niedziela, 4 grudnia 2016

Ścieżka 419 Do przodu

Wczoraj spóźniłem się na pociąg. Tzn nie to, że się spóźniłem a po prostu nie sprawdziłem o której ma odjazd, zakładając w ciemno, że odjeżdża jak wszystkie regularnie 29 minut po pełnej godzinie. No a ten akurat odjeżdżał 10 minut wcześniej. I o ile jak zawsze w podobnej sytuacji poleciała wiązanka, to wczoraj nie tak jak zwykle zamiast mieć zrąbany cały zaplanowany dzień, stanąłem, spojrzałem w niebo na piękne wczorajsze słońce, wziąłem głęboki wdech i pomyślałem: kurwa, kurwa mać, właśnie dostałem od losu całą godzinę tylko dla mnie, całą godzinę tylko na patrzenie na słońce. I zamiast być zły i wkurzony, stałem się wolny i spokojny. Mam całą, niezaplanowaną godzinę. Mam coś ponad to co miało być. Co zrobić z tak niespodziewanie otrzymanym darem? Ano nic. Po prostu nic. Po prostu przejść się spokojnie w tym pięknym wczorajszym słońcu. Łazić bez celu, łazić bez planu, patrzeć w niebo i na ludzi. I chociaż gdzieś tam leży, czeka cała kupa spraw do zakończenia, zakończenia w terminie, to teraz odsuwam to na bok. Teraz nie obchodzi mnie to. Na bok odsuwam, zapominam, zapominam o tej swojej kultowej już obowiązkowości i sumienności. Nie lecę, nie pędzę, nie muszę. Wiem, zdaję sobie sprawę, że te sprawy i terminy będę musiał zakończyć ale teraz to wszystko jest jakby poza mną. Teraz mam podarowaną od losu godzinę oczekiwania na następny pociąg która mnie wyhamuje, która mnie zatrzyma. Z racji tego, że w tygodniu wychodzę z domu o której wychodzę i wracam o której wracam mało mam kontaktu z telewizorem. A jak już mam to są to zazwyczaj motocyklowe GP albo mecze. Jednak tak raz na miesiąc, raz na dwa trafiam na taki jeden serial. Serial jednej komercyjnej stacji. Mojego stosunku do komercji, celebrytów i całego tego medialnego piekiełka nie muszę przedstawiać. Jednak serial ten, ten jeden wciągnął mnie. I choć możliwość obejrzenia co też się tam dzieje mam tak jak wspomniałem raz na miesiąc, raz na dwa, to serial ten podoba mi się. On mi się podoba. Sam się sobie dziwię, że mi się podoba. Naprawdę się temu dziwię. Nie wiem czym to wytłumaczyć. Może serial ten mówi moim językiem, może opowiada życie jakie chciałbym widzieć, może pokazuje historie jakie sam chciałbym przeżyć. I otóż w serialu tym, w odcinku który udało mi się obejrzeć ostatnio ukazany został wątek kolesia który dostał taką jakby właśnie godzinę. W serialu tym jest to czas oczywiście dłuższy ale kolesiowi temu, kolesiowi z pozycją, ze sprawami, z planem na życie los spłatał figla. Wbrew jemu samemu rzucił go w czas i miejsca, jak się mu wydaje, niepotrzebne. I choć wiem, że historia ta grubymi nićmi szyta zakończy się tym, że koleś ten zmieni całe swoje życie a co najważniejsze spotka miłość swojego życia ( choć w dotychczasowym miał niezłą dupę ) to tak sobie myślę, że taka „godzina” otrzymana od losu wbrew samemu sobie jest potrzebna. Jest cholernie potrzebna. Mi osobiście potrzebna była bardzo. I choć przez tą godzinę nie zrobiłem nic sensownego, nic konkretnego. Nie zrobiłem nic, kompletnie nic. I choć przez tą godzinę łaziłem bez celu to wiem, czuję, że była to moja najlepsza godzina od dawien dawna. Taka godzina stracona niby. Taka godzina kiedy mogłem pobiegać, poleżeć odpoczywając, kiedy mogłem zrobić coś z miliona domowych czynności do zrobienia a przede wszystkim mogłem zrobić dużą część spraw i terminów które na mnie czekają a ich nie zrobiłem. Tak, za godzinę wrócę do tego wszystkiego. Wrócę do pośpiechu i spraw, wrócę do zaplanowanej każdej minuty i każdego kroku, ale to dopiero za godzinę. Ta godzina otrzymana od „złośliwego” losu wbrew mi samemu, ta godzina która mogła być powodem złości i nerwów, stała się godziną spokoju i oderwania.

W piątek miałem egzamin. I chwila na samym początku tego egzaminu. Sam początek. Nas sześciu na środku. Skupionych, niepewnych, oczekujących. Za naszymi plecami trochę gapiów, osób bliskich. Cisza. Chwila oczekiwania na rozpoczęcie. Ja centralnie naprzeciwko egzaminatora. I wreszcie pada pierwsza komenda. Chwila namysłu. Chwila szukania w głowie, kojarzenia co oznacza i co należy zrobić. Chwila, parę sekund a dla nas cała wieczność. I im dłuższa ta chwila tym większy dowód naszej niewiedzy, tym większe zdenerwowanie. I nagle ja, ja jeden, nie wiem, normalnie nie wiem dlaczego, co mi strzeliło do łba, no normalnie nie wiem jak i dlaczego walę pięknego fikołka. Centralnie na wprost egzaminatora. Piękny to był fikołek. Cudo. Dynamiczny, energiczny i zdecydowany. Z tym, że to nie miało być to. To wystarczyło zrobić dwa kroki do przodu, dwa kroki a ja kurna fiknąłem fikołka. Jak to kurna musiało wyglądać z boku. Niesamowicie. Cały piątkowy wieczór, cały wczorajszy dzień, teraz jak to piszę, cały czas jak sobie przypominam tego mojego fikołka to parskam śmiechem. I choć zrobiłem z siebie kompletnego durnia, choć dałem ciała jak nie wiem co to śmieję się z tego. I jest to pierwszy od nie wiem jak dawna szczery, spontaniczny śmiech. Parskam śmiechem i nie mogę się powstrzymać od uczucia współczucia dla swojej głupoty.

Idę biegać. W poniedziałek przyszła prawdziwa zima. Ta z mrozem i śniegiem. I choć padał już pierwszy na 11 listopada to teraz spadł i leży, choć w piątek też się roztapiał czyniąc chodniki niemożliwymi do przejścia. I choć biegałem już i w poniedziałek to teraz będzie to taki pierwszy, długi bieg zimowy. Sezon zimowy uważam za otwarty.
A w piątek jak dostałem od losu tą godzinę, jak założyłem słuchawki i włączyłem radio pierwszą nutą jaką usłyszałem było:


3 komentarze:

  1. co zdawałeś co to za egzamin chwal się mi tu szybko;))))

    OdpowiedzUsuń
  2. fikołkowy egzamin :)

    znam tą piosenkę, bardzo mi się podoba od zawsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Docenić taką godzinę - to jest ogromna mądrość :)
    A w życiu, tak jak w serialu, tak jak z ta twoją godzina, czy nawet fikołkiem, czasem to co nas spotka, choćby mogło się zdawać nieważne, niepotrzebne, a nawet straszne, okazuje się potem tym czego nam najbardziej brakowało! Tym co naprowadziło nas na właściwe tory.. A znów to co sami sobie zaplanujemy, wymarzymy, po spełnieniu staje się naszym przekleństwem.. hmm.. oczywiście nie zawsze..
    Dlatego.. życzę tobie tego co potrzebujesz, a nie tego co chcesz :)
    loonei

    OdpowiedzUsuń