sobota, 10 września 2016

Ścieżka 407 Do przodu

Ile to dni minęło od tego pieprzonego czwartku? Smoku radzi, że niby mam sobie pokląć. Ale że co? Że JA niby nie klnę? Klnę, przeklinam, bluźnię, złorzeczę - na każdym kroku. Nie znaczy to jednak, że mam to robić tu. Ale dobra, niech Smokowi będzie. To ile to dni minęło od tego pierdolonego czwartku? Jeden, dwa, trzy, cztery. Cztery dni w czasie których przez moją głowę przewalały się smutki, żale, rozczarowania, złości, nienawiści. Cztery dni w których nie wiedziałem po co żyję i gdzie to ( jak radzi Smoku ) jebane moje życie zmierza. Tak jak napisałem w notce poprzedniej – życie straciło sens, moje życie. Cztery dni gdzie niby starałem się funkcjonować jak zwykle a jednak wszystko leciało mi z rąk. Wszystko leciało mi z rąk. Mi, mi któremu nigdy nic z rąk nie leci. Te cztery dni gdzie nawet Rumak nie potrafił dać odetchnienia od złej rzeczywistości. To wszystko te cztery dni. I jak to już pisałem wcześniej – nie wiem skąd się to bierze. Niby wszystko jak zawsze, normalka, tak samo śpisz, wstajesz o tej samej co zawsze. Na śniadanie ten sam odmierzony zestaw. Ten sam pociąg na stacji, to samo w nim miejsce i taka sama jak zawsze droga a jednak. A jednak gdy już dojechałeś, gdy zakładasz kask, gdy wciskasz rękawice, gdy zasuwasz suwak kurtki, gdy wiążesz chustę, gdy spinasz ostatnie rzepy i gdy upewniwszy się że wszystko jest na miejscu włączasz muzykę, odpalasz silnik, wrzucasz jedynkę i wyjeżdżasz na ulicę to wiesz już że te, tamte cztery dni od jebanego ( jak radzi Smoku ) czwartku to już tylko wspomnienie. Bo wtorek, dzień piąty, będzie zajebisty. I nic już się nie liczy, nikogo nie ma, nic się nie stało. Liczy się tylko ta muzyka, liczy się tylko ta zalana porannym słońcem warszawska ulica. Liczy się tylko ryk Rumaka i jego zawrotne przyśpieszenie. I gdy mijasz rzędy zaspanych aut, gdy zaglądasz w okna kierowcom, gdy pozdrawiasz ich kiedy robią ci miejsce wiesz że ten dzień będzie dobry. Nowy lepszy dzień. I gdy dopadnie cię wreszcie na jednym z kolejnych skrzyżowań to czerwone a ty stojąc w oczekiwaniu zaczynasz tańczyć to wiesz na pewno że wróciło to wspaniałe uczucie radości. Masz już moc! Masz energię. Niech cię postawią przed murem a będziesz go kopał, będziesz go gryzł, będziesz w niego głową walił. I wiesz że przebijesz. Przebijesz ten ( Smoku ) pierdolony, jebany mur. Ale jeżeli nawet go nie przebijesz to nic. Takie normalne, nic nie znaczące nic. Jebać to. Odkręcisz się na pięcie i pójdziesz. Bo wiesz że to nie ważne. Nic kurwa nie jest ważne. Nic nie jest ważniejsze niż to że zaraz znowu wrzucisz jedynkę, podkręcisz manetkę gazu i zanim cała reszta oczekujących się spostrzeże pomkniesz jak strzała daleko, daleko, daleko. I tyle cię widzieli. Zostali w tyle. Ty – znikający punkt. Znikłeś. Tak jak został w tyle cały ten jebany czwartek. Jebać to. Jebać kurwa czwartek pierwszego września i jebać ją. Niech spada, niech się goni, niech spierdala. Niech spierdala. Sama wybrała, sama zdecydowała. Jebać ją. I skoro nie jest ze mną – jest przeciwko mnie. Tyle.

A dni płyną. Przychodzą te gorsze, są i te lepsze - takie jak ten wtorek. Dzisiaj na ten przykład był ten lepszy. Lepszy chociaż po przebudzeniu miałem wrażenie że się nie podniosę. Flak. Dosłownie flak, do tego obolały. Ale jedno krótkie, zdecydowane wstawaj er kurwa, wstawaj, wstawaj, nie marudź, nie ma bólu, nie ma zmęczenia, nie ma niechcenia. Więc zacisnąłem zęby, wstałem. Ból przeszedł, zmęczenie znikło, nie ma flaka – jest skała, jest siła. Siła budująca ale i siła niszcząca. Zniszczę wszystko co mi na drodze stanie, zdepczę co się przeciwstawi. I chociaż wiem że jutro, że już jutro może przyjść ponowne załamanie, może przyjść kolejne zniechęcenie, mogę ponownie stracić sens to w tej chwili jebię to. Nie myślę o tym. Rumak lśniący, błyszczący, nasmarowany stoi pod oknem. Noc ciepła, pogodna. Nic tylko wsiadać i zapierdalać. Znikać. Aura oddaje to co zabrała w wakacje. Nie powiem że byłem pewien, ale powiedzieć mogę że przeczuwałem że wrzesień taki będzie. I jak się taki utrzyma to za tydzień biorę namiot ponownie i walę w trasę. Tylko wątpliwość dzisiaj zasiana została. Góry czy jednak pojezierze wielkopolskie? I tak jak bezołowiowa napędza mi Rumaka tak to napędza mnie.

5 komentarzy:

  1. Smoku nie radził tylko pokazywał możliwości.
    To Ty zdecydowałeś.
    I jak Ci się podoba przeklinanie?

    OdpowiedzUsuń
  2. ja np. z zasady nie przeklinam.
    ale czasami nie da się inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. aha czyli cztery dni na dołowanie użalanie się a potem spinać poślady i do przodu. tak?


    to raz na jakiś czas ja też sobie pozwolę na takie 4 dni. byle nie za często.


    co się stało w ten pierdolony czwartek/;))))))



    ty na rumaku a ja już pierwsze koty za płoty z autem. więc wrzuć jedynkę gaz do dechy i ruszaj - zaczyna mi ise przyjemnie kojarzyć;) jeszcze trochę i drogi będą i moje;) pojeżdżę trochę zdam egzamin a potem moje;))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprzeklinać czasem to spoko sprawa. A że dni są lepsze i gorsze, to się chwali. Bo to znaczy, że nie jest źle tylko. A góry chyba dla mnie zawsze wygrają z pojezierzem. No i kurde Er - ale nuta!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzucić siarczyste krrrrrwa to na specjalną okazję. Ja tak mam, bo to wtedy ma moc, jeśli się nie nadużywa.
    Moja sąsiadka mówi, że jedna taka kurrrrwa to dwie tabletki uspokajające mniej. Ona sporo tych tabletek oszczędza :)

    OdpowiedzUsuń