sobota, 7 stycznia 2017

Ścieżka 423 Do przodu

Napisałem onegdaj, że nie chciałbym usłyszeć od kogoś: miałem twoją kobietę. Z tym, że nie napisałem wówczas, że nie chciałbym tego usłyszeć tylko w przypadku gdybym o tym nie wiedział. Nie chciałbym być taką informacją zaskoczony, nie chciałbym mieć głupiej miny. Tego bym nie chciał. Faceci tak mają, są otóż posiadaczami. Oni posiadają, oni mają, oni są właścicielami i nie chcą, nie lubią się tym co posiadają, tym co mają, czego są właścicielami dzielić z innymi facetami. Najlepiej widać to w ich podejściu do samochodów czy też motocykli ( czy też telewizyjnego pilota). Tych takich ich wymarzonych, wyśnionych, zdobytych. Czy którykolwiek dałby dotknąć, nie mówiąc już o możliwości poprowadzenia takiego pojazdu, jakiemuś innemu. Pewnie może i tak, ale zapewne po długotrwałych pertraktacjach i obłożone było by to wieloma obwarowaniami. Tak już jest, są posiadaczami. Stąd już blisko do zgubnych władców niestety, ale na razie nie o tym. Tak więc nie chciałbym usłyszeć od jakiegoś: miałem twoją kobietę. Ale jak wspomniałem tylko w przypadku gdybym tej historii nie znał. Bo inna sprawa gdybym ją znał. Gdybym ją znał odpowiedziałbym jakiemuś jasno i wyraźnie. Odpowiedziałbym mu czymś z rodzaju: tak wiem, wieeem, miałeś ją 44 razy z czego 39 od tyłu, a teraz spierdalaj huju bo ci wyjebie. Cóż więcej mógłbym powiedzieć. Takie życie, każdy ma swoją historię. Jedni bardziej krwawą, ci przynajmniej będą mieli co wspominać ze swojego intensywnego życia, inni, jak ja, mniej krwawą, płaską, grzeczną, a tak naprawdę nijaką. Nijaką czyli przyjętą przez społeczeństwo za jedynie akceptowalną. No ale co z tymi którzy zgodnie z przyjętymi standardami nie mieli tej historii nijakiej? Mi osobiście nie wypada, a raczej nie czuję tego by, ich osądzać. Napisałem kiedyś, że jestem w stanie nawet mordercę zrozumieć. Więc jestem w stanie zrozumieć każdą historię która nie jest jak moja nijaka. Wszystko, każde życiowe wydarzenie trzeba, przynajmniej ja tak mam, rozpatrywać przez pryzmat danego czasu, okoliczności, i duchowego rozwoju danej jednostki w danym momencie. Ja sam jak patrzę na swoje wcześniejsze poczynania widzę, że pierdylion decyzji podjąłem niewłaściwych. Widzę, że raniłem, że byłem nieczuły, samolubny i przede wszystkim że uważałem się za Λ i Ω. Wydawało mi się, że pozjadałem wszystkie rozumy. Podczas gdy byłem zagubionym gówniarzem. I co gorsze uważałem się za tego posiadacza, a co najgorsze – władcę. I teraz, w takie dni jak wczorajszy, jak dzisiejszy gdy ta przeszłość do mnie wraca, gdy ją namacalnie czuję, gdy mogę na nią spojrzeć, gdy mogę jej dotknąć, gdy mogę ją usłyszeć wraca to moje poczucie winy. Wraca to czego żałuję, co chciałbym zmienić, co chciałbym zapomnieć. Wraca świadomość faktu jak pięknie, jak ładnie to spierdoliłem. To nie tak miało być. I w takie dni jak wczorajszy, jak dzisiejszy odzywa się ta świadomość jaki słaby jestem. Jaki nieporadny, jaki pogubiony. I jaki beznadziejny. I że tak prawdę mówiąc nie nadaję się do życia. Bo jakbym miał jeszcze raz tak to wszystko spiedolić to lepiej - bym się nie narodził. Poważnie, lepiej by mnie nie było, żebym znikł, rozpłynął się, odszedł. Tak prawdę mówiąc to żyję tą przeszłością, ja nią cały czas żyję. Nie mogę się skupić na tym co dzisiaj, co przede mną, co może być, bo cały czas tkwi we mnie ta przeszłość. Nawet gdy wydaje mi się, że już jej nie ma, że już sobie z tym poradziłem, że odeszło, to to jednak gdzieś tam siedzi, gdzieś tam czeka schowane by w takie dni jak wczorajszy, jak dzisiejszy wystrzelić, dobić, sponiewierać. Nie lubię tego. To taka świadomość porażki, taka świadomość braku spełnienia i przede wszystkim świadomość własnej niedoskonałości. Niedoskonałości którą jestem a którą tak uparcie wypieram. Bo przecież ja jestem doskonały, ja jestem jedyny sprawiedliwy na tym świcie!!! I jak mam zbawiać świat skoro sam siebie zbawić nie mogę? Jak mam go oceniać, jak wydawać wyroki, skoro sam doskonały nie byłem? Napisałem kiedyś, że jestem w stanie nawet mordercę zrozumieć, tak napisałem. Jestem w stanie zrozumieć każdego, niestety nie jestem w stanie zrozumieć siebie, nie jestem w stanie sobie wybaczyć, nie jestem w stanie sobie zapomnieć. Jest we mnie żal do samego siebie. I w takie dni jak dzisiejszy mam ogromną chęć, chciałbym sobie zasnąć i już się nie obudzić. Tak po prostu zasnąć. Spokojne. Albo lepiej zasnąć i obudzić się w nowej rzeczywistości. Może łatwiejszej, może bardziej sprzyjającej, na pewno z czystym kontem. Bo z tym kontem jakie mam, z tym bagażem nie nadaję się do niczego. Z tym kontem jakie mam, nie wierzę w siebie. Tak jakbym się wypalił, skończył, czy poddał. A może mi się już najzwyczajniej w świecie nie chce? Może ja, patrząc na to wszystko co się dzieje nie widzę już sensu? Boli mnie to wszystko. Każde rozstanie, każda zdrada, każdy rozwód. Kurde jak mnie to boli. Jesteśmy beznadziejni. My ludzie jesteśmy beznadziejni. Ja jestem beznadziejny. Nie potrafimy kochać. Nie potrafimy brać odpowiedzialności. Gdybyśmy mieli w sobie, gdybym ja miał w sobie choć odrobinę miłości, kochalibyśmy każdego, nawet najsłabszego człowieka, bezwarunkowo. A tak? A tak stawiamy warunki, rozważamy, liczymy bilans zysków i strat. Czy ja? Czy mając, dostając to co mam, co dostałem zastanawiałbym się czy to brać? Czy bym rozważał? Nie. Brałbym, korzystał, cieszył się i radość dawał. Bez strachu co będzie, i bez patrzenia na historię. Bo znając tą historię zawsze mógłbym powiedzieć: tak wiem, wieeem, miałeś ją 44 razy z czego 39 od tyłu, a teraz spierdalaj huju bo ci wyjebie - co jednak nie zmienia mojego przekonania, że kobieta powinna mieć tylko jednego mężczyznę w życiu. A raczej by być poprawnym politycznie, przekonania że mężczyzna powinien mieć tylko jedną kobietę w życiu – a raczej by być w zgodzie z duchem tej notki, mężczyzna powinien posiadać, mieć, być właścicielem tylko jednej kobiety.

I jeszcze rozliczenie ze świętami których nie lubię. Pytam w rodzinie co by kupić rodzinnym małolatom pod choinkę. I co słyszę: nie wiem, nie wiem, może być kasa. Kurde no, świat schodzi na psy. Mikołaj przynosi kasę. Małolaty podobno wszystko już mają. Wszystko. Nie wiem może wszystkiego o mojej rodzinie, może to bogacze jacyś utajeni. Wszystko mają no. A tak w ogóle jak można mieć wszystko? Jak można mieć wszystko? Jakby się miało wszystko to by się było już chyba skończonym? Bez chęci, bez pragnień, bez marzeń. I jak rodzice mogą nie wiedzieć co mogą chcieć ich dzieci. To te dzieci nie mają zainteresowań, pasji, hopli? Dostały ostatecznie rodzinne małolaty kasę ale tym samym i ten jeden, jeden z niewielu fajnych elementów tych nielubianych świąt mi odebrano. Prezent to prezent, od Mikołaja, a nie jakaś tam kasa. Ja na ten przykład dostałem kiedyś pod choinkę książkę. Książkę pt: Na tronie w Blabonie. Nigdy jej nie przeczytałem. Ale stała u mnie na półce iks lat. I za każdym razem gdy na nią patrzyłem przypominała mi się tamta choinka i tamten Mikołaj czyli wujek Sławek. W końcu ją komuś oddałem ale teraz żałuję bo bym ją dzisiaj przeczytał.

I na koniec. Nie lubię zimy. Pokrzyżowała mi biegowe plany. Miałem przy okazji Trzech Króli walnąć 50 km w trzy dni. Niestety. Wczoraj było minus 16, z tym że tylko na termometrze bo odczuwalnie dużo więcej. Dzisiaj rano jak o 7 wyszedłem z domu minus 22. Mógłbym biegać, dałbym radę, i nawet zły deko jestem na siebie, że wymiękłem, jednak zamieniłem to na basen. I chyba na dobre mi wyszło bo lewy kark który kiedyś bolał mnie uparcie, i który od jakiegoś czasu już nie bolał, a który wrócił w czwartek, boleć mnie chyba przestanie. I przy okazji przypomniałem sobie o pływaniu. Wczoraj walnąłem 20 basenów. Dzisiaj też miałem walnąć 20. Jednak po tym jak te 20 walnąłem postanowiłem walnąć 30. No ale jak walnąłem 30 to pomyślałem, że dociągnę do kilometra ( jeden basen to 25 m ). No ale jak zrobiłem 40 to pomyślałem, że 50 lepiej brzmi. I pływałbym zapewne dalej bo taki już nienasycony jestem, i ciągle mi mało, i ciągle chcę więcej, lepiej, bardziej, doskonalej ale czas się kończył. Właśnie. Tak teraz pomyślałem, że to chyba mój życiowy problem. Problem z którego nie zdawałem sobie sprawy, a który niszczy mi to moje życie. Ciągle nienasycony jestem, i ciągle mi mało, i ciągle chcę więcej, lepiej, bardziej, doskonalej. Muszę to przemyśleć.

8 komentarzy:

  1. oj, rozumiem Cię z tym ciągłym międleniem przeszłości. :/

    a jeden mężczyzna i jedna kobieta w życiu - to ideał. a ideały są nierealne, choć niekiedy przytrafiają się nielicznym. czy można być całe życie z pierwszym mężczyzną/kobietą? - tak. ale czy to zagwarantuje szczęście? - nie. nawet jeżeli będziemy bardzo chcieli i bardzo się starali - nie zagwarantuje to szczęścia. a w nieszczęściu żyć nie warto, nawet jeżeli idea piękna. dlatego się rozwiodłam. choć też chciałabym mieć tego jednego. na całkowitą wyłączność.

    fajnie, że na basen trafiłeś :D ja po długiej przerwie wczoraj poszłam i było mi świetnie :) i też jakoś mało :) dzisiaj się sprężę i policzę długości, które robię. :)
    no to spadam torbę spakować i śmigam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie chcę rozgrywać ran no ewne rzeczy są p[rzykre niewiem co ci powiedzieć.

    czassem jak ktoś jest niedoenianiy i ciągle odtrącany - to szuka ciepła gdzieindziej, albo zamyka się w sobie.

    basen fajna sprawa. muszę wrócić do sportu jakiekolowiek o trochę się zapuściłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piłaś coś ? ;) Bo do tej pory takie komentarze, to moja specjalność ;)

      Usuń
    2. nie piłam bo spirytus w tych temperaturach już zamarza;))))))))))

      Usuń
  3. Tak sobie myślę, o tej kwestii posiadania.
    I to tak trochę , że możesz mieć w domu tysiące książek, ale samo to nie zrobi z Ciebie uczonego.
    Równie mocno ciekawi mnie ten ''akt własności '' wobec kobiety.
    Gdzie on się zaczyna i czym musi być przypięczętowany ? Co o nim świadczy.
    Mi osobiście wydaję się, że prawdziwy mężczyzna, zdobywa do końca życia.
    A prawdziwa kobieta chce być zdobywana do końca.
    A tym niepisanym ''aktem'' jest więz dusz.
    Zgoda na zdobywanie do końca życia przez jednego mężczyzne.
    Zdobywanie do końca życia jednej kobiety.
    I rzecz jasna mało realnym, choć pięknym byłoby gdyby działo się tak za pierwszym razem.
    To jak z moim sosem holenderskim.
    Zmarnowałam na niego już tysiąc jajek, i nadal nie jest taki jak powinien.
    Kiedyś jednak bedzie prawie idealny.
    No, ale to tylko moje dyrdymały.

    OdpowiedzUsuń
  4. meldunek basenowy :)
    z uwagi na to, że ciągle nie umiem dojść do ładu z oddechem przy kraulu i ciągle się męczę...
    ...to pływam sobie tak: w jedną stronę żabka (kryta) a z powrotem na plecach (tak też odpoczywam).
    no i tak sobie ciurkiem strzeliłam 50 basenów (25m)
    :)
    i też mogłabym więcej, ale mi się czas wejścia kończył a jeszcze chciałam sobie stary krzyż wybąbelkować w dżakuzi.
    :)
    ... ale z kraulem dojdę w końcu do ładu, bo mnie to denerwuje, że tak się męczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. myślenie ma kolosalną przyszłość...

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj przeszłość lubi wracać. A najgorsze jest to, że nijak nie można się na to przygotować ani kontrolować tego. Nie napiszę Ci, że trzeba żyć teraźniejszością, bo to banał i sam o tym wiesz. Mam nadzieję tylko, że takich chwile, kiedy sponiewierany przez przeszłość nie będziesz miał na nic ochoty, że takich chwil będzie coraz mniej.

    A zimy też nie lubię. Wyrąbałam się wczoraj przez nią niczym baletnica w piruecie. Teraz wyglądam jak jakaś ofiara przemocy i poczekać musi robienie przysiadów. Cóż poradzić.

    ps Postaram się pamiętać.

    OdpowiedzUsuń