Święta
święta i po świętach. Cieszę się bardzo, że już po nich. Nie
lubię świąt. Tych świąt w szczególności, bo Wielkanocne
jeszcze jakoś ujdą. Tych Bożonarodzeniowych nie lubię. Nie lubię
całego tego z nimi związanego zamieszania. Nie lubię tego tak
zwanego świątecznego czasu. I jak daleko sięgam pamięcią w czas
przeszły, nie przypominam sobie by był to czas radosny i rodzinny.
Może to właśnie z tego wynika to moje do świąt negatywne
nastawienie. Od kiedy pamiętam, od lat moich najmłodszych był to
czas rodzinnego napięcia, niepewności i nerwów. A tego nie lubię,
a tego nie znoszę. Nie znoszę i już. Więc trudny to obecnie czas
dla mnie. Trudny tym bardziej, że wiem, że zdaję sobie sprawę, że
powinno być inaczej, powinno być lepiej, że powinno być tak jak
na tych telewizyjnych reklamach pokazują. Bo co by o tych
świątecznych telewizyjnych reklamach nie powiedzieć, to pokazują
obraz taki jaki być powinien. Obraz pełen spokoju, pełen ciepła,
pełen miłości. Tak właśnie być powinno. U mnie tak nie było, u
mnie tak nie jest, i u mnie zapewne nigdy już tak nie będzie. Już
za stary na zmiany jestem, a i mojego oprogramowania tak mozolnie i
wytrwale przez te wszystkie lata wgrywanego już nie zmieni nic. To
już jest we mnie, to już we mnie tkwi. Taka moja natura, taki
jestem – świątecznie nieprzystosowany. Tak więc czas świąteczny
to czas dla mnie ciężki. Zwłaszcza gdy aura za oknem ostatnimi
czasy towarzyszy taka jaka towarzyszy. Szaro, buro, zimno, mokro,
smutno. Nic tylko schować się pod kołdrę i przesiedzieć to pod
nią. Cieszę się więc bardzo, że już po świętach. Na szczęście
mam to już za sobą. Naprawdę na szczęście. Z każdym rokiem
przeżywam ten czas coraz trudniej. Gdy jeszcze w tym roku na dodatek
przyplątała się w rodzinie żołądkowa wyszło i wyglądało to
tragicznie. W Wigilię tak w ogóle to wstałem lewą nogą. Z takim
tym niewiadomego pochodzenia wkurwieniem. Tzn jednak wiadomego. Tym
wkurwieniem wynikającym z podświadomie zakodowanej niechęci do
całego tego spędu, do życzeń na siłę i do uśmiechów do
karpia. Takie wkurwienie męczy. Nie wiadomo co z tym zrobić, nie
wiadomo jak to zwalczyć. Wiedziałem, że ten dzień nie będzie
przyjemny. A nie chciałem żeby był nieprzyjemny, chciałem żeby
był taki jak na tych świątecznych telewizyjnych reklamach. I gdy
myślałem, gdy pragnąłem by się zmieniło coś we mnie, żeby to
pękło przytrafiło mi się nieprzyjemne spotkanie które notabene
właśnie mi pomogło. Jakiś cholerny cham zwrócił mi uwagę w
sklepowej kolejce. Wredny, cholerny cham. Dopadł mnie w najmniej
spodziewanym momencie. I dopiero po chwili, dopiero po chwili gdy
opanowałem szok, gdy dotarło do mnie jak bardzo niesprawiedliwe
padły słowa, jak mocno mnie dotknęły wylała się ze mnie cała
ta frustracja związana z całym tym czasem, cały żal, cały
smutek. Ty cholerny wredny chamie. I zapamiętam go sobie, ja go
sobie jeszcze zapamiętam. Tak, jestem, a przynajmniej staram się
być mściwy. Ale cała ta sytuacja obiektywnie rzecz patrząc była
jak wentyl bezpieczeństwa. Na tyle skuteczny, że przed wigilijne
spory z dziadkiem który miał swoje zdanie jak chce ją spędzić,
rozwiązałem siłą spokoju i dyplomacji. I na tyle skuteczny, że
wieczorny, czy też nocny bieg z Wigilii do domu, zakończony
przepychanką z podpitym małolatem też zakończyłem pokojowo.
Swoją drogą nie znoszę tych małolatów krążących wieczorami z
piwem w garści po ulicach zaczepiających każdego kto popadnie –
wydaje im się że to zabawne – nie, to nie jest kurwa zabawne, nie
dla mnie. Tak więc powtórzę po raz kolejny, powtórzę to by
pokazać jak to ważne dla mnie, cieszę się, że już po świętach.
Całe szczęście, że był Potop. Bo gdyby nie to - tragiczne by
były kompletnie. A tak to przynajmniej Potop obejrzałem. W święta
zawsze powinien być Potop. A potem jeszcze tylko ten tydzień do Sylwestra,
teraz sam Sylwester i wracam do tego co codzienne, co zwykłe, co
tylko moje. Sylwestra nie świętuję zresztą też. Nie wiem, chyba
się mi już przejadła cała ta szampańska zabawa, może za dużo
smutku we mnie by się beztrosko śmiać, a może po prostu nie mam z
kim. Ale nawet gdybym miał z Kim to teraz, to obecnie, całego tego
Sylwestra to chciałbym spędzić przy kominku przytulony, i wpatrzony
w tańczące płomienie, i popijając wino. A potem zrobić to przed
kominkiem nie jeden raz. Tak właśnie chciałbym spędzić
Sylwestra. A póki co spędzam go sam, spędzam go w samotności. I w
sumie dobrze mi z tym, to mój wybór. Bo gdy już ucichną echa
sylwestrowych wystrzałów, gdy wyparują ostatnie bąbelki szampanów
u mnie nadejdzie nadzieja. Nadzieja która rodzi się w styczniu.
Nadzieja która rodzi się z chwilą gdy dnia, choć jeszcze
nieznacznie, ale zaczyna przybywać. Nadzieja która rodzi się z
chwilą gdy od czasu gdy odstawiłem Rumaka, do ponownego go
dosiądnięcia zostało tyle samo ile już upłynęło. Spojrzałem
ostatnio w statystyki biegania. I odkryłem z zaskoczeniem, że w
styczniu przebiegłem w sumie 131 km, podczas gdy w pozostałe
miesiące oscylowałem coś w granicach 80 - -90. I faktycznie coś w tym
jest. Bo po tym wszystkim co związane ze świętami, z Sylwestrem, z
tymi smutkami, w styczniu jest tak jakbym wstawał z kolan, tak
jakbym nabierał nowych sił, tak jakbym odzyskiwał stare, dobre
spojrzenie. I z nowymi planami, z nową nadzieją ruszał na świat.
Będzie dobrze. Będzie więcej dnia, będzie więcej słońca. I
ciekawe jak jeden, nawet najmniejszy, nawet jeszcze niezbyt ciepły
promyk słońca potrafi zmienić moje na życie spojrzenie. Tak jak w
środę, gdy to wykorzystując przysługujące mi jeszcze dni
zaległego urlopu zostałem w domu by udać się do kina ( swoją
drogą piękny film to był, lubię sf ale chyba pierwszy raz tak
bardzo się wzruszyłem romantyczną historią, nawet oczka mi się
dwukrotnie zaszkliły, a już sceny kosmosu z gwiazdami w ciemnej
otchłani – cudowne ). I gdy spojrzałem przez okno, gdy wyszedłem
na ulicę, gdy zmrużyłem oślepione tym słońcem oczy, poczułem,
że teraz może być tylko lepiej. Teraz pozostaje już tylko czekać,
odliczać do kwietnia kiedy to zacznie się lepszy czas. Czas słońca.
Dochodzę do wniosku, że jestem dzieckiem słońca. Nie potrafię,
nie umiem, nie mogę żyć bez słońca. Bez słońca jestem, jestem
złym człowiekiem. Tak jestem złym człowiekiem. Bo jak powyżej
można było zobaczyć nie cierpię świąt, nie potrafię uczynić
by były ciepłe i pełne miłości. Bo jak powyżej można było
zobaczyć jestem, a przynajmniej staram się być, mściwy. Tak,
jestem złym człowiekiem. Bez słońca jestem, jestem złym
człowiekiem.
Ale
żeby nie kończyć roku tak ponuro na koniec historyjka z życia.
We
worek. Poszedłem po tym czymś do sklepu po niezbędne mi do życia
żelki. A że czasu i tak już było mało to śpiesząc się na
przystanek przebiegałem przez ulicę na czerwonym świetle, na
dodatek nie po pasach. I jak przebiegałem, to biegłem patrząc w
bok na nadjeżdżający samochód. I biegnąc tak do przodu poczułem
nagle jak coś stawia mi opór. Otóż przy ulicy są stawiane takie
słupki cienkie biało czerwone. A między tymi słupkami wisi nieraz
łańcuch, dwa łańcuchy, jeden wyżej, drugi niżej. I właśnie w
te łańcuch wpakowałem się centralnie z impetem. Te łańcuchy
luźno wiszące napięły się, słupki pochyliły się na chwilę
ale że były silniejsze ode mnie w pewnym momencie poczułem jak od
pasa w górę poruszam się do przodu, a od pasa w dół już jednak
do tyłu. Ale mam teraz piszczele poharatane. Co jednak najciekawsze?
Gdy już doszedłem do siebie, gdy rozeznałem się w sytuacji
stwierdziłem, że tych cholernych słupków było tam co niemiara a
tylko między tymi dwoma wisiał ten cholerny łańcuch.
ach te reklamy. ludzie na pokaz lansują się w drogich domach w drogich ciuchach z drogimi dodatkami z drogim sprzętem i są tacy modni. bo skorzystali z superoferty mimo że zedrą z nich jak za woły....
OdpowiedzUsuńej naprawdę ci tak żal;)))))))
brak tego słońca odczuwają wszyscy. chcę się już ciepła dłuższych dni i nadzieji.
Nigdy chyba nie oglądałam Potopu, chociaż zdarzyło mi się przeczytać książkę.
OdpowiedzUsuńCo do całej reszty - mogłabym w zasadzie zrobić kopiuj wklej i zamieścić u siebie. Przybijam więc wirtualną piątkę. Pozdro!
W nadchodzącym roku miej więcej słońca, mniej łańcuchów!
OdpowiedzUsuńMoje świeta w tym roku były sielskie i miłe, a choć je lubię, to dla mnie jednak sa ciut przereklamowane szczególnie w reklamach. I w filmach "gwiazdkowych" wypadaja najlepiej :)
loonei