 nad ranem, no o 5.30, bo o tej godzinie wstaję, zdecydowanie się światem nie zachwycam. Wręcz przeciwnie, psioczę na czym ten świat stoi. Nie znoszę poranków, taka już moja natura.

    A Robert Lewandowski ma talent, ot co! Swoją drogą, całkiem fajna ta piłka czasami. A wierność, którą twierdzisz, że możesz zaoferować, to i tak bardzo dużo. Pozdro 600

    OdpowiedzUsuń