Napisałem
onegdaj, że nie chciałbym usłyszeć od kogoś: miałem twoją
kobietę. Z tym, że nie napisałem wówczas, że nie chciałbym tego
usłyszeć tylko w przypadku gdybym o tym nie wiedział. Nie
chciałbym być taką informacją zaskoczony, nie chciałbym mieć
głupiej miny. Tego bym nie chciał. Faceci tak mają, są otóż
posiadaczami. Oni posiadają, oni mają, oni są właścicielami i
nie chcą, nie lubią się tym co posiadają, tym co mają, czego są
właścicielami dzielić z innymi facetami. Najlepiej widać to w ich
podejściu do samochodów czy też motocykli ( czy też telewizyjnego
pilota). Tych takich ich wymarzonych, wyśnionych, zdobytych. Czy
którykolwiek dałby dotknąć, nie mówiąc już o możliwości
poprowadzenia takiego pojazdu, jakiemuś innemu. Pewnie może i tak,
ale zapewne po długotrwałych pertraktacjach i obłożone było by
to wieloma obwarowaniami. Tak już jest, są posiadaczami. Stąd już
blisko do zgubnych władców niestety, ale na razie nie o tym. Tak
więc nie chciałbym usłyszeć od jakiegoś: miałem twoją kobietę.
Ale jak wspomniałem tylko w przypadku gdybym tej historii nie znał.
Bo inna sprawa gdybym ją znał. Gdybym ją znał odpowiedziałbym
jakiemuś jasno i wyraźnie. Odpowiedziałbym mu czymś z rodzaju:
tak wiem, wieeem, miałeś ją 44 razy z czego 39 od tyłu, a teraz
spierdalaj huju bo ci wyjebie. Cóż więcej mógłbym powiedzieć.
Takie życie, każdy ma swoją historię. Jedni bardziej krwawą, ci
przynajmniej będą mieli co wspominać ze swojego intensywnego
życia, inni, jak ja, mniej krwawą, płaską, grzeczną, a tak
naprawdę nijaką. Nijaką czyli przyjętą przez społeczeństwo za
jedynie akceptowalną. No ale co z tymi którzy zgodnie z przyjętymi
standardami nie mieli tej historii nijakiej? Mi osobiście nie
wypada, a raczej nie czuję tego by, ich osądzać. Napisałem
kiedyś, że jestem w stanie nawet mordercę zrozumieć. Więc jestem
w stanie zrozumieć każdą historię która nie jest jak moja
nijaka. Wszystko, każde życiowe wydarzenie trzeba, przynajmniej ja
tak mam, rozpatrywać przez pryzmat danego czasu, okoliczności, i
duchowego rozwoju danej jednostki w danym momencie. Ja sam jak patrzę
na swoje wcześniejsze poczynania widzę, że pierdylion decyzji
podjąłem niewłaściwych. Widzę, że raniłem, że byłem
nieczuły, samolubny i przede wszystkim że uważałem się za Λ
i Ω.
Wydawało mi się, że pozjadałem wszystkie rozumy. Podczas gdy
byłem zagubionym gówniarzem. I co gorsze uważałem się za tego
posiadacza, a co najgorsze – władcę. I teraz, w takie dni jak
wczorajszy, jak dzisiejszy gdy ta przeszłość do mnie wraca, gdy ją
namacalnie czuję, gdy mogę na nią spojrzeć, gdy mogę jej
dotknąć, gdy mogę ją usłyszeć wraca to moje poczucie winy.
Wraca to czego żałuję, co chciałbym zmienić, co chciałbym
zapomnieć. Wraca świadomość faktu jak pięknie, jak ładnie to
spierdoliłem. To nie tak miało być. I w takie dni jak wczorajszy, jak dzisiejszy odzywa się ta świadomość jaki słaby jestem.
Jaki nieporadny, jaki pogubiony. I jaki beznadziejny. I że tak
prawdę mówiąc nie nadaję się do życia. Bo jakbym miał jeszcze
raz tak to wszystko spiedolić to lepiej - bym się nie narodził.
Poważnie, lepiej by mnie nie było, żebym znikł, rozpłynął się,
odszedł. Tak prawdę mówiąc to żyję tą przeszłością, ja nią
cały czas żyję. Nie mogę się skupić na tym co dzisiaj, co
przede mną, co może być, bo cały czas tkwi we mnie ta przeszłość.
Nawet gdy wydaje mi się, że już jej nie ma, że już sobie z tym
poradziłem, że odeszło, to to jednak gdzieś tam siedzi, gdzieś
tam czeka schowane by w takie dni jak wczorajszy, jak dzisiejszy
wystrzelić, dobić, sponiewierać. Nie lubię tego. To taka
świadomość porażki, taka świadomość braku spełnienia i przede
wszystkim świadomość własnej niedoskonałości. Niedoskonałości
którą jestem a którą tak uparcie wypieram. Bo przecież ja jestem
doskonały, ja jestem jedyny sprawiedliwy na tym świcie!!! I jak mam
zbawiać świat skoro sam siebie zbawić nie mogę? Jak mam go
oceniać, jak wydawać wyroki, skoro sam doskonały nie byłem?
Napisałem kiedyś, że jestem w stanie nawet mordercę zrozumieć,
tak napisałem. Jestem w stanie zrozumieć każdego, niestety nie
jestem w stanie zrozumieć siebie, nie jestem w stanie sobie
wybaczyć, nie jestem w stanie sobie zapomnieć. Jest we mnie żal do
samego siebie. I w takie dni jak dzisiejszy mam ogromną chęć,
chciałbym sobie zasnąć i już się nie obudzić. Tak po prostu
zasnąć. Spokojne. Albo lepiej zasnąć i obudzić się w nowej
rzeczywistości. Może łatwiejszej, może bardziej sprzyjającej, na
pewno z czystym kontem. Bo z tym kontem jakie mam, z tym bagażem nie
nadaję się do niczego. Z tym kontem jakie mam, nie wierzę w
siebie. Tak jakbym się wypalił, skończył, czy poddał. A może mi
się już najzwyczajniej w świecie nie chce? Może ja, patrząc na
to wszystko co się dzieje nie widzę już sensu? Boli mnie to
wszystko. Każde rozstanie, każda zdrada, każdy rozwód. Kurde jak
mnie to boli. Jesteśmy beznadziejni. My ludzie jesteśmy
beznadziejni. Ja jestem beznadziejny. Nie potrafimy kochać. Nie
potrafimy brać odpowiedzialności. Gdybyśmy mieli w sobie, gdybym
ja miał w sobie choć odrobinę miłości, kochalibyśmy każdego,
nawet najsłabszego człowieka, bezwarunkowo. A tak? A tak stawiamy
warunki, rozważamy, liczymy bilans zysków i strat. Czy ja? Czy
mając, dostając to co mam, co dostałem zastanawiałbym się czy to
brać? Czy bym rozważał? Nie. Brałbym, korzystał, cieszył się i
radość dawał. Bez strachu co będzie, i bez patrzenia na historię.
Bo znając tą historię zawsze mógłbym powiedzieć: tak wiem,
wieeem, miałeś ją 44 razy z czego 39 od tyłu, a teraz spierdalaj
huju bo ci wyjebie - co jednak nie zmienia mojego przekonania, że
kobieta powinna mieć tylko jednego mężczyznę w życiu. A raczej
by być poprawnym politycznie, przekonania że mężczyzna powinien
mieć tylko jedną kobietę w życiu – a raczej by być w zgodzie z
duchem tej notki, mężczyzna powinien posiadać, mieć, być
właścicielem tylko jednej kobiety.
I
jeszcze rozliczenie ze świętami których nie lubię. Pytam w
rodzinie co by kupić rodzinnym małolatom pod choinkę. I co słyszę:
nie wiem, nie wiem, może być kasa. Kurde no, świat schodzi na psy.
Mikołaj przynosi kasę. Małolaty podobno wszystko już mają.
Wszystko. Nie wiem może wszystkiego o mojej rodzinie, może to
bogacze jacyś utajeni. Wszystko mają no. A tak w ogóle jak można
mieć wszystko? Jak można mieć wszystko? Jakby się miało wszystko
to by się było już chyba skończonym? Bez chęci, bez pragnień,
bez marzeń. I jak rodzice mogą nie wiedzieć co mogą chcieć ich
dzieci. To te dzieci nie mają zainteresowań, pasji, hopli? Dostały
ostatecznie rodzinne małolaty kasę ale tym samym i ten jeden, jeden
z niewielu fajnych elementów tych nielubianych świąt mi odebrano.
Prezent to prezent, od Mikołaja, a nie jakaś tam kasa. Ja na ten
przykład dostałem kiedyś pod choinkę książkę. Książkę pt:
Na tronie w Blabonie. Nigdy jej nie przeczytałem. Ale stała u mnie
na półce iks lat. I za każdym razem gdy na nią patrzyłem
przypominała mi się tamta choinka i tamten Mikołaj czyli wujek
Sławek. W końcu ją komuś oddałem ale teraz żałuję bo bym ją
dzisiaj przeczytał.
I
na koniec. Nie lubię zimy. Pokrzyżowała mi biegowe plany. Miałem
przy okazji Trzech Króli walnąć 50 km w trzy dni. Niestety.
Wczoraj było minus 16, z tym że tylko na termometrze bo odczuwalnie
dużo więcej. Dzisiaj rano jak o 7 wyszedłem z domu minus 22.
Mógłbym biegać, dałbym radę, i nawet zły deko jestem na siebie,
że wymiękłem, jednak zamieniłem to na basen. I chyba na dobre mi
wyszło bo lewy kark który kiedyś bolał mnie uparcie, i który od
jakiegoś czasu już nie bolał, a który wrócił w czwartek, boleć
mnie chyba przestanie. I przy okazji przypomniałem sobie o pływaniu.
Wczoraj walnąłem 20 basenów. Dzisiaj też miałem walnąć 20.
Jednak po tym jak te 20 walnąłem postanowiłem walnąć 30. No ale
jak walnąłem 30 to pomyślałem, że dociągnę do kilometra (
jeden basen to 25 m ). No ale jak zrobiłem 40 to pomyślałem, że
50 lepiej brzmi. I pływałbym zapewne dalej bo taki już nienasycony
jestem, i ciągle mi mało, i ciągle chcę więcej, lepiej,
bardziej, doskonalej ale czas się kończył. Właśnie. Tak teraz
pomyślałem, że to chyba mój życiowy problem. Problem z którego
nie zdawałem sobie sprawy, a który niszczy mi to moje życie.
Ciągle nienasycony jestem, i ciągle mi mało, i ciągle chcę
więcej, lepiej, bardziej, doskonalej. Muszę to przemyśleć.
oj, rozumiem Cię z tym ciągłym międleniem przeszłości. :/
OdpowiedzUsuńa jeden mężczyzna i jedna kobieta w życiu - to ideał. a ideały są nierealne, choć niekiedy przytrafiają się nielicznym. czy można być całe życie z pierwszym mężczyzną/kobietą? - tak. ale czy to zagwarantuje szczęście? - nie. nawet jeżeli będziemy bardzo chcieli i bardzo się starali - nie zagwarantuje to szczęścia. a w nieszczęściu żyć nie warto, nawet jeżeli idea piękna. dlatego się rozwiodłam. choć też chciałabym mieć tego jednego. na całkowitą wyłączność.
fajnie, że na basen trafiłeś :D ja po długiej przerwie wczoraj poszłam i było mi świetnie :) i też jakoś mało :) dzisiaj się sprężę i policzę długości, które robię. :)
no to spadam torbę spakować i śmigam :)
nie chcę rozgrywać ran no ewne rzeczy są p[rzykre niewiem co ci powiedzieć.
OdpowiedzUsuńczassem jak ktoś jest niedoenianiy i ciągle odtrącany - to szuka ciepła gdzieindziej, albo zamyka się w sobie.
basen fajna sprawa. muszę wrócić do sportu jakiekolowiek o trochę się zapuściłam
Piłaś coś ? ;) Bo do tej pory takie komentarze, to moja specjalność ;)
Usuńnie piłam bo spirytus w tych temperaturach już zamarza;))))))))))
UsuńTak sobie myślę, o tej kwestii posiadania.
OdpowiedzUsuńI to tak trochę , że możesz mieć w domu tysiące książek, ale samo to nie zrobi z Ciebie uczonego.
Równie mocno ciekawi mnie ten ''akt własności '' wobec kobiety.
Gdzie on się zaczyna i czym musi być przypięczętowany ? Co o nim świadczy.
Mi osobiście wydaję się, że prawdziwy mężczyzna, zdobywa do końca życia.
A prawdziwa kobieta chce być zdobywana do końca.
A tym niepisanym ''aktem'' jest więz dusz.
Zgoda na zdobywanie do końca życia przez jednego mężczyzne.
Zdobywanie do końca życia jednej kobiety.
I rzecz jasna mało realnym, choć pięknym byłoby gdyby działo się tak za pierwszym razem.
To jak z moim sosem holenderskim.
Zmarnowałam na niego już tysiąc jajek, i nadal nie jest taki jak powinien.
Kiedyś jednak bedzie prawie idealny.
No, ale to tylko moje dyrdymały.
meldunek basenowy :)
OdpowiedzUsuńz uwagi na to, że ciągle nie umiem dojść do ładu z oddechem przy kraulu i ciągle się męczę...
...to pływam sobie tak: w jedną stronę żabka (kryta) a z powrotem na plecach (tak też odpoczywam).
no i tak sobie ciurkiem strzeliłam 50 basenów (25m)
:)
i też mogłabym więcej, ale mi się czas wejścia kończył a jeszcze chciałam sobie stary krzyż wybąbelkować w dżakuzi.
:)
... ale z kraulem dojdę w końcu do ładu, bo mnie to denerwuje, że tak się męczę.
myślenie ma kolosalną przyszłość...
OdpowiedzUsuńOj przeszłość lubi wracać. A najgorsze jest to, że nijak nie można się na to przygotować ani kontrolować tego. Nie napiszę Ci, że trzeba żyć teraźniejszością, bo to banał i sam o tym wiesz. Mam nadzieję tylko, że takich chwile, kiedy sponiewierany przez przeszłość nie będziesz miał na nic ochoty, że takich chwil będzie coraz mniej.
OdpowiedzUsuńA zimy też nie lubię. Wyrąbałam się wczoraj przez nią niczym baletnica w piruecie. Teraz wyglądam jak jakaś ofiara przemocy i poczekać musi robienie przysiadów. Cóż poradzić.
ps Postaram się pamiętać.