sobota, 28 stycznia 2017

Ścieżka 426 Do przodu

Szczerze, choć czasem nóż mi się w kieszeni otwiera, choć czasami smutno robi niewypowiedzianie to uwielbiam czytać komentarze. Te komentarze pokazują mi jasno, wyraźnie kim jestem. Tak jak te ostatnie na ten przykład. Upewniają mnie, utwierdzają jasno wyraźnie, że jestem dziwnie nieprzystosowany do życia. Że ja dziwny jestem. No jestem. Jakie to kurde proste. Jak to mówicie? Że niby: Zawsze masz dwa wyjścia. Żyć przejebanym wczoraj, abo nie przejebać kolejnego dziś. No jasne. No jakie to proste. Proste jak cholera. Jak tak czytam te komentarze to przekonuję się, że naprawdę dziwaczny koleś ze mnie, że żyję tym przejebanym wczoraj. No że tym żyję. Że mam doła spowodowanego jakimś tam jednym czy drugim wspomnieniem. W Was nie ma żalu. No a we mnie jest. Jest taki żal. Męczy mnie, dołuje, pozbawia chęci. Jasne, oczywiście trzeba się wziąć w garść i żyć dniem dzisiejszym. Ależ oczywiście, zgadzam się. Z tym, że są dni że brak siły, albo po prostu nie wiadomo jak, nie wiadomo od czego zacząć. Albo po prostu się nie umie. Można nie umieć się oderwać od wspomnień? Myślę, że można. To takie kalectwo emocjonalne. Pisałem już kiedyś o tym, że czuję się jak taki inwalida duchowy. Czegoś mi brak w łepetynie, czegoś mi brak w sercu ( albo czegoś mam za dużo ) żeby móc tak sobie żyć. I o ile w fizycznym kalectwie przynajmniej widać tą ułomność, przynajmniej wiadomo na czym polega, i nawet litość czy chęć pomocy wzbudza to w tej duchowej już tak łatwo nie ma. Ta duchowa wzbudza w ludziach wręcz irytację i złość. Bo o cóż ci chodzi? Dlaczego jesteś smutny? Nie wiem kurwa dlaczego, tak mnie dopadło i siedzi. Wcale tego nie chcę, przylazło i jest. No ale na to powiedzą ci mądrzy to walcz, to staraj się to pokonać, żyj dziś. Powiem Wam coś. To tak jak z np bieganiem. Mogę powiedzieć: no biegnij. Weź przebiegnij pięć, dziesięć, dwadzieścia kilometrów. Weź przebiegnij maraton. Ale nie dam rady. Jak to nie dasz rady? No bo coś tam ( co może być tym coś tam ) jakaś choroba której nie widać, dajmy na to co, no nie wiem co, coś co ogranicza możliwość aktywności wysiłkowej, astma, bolerioza na przykład. Tak więc można nie dać rady przebiec pięciu, dziesięciu, dwudziestu kilometrów? Można. Ale ja, er, mogę powiedzieć wówczas, a tam, weź się w garść i biegnij. Proste. Proste jak nie wiem co. Więc ja też może nie umiem tak wziąć i już sobie żyć tym dniem dzisiejszym. Tak się oderwać od wczoraj i nie pieprzyć dziś. To wczoraj siedzi we mnie. Wszystko. Żal mam do losu czy też Boga, że tak się to wszystko poukładało ( a tak naprawdę do siebie ). No nie jest mi łatwo zdusić w sobie tego żalu, tak jak wam nie było by łatwo przebiec maratonu. I nieraz, jak tak sobie wyrzucę z siebie ten żal, ten smutek to szukam jakiegoś współczucia, jakiegoś pocieszenia. Wiem, marudzę. No ale ciężary są nieraz takie, że samemu trudno sobie poradzić. I nie to żebym szukał ich w komentarzach, absolutnie nie. Jednak gdy je czytam, i gdy widzę brak jakiegokolwiek zrozumienia utwierdzam się tylko w przekonaniu, że jestem tą życiową kaleką. Ale to dobrze, to przynajmniej pozbawia mnie złudzeń, to przynajmniej utwierdza mnie w tym co o sobie myślę, to upewnia, że tak właśnie ma być.
I jeszcze jedna myśl nasuwa mi się w związku z tym. Współczesne kobiety popełniają jeden podstawowy błąd. A może nie kobiety konkretnie a świat. Chociaż w sumie to pierwsze wynika z drugiego a drugie z pierwszego. Tak więc współczesne kobiety, współczesny świat popełnia jeden podstawowy błąd. Błąd polegający na tym, że mężczyźni powinni być wrażliwi. Wrażliwi. A co za tym idzie powinni nie wstydzić się łez, nie wstydzić się okazywać emocji, okazywać uczuć. Tacy powinni być mężczyźni współczesnego świata. Jednego tylko nie biorą pod uwagę. Tacy mężczyźni, tacy wrażliwi mężczyźni czasami nie dają rady. Pękają. Czasami ich to przerasta. Dopuszczając do sobie tą wrażliwość stają się też podatni na ciosy, na urazy, na ból. Stają się słabi. I wówczas potrzebują pocieszenia, potrzebują wsparcia, potrzebują zapewnienia, że to co się w nich dzieje, to czego doświadczają to nie jest złe, to nie jest oznaka ich słabości. Niestety, wówczas zazwyczaj dostają coś zupełnie przeciwnego. Wówczas okazuje się zazwyczaj, że taka pani jedna z drugą stwierdza, że opieki nad dziećmi to już jej wystarczy, że jeden chłopczyk dodatkowo do niczego nie jest już jej potrzebny. Bo przecież to on ma być jej oparciem a nie ona jego. I kończy się tym, że wrażliwy zostaje ze swoją wrażliwością, a pole zdobywa ten niewrażliwy. I słusznie. Bo na końcu tego wszystkiego jesteśmy tylko tymi samicami i samcami. A samica jak by nie kombinowała zawsze wybierze pełną michę niż wzruszenie nad faktem, że ktoś tam wczoraj rozdeptał ślimaka. Tak to właśnie widzę. Emocjonalny facet to życiowa pokraka. Wcześniej czy później skazany na porażkę. A współczesna wyzwolona kobieta nie czuje się absolutnie zobligowana do tego żeby mu pomagać. I to jest słuszne, wcale nie twierdzę, że mają obowiązek ciągnąć te pokraki, że mają je ratować – zgadzam się z tym ja, emocjonalny facet życiowa pokraka .
A od wtorku rozmyślam czy napisać czy nie napisać. Czy napisać, a raczej czy wchodzić w bezpośrednią polemikę z jednym z komentarzy. Bo choć pierwszą reakcją po jego przeczytaniu był lekki wkurw, potem smutek, a na końcu żal, to po ochłonięciu przyszło zniesmaczenie. I w sumie mógłbym napisać, że już nie obchodzi mnie to, że mam to w dupie. Ale chyba nie mam tego w dupie. Nie mam bo jednak to komentarz od kogoś z kim znamy się nie od dziś. I w sumie dlaczego nie miałbym sobie ulżyć? Skoro ktoś ulżył sobie na mnie, skoro poprawił sobie humor moim kosztem to dlaczego ja miałbym siedzieć z zamkniętymi ustami. I niech się mylę, niech to będzie nieporozumienie ale przyznać muszę, że nie wiem o co ci chodzi Szemrząca koleżanko, i jaką to karmiącą mnie rękę kopię? Nie ma cię całymi tygodniami, po czym wpadasz z sarkastyczną uwagą, że „myślenie ma przyszłość” a następnie piszesz żem baran i takie tam. Wiesz co, nie dobija się leżącego. A ja naprawdę leżałem. Naprawdę byłem słaby. A Ty mnie w tej słabości tylko dobiłaś. Ale czego mogłem się spodziewać obnażając się z tych swoich słabości? No czego? Mam nauczkę, jak daje się coś do wiadomości publicznej, to trzeba liczyć się z wszelakimi konsekwencjami. Takimi jak twój komentarz też. Pewnie dołączę teraz do całej rzeszy tych baranów z Adamsami na czele, do sąsiadów co nie wiedzą kiedy się wierci i kosi, do sprzedawców co sprzedają badziew, do koordynatorek co oszukują, do pielęgniarek co nie znają się na robocie, do zmienniczek co zostawiają syf, do rodzin które nie troszczą się o swych seniorów. Trudno, taki już mój los. Widocznie nie wiem, nie znam się na życiu tak jak Ty. Ty wiesz wszystko najlepiej, Ty wiesz, znasz rozwiązanie każdego życiowego problemu, i nie tolerujesz bezradności, nie tolerujesz słabości, nie tolerujesz odmienności. Ale powiem ci jedno, zapewne wiesz, znasz definicję empatii jednak za grosz tej empatii w Tobie nie znajduję. Pomyśl czasem, że są ludzie którzy się gubią, którzy mają gorsze chwile i którzy się po prostu od Ciebie różnią. I nie oceniaj wszystkiego podłóg siebie. I nie myśl, że masz rozwiązanie dla każdego i że każdemu Twoje rozwiązanie pasuje. Nie myśl, że Twoja mądrość to lek na wszystkie problemy tego świata. Mądrość jedna jedyna i jedynie słuszna. Więcej empatii. Tak to właśnie widzę. Chyba, że to żart był którego nie zrozumiałem i to wszystko co napisałem to nieporozumienie, chyba że.
I w tym wszystkim nurtowało mnie jeszcze jedno. Takie: a co by Kania napisała? Takie: co powie Kania, co Kania mi powie, co na to odpowie mi? I jakiś taki spokojny byłem, pewny wręcz, że po jej komentarzu wstanę z kolan. I chyba ją wywołałem. I nie zawiodłem się. Nie chcę jej tu w zakłopotanie wprowadzać i jakiegoś w sumie ciężaru odpowiedzialności na jej barki zrzucać ale od Kani możesz się uczyć. I od Smoka. Smoka który czasami też się po mnie przejedzie ale zawsze z wyczuciem, z troską o moje wrażliwe serce. Tak, Kania i Smok to osoby przepełnione empatią. Empatią którą uważam za cechę najważniejszą w życiu. Najważniejszą. I mam nadzieję spotkać kiedyś i Kanię i Smoka. Wypić z Nimi jakąś kawę, herbatę czy sok i ogrzać się w cieple Ich słów. Chciałbym z Nimi porozmawiać na żywo. Bo choć Smoka już słyszałem, i ciepło tego głosu tylko potwierdziło moje z komentarzy wyrobione zdanie, i choć głos ten był dodatkowo pełen seksapilu ( a tego jak wiemy trzeba mi jak kani dżdżu – bez podtekstów ), to usłyszeć ten głos na żywo byłoby jeszcze przyjemniej. I odpowiadając na Kaniny apel. Tak, możesz być pewna, jeszcze znajdziesz tu to czego szukasz, znajdziesz, poczekaj tylko. Słońca mi tylko więcej potrzeba. I Rumaka. Ale już niedługo, niedługo. I chyba widać te słoneczne promyki w tych ostatnich zdaniach? Jest więc nadzieja. Taki miałem gorszy okres, wybacz, czy też wybaczcie. I musiałem to z siebie wyrzucić. To jak jakaś taka spowiedź, oczyszczenie czy coś w ten deseń. Wróci pewnie nie raz jeszcze, ale na chwilę obecną chyba już za mną. Słońca mi tylko więcej potrzeba, i Rumaka a wówczas wrócą klimaty jak te pod spodem.


3 komentarze:

  1. otóż to. wolę pełną michę i samca zaspokajającego moje potrzeby na 120% a mam wielkie potrzeby niż wczorajszego zdeptanego ślimola;)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. mężczyzna też musi mieć wrażliwość i empatię.
    ale.... nie może być mazgajem czy ciapą.
    TO DOTYCZY TEŻ KOBIET!!!! - ŻEBY BYŁA JASNOŚĆ!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja ustawicznie mam wrażenie, że jestem niedzisiejsza i niedostosowana.
    ale... daję sobie radę. i Ty też dasz sobie radę.
    :)

    OdpowiedzUsuń