Tak
prawdę mówiąc mógłbym napisać o kilku innych sprawach. Mógłbym
i nawet powinienem bo dzieje się we mnie i wokół mnie ostatnio
bardzo dużo. Wystarczy, że powiem, że otrzymałem ostatnio coś
czego otrzymać się nie spodziewałem. I jest to być może coś z
rodzaju czegoś takiego, o czym myślałem, że nigdy w życiu moim
się nie wydarzy. Na pisanie o tym jestem jednak niegotowy. Tak samo
jak niegotowe jest na to całe moje jestestwo. Tak więc napiszę o
czymś banalnym. To coś wyjątkowe zostawiając przemyśleniom.
Było
to w dniu rocznicy wydarzeń kojarzących się z dniem w którym
zabrakło Teleranka. Tak właśnie, Teleranka. Czy jakiś małolat
wyobrazić sobie może obecnie, że były czasy kiedy to jedynym
elementem telewizyjnej ramówki dla dzieci był jeden jedyny program
z piejącym kogutem na płocie. Jako grubo naciągany można uznać
fakt dzieciaków siedzących w niedzielny poranek przed ekranem
telewizora w oczekiwaniu na tegoż koguta piejącego na płocie, a
dostających żołnierza który czyta coś z kartki – ale tak było.
Ja tak siedziałem. Naprawdę tak było. Było to więc w dniu
rocznicy wydarzeń kojarzących się z dniem w którym zabrakło
Teleranka. Wracałem z tego czegoś. Jak wracam z tego czegoś mam
tylko 20 minut i tylko jeden autobus by zdążyć na pociąg.
Praktycznie za każdym razem wypruwam z siebie flaki, i tak już
nieźle wyprute, by na autobus ten zdążyć. Bo gdybym nie zdążył
czekałaby mnie cała godzina oczekiwania na pociąg następny. A
tego nie chcę, to groziłoby w konsekwencjach brakiem snu,
zmęczeniem, i takimi tam. A tego nie chcę. Więc tego dnia też
leciałem wypruwając z siebie, i tak już nieźle wyprute flaki.
Jednak autobusu nie było. Minuty mijały, a każda minuta w takiej
chwili płynie minimum sto razy szybciej. Autobus nie przyjeżdżał.
Stałem w nerwach i napięciu. Na szczęście w końcu przyjechał.
Sporo opóźniony i totalnie zapchany. A wszystko to przez
wcześniejsze na mieście demonstracje. Kocham Warszawę, kocham
Warszawę naprawdę najbardziej ze wszystkich miast na świecie.
Chociaż uczciwie przyznać muszę, że kiedyś szczerze jej nie
lubiłem. No ale teraz ją kocham. Kocham, ale nie cierpię
wszystkich tych demonstracji, protestów, pochodów, marszów które
rujnują warszawskie życie. Kurde jak to destabilizuje życie. Jak
to cholernie destabilizuje dzień zwykłym, codziennym ludziom. Nie
wiem, naprawdę nie wiem dlaczego każda demonstracja czy też marsz,
nie ważne czy to za czy przeciw, odbywać się musi w samym centrum
tego kochanego miasta. I nie wiem dlaczego zwykli, codzienni ludzie
muszą z tego powodu mieć utrudniony powrót do domu. No nie wiem. I
nie wiem dlaczego stojąc w autobusie patrzeć muszę z niepokojem na
upływające minuty czy też zdążę na ten pociąg czy też nie. Na
szczęście zdążyłem. Jak jednak można się spodziewać wpadłem
do niego lekko poirytowany. Swoim zwyczajem udałem się na początek
drugiego wagonu. A tam, na tych poczwórnych fotelach, z jednej
strony korytarza siedzi facet i luka coś na tablecie, z drugiej zaś
strony dwie siksy rozwalone po całości. Wybrałem oczywiście wolne
miejsce obok tego faceta. A rozwalone na czterech fotelach siksy,
choć z każdą kolejną stacją, każdym kolejnym dosiadającym się
pasażerem nie zmieniały swojego położenia. Siedziały z nogami
zadartymi jedna na drugą, pookrywane jakimiś szalami i kurtkami i
niewątpliwie nieźle się przy tym bawiły. Tak jakby nie widziały
tego narastającego tłumu obok nich. Zaczęło mnie to drażnić. A
że jak wiadomo poirytowany już byłem wsiadając do tego pociągu
więc moja cierpliwość zbliżała się do kresu. Nawet koleś który
usiadł naprzeciwko mnie zajadając się jakimś fast foodem ( co mi
się zresztą mocno nie podobało ) zaczął na nie spoglądać
jednoznacznie. A gdy jeszcze facet który lukał na tablet wyciągnął
zza pazuchy browara i trzęsącymi się rękoma zaczął go ukradkiem
popijać stwierdziłem co za kurna towarzystwo. Nie, ta podróż nie
skończy się pomyślnie. Tam dwie siksy nie baczące na nikogo, tu
koleś zażera się fast foodem a jeszcze obok jakiś pijaczek co
wali browara z przyczaiki. I gdy na kolejnej stacji w naszej
„okolicy” pojawiło się dwoje starszych ludzi pomyślałem to
jest ten moment, to jest ta chwila. Gdy stanęli naprzeciwko dwóch
siks w oczekiwaniu na zwolnienie miejsc, już, już miałem
wystrzelić jednak nie zdążyłem. Wzięły się i ruszyły. Leniwie
i z niechęcią, ale się ruszyły. I gdy już miałem wystrzelić z
komentarzem – całą tą sytuację skomentowała ta starsza pani. I
choć oczywiście miała rację pomyślałem, że też musi być z
niej niezła zołza. I tak oto ruszyliśmy w dalszą drogę.
Postanowiłem zatopić się w muzykę i nie myśleć o tym co wokół,
nie dawać sobie powodów do nerwów. Ale jakież było moje
zdziwienie gdy po jakimś czasie przez muzykę zaczęły docierać do
mnie ożywione odgłosy rozmowy z boku. Początkowo starałem się je
ignorować. Ale gdy rozmowa stała się bardziej radosna postanowiłem
sprawdzić co też się dzieje. I jakież było moje zdziwienie gdy
po wyłączeniu muzyki stałem się świadkiem jak to to starsze
państwo opowiada tym dwóm siksom o swoich podróżach po świecie.
I jak one tego słuchały. Z zainteresowaniem, zaangażowaniem i z
uprzejmością. Starszy pan opowiadał o pobycie w Chinach, Indiach,
Rosji i innych egzotycznych miejscach. I nawet koleś który zjadł
tego śmierdzącego fast fooda się przyłączył. A gdy po iluś tam
stacjach facet który obalił zza pazuchy dwa browary założył
okulary i zaczął zbierać się do wyjścia, gdy ponownie na niego
spojrzałem zobaczyłem wszystko inaczej. Bo po czym go i tą całą
sytuację oceniłem? Po tym, że trzęsącą się ręką pił piwo?
Jeny. O czym to świadczy? O tym że jest zły, o tym że mam go
potępiać czy pouczać jak się powinno zachowywać w środkach
transportu publicznego? A może to jakiś pogubiony w życiu koleś?
Dobry a tylko pogubiony? I kurde spojrzałem na całą tą sytuację.
Ja, wielce mądry, wszystko wiedzący oceniłem wszystkich. Oceniłem
i te siksy, i tego faceta i kolesia z fast foodem i nawet tą starszą
panią. Po czym ich wszystkich oceniłem? Oceniłem ich wszystkich
poprzez pryzmat moich uprzedzeń, moich wymagań, mojego egoizmu. I
nagle wszystko stało się jasne i wyraźne. Ze wszystkich tych osób
to ja, ja byłem najbardziej wrednym człowiekiem. To ja byłem tym
który zachował się najgorzej. Tym z którym podróżowało się
najgorzej. Naprawdę jestem wredny.
Zima
wróciła. Bawi się ze mną ewidentnie w ciuciu babkę.
Chciałbym
móc pojechać nad morze. Ale to takie ze słońcem i plażą.
Iiii
porąbałbym. Naprawdę porąbałbym drzewa. Kurde, jak ja dawno nie
rąbałem. Kiedyś, za dawnych czasów często zdarzało mi się
rąbać – teraz nie ma gdzie. A ja naprawdę lubię te robote.
teraz wiem skąd wzięło się to bieganie;)))))))))
OdpowiedzUsuńboże jakbym chciała by stać mnie było na te Chiny te Insdie i tą Rosję....... nie stać mna na życie o jakim marzę.
oceniłeś mówisz - nie odbiegasz od normy. wszyscy ludzie oceniają pochopnie. na podstawie tego co zobaczą. potem się dopiero zreflektują lub i nie
A jednak niespodziewana iskierka rozjaśnia ci życie :)
OdpowiedzUsuńA podroż... w sumie..nie biczuj się tak! Mężczyznę poznaje się zresztą po tym jak kończy...a twoje końcowe spostrzeżenia są świetne..i optymistyczne: ludzie nie są tacy źli!
loonei
Niezłe zbudowałeś napięcie w tej historii Erze. Najpierw zastanawiałam się, czy zdążysz na autobus i pociąg, potem co powiesz tym siksom, a tu takie zakończenie. Mistrz suspensu.
OdpowiedzUsuńA rąbanie drzewa to niezła rozrywka, nie powiem. Mi z siekierą nie idzie najlepiej co prawda, ale kiedyś bardzo lubiłam na wsi drzewo układać. Takie relaksujące zajęcie :)
Pozdrawiam mocno!
Magicznych Świąt!
OdpowiedzUsuńwszyscy oceniają.... od tego nie uciekniemy.
OdpowiedzUsuńCiebie oceniają. mnie oceniają.
ważne, że potem jest refleksja, świadomość tego.
Świąteczne uściski :)
Miejmy nadzieję, że będzie to faktyczny powrót. Postanowienie jest, zobaczymy, czy konsekwencja zadziała.
OdpowiedzUsuńI też z utęsknieniem czekam na wiosnę :)