Walentynki
minęły i gdyby mi szemrana lala nie przypomniała tydzień temu w
komentarzu to nawet bym tego wyjątkowego święta nie zauważył. Po
prostu go nie celebruję i nigdy nie celebrowałem. Tak samo zresztą
jak nie celebruję też tego drugiego amerykańskiego zaciągu. Mamy
swoje jak to sama szemrana lala ( chociaż szemrana lala zaczyna
ewoluować ostatnio w stronę szemranej panienki ) też słusznie
zauważyła. A to nasze, prasłowiańskie, swojskie jest takie i co
najważniejsze wypada w zdecydowanie przyjaźniejszych warunkach
przyrody niepowtarzalnej do konsumowania tegoż że święta.
Ściągnęli te amerykańskie wynalazki jakbyśmy swoich nie mieli. I
nakręcają małolatów na serduszka i misie jakby to w tym wszystkim
najważniejsze było. Ja jak już wspomniałem po prostu nie
celebruję i nigdy nie celebrowałem. No bo czyż miłość może
mieć swoje święto? Dzień w którym się miłość tą święci?
Jak dla mnie to miłość, miłość świętuje się co dzień. I
jeżeli miłość ta występuje, jeżeli ma miejsce to każdy dzień
jest świętem. I nie trzeba do tego specjalnych serduszek i
pluszowych misiaczków. Miłość to każdy dzień. I o tym zapominać
nie można. A jeżeli nawet się zapomni, bo co jak co ale świat
mamy jaki mamy i zapomnieć nie trudno, to można mieć w sobie
nawyki które o miłości tej, na każdy dzień przypominają. Ja
miałem na ten przykład róże które przynajmniej raz w miesiącu
miałem w nawyku przynosić. Swoją drogą nigdy nie mogłem się
nadziwić, nigdy zrozumieć nie potrafiłem jak tak piękne, jak tak
doskonałe kwiaty mogą sprzedawać tak wredne baby jak te przekupy z
Placu Wilsona. No bekę miałem za każdym razem nieziemską. Piękno
i delikatność kwiatu kontra grubiaństwo i totalna olewka. W swoim
podejściu do klienta i towaru który sprzedawały kwiaciarki z
Wilsona były niesamowite:). Ale lubiłem je odwiedzać. Bo lubiłem
te róże i lubiłem je kupować, zresztą nadal lubię choć już
nie kupuję. I odwiedzę jakoś na wiosnę te kwiaciarki z Wilsona, i
kupię tych ślicznych róż parę i wręczę je potem bez słowa
zaskoczonej jakiejś pani która właśnie pędziła do metra. A
potem pójdę sobie w swoją stronę pewny najpewniejszy tego że
nawyk wręczania róż kobietom to dobry nawyk. Ale
najszlachetniejszy nawet nawyk może przecież spowszednieć. Trzeba mieć
więc nawyk większy. Na ten przykład nawyk kulturalny. Są osoby
dla których jest to opera, są osoby dla których jest to
filharmonia, są takie dla których jest to teatr, a dla mnie było
to zwykłe kino. Widać kulturowo jestem jeszcze na niskim poziomie
rozwoju. No ale nawet to kino, zaplanowane, zaaranżowane,
przygotowane choćby dwa razy w roku może być takim nawykiem. To
wspólne wyjście, to oderwanie od codzienności, te emocje związane
z oglądanym obrazem ale przede wszystkim fakt że ktoś coś robi
dla ciebie, dla ciebie bo o tobie pamięta. Ale i to kino czy też
teatr, filharmonia czy opera mogą wydać się ostatecznie zbyt
powszednie, oklepane, zwyczajne. Trzeba wówczas mieć nawyk
wyjątkowy. Nawyk jeden jedyny w roku. Nawyk na który czeka się jak
na urlop czy długi weekend majowy. Taki można by rzec nawyk
odświętny. Dla mnie tym nawykiem odświętnym była kaczka. Nie tam
żadna kaczka dziwaczka a zwykła kaczka domowa, no może tylko
podana ( przez pana w kitlu ) w buraczkach i z ziemniaczkami. I z
nastrojową muzyką w tle i ze świeczką i w przytulnym kąciku za
filarem na końcu sali. Ale i to wszystko może stracić znaczenie
gdy nie jest robione z serca. Gdy staje się tylko odegraną sceną.
Tak jak te zwykłe, codzienne czy umyć ci plecy, czy rozmasować
dłonie, szyję, stopy, czy podać ci śniadanie do łóżka, czy daj
te siatki ja je wezmę bo są ciężkie, czy przywieźć ci kebab do
pracy bo dziś dłużej pracujesz. To wszystko traci sens gdy robione
jest bez serca. Czy jednak można robić to wszystko i więcej
jeszcze bez odrobiny serca, odrobinki, najodrobinniejszej
odrobinieńki. Wg mnie nie. A jeżeli nawet tak to trzeba być
niezłym aktorem, niezłym fałszerzem, niezłym zwyrodnialcem. To
wówczas tego serca po prostu nie ma. Po prostu go w tobie nie ma.
Jest się człowiekiem bez serca. Czy jednak coś takiego jak
człowiek bez serca jest w ogóle możliwe? To wówczas nie jest już
człowiek. To nawet nie jest kamień. To jest jakiś twór którego
nazwać nawet nie potrafię. Więc jeżeli nie da się tych
wszystkich nawyków, tych codziennych, i tych niecodziennych, jeżeli
nie da się ich robić bez odrobiny serca, odrobinki,
najodrobinniejszej odrobinieńki i jeżeli ktoś tego nie docenia to
niech spada na bambus. Bo trzeba to doceniać. Trzeba umieć to
widzieć. Trzeba umieć widzieć te drobne rzeczy. Trzeba umieć
dostrzegać ich ważność. Trzeba widzieć troskę w tych
codziennościach. Czy większym dowodem miłości byłoby słyszeć
codziennie „kocham cię”, czy zastać ciepły obiad po powrocie
do domu? I o ile winę, odpowiedzialność za to co się z życiem
moim stało biorę z pełną świadomością na siebie to przyznać
muszę też że było we mnie trochę tych nawyków. I co by nie
powiedzieć to powiem – trudno. Powiem też – szkoda. No ale cóż.
Jeżeli tej mojej poprzedniej miłości to nie odpowiadało, jeżeli
to było za mało, jeżeli tego nie doceniała niech spada na bambus.
Mógłbym powiedzieć też niech spierdala, niech się wali, niech ją
szlag. Mógłbym wylać na nią kubeł pomyj. Mógłbym przekląć i
życzyć huja w dupę ( tylko czy w świetle ostatniej białej,
Bialutkiej, najbielszej literatury to jest złe życzenie? ). Niech
więc zostanie tylko zwykłe spadaj, spieprzaj, spierdalaj, wal się.
Bez szczegółów. I nie będę się wypierał że tak nie myślę,
że tak nie mówię. Z tym że ostatnio rzadko, coraz rzadziej. Teraz
coraz częściej po prostu, tak zwyczajnie daje tym wspomnieniom
odejść. Puszczam je jak te statki co je w dzieciństwie składałem
z gazety i puszczałem na wodę a one odpływały lekko spokojnie,
niespiesznie. Nieraz tylko jeszcze dołożę pstryczka delikatnie
paluszkiem gdy odpływają za wolno i tyle. Niech odpływają. Niech
płyną w swoją stronę.
A
dzisiaj pobiłem swój dziesięciokilometrowy rekord życiowy. Nowy
wynik to 00:55:57 gdzie 00 to nie dni a godziny.
Do
koleżanki Kani. Widać od razu żeś humniastka a nie umysł ścisły.
Nie jesteś trzynasta a jedynie twój wpis jest trzynasty. Niestety
ale co poniektóre elemanta wpisują po parę komentarzy i wówczas
ilość komentarzy nie równa się ilości komentujących. Zresztą
szemrana panienka już opierdol za to swego czasu wyhaczyła. Nic to
jak widać nie pomogło. Taki widać wasz babski urok. Tłumaczysz,
prosisz, zaklinasz a wy ostatecznie i tak swoje. Ale … Ale to
dobrze. Bo z czasem to się staje urokliwe. Taki widać urok
szemranej panienki. I ja to akceptuję, i ja to biorę z całą
zawartością inwentarza. Bo czyż można wybierać sobie z kogoś
jedne jego cechy a innych nie? Nie, nie można. Trzeba brać takimi
jacy są. I ja szemraną panienkę taką biorę. Zresztą jak i was
wszystkich. I mógłbym powiedzieć że już was w jakiś tam sposób
znam ( przynajmniej znam jak i o czym piszecie ). Rozpoznaję. I z
zamkniętymi oczyma nawet, nawet gdyby wpisy były anonimowe
poznałbym że to, to pisała biała, Bialutaka, najbielsza, a to to
pisała szemrana panienka, to zaś pisała Kania a to z kolei to Dor
ota. I cieszę się z tego. Cieszę się że was mam i że was znam i
odróżniam. I cieszę że wy mnie znacie, poznajecie, oswajacie.
Widać to po komentarzach z ostatniej notki. No przecież nikt, nikt
kto era zna nie przypuszczał by że zaczyna pisać o jakimś tam
prezesie czy też prezydencie. No przecież wiadomo wszem i wobec że
eru polityką się nie interesuje, nie pasjonuje, nie dotyka. Er
politykę a w szczególności polityków ma głęboko w dupie. Allle
dosyć o tem bo się druga nota tworzyć zaczyna a dbamy przecie o ty
by nie było zbyt długie.
Jeszcze
tylko muszę odpisać do kogoś kto poczuł się dotknięty tym że
napisałem mu że jest Bogiem. Nie nie miałem najmniejszego zamiaru
cię obrazić, dotknąć czy zniesmaczyć. Jak poznamy się lepiej,
jak poznasz mnie lepiej zobaczysz że er, eru, eruniek nikogo nie
obraża i nikomu nie robi przykrości ( tzn nikomu kto u er, era,
erunia bywa bo cała reszta może dostać i dostaje prawdę mówiąc
zdrowo ). No więc jeżeli uraziłem to przepraszam a dla pełnego
wyjaśnienia sprawy to powiedz mi: wierzysz w Boga?
A
dzisiaj pobiłem swój dziesięciokilometrowy rekord życiowy. Nowy
wynik to 00:55:57 gdzie 00 to nie dni a godziny.
A
piosnka poniższa ma być na „szczęście za zakrętem”. Mam nadzieję że melodia jak i tekst przypadną ci do gustu. Trzymaj się. I może już czas zacząć robić papierowy statek z tego pe?
Tadaaaam. A co Ty sie dziwisz, że w swoim poprzednim poście wystraszyłam sie, ze piszesz o prezesie jak taaaaakie czarne chmury powiesiłeś. Czarne, straszne, strach sie bać.
OdpowiedzUsuńMycie pleców, masowanie stóp, całowanie dłoni, wnoszenie siatek, powiedzenie - kocham Cię.....kwiaty, przytulenie.... to nie powszedniej, to nie może spowszednieć bo z tych małych gestów, z tych cegiełek budowana jest miłość, budowane jest życie w miłości. Nie, nieeee to nie powszedniej bo jesli powszednieje to nie jest ta, prawdziwa i jedyna. Bo każdy dzień jest ważny, bo o dzień mijający mamy o jeden dzień mniej. To nie tak Er, nie tak... A u mnie jeszcze nie czas na statki, bo one by nie popłynęły. Może kiedyś, może przyjdzie taki czas, może wtedy gdy to "chociaż coś" przestanie mi wystarczać. Dobranoc Er
no cóż ja poradzę Eru, że muszę bo inaczej się uduszę, a tak przynajmniej mam pewność, że przeczytasz;) i tak wlazłam i czytam o tym gorącym obiedzie na stole i mnie aż zatelepło, jak ze skóry wychodziłam żeby był ten ciepły obiad na 15stą, bo wtedy wraca, bo zmęczony, bo głodny, bo przecież o niego dbam, przecież nie za karę stoję nad tymi garami, a z dbałości i miłości, bo kuźwa nie lubię gotować na zawołanie, na ten pieprzony schemat od.. do.. bo nienawidzę kiedy się mi to narzuca jako "zasrany obowiązek" i mnie zatelepało na samo wspomnienie każdego dnia, kiedy zamiast dzień dobry co dzisiaj na obiadek czy cokolwiek innego miłego wypowiedzianego, słyszałam gburowate uwagi, że to nie tak, a tamto za zimne i chuj wie co jeszcze..... zatelepało mnie na wspomnienie kroków na schodach, po których dźwięku odróżniałam nastrój onego i od parteru wiedziałam co będzie dalej..... i masz rację, na bambus z nim:) niech statki sobie płyną, mimo lat kilka ich jeszcze jest do odpłynięcia... i tak mi przypomniałeś, że wiem jakiej miłości chciałam zawsze... takiej spokojnej i cierpliwej mimo burz, dojrzałej i zwyczajnej, codziennej, w kubku kawy, wspólnym śniadaniu i tych różach od czasu do czasu, nie wymuszonych bo wypada... i tak sobie myślę, że nawet jak się nie zdarzy to przynajmniej nie będę polegać na namiastkach:) i jeszcze coś mi przypomniałeś:) pójdę dzisiaj kupić sobie kwiaty, róże, takie pełne, pachnące i jednocześnie delikatne... to nic, że pada i wieje, pójdę i już bo zasłużyłam i dojrzałam do sprawiania sobie przyjemności, a tak często o tym zapominam... to pisałam ja:) szemrana panienka;)
OdpowiedzUsuńHah, no jestem humanistką, to fakt, chociaż zawsze wydawało mi się, że myślenie ścisłe i logiczne nie jest mi obce (ale o tym jeszcze za moment). Tak czy siak, rzadko czytam cudze komentarze, więc nawet nie zwróciłam uwagi, czy wcześniej było 12 komentujących, czy 12 komentarzy.
OdpowiedzUsuńAle notka przecież nie o tym. Ja z tej całej walentynkowej romantyczności poszłam na tego "Pitbulla", więc romantyzm taki, że nie ma co. I to na dodatek nie w same walentynki, ale wcześniej, więc chyba się nie liczy. Generalnie to kino, to taki trochę nasz nawyk. Lubię chodzić razem z Nim do kina, potem obgadać film i w ogóle. Zgadzam się z Tobą, że takie rytuały, nawyki są potrzebne i to bardzo. I kiedy ktoś przestaje wkładać w nie serce, to chyba się to czuje, tak sądzę. Ja bym tak nie umiała, bo w ogóle aktorka ze mnie marna.
A odnośnie kwiatów - to też ciekawa sprawa. Kiedyś nie lubiłam dostawać kwiatów. Uważałam, że to absolutnie bez sensu i zawsze, kiedy z jakimiś kumplami o tym rozmawiałam, to mówiłam im, że słaby pomysł i że lepiej czekoladki. No bo, co po takim kwiatku? Podlewać trzeba, dbać o to przez moment, a potem i tak weźmie zdechnie i trzeba wywalić. Ale ten Mój się zawziął, bo jak twierdzi, jestem kobietą, która na kwiaty zasługuje. Mimo że jak krowie na miedzy tłumaczyłam, że nie chcę. I wiesz co? I wręcza mi te kwiatki od czasu do czasu, a ja za każdym razem cieszę się jak dziecko. Weź tu zrozum. Zupełnie to nielogiczne i nie wiem, czemu tak jest. Pewnie dlatego, że to od Niego i że wiem, że od serca. Albo coś. Ot i taka historia.
A ta niewiasta, która przypadkowo dostanie róże od Ciebie, na pewno będzie miała cudowny nastrój przez cały dzień :) Bardzo dobry Erze pomysł.
Jestem i ja. Z racji tego że mam złośliwe urządzenie mobilne komentarz pisalam 4 razy. Za każdym razem chcialam sie jako tako ustosunkować więc i notke czytnelam razy 4. Ehh... W jednym pisalam ze Cię szanuje w drugim że lubię w trzeciej że uwielbiam,w czwartej że kocham jako że moje uczucia rosną z prędkością światła. Teraz 5 raz pisze i musisz wiedzieć że masz u mnie wszystko w pakiecie. Uwielbiam kiedy piszesz o miłości o tym jak się kocha kobietę i o tym jak chciałbyś być kochany jako mężczyzna. Wiesz..jak prosilam o natchnienie..to już je mam. Notka w trakcie pisania i będzie o mężczyznach. W swoich podstawowych kryteriach okazywania milosci ująłeś rzeczy na które nie stać jeszcze wielu mężczyzn. Piszesz wspaniale nie wiem jednak jakim jesteś mówca jeśli choć w połowie tak dobrym - powinieneś pomyśleć o wykladach dla tych tumanów. Serio. Może by się barany nauczyli jak się obchodzi z kobietą. Kolejna notka"do przodu" jestem z Ciebie dumna Wujaszku. Pamietaj. Jestem z Ciebie dumna:)) dywagacje na temat tego chuja w dupie To u mnie. Nie mogę u Ciebie przeklinać przecież:) C'yaaaa
OdpowiedzUsuńto fajne, co napisałeś o miłości... ale nie sprawdza się, gdy w związku trafisz na emocjonalnego daltonistę. :/
OdpowiedzUsuńWalentynki były zawsze dla mnie przykre. tyle zachochanych par dookoła a ja sama.
OdpowiedzUsuńmój były juz ąż nie miał pojęcia o miłości. nie potrafił docenić nic. tylko brać i wymagać. teraz to nawet cieszę się że go nie ma. lepiej bć samemu niż gnić w nieszcześliwym związku gdzie druga strona ma ewidentnie w dupie a stara się tylko jedna.
wzięła się blondynka za liczenie. paluszki uruchomiła i kombinuje.... i.... no jak nic! wychodzi mi u Era pyknięcie licznika!
OdpowiedzUsuństo lat! :)