Szczerze,
choć czasem nóż mi się w kieszeni otwiera, choć czasami smutno
robi niewypowiedzianie to uwielbiam czytać komentarze. Te komentarze
pokazują mi jasno, wyraźnie kim jestem. Tak jak te ostatnie na ten
przykład. Upewniają mnie, utwierdzają jasno wyraźnie, że jestem
dziwnie nieprzystosowany do życia. Że ja dziwny jestem. No jestem.
Jakie to kurde proste. Jak to mówicie? Że niby: Zawsze
masz dwa wyjścia. Żyć przejebanym wczoraj, abo nie przejebać
kolejnego dziś.
No jasne. No jakie to proste. Proste jak cholera. Jak tak czytam te
komentarze to przekonuję się, że naprawdę dziwaczny koleś ze
mnie, że żyję tym przejebanym wczoraj. No że tym żyję. Że mam doła spowodowanego jakimś tam jednym czy
drugim wspomnieniem. W Was nie ma żalu. No a we mnie jest. Jest taki
żal. Męczy mnie, dołuje, pozbawia chęci. Jasne, oczywiście
trzeba się wziąć w garść i żyć dniem dzisiejszym. Ależ
oczywiście, zgadzam się. Z tym, że są dni że brak siły, albo po
prostu nie wiadomo jak, nie wiadomo od czego zacząć. Albo po prostu
się nie umie. Można nie umieć się oderwać od wspomnień? Myślę,
że można. To takie kalectwo emocjonalne. Pisałem już kiedyś o
tym, że czuję się jak taki inwalida duchowy. Czegoś mi brak w
łepetynie, czegoś mi brak w sercu ( albo czegoś mam za dużo )
żeby móc tak sobie żyć. I o ile w fizycznym kalectwie
przynajmniej widać tą ułomność, przynajmniej wiadomo na czym
polega, i nawet litość czy chęć pomocy wzbudza to w tej duchowej
już tak łatwo nie ma. Ta duchowa wzbudza w ludziach wręcz irytację
i złość. Bo o cóż ci chodzi? Dlaczego jesteś smutny? Nie wiem
kurwa dlaczego, tak mnie dopadło i siedzi. Wcale tego nie chcę,
przylazło i jest. No ale na to powiedzą ci mądrzy to walcz, to
staraj się to pokonać, żyj dziś. Powiem Wam coś. To tak jak z np bieganiem. Mogę powiedzieć: no biegnij. Weź przebiegnij
pięć, dziesięć, dwadzieścia kilometrów. Weź przebiegnij
maraton. Ale nie dam rady. Jak to nie dasz rady? No bo coś tam ( co
może być tym coś tam ) jakaś choroba której nie widać, dajmy na
to co, no nie wiem co, coś co ogranicza możliwość aktywności
wysiłkowej, astma, bolerioza na przykład. Tak więc można nie dać
rady przebiec pięciu, dziesięciu, dwudziestu kilometrów? Można. Ale ja,
er, mogę powiedzieć wówczas, a tam, weź się w garść i biegnij.
Proste. Proste jak nie wiem co. Więc ja też może nie umiem tak
wziąć i już sobie żyć tym dniem dzisiejszym. Tak się oderwać
od wczoraj i nie pieprzyć dziś. To wczoraj siedzi we mnie.
Wszystko. Żal mam do losu czy też Boga, że tak się to wszystko
poukładało ( a tak naprawdę do siebie ). No nie jest mi łatwo zdusić w sobie tego żalu, tak
jak wam nie było by łatwo przebiec maratonu. I nieraz, jak tak
sobie wyrzucę z siebie ten żal, ten smutek to szukam jakiegoś
współczucia, jakiegoś pocieszenia. Wiem, marudzę. No ale ciężary
są nieraz takie, że samemu trudno sobie poradzić. I nie to żebym
szukał ich w komentarzach, absolutnie nie. Jednak gdy je czytam, i
gdy widzę brak jakiegokolwiek zrozumienia utwierdzam się tylko w
przekonaniu, że jestem tą życiową kaleką. Ale to dobrze, to
przynajmniej pozbawia mnie złudzeń, to przynajmniej utwierdza mnie
w tym co o sobie myślę, to upewnia, że tak właśnie ma być.
I
jeszcze jedna myśl nasuwa mi się w związku z tym. Współczesne
kobiety popełniają jeden podstawowy błąd. A może nie kobiety
konkretnie a świat. Chociaż w sumie to pierwsze wynika z drugiego a
drugie z pierwszego. Tak więc współczesne kobiety, współczesny
świat popełnia jeden podstawowy błąd. Błąd polegający na tym,
że mężczyźni powinni być wrażliwi. Wrażliwi. A co za tym idzie
powinni nie wstydzić się łez, nie wstydzić się okazywać emocji,
okazywać uczuć. Tacy powinni być mężczyźni współczesnego
świata. Jednego tylko nie biorą pod uwagę. Tacy mężczyźni, tacy
wrażliwi mężczyźni czasami nie dają rady. Pękają. Czasami ich
to przerasta. Dopuszczając do sobie tą wrażliwość stają się
też podatni na ciosy, na urazy, na ból. Stają się słabi. I
wówczas potrzebują pocieszenia, potrzebują wsparcia, potrzebują
zapewnienia, że to co się w nich dzieje, to czego doświadczają to
nie jest złe, to nie jest oznaka ich słabości. Niestety, wówczas
zazwyczaj dostają coś zupełnie przeciwnego. Wówczas okazuje się
zazwyczaj, że taka pani jedna z drugą stwierdza, że opieki nad
dziećmi to już jej wystarczy, że jeden chłopczyk dodatkowo do
niczego nie jest już jej potrzebny. Bo przecież to on ma być jej
oparciem a nie ona jego. I kończy się tym, że wrażliwy zostaje ze
swoją wrażliwością, a pole zdobywa ten niewrażliwy. I słusznie.
Bo na końcu tego wszystkiego jesteśmy tylko tymi samicami i
samcami. A samica jak by nie kombinowała zawsze wybierze pełną
michę niż wzruszenie nad faktem, że ktoś tam wczoraj rozdeptał
ślimaka. Tak to właśnie widzę. Emocjonalny facet to życiowa
pokraka. Wcześniej czy później skazany na porażkę. A współczesna
wyzwolona kobieta nie czuje się absolutnie zobligowana do tego żeby
mu pomagać. I to jest słuszne, wcale nie twierdzę, że mają
obowiązek ciągnąć te pokraki, że mają je ratować – zgadzam
się z tym ja, emocjonalny facet życiowa pokraka .
A
od wtorku rozmyślam czy napisać czy nie napisać. Czy napisać, a
raczej czy wchodzić w bezpośrednią polemikę z jednym z
komentarzy. Bo choć pierwszą reakcją po jego przeczytaniu był
lekki wkurw, potem smutek, a na końcu żal, to po ochłonięciu
przyszło zniesmaczenie. I w sumie mógłbym napisać, że już nie
obchodzi mnie to, że mam to w dupie. Ale chyba nie mam tego w dupie.
Nie mam bo jednak to komentarz od kogoś z kim znamy się nie od
dziś. I w sumie dlaczego nie miałbym sobie ulżyć? Skoro ktoś
ulżył sobie na mnie, skoro poprawił sobie humor moim kosztem to
dlaczego ja miałbym siedzieć z zamkniętymi ustami. I niech się
mylę, niech to będzie nieporozumienie ale przyznać muszę, że nie
wiem o co ci chodzi Szemrząca koleżanko, i jaką to karmiącą mnie
rękę kopię? Nie ma cię całymi tygodniami, po czym wpadasz z
sarkastyczną uwagą, że „myślenie ma przyszłość” a
następnie piszesz żem baran i takie tam. Wiesz co, nie dobija się
leżącego. A ja naprawdę leżałem. Naprawdę byłem słaby. A Ty
mnie w tej słabości tylko dobiłaś. Ale czego mogłem się
spodziewać obnażając się z tych swoich słabości? No czego? Mam
nauczkę, jak daje się coś do wiadomości publicznej, to trzeba
liczyć się z wszelakimi konsekwencjami. Takimi jak twój komentarz
też. Pewnie dołączę teraz do całej rzeszy tych baranów z
Adamsami na czele, do sąsiadów co nie wiedzą kiedy się wierci i
kosi, do sprzedawców co sprzedają badziew, do koordynatorek co
oszukują, do pielęgniarek co nie znają się na robocie, do
zmienniczek co zostawiają syf, do rodzin które nie troszczą się o
swych seniorów. Trudno, taki już mój los. Widocznie nie wiem, nie
znam się na życiu tak jak Ty. Ty wiesz wszystko najlepiej, Ty
wiesz, znasz rozwiązanie każdego życiowego problemu, i nie
tolerujesz bezradności, nie tolerujesz słabości, nie tolerujesz
odmienności. Ale powiem ci jedno, zapewne wiesz, znasz definicję
empatii jednak za grosz tej empatii w Tobie nie znajduję. Pomyśl
czasem, że są ludzie którzy się gubią, którzy mają gorsze
chwile i którzy się po prostu od Ciebie różnią. I nie oceniaj
wszystkiego podłóg siebie. I nie myśl, że masz rozwiązanie dla
każdego i że każdemu Twoje rozwiązanie pasuje. Nie myśl, że
Twoja mądrość to lek na wszystkie problemy tego świata. Mądrość
jedna jedyna i jedynie słuszna. Więcej empatii. Tak to właśnie
widzę. Chyba, że to żart był którego nie zrozumiałem i to
wszystko co napisałem to nieporozumienie, chyba że.
I
w tym wszystkim nurtowało mnie jeszcze jedno. Takie: a co by Kania
napisała? Takie: co powie Kania, co Kania mi powie, co na to
odpowie mi? I jakiś taki spokojny byłem, pewny wręcz, że po jej
komentarzu wstanę z kolan. I chyba ją wywołałem. I nie zawiodłem
się. Nie chcę jej tu w zakłopotanie wprowadzać i jakiegoś w
sumie ciężaru odpowiedzialności na jej barki zrzucać ale od Kani
możesz się uczyć. I od Smoka. Smoka który czasami też się po
mnie przejedzie ale zawsze z wyczuciem, z troską o moje wrażliwe
serce. Tak, Kania i Smok to osoby przepełnione empatią. Empatią
którą uważam za cechę najważniejszą w życiu. Najważniejszą.
I mam nadzieję spotkać kiedyś i Kanię i Smoka. Wypić z Nimi
jakąś kawę, herbatę czy sok i ogrzać się w cieple Ich słów.
Chciałbym z Nimi porozmawiać na żywo. Bo choć Smoka już
słyszałem, i ciepło tego głosu tylko potwierdziło moje z
komentarzy wyrobione zdanie, i choć głos ten był dodatkowo pełen
seksapilu ( a tego jak wiemy trzeba mi jak kani dżdżu – bez
podtekstów ), to usłyszeć ten głos na żywo byłoby jeszcze przyjemniej. I odpowiadając na Kaniny apel. Tak, możesz być
pewna, jeszcze znajdziesz tu to czego szukasz, znajdziesz, poczekaj
tylko. Słońca mi tylko więcej potrzeba. I Rumaka. Ale już
niedługo, niedługo. I chyba widać te słoneczne promyki w tych
ostatnich zdaniach? Jest więc nadzieja. Taki miałem gorszy okres,
wybacz, czy też wybaczcie. I musiałem to z siebie wyrzucić. To jak
jakaś taka spowiedź, oczyszczenie czy coś w ten deseń. Wróci
pewnie nie raz jeszcze, ale na chwilę obecną chyba już za mną.
Słońca mi tylko więcej potrzeba, i Rumaka a wówczas wrócą
klimaty jak te pod spodem.
otóż to. wolę pełną michę i samca zaspokajającego moje potrzeby na 120% a mam wielkie potrzeby niż wczorajszego zdeptanego ślimola;)))))))))))
OdpowiedzUsuńmężczyzna też musi mieć wrażliwość i empatię.
OdpowiedzUsuńale.... nie może być mazgajem czy ciapą.
TO DOTYCZY TEŻ KOBIET!!!! - ŻEBY BYŁA JASNOŚĆ!
ja ustawicznie mam wrażenie, że jestem niedzisiejsza i niedostosowana.
OdpowiedzUsuńale... daję sobie radę. i Ty też dasz sobie radę.
:)