Wczoraj
spóźniłem się na pociąg. Tzn nie to, że się spóźniłem a po
prostu nie sprawdziłem o której ma odjazd, zakładając w ciemno,
że odjeżdża jak wszystkie regularnie 29 minut po pełnej godzinie.
No a ten akurat odjeżdżał 10 minut wcześniej. I o ile jak zawsze
w podobnej sytuacji poleciała wiązanka, to wczoraj nie tak jak
zwykle zamiast mieć zrąbany cały zaplanowany dzień, stanąłem,
spojrzałem w niebo na piękne wczorajsze słońce, wziąłem głęboki
wdech i pomyślałem: kurwa, kurwa mać, właśnie dostałem od losu
całą godzinę tylko dla mnie, całą godzinę tylko na patrzenie na
słońce. I zamiast być zły i wkurzony, stałem się wolny i
spokojny. Mam całą, niezaplanowaną godzinę. Mam coś ponad to co
miało być. Co zrobić z tak niespodziewanie otrzymanym darem? Ano
nic. Po prostu nic. Po prostu przejść się spokojnie w tym pięknym
wczorajszym słońcu. Łazić bez celu, łazić bez planu, patrzeć w
niebo i na ludzi. I chociaż gdzieś tam leży, czeka cała kupa
spraw do zakończenia, zakończenia w terminie, to teraz odsuwam to
na bok. Teraz nie obchodzi mnie to. Na bok odsuwam, zapominam,
zapominam o tej swojej kultowej już obowiązkowości i sumienności.
Nie lecę, nie pędzę, nie muszę. Wiem, zdaję sobie sprawę, że
te sprawy i terminy będę musiał zakończyć ale teraz to wszystko
jest jakby poza mną. Teraz mam podarowaną od losu godzinę
oczekiwania na następny pociąg która mnie wyhamuje, która mnie
zatrzyma. Z racji tego, że w tygodniu wychodzę z domu o której
wychodzę i wracam o której wracam mało mam kontaktu z telewizorem.
A jak już mam to są to zazwyczaj motocyklowe GP albo mecze. Jednak
tak raz na miesiąc, raz na dwa trafiam na taki jeden serial. Serial
jednej komercyjnej stacji. Mojego stosunku do komercji, celebrytów i
całego tego medialnego piekiełka nie muszę przedstawiać. Jednak
serial ten, ten jeden wciągnął mnie. I choć możliwość
obejrzenia co też się tam dzieje mam tak jak wspomniałem raz na
miesiąc, raz na dwa, to serial ten podoba mi się. On mi się
podoba. Sam się sobie dziwię, że mi się podoba. Naprawdę się
temu dziwię. Nie wiem czym to wytłumaczyć. Może serial ten mówi
moim językiem, może opowiada życie jakie chciałbym widzieć, może
pokazuje historie jakie sam chciałbym przeżyć. I otóż w serialu
tym, w odcinku który udało mi się obejrzeć ostatnio ukazany
został wątek kolesia który dostał taką jakby właśnie godzinę.
W serialu tym jest to czas oczywiście dłuższy ale kolesiowi temu,
kolesiowi z pozycją, ze sprawami, z planem na życie los spłatał
figla. Wbrew jemu samemu rzucił go w czas i miejsca, jak się mu
wydaje, niepotrzebne. I choć wiem, że historia ta grubymi nićmi
szyta zakończy się tym, że koleś ten zmieni całe swoje życie a
co najważniejsze spotka miłość swojego życia ( choć w
dotychczasowym miał niezłą dupę ) to tak sobie myślę, że taka
„godzina” otrzymana od losu wbrew samemu sobie jest potrzebna.
Jest cholernie potrzebna. Mi osobiście potrzebna była bardzo. I
choć przez tą godzinę nie zrobiłem nic sensownego, nic
konkretnego. Nie zrobiłem nic, kompletnie nic. I choć przez tą
godzinę łaziłem bez celu to wiem, czuję, że była to moja
najlepsza godzina od dawien dawna. Taka godzina stracona niby. Taka
godzina kiedy mogłem pobiegać, poleżeć odpoczywając, kiedy
mogłem zrobić coś z miliona domowych czynności do zrobienia a
przede wszystkim mogłem zrobić dużą część spraw i terminów
które na mnie czekają a ich nie zrobiłem. Tak, za godzinę wrócę
do tego wszystkiego. Wrócę do pośpiechu i spraw, wrócę do
zaplanowanej każdej minuty i każdego kroku, ale to dopiero za
godzinę. Ta godzina otrzymana od „złośliwego” losu wbrew mi
samemu, ta godzina która mogła być powodem złości i nerwów,
stała się godziną spokoju i oderwania.
W
piątek miałem egzamin. I chwila na samym początku tego egzaminu.
Sam początek. Nas sześciu na środku. Skupionych, niepewnych,
oczekujących. Za naszymi plecami trochę gapiów, osób bliskich.
Cisza. Chwila oczekiwania na rozpoczęcie. Ja centralnie naprzeciwko
egzaminatora. I wreszcie pada pierwsza komenda. Chwila namysłu.
Chwila szukania w głowie, kojarzenia co oznacza i co należy zrobić.
Chwila, parę sekund a dla nas cała wieczność. I im dłuższa ta
chwila tym większy dowód naszej niewiedzy, tym większe
zdenerwowanie. I nagle ja, ja jeden, nie wiem, normalnie nie wiem
dlaczego, co mi strzeliło do łba, no normalnie nie wiem jak i
dlaczego walę pięknego fikołka. Centralnie na wprost egzaminatora.
Piękny to był fikołek. Cudo. Dynamiczny, energiczny i zdecydowany.
Z tym, że to nie miało być to. To wystarczyło zrobić dwa kroki
do przodu, dwa kroki a ja kurna fiknąłem fikołka. Jak to kurna
musiało wyglądać z boku. Niesamowicie. Cały piątkowy wieczór,
cały wczorajszy dzień, teraz jak to piszę, cały czas jak sobie
przypominam tego mojego fikołka to parskam śmiechem. I choć
zrobiłem z siebie kompletnego durnia, choć dałem ciała jak nie
wiem co to śmieję się z tego. I jest to pierwszy od nie wiem jak
dawna szczery, spontaniczny śmiech. Parskam śmiechem i nie mogę
się powstrzymać od uczucia współczucia dla swojej głupoty.
Idę
biegać. W poniedziałek przyszła prawdziwa zima. Ta z mrozem i
śniegiem. I choć padał już pierwszy na 11 listopada to teraz
spadł i leży, choć w piątek też się roztapiał czyniąc
chodniki niemożliwymi do przejścia. I choć biegałem już i w
poniedziałek to teraz będzie to taki pierwszy, długi bieg zimowy.
Sezon zimowy uważam za otwarty.
A
w piątek jak dostałem od losu tą godzinę, jak założyłem
słuchawki i włączyłem radio pierwszą nutą jaką usłyszałem
było:
co zdawałeś co to za egzamin chwal się mi tu szybko;))))
OdpowiedzUsuńfikołkowy egzamin :)
OdpowiedzUsuńznam tą piosenkę, bardzo mi się podoba od zawsze
Docenić taką godzinę - to jest ogromna mądrość :)
OdpowiedzUsuńA w życiu, tak jak w serialu, tak jak z ta twoją godzina, czy nawet fikołkiem, czasem to co nas spotka, choćby mogło się zdawać nieważne, niepotrzebne, a nawet straszne, okazuje się potem tym czego nam najbardziej brakowało! Tym co naprowadziło nas na właściwe tory.. A znów to co sami sobie zaplanujemy, wymarzymy, po spełnieniu staje się naszym przekleństwem.. hmm.. oczywiście nie zawsze..
Dlatego.. życzę tobie tego co potrzebujesz, a nie tego co chcesz :)
loonei