Notka
jest.
No
właśnie dzisiaj.
Naszły
mnie jakieś refleksje, przemyślenia. Zbierały się one, te
refleksje, przemyślenia od dni paru. Przemyśleń i refleksji mam w
każdej sekundzie miliony wprawdzie ale te, które mnie naszły od
dni paru, takie jakieś wyjątkowe jakieś takie, takie jak zawsze a
jednak wyraźniejsze, mocniejsze. I jakieś takie smutne. Może nie
smutne? Może raczej pełne żalu. Jakiegoś takiego żalu, jakiegoś
takiego niespełnienia, jakiejś takiej tęsknoty. Przykre. Tak się
nad sobą zamyśliłem. Co mam? Co miałem? Co robię? Co zrobiłem?
Co miał będę i zrobię co? Tak prawdę mówiąc to zamyśliłem
się właśnie nad tym co mnie czeka, co mnie spotka, co przede mną?
I z zamyślenia tego wyszło mi jedno wielkie, ogromne – NIC. Takie
wielkie NIC. Niby to mówią że facet to w życiu dom ma zbudować,
syna spłodzić ma i drzewo zasadzić też. No a ja? A ja z tych
rzeczy ważnych nie zrobiłem żadnej. I zrobić już nie zrobię. I
refleksja mnie naszła że chyba całe życie to miałem to właśnie
w zamiarach, a ostatecznie nie mam nic. Czy mogę powiedzieć więc
już - że przegrałem? Chyba mogę? Bo cóż może powiedzieć facet
który żadnej z tych trzech rzeczy nie osiągnął a wszystko co
osiągnął, wszystko co usłyszał po latach to: „wiesz co, nie
mogę, nie chcę już tak z tobą żyć”. Cóż ja teraz mogę o
sobie myśleć? No kompletny nieudacznik, maksymalna pierdoła i do
tego beksa. Tak właśnie – beksa. Niby mówią też że prawdziwy
mężczyzna nigdy nie płacze. Że prawdziwy mężczyzna nie wie co
łzy. Ktoś też kiedyś powiedział że należy
uważać, by kobieta nie płakała, ponieważ Bóg liczy jej łzy.
A czy toś liczy moje? Czy liczy te moje których być nie powinno?
Jak to w ogóle wytłumaczyć że mogłem płakać cały dzień? I
jak wytłumaczyć że potem mogłem płakać dzień drugi? I jak
wytłumaczyć że dnia trzeciego byłem tak tym płaczem wyczerpany
że płakać już nie miałem sił. I nie miałem już łez. Czy Bóg
policzył te moje łzy, łzy mężczyzny? Bardzo, ale bardzo wstydzę
się tych łez. Niewyobrażalnie mi wstyd. Ale suma sumarum to to
jest właśnie podsumowanie mojego życia. To łzy. Żałosne.
Wstydzę się łez. Wstydzę się płaczu. Wstydzę się o tym pisać.
To takie żałosne. I jak ja wyglądam ze łzami? Jak?
I
jak tu trzymać fason? No bo przecież muszę trzymać fason. Nie
mogę marudzić, nie mogę okazywać słabości, nie mogę się
poddawać i przecież nie mogę płakać. Nnniiiee mo-gę. To nie
wypada, to nie przystoi. Co zatem mogę? Mogę się wkurwić zatem. I
wkurwiam się. Sam na siebie. Tak właśnie. Że taki przegrany
jestem. I że nie zrobiłem w życiu tych trzech rzeczy które każdy
facet zrobić powinien. I że płaczę. I że nic, wielkie nic przede
mną. Jak tak sobie pomyślę, to aż się boję. Nie wiem ile mi
tych lat tego życia zostało ale jak to ma tak dalej być to nie
warto. Najzwyczajniej nie warto, nie ma po co. Nie ma na co. Nie ma
dla kogo. Nie ma. I to mnie wkurwia. I wkurwia mnie że nie panuję
nad tym wkurwieniem. Że tracę cierpliwość. Że robię się
chamski. Że porzucam rycerskość. Że na niczym mi nie zależy. I
myślę, coraz częściej myślę ile jeszcze mam wytrzymać? Ile
ścierpieć mam nim wybuchnę? I myślę też, czego kurwa ten świat
ode mnie chce? Czy on chce żebym całkiem schamiał, żebym całkiem
porzucił rycerskość? Czy ten świat chce mi udowodnić że moje
zasady nic warte są. I że nie dam rady się z nimi utrzymać. I że
na nic moje wspaniałe marzenia, moja wiara, nadzieja, ufność, moje
szlachetne wyobrażenia. Że na nic. Że nic już z nich nie będzie.
Kurna, jakby to fajnie było się ich pozbyć! Kurna, jakby to fajnie
było zrzucić z siebie ten ciężar moralności. I pytam sam siebie:
po co? po co z tym walczę? No po co? Świat stawia przede mną
proste rozwiązanie, olej to mówi, zostaw, a ja nie, a ja cały czas swoje.
I niby chcę żyć swobodnie, lekko, bezproblemowo, bezstresowo a
jednak się przeciwstawiam, przeciwstawiam się temu co świat tak
wyraźnie, tak dobitnie podaje mi na każdym mym kroku. Pozbyć się
zasad. Takie proste. Zapomnieć o regułach. Wyzbyć się skrupułów.
Myśleć tylko o sobie. I odrzucić te szczenięce wyobrażenia, te
marzenia, te ideały.
Świat
chce mnie pokonać. Chce żebym się upodlił. Chce mi udowodnić że
nie dam rady. To właśnie jest celem świata. To jest celem życia
które mnie otacza. Czy ja się poddam? W takie dni jak dzisiaj, gdy
jest mi wszystko jedno, gdy jestem zmęczony, trudno jest nie
przegrać. Nie wiem czy to jakaś niemoc nad światem zapadła. Czy
to jakieś siły nieczyste się zebrały ale jakoś tak zwątpienie
mnie naszło. W sens, sens dalszej walki, w sens chcenia. Ale i u
białej, Bialutkiej, najbielszej ostatnio to spotkałem, i u
szemranej panienki też chyba. No więc o co chodzi? Skąd się nagle
we mnie, w nas takie złe nastroje znalazły. Co lub kto nam je
zsyła? Jeszcze miesiąc temu, jeszcze trzy tygodnie temu, dwa
tygodnie temu wyczekiwałem z utęsknieniem lata, ciepła, słońca.
Wyobrażałem sobie jak to w słoneczne dni siadam na motóra i jadę
gdzieś tam przed siebie. Jak to podziwiam zachody słońca, moje
ukochane zachody słońca. Jak to leżąc na nadmorskim piasku i nie
myśląc o niczym wpatruję się w rozgwieżdżone niebo. Jak cieszę
się szczęściem spotykanych ludzi. Jak cieszę oczy widokiem
zakochanych par. I jak zamykam oczy wypowiadając im w duszy życzenia
pomyślności. A dzisiaj? Dzisiaj myślę jaki to samotny będę.
Jaki to zagubiony. Jak to zamiast cieszyć się, śmiać, tańczyć i
śpiewać siedział będę i patrzył na to słońce zachodzące i na
to niebo rozgwieżdżone. Niespełniony, niezrozumiany, zawiedziony,
z żalem w sercu, przegrany. Samotny ja.
„Czasem
mówię sobie, że na pewno nic się nie stało. Mały Książę
przykrywa różę na noc szklanym kloszem i dobrze strzeże baranka …
Wtedy jestem szczęśliwy. I wszystkie gwiazdy śmieją się
pogodnie. A czasem mówię sobie: „Od czasu do czasu zapomina się
o obowiązkach – i to już wystarczy. Zapomniał wieczorem zakryć
różę szklanym kloszem albo baranek cicho wyszedł ze skrzyni w
nocy ...” I wtedy gwiazdy toną we łzach … Tu kryje się wielka
tajemnica. Dla was, którzy jak ja kochacie Małego Księcia, nie ma
na świecie poważniejszego zagadnienia niż to, czy gdzieś – nie
wiadomo gdzie – baranek, którego nie znacie, zjadł różę czy
nie ...”
Er
ma dzisiaj urodziny. I te całe jakieś refleksje, przemyślenia to z
tego pewnie powodu. Pewnie tak. Dziękuję za życzenia które pewnie
się pojawią ale tu nie ma co życzyć. Jest tylko jedna, jedyna
rzecz która może, jeśli się spełni, zmienić moje życia mego
podsumowanie. Życia mojego ocenę. I dać mi poczucie spełnienia,
poczucie że warto było, i poczucie że jeszcze może być
przepięknie, że może być wspaniale. I że jeszcze tyle dobrego
zrobić mogę. Tego sobie życzę.
No
a ile er ma lat od dzisiaj? No ile?
P.S.
Miała być notka na to co u ciebie ostatnio się naczytałem. Ale
wiesz. Ale rozumiesz. Takie mnie jakieś refleksje, przemyślenia …
Ale jeszcze napiszę, napiszę jeszcze, wkrótce. O ile nie spełni
się inne takie życzenie jedno, co je mam, co to niby żeby zasnąć
i nie, nie obudzić się. A tymczasem muzyka dla ciebie specjalnie.
Nie moje klimaty wprawdzie i nie lubię Axela w szczególności ale
czego nie robi się dla przyjaciół.
… i
jedno jeszcze, miało być wprawdzie Do tyłu ale jakoś tak wyszło
że W miejscu jest.